Kartelu "wielkiej czwórki" nie udało się przełamać żadnej innej formacji. CentroLewica, największy komitet spośród tych "pod kreską" zdobyła 1,3%, UPR - 1,1%, Samoobrona i Libertas - po 1%, Prawica Rzeczypospolitej - 0,6% a Polska Partia Pracy - 0,4%. Jak już wspominałem, ten wynik może ulec zmianie, na przykład, jeśli wierzyć sondażom prezentowanym przez TVP, w Poznaniu i w Warszawie PR zdobyła poparcie w okolicach 3%, podobnie, jak CentroLewica w stolicy i we Wrocławiu. Wygląda więc na to, że mniejsze komitety ostatecznie nieco zwiększą swój stan posiadania (ciekawe, kosztem której z większych partii). Wygląda więc na to, że w najbliższym czasie żyć będziemy w zabetonowanej przestrzeni rodzimej sceny politycznej.
Dobrze, że chociaż lekko zwiększyła się frekwencja wyborcza, np. w Warszawie z 31,6% do prawie 39%. W wieczorze wyborczym TVP najwięcej emocji budzi metoda badawcza, bo wyniki raczej nie zaskoczyły. W wyniku kryzysu nie doczekaliśmy ogólnopolskich badań exit-polls, TVN24 przygotowała obejmujące cały kraj badanie... telefoniczne, natomiast telewizja publiczna owszem, za pośrednictwem TNS OBOP zapytała wychodzących z obwodowej komisji, ale jedynie w 5 okręgach. Oficjalne wyniki podane przez Państwową Komisję Wyborczą będą więc nieco różniły się od badań niedzielnych.
Podsumowując - polscy wyborcy zdecydowali się na wsparcie w Parlamencie Europejskim trzech grup: chadeckiej, socjalistycznej i nowej, konserwatywnej. Wynikom w skali europejskiej poświęcę osobnego posta. Jako osobie, która kandydowała, smutno mi widzieć, że na chwilę obecną trudno znaleźć jakiś wyłom w murze rodzimego status quo. Na całym kontynencie doszło do znaczących zmian politycznych, osłabienia socjaldemokracji, wzrostu Zielonych, ale też kolejnej rekordowo niskiej frekwencji. Cóż tu mówić więcej? Jacek Żakowski zdaje się mieć rację - na dzień dzisiejszy jeśli ktoś chce zmienić polityczną agendę w tym kraju, musi przejąć władzę w którejś z większych partii.
Te wybory pokazują coś jeszcze - niezależnie od typu wyborów kończy się okres wygrywania "na twarze". Ludzie coraz bardziej głosują na partie - nawet, jeśli nie mają one klarownych programów politycznych, to jednak wizualizujemy swoje przekonania i przenosimy je na formacje, które traktujemy jako "mniejsze zło". Nie widzimy alternatyw - ale czy w ogóle one istnieją? A jeśli już istnieją, to czy obowiązujące w Polsce ordynacje wyborcze umożliwiają tym alternatywom zaistnienie? To pytania, na które w najbliższym czasie muszą odpowiedzieć sobie wszyscy, którzy myślą o rozbiciu kartelu "wielkiej czwórki".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz