Po cóż samemu pisać o powodzi, skoro wcześniej ktoś zrobił to całkiem nieźle? Postanowiłem zatem przykleić posta Jagody Kłosowskiej z bloga "Zielona Polityka", który mówi chyba wszystko, co o powodziach powiedzieć można z zielonego punktu widzenia. Artykuł ma już rok, ale na dobrą sprawę wystarczy podstawić pod Podkarpacie (które zresztą w tym roku również ucierpiało) dowolne miejsce na południu Polski, by ogólny zarys sytuacyjny był prawdziwy. Zapraszam do lektury.
Na południowym wschodzie Polski mamy powódź. Kto jest winien? "Winna jest ta cała ekologia - mówi do kamery lokalny polityk - bo nie pozwolili uregulować rzeki. Jak się rzekę wpuści w takie betonowe koryto, to woda prędzej spływa i powodzi nie ma".
Filozofia unikania powodzi u siebie przez spuszczanie wody (odpowiednio prędko) do sąsiadów poniżej musi budzić niepokój. Poniżej gmin które są obecnie podtopione, są kolejne gminy, a jeszcze niżej - miasto Kraków. Woda, która rozlała się na Podkarpaciu, dzięki temu nie przelała się przez obwałowania Wisły w Krakowie; tak to jest z rzekami: czasami ich wezbrane wody rozlewają się szeroko. To dobrze, że w podkarpackich gminach woda rozlała się na naturalne poldery. Tyko - to bardzo źle, że te poldery bezmyślna władza pozwoliła wcześniej zabudować.
Mądre ludy od starożytności wznosiły osady w pobliżu rzek, ale tak, aby zabudowa powstawała na wzniesieniach. Kto zbudował dom w dolinie, brał na siebie ryzyko, że za kilka (kilkanaście, kilkadziesiąt) lat zmyje go powódź. Władze zalanych gmin odpowiadają za wadliwe miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego. To gmina decyduje, które tereny będą wyłączone spod zabudowy. Jeśli zdecyduje nieodpowiedzialnie - mamy ludzkie tragedie.
Przy okazji zauważmy absurd: jeśli władza wymyśli sobie gdzieś sztuczny zbiornik, wysiedli stamtąd ludzi bez skrupułu na koszt publiczny, zlikwiduje całe wsie i wybuduje ludziom nowe domy powyżej. Jeśli natomiast rzeka próbuje sobie uformować naturalne rozlewisko, władza nie czuje się odpowiedzialna za to by wyłączyć ten teren spod zabudowy, a tych, co się tam osiedlili zachęceni błędnym planem przestrzennym - przeprowadzić wyżej na kosz budżetu. Tymczasem zdrowy rozsądek podpowiadałby przecież coś przeciwnego.
I jeszcze o powodzi i ekologii: przyczyną powodzi jest nie to, że woda z Podkarpacia za wolno odpływa, ale to, że w górzystej części Polski lasy zostały przetrzebione i teren Podkarpacia stracił olbrzymią część naturalnej retencji. Woda opadowa powinna spokojnie wsiąknąć w grubą ściółkę lasów i potem przesiąkać stopniowo przez dwa tygodnie do rzek. Ale lasy wycięto i cała woda z opadu spływa do rzek w ciągu trzech godzin. Stąd powódź: przez politykę rabunkowej gospodarki leśnej.
***
Ludzie tak uwierzyli w sztuczny świat polityki, że nieuchronne wydają im się tylko decyzje władzy. A niezgodne z nimi zjawiska przyrody jawią się jako irytujące incydenty, które trzeba "uporządkować". Tymczasem to władza jest incydentalna, a przyroda - wieczna. Deszcze padają w obecnej kadencji i będą padać we wszystkich następnych. To przyroda jest punktem odniesienia, a regulować można tylko politykę. Tak aby była w sensownej zgodzie z przyrodą.
Na południowym wschodzie Polski mamy powódź. Kto jest winien? "Winna jest ta cała ekologia - mówi do kamery lokalny polityk - bo nie pozwolili uregulować rzeki. Jak się rzekę wpuści w takie betonowe koryto, to woda prędzej spływa i powodzi nie ma".
Filozofia unikania powodzi u siebie przez spuszczanie wody (odpowiednio prędko) do sąsiadów poniżej musi budzić niepokój. Poniżej gmin które są obecnie podtopione, są kolejne gminy, a jeszcze niżej - miasto Kraków. Woda, która rozlała się na Podkarpaciu, dzięki temu nie przelała się przez obwałowania Wisły w Krakowie; tak to jest z rzekami: czasami ich wezbrane wody rozlewają się szeroko. To dobrze, że w podkarpackich gminach woda rozlała się na naturalne poldery. Tyko - to bardzo źle, że te poldery bezmyślna władza pozwoliła wcześniej zabudować.
Mądre ludy od starożytności wznosiły osady w pobliżu rzek, ale tak, aby zabudowa powstawała na wzniesieniach. Kto zbudował dom w dolinie, brał na siebie ryzyko, że za kilka (kilkanaście, kilkadziesiąt) lat zmyje go powódź. Władze zalanych gmin odpowiadają za wadliwe miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego. To gmina decyduje, które tereny będą wyłączone spod zabudowy. Jeśli zdecyduje nieodpowiedzialnie - mamy ludzkie tragedie.
Przy okazji zauważmy absurd: jeśli władza wymyśli sobie gdzieś sztuczny zbiornik, wysiedli stamtąd ludzi bez skrupułu na koszt publiczny, zlikwiduje całe wsie i wybuduje ludziom nowe domy powyżej. Jeśli natomiast rzeka próbuje sobie uformować naturalne rozlewisko, władza nie czuje się odpowiedzialna za to by wyłączyć ten teren spod zabudowy, a tych, co się tam osiedlili zachęceni błędnym planem przestrzennym - przeprowadzić wyżej na kosz budżetu. Tymczasem zdrowy rozsądek podpowiadałby przecież coś przeciwnego.
I jeszcze o powodzi i ekologii: przyczyną powodzi jest nie to, że woda z Podkarpacia za wolno odpływa, ale to, że w górzystej części Polski lasy zostały przetrzebione i teren Podkarpacia stracił olbrzymią część naturalnej retencji. Woda opadowa powinna spokojnie wsiąknąć w grubą ściółkę lasów i potem przesiąkać stopniowo przez dwa tygodnie do rzek. Ale lasy wycięto i cała woda z opadu spływa do rzek w ciągu trzech godzin. Stąd powódź: przez politykę rabunkowej gospodarki leśnej.
***
Ludzie tak uwierzyli w sztuczny świat polityki, że nieuchronne wydają im się tylko decyzje władzy. A niezgodne z nimi zjawiska przyrody jawią się jako irytujące incydenty, które trzeba "uporządkować". Tymczasem to władza jest incydentalna, a przyroda - wieczna. Deszcze padają w obecnej kadencji i będą padać we wszystkich następnych. To przyroda jest punktem odniesienia, a regulować można tylko politykę. Tak aby była w sensownej zgodzie z przyrodą.
3 komentarze:
Masz rację chłopie!!! Dodam jeszcze to (SAME kurna FAKTY): debila melioracja rzecz i rzeczułek (zabetonować i wyprostować), zniszczenie naturalnych teras zalewowych, itp. Do tego dochodzi brutalne i bezmyślne budowanie się w terenach zalewowych - ot, rpzykłąd z mojej pracy: miał chłop łąkę na zawalu (albo innym terenie zalewowym), w którymś momencie zaczął skamleć, płakać, grozić, ubliżac, żze chce pozwolenie budowlane na dom. Na tej "powodziowej" działce. J apowiedziałam, ze to możliwe o ile wybuduje się dom w 1 z 2 technologii ("bunkier" lub na palach). Chłop zaczął płakać i bluzgać, że jakie my som nieczułe, że jego nei stać, że zgorza, te wredne urzędniki nie dają się biadkowi pobudować. Przekupił kogo trzeba (nie mnie!), resztę zrobił w technologii tradycyjnej (fundamenty też nie za bardzo na wilgoć, już nie mówię, że na wodę odporne) w drodze samowoli budowlanej. Tak powstałwy osiedla willi po 200 m każda (tych biednych chłopów - haha, jaka bieda). Od zalania ich oczywiście nie ubezpeiczają, bo boeda, bo :"na węgiel nie starcza" (a po co kretynie budowałeś dom, na którego utrzymanie cię nie stać?!). NO dobra, we właściwej porze roku przuchodzi kolejna doroczna "świętojanka" (naturalne io cykliczne wręcz zjawisko, nie żadna niespodziewana katastofa) i chłopy furt z puyskiem do urzedu, że te wrdne urzędniki "nie dajo pomocy bidnym powodzianom". Pytanie: kto tu jest głupi i dlacego (nasze lokalne) ofiary powodzi? Uważam, że takim ludziom nie powinno się przyznawać ŻADNEJ pomocy - w końcu samo chcieli tego, co się stało. A jak chcieli, to niech mają. NIe zgadzam się, żeby moej pdatki szły na takie kretynizmy!!!!!
Mylisz Podkarpacie z Podhalem. Zobacz na mapę, gdzie jest Podkarpacie (Rzeszów, Sanok) i pozalewane wsie, a gdzie Kraków i góry z przetrzebionymi lasami. No chyba, że ty jesteś z tych co uważają, że Warszawa leży nad Odrą....
Hmm, jestem z Podkarpacie więc wiem co gdzie leży i co to Podkarpacie, a co Podhale - Jagoda, która napisała ten tekst rok temu (kiedy powódź również była i miała nieco inną dystrybucję geograficzną) również. Wyraźnie napisałem, że tekst jest archiwalny, chociaż akurat problemy w nim poruszane na tyle ponadczasowe, że warto go przypomnieć.
Prześlij komentarz