No i kolejne święto odzyskania niepodległości mija nam przy pustym Placu Piłsudskiego. Wydawało się przez chwilę, że coś w tym miejscu stanie - że w końcu doczekamy się pałacu Saskiego, w którym pomieści się cały miejski Ratusz, że pałacyk Bruhla i kamienice od strony Królewskiej ożywią to stojące teraz nieco na uboczu miejsce. Odkopanie zabytkowych piwnic wbrew pozorom, poprzez wzniecenie społecznego zainteresowania, mogło przyczynić się do wzrostu nacisków na szybką odbudowę. Tak się jednak nie stało i po wpierw zdumiewającym przetargu na drugą nitkę metra, a potem kolejnej dotacji na rzecz Legii miasto nie ma już raczej szans na szybkie odtworzenie tego fragmentu miasta. To, co odkopano, zasypano piaskiem, by czekało kilkanaście lat na kolejną szansę.
Smutny to fakt, bowiem miastu jak tlenu brakuje łączności z przeszłością. Powojenne zniszczenia umożliwiły niesamowitą inżynierię na organizmie miejskim i realną transformację jego przestrzeni. Nie wszystkie zmiany okazały się nietrafione - na przykład socrealistyczny Plac Konstytucji potrafi być uznawany za miejsce na swój sposób urokliwy. Z drugiej zaś strony niekończące się dyskusje, dotyczące zagospodarowania centrum miasta wskazują na to, że Pałac Kultury i Nauki okazał się być dość niejednoznacznym dziedzictwem. W tego typu sytuacji tam, gdzie bez większych kontrowersji można by odbudować przedwojenną przestrzeń, przestrzeń ową odbudować należy. Niestety, przekonanie to nie jest podzielane przez miejskich decydentów.
Dziś przy placu hula wiatr. A wcale nie musi. Kawiarenki na parterach kamienic mogłyby ożywić tę przestrzeń. W końcu w okolicy znajduje się Zachęta, a Krakowskie Przedmieście czy Plac Zamkowy są tylko o rzut beretem. W ciągu paru lat to dziś smutne miejsce miałoby szansę ożyć na nowo. Na pierwszy ogień tymczasem kładzie się kwestie pomnika papieskiego, który owszem, jest najłatwiejszym elementem tej urbanistycznej układanki do zrealizowania, ale jednocześnie niewiele w funkcjonowaniu miasta zmienia. Nikt chyba nie wyobraża sobie, że turystki i turyści, a także sami mieszkańcy i mieszkanki zaczną tabunami walić w pusty plac tylko dlatego, że pojawi się tam nawet niekoniecznie sztampowa instalacja.
Urząd Miasta w jednym budynku, to tego termoizolowanym i z panelami słonecznymi na dachu sprawiłby, że inwestycja mogłaby zwrócić się szybciej, niż moglibyśmy się spodziewać. Dziś wiele kwestii do rozpatrywania między poszczególnymi wydziałami wymaga np. przewożenia dokumentów. Oznacza to wzrost ilości spalin i podrożenie kosztów działalności. Oszczędny urząd powinien być priorytetem, tym bardziej, że oszczędności tego typu nie obniżają jakości funkcjonowania administracji samorządowej, ale wręcz przeciwnie - ułatwiają komunikację z obywatelkami i obywatelami i zmniejszają konieczność przemieszczania się po całym mieście od jednej do drugiej jednostki samorządowej.
Tego typu decyzje nie wymagają wielkiego wysiłku - oznaczają jedynie konieczność wygospodarowania odpowiednich zasobów pieniężnych, by w długoterminowej perspektywnie przynieść realne oszczędności i wzrost przychodów, np. z tytułu wynajmu mieszkań czy powierzchni dla podmiotów gospodarczych. Odpowiednie zaplanowanie zapobiegłoby przeistoczeniu się nowych kamienic w siedliska np. banków, które przestrzeni publicznej raczej nie ożywią. Trzeba do tego głowy, ale cóż, tu nie można postawić wieżowca (chyba, bo ludzka wyobraźnia nie zna granic...), więc krótkoterminowe zyski dla miasta stają się ważniejsze od myślenia w szerszej perspektywie. Gdyby Starynkiewicz albo Starzyński mysleli w ten sposób, kanalizację mielibyśmy dużo później, a Las Kabacki już dawno byłby historią...
Smutny to fakt, bowiem miastu jak tlenu brakuje łączności z przeszłością. Powojenne zniszczenia umożliwiły niesamowitą inżynierię na organizmie miejskim i realną transformację jego przestrzeni. Nie wszystkie zmiany okazały się nietrafione - na przykład socrealistyczny Plac Konstytucji potrafi być uznawany za miejsce na swój sposób urokliwy. Z drugiej zaś strony niekończące się dyskusje, dotyczące zagospodarowania centrum miasta wskazują na to, że Pałac Kultury i Nauki okazał się być dość niejednoznacznym dziedzictwem. W tego typu sytuacji tam, gdzie bez większych kontrowersji można by odbudować przedwojenną przestrzeń, przestrzeń ową odbudować należy. Niestety, przekonanie to nie jest podzielane przez miejskich decydentów.
Dziś przy placu hula wiatr. A wcale nie musi. Kawiarenki na parterach kamienic mogłyby ożywić tę przestrzeń. W końcu w okolicy znajduje się Zachęta, a Krakowskie Przedmieście czy Plac Zamkowy są tylko o rzut beretem. W ciągu paru lat to dziś smutne miejsce miałoby szansę ożyć na nowo. Na pierwszy ogień tymczasem kładzie się kwestie pomnika papieskiego, który owszem, jest najłatwiejszym elementem tej urbanistycznej układanki do zrealizowania, ale jednocześnie niewiele w funkcjonowaniu miasta zmienia. Nikt chyba nie wyobraża sobie, że turystki i turyści, a także sami mieszkańcy i mieszkanki zaczną tabunami walić w pusty plac tylko dlatego, że pojawi się tam nawet niekoniecznie sztampowa instalacja.
Urząd Miasta w jednym budynku, to tego termoizolowanym i z panelami słonecznymi na dachu sprawiłby, że inwestycja mogłaby zwrócić się szybciej, niż moglibyśmy się spodziewać. Dziś wiele kwestii do rozpatrywania między poszczególnymi wydziałami wymaga np. przewożenia dokumentów. Oznacza to wzrost ilości spalin i podrożenie kosztów działalności. Oszczędny urząd powinien być priorytetem, tym bardziej, że oszczędności tego typu nie obniżają jakości funkcjonowania administracji samorządowej, ale wręcz przeciwnie - ułatwiają komunikację z obywatelkami i obywatelami i zmniejszają konieczność przemieszczania się po całym mieście od jednej do drugiej jednostki samorządowej.
Tego typu decyzje nie wymagają wielkiego wysiłku - oznaczają jedynie konieczność wygospodarowania odpowiednich zasobów pieniężnych, by w długoterminowej perspektywnie przynieść realne oszczędności i wzrost przychodów, np. z tytułu wynajmu mieszkań czy powierzchni dla podmiotów gospodarczych. Odpowiednie zaplanowanie zapobiegłoby przeistoczeniu się nowych kamienic w siedliska np. banków, które przestrzeni publicznej raczej nie ożywią. Trzeba do tego głowy, ale cóż, tu nie można postawić wieżowca (chyba, bo ludzka wyobraźnia nie zna granic...), więc krótkoterminowe zyski dla miasta stają się ważniejsze od myślenia w szerszej perspektywie. Gdyby Starynkiewicz albo Starzyński mysleli w ten sposób, kanalizację mielibyśmy dużo później, a Las Kabacki już dawno byłby historią...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz