28 sierpnia 2014

Marcin Popkiewicz i Charles Eisenstein o granicach wzrostu gospodarczego


Kolejny weekend wczasów ekonomicznych na Zielonym Jazdowie poświęcony był granicom wzrostu gospodarczego oraz  poszukiwaniu alternatywy dla modelu rozwoju opartego na ciągłym wzroście PKB. Z problemami tymi mierzyli się Marcin Popkiewicz, polski ekolog i autor bestsellera „Świat na rozdrożu”, oraz Sergiusz Eisenstein, amerykański teoretyk społeczny i aktywista post-wzrostowy, autor pracy „Sacred Economics".

                                            fot. Zielony Jazdów

Podczas sobotniego spotkania Marcin Popkiewicz przedstawił wiele dowodów na to, że powszechna w Polsce wiara w nieograniczony wzrost gospodarczy jest niebezpieczną iluzją. Ekspansja gospodarcza prowadzi bowiem do wyczerpywania się nieodnawialnych zasobów naszej planety. Lustrzanym odbiciem wykresów ilustrujących wzrost gospodarczy są statystyki wykazujące zwiększenie emisji co2 oraz coraz szybsze zużywanie dostępnych zasobów ropy i węgla. Jak przekonywał Marcin Popkiewicz, współczesny świat stoi na rozdrożu. Kontynuacja obecnego modelu gospodarczego wcześniej czy później doprowadzi do ekologicznej katastrofy. Zdaniem Popkiewicza musimy odejść od fetyszyzowania wzrostu PKB i zwracać większą uwagą na zasoby, którymi dysponujemy. Autor „Świata na rozdrożu” jest zdania, że w przyszłości nadal jest miejsce na wzrost gospodarczy. Musi on być jednak oparty o rozsądną politykę klimatyczną i energetyczną. Kluczowe znaczenie dla przyszłości naszej planety ma przestawienie gospodarki na odnawialne źródła energii. W ocenie Marcina Popkiewicza duża część europejskich polityków uświadamia sobie skalę wyzwań, przed jakimi stoi nasza cywilizacja. Kryzys naftowy lat 70-tych był otrzeźwiającym wstrząsem, który uświadomił zachodniej opinii publicznej, jak ryzykowne jest uzależnienie gospodarki od cen ropy naftowej. Lekcja ta nie została zapomniana. Dziś wiodące gospodarki UE dążą do przestawienia się na energię odnawialną, czego najlepszym przykładem jest niemiecka Energiewende. Niestety, w Polsce problemy zrównoważonego rozwoju wciąż nie spotykają się z dostatecznym zrozumieniem ze strony społeczeństwa i klasy politycznej. Prezentowana przez rząd Donalda Tuska wizja oparcia gospodarki narodowej na wydobyciu węgla kamiennego jest zupełnie archaiczna. Co gorsza, Polska sabotuje wszelkie wysiłki podejmowane na forum UE, które zmierzają  do wypracowania racjonalnej polityki energetycznej i klimatycznej. Konkludując, Marcin Popkiewicz dowodził, że choć w zakresie troski o środowisko naturalne w Europie zaszło wiele pozytywnych zmian, to w Polsce wciąż pozostaje wiele do zrobienie w tej sprawie.

                          Jeden z wielu wykresów prezentowanych przez Marcina Popkiewicza. Fot. Zielony Jazdów

Jak podkreślał sam Marcin Popkiewicz, prezentowane przez niego diagnozy i argumenty są kontynuacją tez Klubu Rzymskiego, przedstawionych w głośnym raporcie z 1972 roku pod tytułem „Granice wzrostu”. W pierwszej połowie lat siedemdziesiątych narodził się też inny nurt współczesnej myśli ekologicznej znany jako ekologia głęboka.  Do tez ekologii głębokiej nawiązywał Charles Eisenstein, który w sobotę wieczorem za pośrednictwem skype’a podzielił się ze zgromadzoną w Jazdowie publicznością swoją wizją kryzysu cywilizacji zachodniej. Punktem wyjścia dla Eisensteina była konstatacja, że w obecnym systemie gospodarczym pieniądze nie oddają wartości tego, co najbardziej cenimy. Ekspansji transakcji pieniężnych towarzyszy najczęściej upadek wspólnoty i przekształcenie natury w  instrumentalnie traktowane „zasoby”.  Przez  powszechne ubezpieczenia przestaliśmy troszczyć się o sąsiadów, przemysł rozrywkowy sprawia, że sami nie umiemy już śpiewać piosenek, zorganizowane zajęcia sportowe z wolna zastępują dzieciom grę w piłkę na okolicznym podwórku.  Pieniądze, w ocenie Eisensteina, oddzielają nas od innych ludzi i przyrody. Utrwalają tym samym naczelne złudzenie mitologii zachodniego indywidualizmu: przekonanie, że jesteśmy odrębnymi jednostkami i to właśnie odseparowanie od innych istot stanowi o naszej tożsamości. Zdaniem Eisensteina mitologia indywidualizmu rozpada się na naszych oczach. Coraz więcej osób chce żyć w inny sposób. Z wolna zaczynamy sobie zdawać sprawę z tego, że nasze przetrwanie zależy od darów przyrody i wspólnoty, do której przynależymy. Kiedy już odrzucimy fałszywą mitologię podboju natury, będziemy mogli zorganizować nasze życie zbiorowe w nowy sposób. Eisenstein opowiada się za post-wzrostem, powszechnym dochodem gwarantowanym, rozwijaniem alternatywnych systemów walutowych oraz daleko idącymi zmianami w istniejącym systemie finansowym. Jest też zwolennikiem powrotu do  gospodarki opartej na wymianie darów. Zdaniem Eisensteina zmiany te już następują. Przykładem instytucji działającej w dużej mierze w oparciu o ekonomie daru jest w jego ocenie Internet.

               Okładka książki Charlesa Eisensteina poświęconej ekonomii daru. Zdjęcie ze strony charleseisenstein.net

Marcina Popkiewicza i  Charlesa Eisensteina łączy przekonanie, że obecny model rozwoju gospodarczego nie jest możliwy do utrzymania w długim okresie czasu. Dzieli ich odmienny temperament intelektualny, a także różne wnioski, jakie wyciągają z tej diagnozy. Przysłuchując się wystąpieniom Popkiewicza i Eisensteina zgromadzona w Jazdowie publiczność mogła uzmysłowić sobie, jak różnorodny i wielonurtowy jest międzynarodowy  ruch ekologiczny.  Ukazanie różnych odcieni współczesnej ekologii jest moim zdaniem nieocenioną zasługą, za którą powinniśmy być wdzięczni organizatorom „wczasów ekonomicznych” w Zielonym Jazdowie.

Maciej Kassner 

27 sierpnia 2014

Joanna Erbel rozmawia z mieszkańcami Wawra

Joanna Erbel spotkała się z mieszkańcami Wawra w Kinokawiarni Stacja Falenica, która mieści się w malowniczym budynku falenickiej stacji kolejowej. Podczas spotkania kandydatka omówiła szerzej trzy priorytety jej programu, którymi są tania komunikacja miejsca, wspieranie budownictwa komunalnego oraz konsekwentne stawianie na lokalność w polityce miejskiej. Władze miasta powinny dążyć do ograniczenia ruchu samochodowego poprzez stwarzanie zachęt do korzystania z rowerów i transportu publicznego. Temu służyć ma postulat przywrócenia biletu za 2 złote. Zdaniem Erbel obecne władze miasta nic nie robią, aby rozwiązać warszawskie problemy mieszkaniowe. Hannie Gronkiewicz-Waltz – wiceprzewodniczącej Platformy Obywatelskiej – nie udało się zgłosić pod obrady Sejmu przygotowanego przez nią projektu ustawy reprywatyzacyjnej. Warszawa nie stara się pozyskać środków na wspieranie budownictwa komunalnego z Banku Gospodarstwa Krajowego. Wydatki na budownictwo nie są nawet wyodrębnioną pozycją w budżecie miejskim, co jasno pokazuje, że dla obecnych włodarzy Warszawy rozwiązanie problemu mieszkaniowego nie jest sprawą priorytetową. Miasto nie ma też oferty dla młodych ludzi z klasy średniej, którzy nie chcą brać kredytu na 30 lat. Rozwiązaniem dla nich może być wspieranie mikrospółdzielni mieszkaniowych, co ma teraz miejsce we Wrocławiu. Rolą miasta w takim przedsięwzięciu jest zapewnienie pomocy prawnej oraz znalezienie tanich działek pod zabudowę. W ramach wspieranych przez miasto mikrospółdzielni można by oddawać nowe mieszkania w cenie 3-4 tyś. zł. za metr, a nie po 12 tyś. zł. za metr, jak ma to miejsce w przypadku kupna mieszkania od dewelopera. Wreszcie postulat wspierania lokalności oznacza tworzenie lokalnych centrów kultury oraz większe zaangażowania mieszkańców w podejmowanie decyzji kluczowych dla rozwoju ich osiedla i dzielnicy. 



W trakcie dyskusji okazało się, że kwestie, które podejmuje w swoim programie Joanna Erbel, nie są obojętne mieszkańcom Wawra. Miejscowi aktywiści wskazywali, że Wawer jest największą terytorialnie dzielnicą Warszawy. Jest to dzielnica młoda, która nie wypracowała jeszcze własnej, odrębnej tożsamości. Integracja mieszkańców nie jest sprawą prostą, choćby z racji samych rozmiarów Wawra. W rezultacie dochodzi do takich paradoksów, że zajęcia dla seniorów z Wawra organizowane są na warszawskich Bielanach. Przy okazji kampanii w sprawie budżetu partycypacyjnego wyszło na jaw, że niezwykle trudno jest dotrzeć z poszczególnymi propozycjami do mieszkańców dzielnicy. Problemem Wawra jest brak lokalnej infrastruktury. Nie ma barów mlecznych, w których mieszkańcy mogliby tanio zjeść posiłek. Brakuje kiosków ruchu, gdzie można kupić bilet komunikacji miejskiej w pobliżu miejsca zamieszkania. Kwestie te mają realne znaczenie dla osób, które z różnych przyczyn mają ograniczoną swobodę poruszania się. Prawdziwym skandalem jest to, że Wawer wciąż nie dysponuje nowoczesną siecią kanalizacyjną, do której podłączeni byliby wszyscy mieszkańcy. Innym ignorowanym przez władze problemem jest bezdomność. W dzielnicy nie ma miejsca, w którym bezdomni mogliby się schronić i umyć. Jednocześnie na terenie Wawra istnieje wiele pustych budynków, które nie mają żadnego zastosowania. Niewykorzystaną szasną Wawra są duże tereny zielone, które mogą stać się przestrzenią rekreacyjną dla wszystkich mieszkańców Warszawy. Jednak aby ten potencjał uruchomić, potrzebne jest większe zaangażowanie mieszkańców w współkształtowanie przyszłości dzielnicy. 

Program Joanny Erbel, co często podkreśla sama kandydatka, jest programem dla całej Warszawy. Jednak Śródmieście, Mokotów czy Żoliborz już teraz dysponują rozbudowaną infrastrukturą kulturalną i są naturalnymi centrami miejskiego aktywizmu. Zmiany proponowane przez Erbel potrzebne są przede wszystkim dzielnicom takim jak Wawer, w których jak na dłoni widać zaniedbania polityki miasta (brak kanalizacji, problem bezdomności), brakuje lokalnych centrów życia społecznego, a  mieszkańców trudniej jest zaangażować w działania na rzez poprawy jakości życia w dzielnicy. 

Maciej Kassner

21 sierpnia 2014

Pocztówka z Warszawy


Zakochaj się w Warszawie! – zachęca lansowane przez ratusz hasło. Zakochać się w Warszawie nie jest jednak łatwo, bo prawie jej nie widać zza wielkoformatowych reklam. Na zdjęciu poniżej można podziwiać, jak architektura Rotundy PKO została skutecznie oszpecona przez dwa gigantyczne postery.



Na kolejnej fotografii widzimy piękny budynek na Placu Konstytucji. Mówiąc ściślej, budynek ten mógłby być piękny, gdyby nie  przesłoniła go reklama marki Addidas.




Czy naprawdę chcemy codziennie to oglądać? Czy godzimy się na to, aby goście odwiedzający Warszawę widzieli jedynie jedną wielką przestrzeń reklamową? Być może nadszedł już czas, żeby ratusz zaczął wydawać promocyjne pocztówki, na których wprawny widz będzie mógł dostrzec fragmenty warszawskiej architektury wyłaniające się gdzieniegdzie zza wielkoformatowych reklam?

Miasto wolne od reklam jest jednym z postulatów kampanii samorządowej Joanny Erbel. Ratusz ma instrumenty pozwalające na ukrócenie estetycznego horroru. Przede wszystkim trzeba skutecznie egzekwować już obowiązujące przepisy, takie jak wydane w 2007 toku zarządzenie prezydenta miasta o uporządkowaniu nośników reklamowych na terenach miejskich. Niewykorzystanym narzędziem walki z reklamową samowolą są też plany zagospodarowania miejscowego, w których należy umieszczać zapisy ograniczające możliwość stosowania reklam wielkoformatowych. Konieczna jest też bardziej stanowcza walka z nielegalną reklamą.   

Warszawa wolna od reklam wielkoformatowych jest zatem możliwa. Niezbędna do tego jest zmiana polityczna, gdyż obecna władza nie raz już udowodniła, że uwolnienie miasta od reklamowego koszmaru nie jest jej priorytetem.

Tekst: Maciej Adamczyk
Zdjęcia: Marcelina Zawisza

20 sierpnia 2014

Joanna Erbel na Chłodnej: porozmawiajmy o problemach Woli!


Joanna Erbel, kandydatka Zielonych na prezydentkę Warszawy, konsultowała swój program wyborczy z mieszkańcami Woli, licznie zgromadzonymi w słynnej klubokawiarni przy Chłodnej 25.


Warszawa powinna być miastem do życia – przekonywała Erbel.  Warszawiacy wciąż zbyt dużo czasu tracą na przemieszczanie się z jednej dzielnicy do drugiej, aby załatwić podstawowe sprawy. Zdaniem kandydatki należy wspierać rozwój lokalnych sklepów i centrów kultury, aby wszystko, co ważne, było blisko mieszkańców. 


Dla jakości życia w Warszawie kluczowe znaczenie ma czystość powietrza. Niestety, warszawskie powietrze nie spełnia standardów obowiązujących w Polsce i w Unii Europejskiej.  Głównym źródłem zanieczyszczeń jest ruch samochodowy – stąd pochodzi aż 70% szkodliwych substancji, takich jak pyły PM 10 i PM 2, 5 oraz rakotwórczy benzoalfapiren. 

Problemu powietrza nie da się rozwiązać bez ograniczenia ruchu samochodowego w mieście. Dlatego Joanna Erbel opowiedziała się przeciwko rozbudowie ulic Prostej i Wołoskiej. Kandydatka zwracała uwagę na to, że polityka transportowa obecnych władz miasta jest niespójna. Ratusz dąży do zwężenia ulicy Świętokrzyskiej, co przyczyni się do uspokojenia ruchu samochodowego w centrum miasta. Co z tego, jeżeli tym słusznym inicjatywom towarzyszą projekty budowy czteropasmowych dróg w innych dzielnicach, jak to ma miejsce w przypadku ulic św. Wincentego i Światowida. Pod rządami Erbel priorytetem ratusza będą inwestycje w tanią komunikację miejską, a nie w czteropasmowe autostrady, dla których w mieście po prostu nie ma miejsca.  Postulat najtańszego biletu ZTM w cenie 2 złotych, który Joanna Erbel lansowała jeszcze jako koordynatorka kampanii Stop Podwyżkom Cen Biletów, nadal pozostaje aktualny. 



W spotkaniu uczestniczył również Marek Ślusarz, lider inicjatywy Jeden Muranów. Działalność Marka Ślusarza jest inspiracją dla dwóch ważnych postulatów programowych Joanny Erbel – partycypacji i współpracy lokalnej. Przykładami udanych inicjatyw jest ożywienie Komisji Dialogu Społecznego na Muranowie czy działalność inicjatywy Partnerstwo dla Sielc. Zaktywizowanie mieszkańców jest niezbędne dla skutecznego zarządzania miastem, ponieważ tylko oni posiadają pełną wiedzę o problemach własnego osiedla i dzielnicy.   

Realizacja postulatów społecznych Erbel – takich jak wspieranie budownictwa komunalnego czy dodatkowe lekcje matematyki w szkole – będzie kosztować. Skąd na to wziąć pieniądze? Zasadnicze znaczenie ma zmiana priorytetów polityki ratusza – wyjaśniała kandydatka. Przede wszystkim trzeba odejść od drogich, nieracjonalnych inwestycji, takich jak wspomniane już czteropasmowe autostrady. Przykładów złego wydawania pieniędzy w Warszawie jest zresztą więcej. Wystarczy wspomnieć Strefę Kibica, budowę kawiarni plażowa za 5 mln złotych, czy ogromne środki przeznaczane corocznie na organizacje miejskiego Sylwestra. Pieniądze zaoszczędzone na nieracjonalnych inwestycjach drogowych i organizowanych przez miasto igrzyskach należy przeznaczyć na cele społeczne, edukację i kulturę,  co przełoży się na odczuwalną poprawę jakości życia warszawiaków. 

Maciej Kassner

19 sierpnia 2014

Spotkanie z białoruską działaczką antyatomową Tatianą Novikovą

Zapraszamy na spotkanie ze znaną aktywistką z Białorusi Tatianą Novikovą.

21 sierpnia, czwartek o godzinie 18:00
Klubokawiarnia Chłodna 25 
Chłodna 25, 00-867 Wola, 
Warszawa




Tatiana Novikova - jest białoruską działaczką praw człowieka i aktywistką antyatomową oraz koordynatorką Białoruskiej Kampanii Antyatomowej (BAJAK). Współorganizuje "Czarnobylski Szlak" - coroczną manifestację w rocznicę katastrofy jądrowej w Czarnobylu, podczas której poszkodowani mają szansę upomnieć się o swoje prawa. Co roku wydarzenie kończy się zatrzymaniami i aresztowaniami opozycyjnych działaczy/czek. Sama Novikova została aresztowana na kilka dni po tym jak próbowała wręczyć petycję w rosyjskiej ambasadzie w Mińsku, w której apelowała do Rosjan o wycofanie się z projektu budowy elektrowni atomowej w Ostrowcu na Białorusi. W 2008 roku Tatiana Novikova kupiła dom nad jeziorem niedaleko Ostrowca. Wybrała miejsce, które nie zostało skażone przez katastrofę jądrową w Czarnobylu. Kilka miesięcy później okazało się, że niedaleko ma powstać pierwsza elektrownia jądrowa w kraju. Projekt jest realizowany wbrew woli społeczeństwa, które bardzo ucierpiało w wyniku katastrofy sprzed 28 lat. Elektrownia jest budowana w miejscu aktywnym sejsmicznie z naruszeniem prawa międzynarodowego i bez uwzględnienia oddziaływania na środowisko. Tatiana Novikova walczy o to, by "nie nastąpił kolejny Czarnobyl". Bezskutecznie apelowała do organizacji międzynarodowych, by wpłynęły na powstrzymanie projektu. W swoich działaniach zdobyła poparcie organizacji ekologicznych m.in Greenpeace i znanych osób m.in brytyjskiego komika Stephena Frya. 


Artykuł na temat Tatiany Novikovej w
"The Guardian":
http://www.theguardian.com/world/2014/jul/25/belarus-anti-nuclear-chernobyl-on-her-doorstep

 
Wideo z działaczką: https://www.youtube.com/watch?v=kjCwygFgTvI 


Artykuł autorstwa aktywistki na temat programu atomowego na Białorusi:
http://zielonewiadomosci.pl/tematy/energetyka/bialorus-brnie-w-atom/

18 sierpnia 2014

Samochód jest nałogiem

"Nie masz samochodu? To jak tu dojeżdżasz?" - zapytała koleżanka pracująca w budynku obok na Służewcu. „Dojeżdżam siedemnastką, sto trzydzieści osiem albo eskaemką” - wyjaśniłam. "Ale to chyba daleko z przystanku?" – drążyła temat koleżanka. „Przecież nie dalej niż od samochodu, który w końcu uda się zaparkować po kilkunastominutowym objeździe okolicy” – tłumaczyłam cierpliwie. "Ale ja i tak wolę samochodem". No tak. Argument trudny do zakwestionowania. "I co wy biedy teraz bez samochodu tu zrobicie?" - zasmucił się gospodarz wynajmujący nam pokój w Górach Stołowych. "Pojedziemy busem? Pójdziemy szlakiem turystycznym? Złapiemy stopa?"-  pomyślałam, ale nie powiedziałam na głos. Ktoś, kto raz posadził w tyłek w samochodzie, ma dużą trudność w zrozumieniu, że przemieszczać można się inaczej.

Człowiek bez auta to człowiek, któremu coś musiało nie wyjść. Przypieczętowaniem matury jest zdobycie prawa jazdy, a symbolem choćby jako takiej stabilizacji zawodowej jest auto (stan nieważny). A kto raz posiadł auto, w natychmiastowy sposób traci umiejętność poruszania się inaczej. Samochód uzależnia. Świat pociągów, tramwajów, metra i przede wszystkim chodzenia na piechotę staje się wrogi. Nie wiadomo, gdzie kupić bilet. Nie wiadomo, jaka linia powiezie mnie spod domu do pracy. Nie wiadomo, czy będzie gdzie usiąść. Nie wiadomo, kto usiądzie obok. Nie wiadomo, po co miałbym wsiadać do tramwaju, podczas gdy samochód stoi obok… 



Jak przekonać takiego kogoś do porzucenia auta, a przynajmniej mniejszej częstotliwości użytkowania? Zanieczyszczenie powietrza i hałas to argumenty, które ciężko przełożyć na jednostkowe zachowanie. Bo mam czym oddychać, a poza tym co z tego, że ja się przesiądę do tramwaju, skoro sąsiad jak smrodził dwudziestoletnim golfem, tak smrodzi? Argument finansowy też jest wątpliwy. Dla zamożnej klasy średniej auto to stosunkowo niewielka inwestycja w wizerunek. Dla tych, którzy do klasy średniej aspirują, argument finansowy staje się coraz mniej przekonujący w obliczu drożejącej komunikacji miejskiej. Więc może wygoda? Choćby tramwaje przyspieszyły, choćby metro miało trzy linie, choćby dobrze ogrzewano zimą, a klimatyzowano latem cały tabor, to własne, czyste, ciche auto będzie miało przewagę nad zatłoczonym pojazdem komunikacji miejskiej.  Osoba kompulsywnie korzystająca z samochodu zawsze znajdzie milion argumentów za tym, żeby nie przesiadać się do metra czy tramwaju. Jak zatem przekonać mieszkańców stolicy, aby zamienili samochody na komunikację publiczną i rowery? Sądzę, że zmiana musi nastąpić najpierw w głowach warszawiaków. Dopóki wyznacznikiem stylu będzie wielki SUV, dopóty wszystkie  racjonalne argumenty będą bez znaczenia. 

Już idzie ku dobremu. Choć rozprzestrzenianie się mody na rowery bywa irytujące (rozchwiany brodacz na wielkim, designerskim holendrze z równie wielkimi słuchawkami na uszach, ślepy na ruch pieszych i aut dookoła), to potrzebujemy tej mody. Niech piękni ludzie przesiadają się z SUVów w kolorze caffee latte na piękne holendry, bo pięknych wzorów potrzebuje dziś Warszawa. Wierzę też, że po okresie zachłyśnięcia się motoryzacją, w końcu warszawiacy zrozumieją, dlaczego tak kochają Londyn czy Nowy Jork - bo oglądają te miasta z perspektywy wagonu metra albo autobusu, a nie z perspektywy okna samochodu z widokiem na korek na Wołoskiej.

Gosia Mulik

15 sierpnia 2014

Samolińska: Zmiana priorytetów!

Hanna Gronkiewicz-Waltz przyzwyczaiła nas do tego, że pieniądze miejskie wydaje się na “eventy” i nieprzemyślane inwestycje, a nie na codzienne potrzeby mieszkańców. Joanna Erbel chce to zmienić.
 
Paweł Krulikowski z Polityki Warszawskiej przeczytał program Joanny Erbel i program ten mu się nie spodobał. “Joanna Erbel postanowiła jednak doprowadzić miasto do agonii” pisze, z przerażeniem komentując pomysły, żeby polepszyć stan zasobu mieszkań komunalnych i socjalnych, zwiększać kwoty inwestowane w edukację (przypomnę Krulikowskiemu, że wydatki na edukację to inwestycja, jedna z najważniejszych i najbardziej opłacalnych). Emocjonalnie wzywa Erbel do tego, żeby zeszła z drogi prospołecznych przemian, bo budżet się nie zepnie i polska stolica skończy jak Detroit. Krytykując program kandydatki Zielonych, Krulikowski zdaje się milcząco zakładać, że Hanna Gronkiewicz-Waltz wydaje obecnie publiczne pieniądze w sposób najlepszy z możliwych.

Neoliberalna biedaarytmetyka

Krulikowski oczekuje liczb. Mają sumować się już w zamknięty budżet nawet w projekcie programu, przedstawiającym priorytety kandydatki na prezydentkę. Zauważa, że zadłużenie miasta wzrasta, choć ekipa Gronkiewicz-Waltz obcięła wydatki na edukację czy podniosła czynsze. Krulikowski nie wspomina o wzroście cen biletów komunikacji miejskiej - ale nad tym też pewnie przeszedłby do porządku dziennego.

W końcu wszystkim nam żyje się lepiej i śpimy spokojniej, wiedząc, że - jak pisze Krulikowski - “agencje finansowe oceniają stolicę na najwyższym poziomie wiarygodności”. Jeśli, rzecz jasna, wystarcza nam na czynsz. Jeśli stać nas na to, żeby dojechać następnego dnia do pracy, jeśli właśnie nie zamknięto szkoły, do której chodziło nasze dziecko, albo opłaty za obiady w sprywatyzowanych stołówkach nie wzrosły o tyle, że dziecko nie będzie mogło zjeść tam ciepłego posiłku. Albo jeśli nie jesteśmy rodzicami dwulatka, który właśnie nie dostał się do jednego z dwóch publicznych żłobków, znajdujących się w dzielnicy Bemowo. Mieszka tam 114 tys. ludzi. Jednym słowem - jeśli jesteśmy ludźmi na tyle zamożnymi, żeby nie potrzebować od miasta ani mieszkania, ani żłobka, przedszkola czy szkoły, ani autobusu.

6 mln - lekcja matematyki czy Naprawdę Luksusowa Toaleta?

W swoich matematycznych rozważaniach Krulikowski zapomina jednak o innych liczbach. Budowa Trasy Świętokrzyskiej, absurdalna inwestycjai, w wyniku której w już nieprzejezdnym centrum Warszawy znajdzie się jeszcze więcej aut, kosztowała 18 mln zł, a to dopiero jej pierwszy etap, docelowo na ten cel ma zostać wydane ponad 400 mln. W Poznaniu dodatkowa lekcja matematyki, na którą Warszawy ponoć nie stać, kosztowała ok. 3 mln rocznie. Ile by to było w stolicy, 6 mln zł? Jak to się ma do absurdalnego wydatku na Trasę Świętokrzyską? 33 mln zł kosztuje z kolei poszerzenie ul. Prostej - kolejny wydatek, w dodatku niezgodny z deklaracjami władz miasta, z pewnością bowiem nie uspokoi ruchu w Śródmieściu.

Multimedialny Park Fontann, dzięki któremu Warszawa miała się stać polską Barceloną, kosztował 11,5 mln, a jego roczne utrzymanie to 800 tys. Fakt, fontanny są atrakcją dla mieszkańców. Czy również dla tych, którzy mieszkają w miejskich lokalach bez łazienki czy z trującym grzybem na ścianie? Przypomnijmy, że takie problemy dotyczą jednej trzeciej lokatorów mieszkań komunalnych, tyle bowiem nie spełnia podstawowych wymogów techniczno-sanitarnych. Warszawa nie stara się też o pieniędze na nowe mieszkania, choć mogłaby - w latach 2007-2013 złożono zaledwie trzy wnioski do budżetu państwa o dofinansowanie budowy mieszkalnictwa społecznego. Stolica wypada słabo nawet w porównaniu do znacznie mniejszych miast, takich jak Toruń czy Białystok.
 
Idźmy dalej - 15 mln kosztowała “rewitalizacja” Parku Krasińskich - wbrew woli mieszkańców wycięto tam za miejskie pieniądze ponad 300 drzew. Remont ulicy Próżnej, który zmienił ja w pustynię z kostki brukowej kosztował 1,2 mln. Niecałe 1,4 mln kosztował Woonerf - miejski podwórzec na ul. 6 sierpnia w Łodzi, która to ulica tak jak Próżna leży w centrum miasta. Różnica jest taka, że na 6 sierpnia są tłumy, bo pamiętano o drzewach i ławkach, a na Próżnej pustki.
5 mln - tyle z kolei kosztowała miasto toaleta przy Stadionie Narodowym oraz towarzysząca jest klubokawiarnia Plażowa. Hipsterkom i hipsterom wystarczą inne kontenery nad Wisłą, więc zupełnie nie rozumiem tej inwestycji, którą różni od innych tylko to, że ponoć podnosi się podczas powodzi.

Strefa Kibica czy Mieszkańca?

A propos Stadionu Narodowego - zupełnie nie rozumiem, czemu licząc wydatki i patrząc wstecz na politykę finansową miasta, Krulikowski nie przypomniał sobie o Euro 2012. Zróbmy to za niego - sama Strefa Kibica kosztowała 27 mln zł, 17 mln zostało wydane na transport i organizację ruchu, był jeszcze program artystyczny, ochrona, sprzątanie - w sumie na tę imprezę warszawiacy i warszawianki wydali 88 mln zł. Dużo, jak na miasto, które musi oszczędzać na edukacji i którego nie stać na zapewnienie ubogim mieszkańcom wyłącznego dostępu do toalety w lokalach socjalnych.

Wydaje się więc, że to “spięcie się” budżetu wcale nie jest dla Krulikowskiego tak istotne, jak próbuje nam to powiedzieć. Zdaje się on akceptować groteskowe sumy wydawane na imprezy, na wizerunek, na zawłaszczanie coraz większej przestrzeni miasta przez (coraz zresztą większe) samochody. Czym zatem Joanna Erbel tak bardzo podpadła publicyście Polityki Warszawskiej, że straszy nas dekoniukturą, agonią miasta i epidemią cholery zarazem? Dlaczego planowane przez nią wydatki są groźne, a drogich zabaw Hanny Gronkiewicz-Waltz się Krulikowski nie obawia? Można by z łatwością wysnuć wniosek, że tym, co naprawdę gniecie Autora w kandydaturze Erbel, poza oczywiście słowem “prezydentka”, które z wątpliwą grzecznością pisze w cudzysłowiu, nie są zbyt duże wydatki - tylko zmiana priorytetów budżetowych. To, że kandydatka Zielonych chce występować w imieniu wszystkich mieszkańców i mieszkanek, a nie tylko najlepiej sytuowanych, którzy przyzwyczaili się, że władza dba o ich interes. Że na pierwszym miejscu stawia zaspokajanie podstawowych potrzeb seniorów, dzieci i tysięcy zwykłych ludzi, a nie nadmuchiwanie balonu z napisem “Zakochaj się w Warszawie”. 

autorka: Justyna Samolińska

14 sierpnia 2014

Czy bary mleczne mają przyszłość? Debata z udziałem Joanny Erbel, Grzegorza Mroza i Aleksandra Cirlicia.


Czy bary mleczne są reliktem czasów słusznie minionych, czy też  wciąż mają ważną rolę do odegrania u progu XXI wieku? Nad przyszłością barów mlecznych w Zielonym Jazdowie debatowali Aleksander Cirlić z Baru Prasowego, Grzegorz Mróz z Ministerstwa Finansów oraz Joanna Erbel, kandydatka Zielonych na prezydentkę stolicy, która moderowała dyskusję.

Grzegorz Mróz przedstawił główne zasady polityki Ministerstwa Finansów wobec barów mlecznych. Ministerstwo przeznacza kwotę rzędu 20-22 mln złotych rocznie na dotowanie posiłków w barach mlecznych. Środki te przekazywane są za pośrednictwem izb skarbowych. Dotacja jest formą pomocy społecznej – dofinansowywane posiłki w barach mlecznych sprzedawane są poniżej cen rynkowych. Dotacją objęte są jedynie surowce służące do przyrządzenia dań mleczno-nabiałowo-jarskich. Jednocześnie Grzegorz Mróz przypomniał, że wysokość dotacji ostatecznie zależy od budżetu uchwalanego przez Sejm. Zwiększenie nakładów przeznaczanych na dofinansowanie barów mlecznych można uzyskać prowadząc umiejętny lobbing i przekonując polityków o potrzebie wspierania taniej gastronomii.

Aleksander Cirlić z Baru Prasowego przyznał, że jego instytucja korzysta z dotacji.  Wysokość dofinansowania nie jest jednak uzależniona od ilości sprzedanych posiłków,  co sprawia, że środki z dotacji kończą się we wrześniu. Przez resztę roku Bar Prasowy stara się o samodzielnie finansować niskie ceny wybranych produktów. W praktyce polega to na tym, że osoby zamawiające dania mięsne płacą więcej, co pozwala utrzymać niskie ceny produktów jarskich. Klient kupujący schabowego  dofinansowuje tym samym  zupę pomidorową w cenie 1, 50 zł.  Dziennie w Barze Prasowym wydaje się ponad tysiąc posiłków. Tak duże obroty świadczą o tym, że bary mleczne cieszą się uznaniem konsumentów i odpowiadają na ważne potrzeby społeczne.


                                     Menu Baru Prasowego ze słynną zupą pomidorową za 1, 50 zł. Fot. Bar Prasowy
                               
                
W dyskusji Joanna Erbel i Aleksander Cirlić podkreślali, że bary mleczne są ważnym miejscem integracji osób z różnych środowisk społecznych.  Z usług Baru Prasowego korzystają zarówno osoby bezdomne, warszawscy hipsterzy, jak i urzędnicy z alei Szucha.  Michał Augustyn, który wspólnie z Maciejem Łepkowskim organizuje wczasy ekonomiczne w Zielonym Jazdowie, opowiadał się za tym, aby bary mleczne korzystały z produktów ekologicznych, kupowanych od lokalnych rolników. Joanna Erbel przekonywała, że bary mleczne oprócz wydawania posiłków mogą również pełnić funkcję domów kultury, tak jak to ma miejsce w przypadku Baru Prasowego. Aleksander Cirlić opowiadał się za stworzeniem katalogu dobrych praktyk, który stałby się punktem odniesienia dla barów mlecznych w całym kraju. Pewien stopień ujednolicenia zasad funkcjonowania barów mlecznych przyczyniłby się do wypromowania marki baru mlecznego jako miejsca, w którym można kupić tanie i dobre jedzenie, przygotowane według przepisów tradycyjnej, polskiej kuchni. Już teraz wiele osób, które chcą pokazać gościom z zagranicy polską kuchnie, zabiera je właśnie do baru mlecznego.  

Jeżeli chociaż część z tych pomysłów uda się wcielić w życie, o przyszłość barów mlecznych możemy być spokojni. 

Maciej Kassner

12 sierpnia 2014

Trzy pytania do skłotu „Przychodnia”


W nowoczesnym mieście musi znaleźć się miejsce dla kontestatorów. Potrzebna jest nisza, w której schronienie znajdą ludzie nie akceptujący dominującego porządku. Taką rolę pełnią skłoty.  Są one przestrzenią kontestacji, miejscem spotkań  aktywistów, ośrodkiem rozwijania alternatywnej kultury. O rolę skłotingu w  mieście zapytaliśmy kolektyw znanego warszawskiego skłotu „Przychodnia”. 

                                               Fot. "Przychodnia"


Czym zajmuje się Wasz skłot?

Skłot „Przychodnia”, podobnie jak wiele tego typu miejsc, prowadzi działania w wielu różnych dziedzinach i pełni wiele funkcji. Sam budynek jest domem dla kilku osób, a ponad to przez cały okres swojego istnienia przewinęło się przez niego kilkudziesięciu mieszkańców i setki kilkudniowych gości. Oprócz tego staramy się w jak najszerszy sposób wyjść z działalnością do ludzi – organizujemy koncerty, wystawy, wykłady, warsztaty, projekcje filmów, dyskusje. Udostępniamy przestrzeń wolnościowym kolektywom, stowarzyszeniom i innym organizacjom, które promują bliskie nam wartości w sposób oddolny, bez partyjniactwa i uczestnictwa w skompromitowanej, naszym zdaniem, mainstreamowej polityce. Mamy siłownię, salkę sportową, planujemy otwarcie galerii. Przez pewien czas w przychodniowej piwnicy działało studio nagrań “Fonia”. Staramy się wspierać przede wszystkim inicjatywy deficytowe, niekomercyjne. Zespoły, które u nas grają czy nagrywały się w “Fonii”, często miałyby problemy z zagraniem koncertu lub nakrywką w innym miejscu, ze względu na swoją niszowość. Chcemy pokazać, że da się tworzyć ciekawe i interesujące miejsce bez żadnych dotacji, grantów, a nawet bez prawa własności do wykorzystywanego budynku. Wszelkie remonty, organizacja imprez, sprzątanie oraz masa innej pracy wykonywana jest nieodpłatnie przez kilkudziesięcioosobowy kolektyw związany z „Przychodnią”.

Jakie są korzyści dla miasta i jego mieszkańców z istnienia skłotów?

Przede wszystkim chcielibyśmy mieszkańców miasta aktywizować. Udowodnić własną pracą, że da się stworzyć coś z pozornie niczego. Wiele osób działających obecnie w przychodniowym kolektywie zaczynało od uczestnictwa w robionych przez nas wydarzeniach, a później stopniowo włączało się w ich organizację. Oprócz tego, mieszkańcy miasta mają możliwość uczestniczenia w wydarzeniach, które nie mają dla siebie miejsca ani w komercyjnych lokalach, ani nie są mile widziane w dotowanych przez państwo miejscach. Koncerty zespołów związanych z niezależną sceną, wystawy mało znanych artystów, wykłady aktywistów wspierających imigrantów, albo organizacji prozwierzęcych, filmy o tematyce queer – takie wydarzenia nie mają szans zwrócić się organizującym je klubom, ani nie wzbudzają entuzjazmu u urzędników bojących się podpaść zwierzchnikom. Skłot jest naturalnym miejscem na takie wydarzenia i paradoksalnie pomaga to również miejskiej administracji.

Takie miejsca jak „Przychodnia” tworzą specyficzny miejski klimat, bez którego trudno sobie wyobrazić chociażby Berlin czy Barcelonę. Ostatnio nawet zauważyliśmy reklamę organizowanego u nas koncertu na oficjalnej stronie urzędu miasta, co udowadnia, że nawet w miejskim magistracie nasza praca zaczyna być doceniana. Skłoting jest także w pewnym stopniu rozwiązaniem poważnego w Polsce problemu mieszkaniowego. W mieście, w którym wynajem mieszkania w lokalizacji nie wymagającej codziennego stania w korkach, pożera grubo ponad połowę zarobków, znajdują się tysiące pustostanów, niejednokrotnie w ścisłym centrum. Ta dysproporcja jest skrajnie niesprawiedliwa, a prawo własności broniące tego stanu rzeczy nie spełnia swojej roli. Dlatego właśnie chcielibyśmy widzieć jak najwięcej zajmowanych pustostanów, zamiast obecnego marnowania czasu na pozornie demokratyczny teatr wyborczy. Liczymy, że własną działalnością zachęcimy ludzi do działania w sposób bezpośredni.

Jaka powinna być Waszym zdaniem polityka władz miasta wobec skłotersów?

Byłoby fajnie, gdyby władzy ustawodawczej udało się problem skłotów w jakiś sposób w prawie uwzględnić, tak jak dzieje się to w Holandii lub Anglii. Obecnie zajmując pustostan w Polsce aktywiści są narażeni na poważne konsekwencje, z procesem o włamanie włącznie. Jednak zmiana tego stanu rzeczy nie jest dla nas konieczna dla działalności. Fakt, że państwo w Polsce funkcjonuje tak słabo ma swoje dobre strony, urzędnicy boją się jak ognia podejmowania niepopularnych decyzji, a taką niewątpliwie jest wysłanie policji do ewikcji miejsca o tak szerokim poparciu społecznym jak „Przychodnia”. Na poziomie samorządowym byłoby dobrze, aby urzędnicy nie bali się przekazywać miejskich pustostanów grupom nieformalnym za niewielkie pieniądze. Pozwala to zerowym kosztem dla miejskiego budżetu stworzyć niezależne centrum kulturalne. Przykład już jest – ADA Puławska stworzona przez naszych przyjaciół związanych wcześniej ze skłotem Elba. Jednak generalnie nie oczekujemy od władzy niczego, niech zostawią nas w spokoju i dadzą robić swoje, a będzie dobrze.

Arbuz/  "Przychodnia"

11 sierpnia 2014

Joanna Erbel w Kici Koci

Kicia-Kocia to kultowa warszawska klubokawiarnia, będąca centrum życia społecznego, intelektualnego i kulturalnego na Grochowie. Właśnie tam 7 sierpnia miało miejsce spotkanie z Joanną Erbel, kandydatką Partii Zielonych na prezydentkę stolicy. Wydarzenie to inauguruje cykl 18 spotkań prowadzonych pod hasłem „Erbel rozmawia”, w ramach których mieszkańcy każdej z warszawskich dzielnic będą mogli zadać kandydatce pytania i przedstawić uwagi do jej programu.


            

To nie przypadek, że pierwsze spotkanie odbyło się właśnie na Grochowie. Joanna Erbel przekonywała, że chce w ten sposób dowartościować prawobrzeżną Warszawę. Jej zdaniem stolica rozwija się bardzo dynamicznie, ale beneficjentem tego rozwoju jest głównie centrum miasta. Wcale nie musi tak być. W swoim programie Joanny Erbel stawia na lokalność. Sklepy, bazary, żłobki, przedszkola i instytucje kultury – wszystko to powinna być dostępne mieszkańcom w pobliżu ich miejsca zamieszkania. Zadaniem władz miejskich jest umiejętne wspieranie aktywności lokalnej. Służyć temu może m. in. dofinansowanie przez miasto projektów artystycznych, przyczyniających się do budowania tożsamości dzielnicy. Warszawa pod rządami Joanny Erbel będzie miastem policentrycznym, w którym sprawnie funkcjonujące Centra Aktywności Lokalnej sprzyjać będą integracji mieszkańców zamieszkujących daną okolicę. 


                                                 fot. Marek Matczak

W programie Joanny Erbel nie brakuje też postulatów socjalnych. Zdaniem kandydatki narzędziem realizacji polityki społecznej miasta powinny być klauzule socjalne. Przykładowo, jednym z warunków niezbędnych do wygrania przetargu na budowę siedziby Sinfoni Varsovi na Grochowskiej może być stworzenie przez wykonawcę projektu lokalnych miejsc pracy. Kluczową kwestią dla mieszkańców jest tani transport, dlatego jednym z postulatów kandydatki jest bilet ZTM w cenie 2 złotych. Zdaniem Erbel miasto powinno odgrywać aktywną rolę w polityce gospodarczej, wspierając tworzenie nowych miejsc pracy przy termomodernizacji budynków.

Podczas spotkania wybrane postulaty z programu Joanny Erbel zostały skonsultowane z mieszkańcami. Z największym uznaniem spotkał się pomysł stworzenia wykazu warszawskich pustostanów, z których część można przeznaczyć na mieszkania dla osób bezdomnych.

Maciej Kassner

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...