Coraz wyższe ceny benzyny powodują rosnącą presję na rząd Donalda Tuska, dążącą do obniżenia poziomu akcyzy na paliwa. Medialny nacisk i szantaż Jarosława Kaczyńskiego, żądający działań do najbliższej środy (swoją drogą rewelacyjny przykład na to, że nadal czuje się rozgrywającym w rodzimej polityce - i nie bez powodu) sprawia, że już tylko ministerstwo finansów broni się groźbą półtoramiliardowego wzrostu deficytu budżetowego po obniżce na poziomie... 10 groszy na litrze. Chociaż owszem, można uznać możliwość wyższej konsumpcji, a więc i wyższych wpływów finansowych z tego tytułu, to jednak sam pomysł pokazuje dość naiwną wiarę w to, że dotychczasowy model napędzania rozwoju gospodarczego poprzez rabunkową eksploatację zasobów naturalnych da się utrzymać w dłuższym czasie. Nie da się!
Straszy się nas iście apokaliptycznymi wizjami rozwoju wypadków, takimi jak wzrost inflacji i spowolnienie gospodarki. Wzrost cen żywności to w dużej mierze efekt upadku lokalnego zaopatrywania się w nią - skoro importuje się niekiedy nawet wodę mineralną z Fidżi (a tak zdarza się na zachodzie Europy), to nic zatem dziwnego, że ceny transportu, nierzadko realizowanego kosztowną metodą lotniczą, rosną. Z kolei obecne "spowolnienie" gospodarki, które objawia się przeszło 6-procentowym wzrostem PKB Polski (jeśli ktokolwiek jeszcze przejmuje się tym wskaźnikiem, a nie np. Wskaźnikiem Jakości Życia czy też Współczynnik Gini'ego) może być niczym w porównaniu do tego, co grozi nam w dalszych latach, kiedy eksploatowane do granic możliwości złoża ropy naftowej w końcu się wyczerpią. Bez nowej transformacji gospodarczej oznacza to globalny krach i niestabilność, z możliwymi konfliktami zbrojnymi włącznie. O tym mało kto chce rozmawiać, "byle polska wieś spokojna"...
Z faktami coraz trudniej dyskutować - Indonezja, niegdysiejszy eksporter ropy, dziś sam musi ją importować, a w Dżakarcie od maja paliwo jest reglamentowane. Ekspertyzy naukowe wskazują, że przy obecnym poziomie konsumpcji i wykrywania nowych złóż zasoby mogą się skończyć już około 2020 roku - a są to jedne z bardziej optymistycznych danych, zbieranych m.in. przez rząd Niemiec czy też koncern Shell. Utrzymywanie obecnego kursu polityki gospodarczej nie daje szans na uniknięcie prawdziwego szoku cywilizacyjnego, który może nastąpić już za parę lat. Prognozy, mówiące o konieczności zapłacenia nawet 200 dolarów za baryłkę pod koniec roku zdają się tę tezę potwierdzać.
Proponuje się zatem atom jako jedyną alternatywę dla "gospodarki ropą niesionej". Abstrahując już od czynników środowiskowych i zdrowotnych, zapomina się wspomnieć, że istnieją szacunki mówiące o tym, że złóż uranu wystarczy raptem na 70 lat - i to przy obecnym poziomie konsumpcji, a ten będzie raczej rósł niż spadał. Po drugie, jest to kierunek pragnący zatrzymać demokrację energetyczną - decentralizację wytwarzania energii, uniezależniającą konsumentki i konsumentów od dyktatu coraz większych i coraz bardziej agresywnych firm energetycznych.
Tymczasowym rozwiązaniem dla kierowców może być zatem spokojnie LPG - paliwo dużo czystsze i tańsze. Dziś za Pb 95 płaci się w kraju średnio 4,55 zł za litr, a za autogaz - 2,15, jak wynika z danych E-Petrol. Jest to dobra alternatywa do czasu rozpowszechnienia bardziej ekologicznych innowacji, takich jak np. auto na sprzężone powietrze. Warto też zastanowić się nad tym, czy nie lepiej zacząć inwestować więcej w sieć komunikacji publicznej, a w szczególności kolej, do tej pory lekceważonymi w planach modernizacyjnych w Polsce. Większa ilość pasażerek i pasażerów, a także przewożonych towarów, co pozwoliłoby wchłonąć rosnące ceny energii. Z kolei mówienie o potencjalnym wzroście kosztów transportu miejskiego przy braku obniżki akcyzy zadaje się nietrafne - zawsze można je powstrzymać, wymieniając tabor na gazowy lub elektryczny, a także tworząc preferencje takie jak buspasy, dzięki którym jedzie się szybciej i oszczędza się paliwo z powodu braku stania w korkach.
Już czas, by rządy całego świata, a w tym i nasz, podjęły realny wysiłek finansowy pomocy swoim obywatelkom i obywatelom w zmianie modelu energetycznego i stylu życia na przyjazny zarówno ich portfelom, jak i przyrodzie. Te półtora miliarda złotych powinno się natychmiast przeznaczyć na wsparcie finansowe dla badań naukowych nad energią odnawialną. Pomysłów jest więcej - rząd mógłby dotować wspólnoty mieszkaniowe i osoby indywidualne, chcące zainwestować w lepszą izolację swoich budynków i stawianie paneli słonecznych na dachy. W ten sposób tego typu inwestycje miałyby dużo krótszy okres zwrotu wydatków i pokazałyby, że możliwe jest pogodzenie ekologii z realnymi korzyściami dla domowych budżetów.
Straszy się nas iście apokaliptycznymi wizjami rozwoju wypadków, takimi jak wzrost inflacji i spowolnienie gospodarki. Wzrost cen żywności to w dużej mierze efekt upadku lokalnego zaopatrywania się w nią - skoro importuje się niekiedy nawet wodę mineralną z Fidżi (a tak zdarza się na zachodzie Europy), to nic zatem dziwnego, że ceny transportu, nierzadko realizowanego kosztowną metodą lotniczą, rosną. Z kolei obecne "spowolnienie" gospodarki, które objawia się przeszło 6-procentowym wzrostem PKB Polski (jeśli ktokolwiek jeszcze przejmuje się tym wskaźnikiem, a nie np. Wskaźnikiem Jakości Życia czy też Współczynnik Gini'ego) może być niczym w porównaniu do tego, co grozi nam w dalszych latach, kiedy eksploatowane do granic możliwości złoża ropy naftowej w końcu się wyczerpią. Bez nowej transformacji gospodarczej oznacza to globalny krach i niestabilność, z możliwymi konfliktami zbrojnymi włącznie. O tym mało kto chce rozmawiać, "byle polska wieś spokojna"...
Z faktami coraz trudniej dyskutować - Indonezja, niegdysiejszy eksporter ropy, dziś sam musi ją importować, a w Dżakarcie od maja paliwo jest reglamentowane. Ekspertyzy naukowe wskazują, że przy obecnym poziomie konsumpcji i wykrywania nowych złóż zasoby mogą się skończyć już około 2020 roku - a są to jedne z bardziej optymistycznych danych, zbieranych m.in. przez rząd Niemiec czy też koncern Shell. Utrzymywanie obecnego kursu polityki gospodarczej nie daje szans na uniknięcie prawdziwego szoku cywilizacyjnego, który może nastąpić już za parę lat. Prognozy, mówiące o konieczności zapłacenia nawet 200 dolarów za baryłkę pod koniec roku zdają się tę tezę potwierdzać.
Proponuje się zatem atom jako jedyną alternatywę dla "gospodarki ropą niesionej". Abstrahując już od czynników środowiskowych i zdrowotnych, zapomina się wspomnieć, że istnieją szacunki mówiące o tym, że złóż uranu wystarczy raptem na 70 lat - i to przy obecnym poziomie konsumpcji, a ten będzie raczej rósł niż spadał. Po drugie, jest to kierunek pragnący zatrzymać demokrację energetyczną - decentralizację wytwarzania energii, uniezależniającą konsumentki i konsumentów od dyktatu coraz większych i coraz bardziej agresywnych firm energetycznych.
Tymczasowym rozwiązaniem dla kierowców może być zatem spokojnie LPG - paliwo dużo czystsze i tańsze. Dziś za Pb 95 płaci się w kraju średnio 4,55 zł za litr, a za autogaz - 2,15, jak wynika z danych E-Petrol. Jest to dobra alternatywa do czasu rozpowszechnienia bardziej ekologicznych innowacji, takich jak np. auto na sprzężone powietrze. Warto też zastanowić się nad tym, czy nie lepiej zacząć inwestować więcej w sieć komunikacji publicznej, a w szczególności kolej, do tej pory lekceważonymi w planach modernizacyjnych w Polsce. Większa ilość pasażerek i pasażerów, a także przewożonych towarów, co pozwoliłoby wchłonąć rosnące ceny energii. Z kolei mówienie o potencjalnym wzroście kosztów transportu miejskiego przy braku obniżki akcyzy zadaje się nietrafne - zawsze można je powstrzymać, wymieniając tabor na gazowy lub elektryczny, a także tworząc preferencje takie jak buspasy, dzięki którym jedzie się szybciej i oszczędza się paliwo z powodu braku stania w korkach.
Już czas, by rządy całego świata, a w tym i nasz, podjęły realny wysiłek finansowy pomocy swoim obywatelkom i obywatelom w zmianie modelu energetycznego i stylu życia na przyjazny zarówno ich portfelom, jak i przyrodzie. Te półtora miliarda złotych powinno się natychmiast przeznaczyć na wsparcie finansowe dla badań naukowych nad energią odnawialną. Pomysłów jest więcej - rząd mógłby dotować wspólnoty mieszkaniowe i osoby indywidualne, chcące zainwestować w lepszą izolację swoich budynków i stawianie paneli słonecznych na dachy. W ten sposób tego typu inwestycje miałyby dużo krótszy okres zwrotu wydatków i pokazałyby, że możliwe jest pogodzenie ekologii z realnymi korzyściami dla domowych budżetów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz