Tadeusz Iwiński obmacujący kobietę przy okazji zagranicznego spotkania. Były już prezydent Olsztyna podejrzewany o przymuszenie do seksu kobiety w ciąży. Aneta Krawczyk i jej powikłane losy. A do tego - tysiące mniej medialnych tragedii, kiedy godność jednej z płci szargana jest z powodu nieodpowiedzialności drugiej. Tragedie, mające swoje późniejsze kontynuacje w postaci niechcianych ciąż, problemów z aborcją, ewentualnym wychowywaniem dziecka, które przypomina o gwałcie.
Faceci mają łatwiej - nie mogą sobie bowiem nawet wyobrazić, co czuje osoba potraktowana w ten sposób. Ponieważ nie za bardzo mieści się to większości z nich w głowach, wymyślają najprzeróżniejsze "dowody" na to, że ewentualne złamanie prawa kobiety do jej integralności cielesnej to "wpadka" samej pokrzywdzonej. Najpierw, poprzez mass-media, pokazuje się jej, że by być piękną, musi nosić przykrótkawe spódniczki, a potem robi się jej z tego tytułu zarzut. Opowiada się bajki, że żeby być piękną, kobieta musi być chuda. Jest to sugestia tak potężna, że miliony dziewczyn i kobiet wpadają w anoreksję i bulimię - i czyni im się z tego zarzut. Zdominowana przez samców kultura tworzy reżim, tworzący z kobiet wpierw obiekty seksualne, a następnie - reproduktorki. To mężczyzna ma być inteligentny - kobieta już niekoniecznie. Ba, na kobietę, która zaczyna mówić o tym, jak podoba się jej ciało mężczyzny, patrzy się jako na osobę... lekkich obyczajów. Czy to nie przypadkiem podwójne standardy?
Nie chodzi tu o tworzenie jakichś zbędnych pruderii - chodzi o wyraźne rozgraniczenie sfery zawodowej od prywatnej. Nikt nie będzie zabraniał ostrej "jazdy po bandzie" gronu przyjaciół, w jakiejkolwiek konsfiguracji genderowej - dopóty, dopóki wszystkie strony danego zachowania, w pełni jego świadome, nie będą miały nic przeciwko. Jednak w pracy kobieta i mężczyzna mają prawo do równej płacy, równego traktowania i do szacunku. Łamanie tych praw powinno być zwalczane z całą skutecznością - chociażby przez Państwową Inspekcję Pracy. Nie może też być tak, by to matka z dzieckiem miała uciekać z domu przed przemocą faceta!
O tym, że lęk przed napiętnowaniem nie jest bezpodstawny, najlepiej świadczą dość regularne historie o tym, jak to policjanci naśmiewają się z ofiar. Czy to zgwałcona kobieta, czy też stołeczni geje, którzy padli ofiarą przemocy, schemat bywa ten sam - osoba w mundurze, zamiast pomagać w wyjściu z traumy, często ją wzmaga swoimi niedwuznacznymi sugestiami, że wszystko to jest winą ofiary. Nie mam zamiaru mówić, że wszyscy są tacy - z całą pewnością jest też wielu porządnie spełniających swoje obowiązki policjantów, niemniej jednak podobne przypadki z całą pewnością się zdarzają - i kto wie, o ilu podobnych przypadkach się nie dowiadujemy.
Swoją drogą zastanawiający jest już sam tytuł debaty na blog.pl, poświęconej temu tematowi. "Dlaczego Polacy molestują kobiety" - a czy kobiety nie są Polkami? Czy naród składa się wyłącznie z osobników płci męskiej? Brzmi to równie sztucznie jak "mężczyźni molestujący Polki" - nie wątpię, że nie jest to świadomy zabieg, jednak w pewien sposób odzwierciedla dominujący model kultury, podobnej do antycznej polis, w której kobiety nie są traktowane na serio jako "obywatelki". Efektem tego podejścia jest to, że dziś kobiety stanowią tylko około 20% składu Sejmu, podczas gdy minimalny wskaźnik, od którego zaczyna się uznawać, że dysproporcje są w akceptowalnych granicach, jest dwukrotnie wyższy. Wszelkie próby zapewnienia parytetu na listach wyborczych kończyły się do tej pory fiaskiem.
Jestem zatem wkurzony na przedstawicieli rodu męskiego. Nadal zbyt mało jest feministów, którzy szanują różnorodność i rozumieją, że demokracja bez kobiet to pół demokracji. Bez szacunku dla cielesności nie ma mowy o zmianach - pora zdać sobie z tego sprawę. I nie chodzi tu o odmawianie komukolwiek seksu, wymaga to jednak po prostu nauczenia się, że prawdziwą przyjemność sprawia on tylko wtedy, gdy zadowolone z niego są obydwie (a może i więcej) strony. Tak więc z głową, drodzy panowie, z głową - myślenie nie boli!
Faceci mają łatwiej - nie mogą sobie bowiem nawet wyobrazić, co czuje osoba potraktowana w ten sposób. Ponieważ nie za bardzo mieści się to większości z nich w głowach, wymyślają najprzeróżniejsze "dowody" na to, że ewentualne złamanie prawa kobiety do jej integralności cielesnej to "wpadka" samej pokrzywdzonej. Najpierw, poprzez mass-media, pokazuje się jej, że by być piękną, musi nosić przykrótkawe spódniczki, a potem robi się jej z tego tytułu zarzut. Opowiada się bajki, że żeby być piękną, kobieta musi być chuda. Jest to sugestia tak potężna, że miliony dziewczyn i kobiet wpadają w anoreksję i bulimię - i czyni im się z tego zarzut. Zdominowana przez samców kultura tworzy reżim, tworzący z kobiet wpierw obiekty seksualne, a następnie - reproduktorki. To mężczyzna ma być inteligentny - kobieta już niekoniecznie. Ba, na kobietę, która zaczyna mówić o tym, jak podoba się jej ciało mężczyzny, patrzy się jako na osobę... lekkich obyczajów. Czy to nie przypadkiem podwójne standardy?
Nie chodzi tu o tworzenie jakichś zbędnych pruderii - chodzi o wyraźne rozgraniczenie sfery zawodowej od prywatnej. Nikt nie będzie zabraniał ostrej "jazdy po bandzie" gronu przyjaciół, w jakiejkolwiek konsfiguracji genderowej - dopóty, dopóki wszystkie strony danego zachowania, w pełni jego świadome, nie będą miały nic przeciwko. Jednak w pracy kobieta i mężczyzna mają prawo do równej płacy, równego traktowania i do szacunku. Łamanie tych praw powinno być zwalczane z całą skutecznością - chociażby przez Państwową Inspekcję Pracy. Nie może też być tak, by to matka z dzieckiem miała uciekać z domu przed przemocą faceta!
O tym, że lęk przed napiętnowaniem nie jest bezpodstawny, najlepiej świadczą dość regularne historie o tym, jak to policjanci naśmiewają się z ofiar. Czy to zgwałcona kobieta, czy też stołeczni geje, którzy padli ofiarą przemocy, schemat bywa ten sam - osoba w mundurze, zamiast pomagać w wyjściu z traumy, często ją wzmaga swoimi niedwuznacznymi sugestiami, że wszystko to jest winą ofiary. Nie mam zamiaru mówić, że wszyscy są tacy - z całą pewnością jest też wielu porządnie spełniających swoje obowiązki policjantów, niemniej jednak podobne przypadki z całą pewnością się zdarzają - i kto wie, o ilu podobnych przypadkach się nie dowiadujemy.
Swoją drogą zastanawiający jest już sam tytuł debaty na blog.pl, poświęconej temu tematowi. "Dlaczego Polacy molestują kobiety" - a czy kobiety nie są Polkami? Czy naród składa się wyłącznie z osobników płci męskiej? Brzmi to równie sztucznie jak "mężczyźni molestujący Polki" - nie wątpię, że nie jest to świadomy zabieg, jednak w pewien sposób odzwierciedla dominujący model kultury, podobnej do antycznej polis, w której kobiety nie są traktowane na serio jako "obywatelki". Efektem tego podejścia jest to, że dziś kobiety stanowią tylko około 20% składu Sejmu, podczas gdy minimalny wskaźnik, od którego zaczyna się uznawać, że dysproporcje są w akceptowalnych granicach, jest dwukrotnie wyższy. Wszelkie próby zapewnienia parytetu na listach wyborczych kończyły się do tej pory fiaskiem.
Jestem zatem wkurzony na przedstawicieli rodu męskiego. Nadal zbyt mało jest feministów, którzy szanują różnorodność i rozumieją, że demokracja bez kobiet to pół demokracji. Bez szacunku dla cielesności nie ma mowy o zmianach - pora zdać sobie z tego sprawę. I nie chodzi tu o odmawianie komukolwiek seksu, wymaga to jednak po prostu nauczenia się, że prawdziwą przyjemność sprawia on tylko wtedy, gdy zadowolone z niego są obydwie (a może i więcej) strony. Tak więc z głową, drodzy panowie, z głową - myślenie nie boli!
3 komentarze:
Wydaje mi się, że przesadziłeś z interpretacją tematu dyskusji. Zawęża problem do obszaru "Facet molestuje kobietę, rzecz się dzieje w Polsce", i tyle.
Przyzwolenie społeczne na molestowanie jest oczywiste. Przy czym faktycznie winni są nie tylko molestujący, ale hipotetycznie molestowane. Bo wszelkie feministyczne postulaty najsilniej podkopują same kobiety.
Zbyt głeboko siedzi w naszej kulturze pogląd dający mężczyźnie prawo "pana stworzenia".
A jego podłoże to całe spectrum problemów. Nie tak łatwo będzie to zmienić.
Jednak dla mnie clou jest brak solidarności między kobietami, takiej codziennej reakcji na zło, które spotyka koleżankę, nawet, jeżeli chodzi tylko o seksistowską uwagę ze strony kolegi w pracy.
No, inni potrafią interpretować jeszcze bardziej okrężnie, jednak bronię tezy, że jest to na temat:)
A brak solidarności jest u nas powszechnym (niestety!) zjawiskiem społecznym - w końcu przekonanie o tym, że sporo u nas zawiści nie są zupełnie bezpodstawne. Wolimy zatem uznać, że "ma, co chciała" zamiast pomyśleć, że to samo może zdarzyć się każdej/każdemu z nas. Widać to w masie dziedzin życia, chociażby w szkole, kiedy bije się słabszego.
Pozdrawiam
Chyba właśnie wywaliłam swój komentarz w kosmos:-)
Temat powinien brzmieć "Dlaczego kobiety w Polsce są molestowane", żeby ukrócić wszelkie nadinterpretacje.
Reszty mądrości wschodu, które w swym komentarzu zamieściłam, nie mam siły jeszcze raz płodzić - skrótowo: mylisz prawo stada z fizjologią. A to właśnie fizjologia powoduje brak solidarości w sytuacji molestowania koleżanki. Prawo stada jest wtórne.
Na prywatny użytek nazywam to myśleniem macicą.
Prześlij komentarz