Nie da się ukryć, że seks nie jest sprawą obojętną z punktu widzenia pojmowania rzeczywistości. Namiętności nierzadko pakują nas w spore tarapaty, a świat kusi marzeniami o łatwej przyjemności bez jakichkolwiek konsekwencji. Kiedy znika reklamowy blichtr i przychodzi co do czego, okazuje się, że konsekwencje jednak są. Ot, chociażby w jednym teleturnieju, w którym pewna kobieta, by wygrać nagrodę, przyznała, że zdradzała męża. Nagrodę wygrała, męża straciła, a polska edycja planowana jest na jesień.
Przemiany w naszej seksualności związane są nierozerwalnie ze społeczeństwem, w którym żyjemy. Nachalna machina medialna, szukająca sensacji i skandalu, wyciska z seksu tyle pieniędzy, ile się da. Nie mam zamiaru ubolewać tu nad zmianami obyczajów, bowiem dla wielu grup (chociażby dla społeczności LGBTQI) nowa rzeczywistość pozwala w odpowiednich warunkach - takich jak na przykład dużych miastach i przy odpowiednio zasobnym portfelu - niemal dosłownie "wykupić się" od nieprzyjaznego świata. Dla tych wszystkich, którzy mają wątpliwą przyjemność życia i współżycia w Polsce B, wszelkie udogodnienia w dziedzinie życia płciowego pozbawionego strachu są utrudnione. Popatrzmy na te wszystkie stłamszone kobiety, które muszą wytrzymywać małżeńskie lub konkubinackie bicie i gwałty. Seks staje się wtedy kolejnym narzędziem pokazywania dominacji w patologicznych relacjach.
Nie chodzi zatem o wrzeszczenie z oburzenia na nowe pomysły wykorzystywania techniki do zwielakratniania przyjemności. Rzecz jasna będą one prowadzić do reakcji skrajnych z obydwu stron (bo jak inaczej określić "modę na dziewictwo"). Wszystko, co nie jest niezgodne z prawem, jest dla ludzi - jeśli zatem ktoś życzy sobie umieszczać filmiki ze swoich swawoli w sieci, ma do tego święte prawo. I znowuż warunek - musi na to być zgoda wszystkich stron biorących w tym akcie udział. Inaczej będzie dochodzić do tragedii, kiedy - co już się zdarzało - ktoś będzie kręcił film wideo z seksu ze szkolną koleżanką, niczego nieświadomą, a następnie chwalił się nim wszem i wobec. Na takie zachowanie zgody być nie może.
Czytając najnowszy numer "Krytyki Politycznej" po raz kolejny zetknąłem się bardzo dobrym tekstem Agaty Czarnackiej, filozofki, którą mam przyjemność znać i która w 2006 roku kandydowała z list Zielonych na Pradze Południe. W swym artykule "Pornowegetarianizm" postuluje, by z pornografią postępować jak z... jajkami. Oznacza to przyjęcie oznaczeń w skali od 0 do 3, które oznaczałyby stopień zgody i przyjemności, jaką mieliby czerpać uczestnicy i uczestniczki całego przedsięwzięcia. 0 to w tym wypadku "radosny ekshibicjonizm", zgodnie z określeniem samej autorki, zaś 3 - "produkcja pod przymusem". Mając do czynienia z takimi kryteriami, kto wie, czy osoby korzystające nie zaczęłyby zastanawiać się nad kwestiami produkcji danego filmu.
Internet na dzień dzisiejszy ani nie ułatwia, ani nie utrudnia ucywilizowania całego rynku pornograficznego. Mając na wyciągnięcie ręki wszelkie możliwe fantazje, często kończy się to uzależnieniem od cyberseksu, o którym pisał "Dziennik". Wbrew plotkom zdecydowana większość aktorek i aktorów nie otrzymuje specjalnie dużych pieniędzy, a dominujące modele, w których uległa kobieta zgadza się na udział w spektaklu, w którym wyraźnie musi udawać przyjemność, przenoszą się obecnie w cyberprzestrzeń. Nic dziwnego - w końcu mamy tu do czynienia z prostym przenoszeniem wzorców na poziom życia Kowalskiej czy Nowaka.
Trzeba zatem pomyśleć, co zrobić, by było "po ludzku". Nie chodzi tu o tworzenie katalogu zabronionych pozycji czy pomysłów, bo rok 1968 skutecznie przeforsował obecność seksualności i prawa do swobodnego jej wyrażania. Chodzi raczej o unkanie dominujących, patriarchalnych wzorców, przez które zachwiana jest równość płci i ich partnerskie relacje. Do znudzenia będę przekonywał, że klucz do zmiany tkwi tu w edukacji - wystarczy popatrzeć na przykłady szkolnych podręczników, które w "Krytyce" zaprezentowała Agata Groszek, by stwierdzić, że coś jest nie tak. Dziadek gra w szachy, a babcia gotuje. Dziewczyna wyrzuca śmieci na ulicę, a chłopiec ją poucza (nic to, że z badań socjologicznych widać, że z reguły jest odwrotnie). Bez zwrócenia uwagi na takie, wydawać by się mogło odległe kwestie, zmienić sposób traktowania kobiet i ich postrzegania w męskich fantazjach będzie szalenie trudno.
W Szwecji państwo dotuje feministyczne filmy porno. W Holandii prostytutki mają prawo do zabezpieczeń socjalnych. W Polsce... cóż, łatwo nie jest, ale też i sfera seksu, z jednej strony tabuizowana przez kościół katolicki ("tylko po ślubie"), a z drugiej - rozdymana do nieprzytomności przez media ("rób to kiedy tylko chcesz") bywa deformowana, a sprzeczne naciski prowadzą do hipokryzji i nierzadko - tragedii. Sam jednak fakt istnienia pornografii tragedią (chyba - bo wśród feministek i feministów trwa na ten temat spór) nie jest, nie pytajmy zatem "czy", ale "jaka" ma ona być.
Przemiany w naszej seksualności związane są nierozerwalnie ze społeczeństwem, w którym żyjemy. Nachalna machina medialna, szukająca sensacji i skandalu, wyciska z seksu tyle pieniędzy, ile się da. Nie mam zamiaru ubolewać tu nad zmianami obyczajów, bowiem dla wielu grup (chociażby dla społeczności LGBTQI) nowa rzeczywistość pozwala w odpowiednich warunkach - takich jak na przykład dużych miastach i przy odpowiednio zasobnym portfelu - niemal dosłownie "wykupić się" od nieprzyjaznego świata. Dla tych wszystkich, którzy mają wątpliwą przyjemność życia i współżycia w Polsce B, wszelkie udogodnienia w dziedzinie życia płciowego pozbawionego strachu są utrudnione. Popatrzmy na te wszystkie stłamszone kobiety, które muszą wytrzymywać małżeńskie lub konkubinackie bicie i gwałty. Seks staje się wtedy kolejnym narzędziem pokazywania dominacji w patologicznych relacjach.
Nie chodzi zatem o wrzeszczenie z oburzenia na nowe pomysły wykorzystywania techniki do zwielakratniania przyjemności. Rzecz jasna będą one prowadzić do reakcji skrajnych z obydwu stron (bo jak inaczej określić "modę na dziewictwo"). Wszystko, co nie jest niezgodne z prawem, jest dla ludzi - jeśli zatem ktoś życzy sobie umieszczać filmiki ze swoich swawoli w sieci, ma do tego święte prawo. I znowuż warunek - musi na to być zgoda wszystkich stron biorących w tym akcie udział. Inaczej będzie dochodzić do tragedii, kiedy - co już się zdarzało - ktoś będzie kręcił film wideo z seksu ze szkolną koleżanką, niczego nieświadomą, a następnie chwalił się nim wszem i wobec. Na takie zachowanie zgody być nie może.
Czytając najnowszy numer "Krytyki Politycznej" po raz kolejny zetknąłem się bardzo dobrym tekstem Agaty Czarnackiej, filozofki, którą mam przyjemność znać i która w 2006 roku kandydowała z list Zielonych na Pradze Południe. W swym artykule "Pornowegetarianizm" postuluje, by z pornografią postępować jak z... jajkami. Oznacza to przyjęcie oznaczeń w skali od 0 do 3, które oznaczałyby stopień zgody i przyjemności, jaką mieliby czerpać uczestnicy i uczestniczki całego przedsięwzięcia. 0 to w tym wypadku "radosny ekshibicjonizm", zgodnie z określeniem samej autorki, zaś 3 - "produkcja pod przymusem". Mając do czynienia z takimi kryteriami, kto wie, czy osoby korzystające nie zaczęłyby zastanawiać się nad kwestiami produkcji danego filmu.
Internet na dzień dzisiejszy ani nie ułatwia, ani nie utrudnia ucywilizowania całego rynku pornograficznego. Mając na wyciągnięcie ręki wszelkie możliwe fantazje, często kończy się to uzależnieniem od cyberseksu, o którym pisał "Dziennik". Wbrew plotkom zdecydowana większość aktorek i aktorów nie otrzymuje specjalnie dużych pieniędzy, a dominujące modele, w których uległa kobieta zgadza się na udział w spektaklu, w którym wyraźnie musi udawać przyjemność, przenoszą się obecnie w cyberprzestrzeń. Nic dziwnego - w końcu mamy tu do czynienia z prostym przenoszeniem wzorców na poziom życia Kowalskiej czy Nowaka.
Trzeba zatem pomyśleć, co zrobić, by było "po ludzku". Nie chodzi tu o tworzenie katalogu zabronionych pozycji czy pomysłów, bo rok 1968 skutecznie przeforsował obecność seksualności i prawa do swobodnego jej wyrażania. Chodzi raczej o unkanie dominujących, patriarchalnych wzorców, przez które zachwiana jest równość płci i ich partnerskie relacje. Do znudzenia będę przekonywał, że klucz do zmiany tkwi tu w edukacji - wystarczy popatrzeć na przykłady szkolnych podręczników, które w "Krytyce" zaprezentowała Agata Groszek, by stwierdzić, że coś jest nie tak. Dziadek gra w szachy, a babcia gotuje. Dziewczyna wyrzuca śmieci na ulicę, a chłopiec ją poucza (nic to, że z badań socjologicznych widać, że z reguły jest odwrotnie). Bez zwrócenia uwagi na takie, wydawać by się mogło odległe kwestie, zmienić sposób traktowania kobiet i ich postrzegania w męskich fantazjach będzie szalenie trudno.
W Szwecji państwo dotuje feministyczne filmy porno. W Holandii prostytutki mają prawo do zabezpieczeń socjalnych. W Polsce... cóż, łatwo nie jest, ale też i sfera seksu, z jednej strony tabuizowana przez kościół katolicki ("tylko po ślubie"), a z drugiej - rozdymana do nieprzytomności przez media ("rób to kiedy tylko chcesz") bywa deformowana, a sprzeczne naciski prowadzą do hipokryzji i nierzadko - tragedii. Sam jednak fakt istnienia pornografii tragedią (chyba - bo wśród feministek i feministów trwa na ten temat spór) nie jest, nie pytajmy zatem "czy", ale "jaka" ma ona być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz