30 września 2011

Agnieszka Grzybek - Zielona energia dla Ciebie!


Bartłomiej Kozek: Agnieszko, po raz kolejny startujesz w wyborach. Powiedz, jaka byłaby pierwsza ustawa, jaką zgłosisz w Sejmie?

Agnieszka Grzybek: Jest kilka tematów, którymi chcę się zajmować w Sejmie. Częściowo są one związane z moją dotychczasową działalnością, a częściowo wynikają z zaangażowania w Zielonych i tematów ekologicznych, które podnosimy. Mówiłam o tym w swoim wystąpieniu na Kongresie Kobiet podczas sesji plenarnej „Dlaczego warto głosować na kobiety?”. Po pierwsze, ponieważ jestem pełnomocniczką Obywatelskiego Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „TAK dla Kobiet”, który w tej chwili zbiera podpisy pod obywatelskim projektem ustawy o świadomym rodzicielstwie oraz innych prawach reprodukcyjnych, to chciałabym dopilnować procedowania nad tym projektem. To będzie jedna z pierwszych ustaw wniesionych do Sejmu nowej kadencji, a ten będzie miał obowiązek przeprowadzić pierwsze czytanie w ciągu 3 miesięcy. Ponieważ z doświadczenia wiem, obserwując od lat jako przedstawicielka organizacji kobiecych, że Sejm bywa opieszały, jeśli chodzi o projekty dotyczące praw kobiet, to chciałabym, żeby tym razem było inaczej. Ta ustawa zakłada refundację antykoncepcji i zabiegów in vitro, wprowadzenie edukacji seksualnej z prawdziwego zdarzenia do szkół oraz liberalizację prawa do przerywania ciąży. Jednym słowem, przywraca kobietom godność i podmiotowość. Za równie ważną uważam nowelizację ustawy kwotowej. Wspólnie z innymi działaczkami Kongresu Kobiet zbierałam pod nią podpisy, a później pilotowałam sprawę w Sejmie. Nie udało nam się przekonać posłów i posłanek do wprowadzenia parytetu, zbyt duży był opór z ich strony. Ale jak wykazała w swojej analizie prof. Małgorzata Fuszara, już w tych wyborach partie umieściły na swoich listach co najmniej 40% kobiet, tyle że niekoniecznie na tzw. miejscach „biorących”. Dlatego oprócz parytetu będę zabiegała o wprowadzenie systemu suwakowego, czyli naprzemiennego umieszczania na listach wyborczych kobiet i mężczyzn. Wiem, że część środowisk feministycznych nie uważa kwot za sprawę istotną, ja jednak sądzę, że jest to mechanizm, który pozwoli przewietrzyć polską politykę i wprowadzić nowe osoby do tego zamkniętego obiegu. Poza tym wiem, że dzięki większej reprezentacji kobiet byłaby szansa na stworzenie wspólnego frontu przynajmniej w kilku sprawach z zakresu polityki społecznej, tyle że muszą one stanowić tzw. masę krytyczną, czyli musi ich być co najmniej 35-40%.

Równie ważne są dla mnie projekty legislacyjne z dziedziny ekologii. Chcę tworzyć warunki dla rozwoju taniej i czystej energii ze źródeł odnawialnych. Nowy Sejm jak najszybciej powinien przyjąć ustawę o odnawialnych źródłach energii, gdyż Komisja Europejska już skierowała sprawę przeciwko Polsce do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości za niewdrożenie dyrektywy 2009/28/WE z 23 kwietnia 2009 roku w sprawie promowania stosowania energii ze źródeł odnawialnych. Innym ekologicznym tematem jest przyjęcie ustawy o GMO – uważam, że w Polsce powinien obowiązywać zakaz na uprawy roślin z GMO.

B.K.: W dyskusji wyborczej dominują jak na razie głównie debaty o debatach – tymczasem problemów społecznych nie brakuje. Jednym z tematów, jakimi chcesz się zajmować w tej kampanii, to emerytury – dlaczego?

A.G.: Temat emerytur jest mi rzeczywiście bliski, nie tylko dlatego, że już wkroczyłam w drugą połowę życia… (śmiech). Przede wszystkim dlatego, że – jak wynika z rozmaitych analiz i symulacji – w nowym systemie emerytalnym wprowadzonym w 2009 roku jedną z grup najbardziej poszkodowanych są kobiety. W systemie opartym na zdefiniowanej składce wysokość naszych emerytur zależy od liczby przepracowanych lat i wysokości zarobków. Na starość będziemy mieć tyle, ile uzbieramy i ile ewentualnie zainwestujemy po drodze. Ponieważ kobiety pracują krócej niż mężczyźni – ze względu na wcześniejszy wiek emerytalny oraz przerwy w pracy związane z opieką nad dziećmi, a także zarabiają mniej (różnica w zarobkach kobiet i mężczyzn oscyluje wokół kilkunastu procent) i częściej wykonują zawody gorzej płatne, to i mniejszy uzbierają kapitał, z którego będą później wypłacane świadczenia. Jako pierwsze na ten problem uwagę zwracały organizacje kobiece. Pamiętam, że podczas jednej z ogólnopolskich konferencji organizacji i środowisk kobiecych zorganizowanej przez Fundację OŚKa w 1999 roku, kiedy reforma emerytalna wchodziła w życie, sformułowałyśmy postulat, aby wprowadzić równy, elastyczny wiek przejścia na emeryturę kobiet i mężczyzn. Nie wiem, czy uda się przywrócić system oparty na solidarności międzypokoleniowej, bo za bardzo się przywiązaliśmy do myślenia, że pieniądze w OFE są „nasze” i „pewne”, a w ZUS-ie, co prawda, też „nasze”, ale „niepewne”, bo państwo może po nie łatwo sięgnąć. Na pewno jednak system emerytalny należy zreformować na tyle, żeby opierał się na solidarności między płciami, tak aby kobiety z racji wskazanych wyżej czynników nie były poszkodowane. Część działań ma charakter bardziej długofalowy (np. stworzenie systemu wyceny pracy, monitorowanie zarobków kobiet i mężczyzn), ale część można realizować już. Nie rozumiem na przykład, dlaczego do tej pory nie wyrównano sytuacji kobiet samozatrudnionych. Państwo nie odprowadza za nie składek emerytalnych, jeśli przebywają na urlopie wychowawczym – są nierówno traktowane w stosunku do kobiet zatrudnionych na etat. Nie rozumiem, dlaczego koalicja PO-PSL czekała aż cztery lata z uchwaleniem ustawy żłobkowej, która znacznie poprawiłaby sytuację rodziców małych dzieci i umożliwiła kobietom powrót do pracy. 

Poza tym warto też uświadomić sobie, że w systemie emerytalnym z elementami kapitałowymi trudną sytuację mają te wszystkie osoby, które nie mogą liczyć na stałe zatrudnienie, pracują na tzw. umowy śmieciowe, z których nie są odprowadzane składki na ubezpieczenie społeczne. U nas mocno promuje się uelastycznienie rynków pracy, co ma być impulsem do zwiększenia konkurencyjności polskiej gospodarki. Ale trzeba też sobie jasno powiedzieć, że elastyczność ma swoje ciemne strony. Przedstawicielki Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych wyliczyły, że gdyby wszystkie pielęgniarki przeszły na kontrakty, to budżet państwa straciłby na tym 1 mld 400 tys., bo o tyle mniej pieniędzy wpłynęłoby do ZUS.

B. K.: W debacie na temat systemu emerytalnego pojawia się kwestia złamania solidarności międzypokoleniowej. Co sądzisz na temat pojawiającego się często argumentu, że jedynym sposobem na zachowanie wypłacalności systemu bardziej aktywna polityka demograficzna państwa?

A. G.: Na pewno powinna być ona jednym z elementów działań na rzecz zwiększenia stabilności i adekwatności świadczeń emerytalnych. Wypłata emerytur jest bowiem finansowana ze składek pracujących. Jednak to nie wystarczy. W związku z globalizacją wyzwaniem staje się w ogóle tworzenie nowych miejsc pracy, zmienia się bowiem charakter samej pracy, staje się ona coraz bardziej zautomatyzowana, wymaga stosowania najnowszych technologii. To, że się urodzi więcej dzieci, wcale nie oznacza, że znajdą one w przyszłości pracę. Dlatego potrzebne są kompleksowe działania: mądra polityka zatrudnienia, dobra polityka społeczna nastawiona na łagodzenie konfliktu między pracą a opieką, na włączanie w większym stopniu mężczyzn w opiekę nad dziećmi (np. poprzez wydłużenie urlopu ojcowskiego), tak żeby nie był to tylko problem kobiet, postrzeganych wskutek tego przez pracodawców jako mniej dyspozycyjne i dla firmy „problemowe”. W polityce zatrudnienia warto wykorzystać inwestycje w zielone miejsca pracy w nowych, ekologicznych sektorach gospodarki. Z różnych szacunków wynika, że jest szansa na stworzenie 100-150 tys. nowych miejsc pracy w najbliższej dekadzie w sektorze energetyki odnawialnej i poprawy efektywności energetycznej. 

B. K.: Pozostając jeszcze przy ludziach młodych – przed miesiącem rząd PO-PSL zorientował się, że młodzi ludzie mają coraz ciężej na rynku pracy. Furorę zaczęły robić takie pojęcia, jak prekariat czy umowy śmieciowe. Czy zamierzasz poruszać ten temat w swojej kampanii i jakie rozwiązania proponujesz?

A. G.: Temat ten nie jest dla mnie nowy. Kwestie ekonomiczne, właśnie prekariat, outsourcing, czyli redukowanie etatowego zatrudnienia w ramach cięć kosztów pracy i delegowanie zadań do wykonania do firm zewnętrznych, coraz powszechniejsze zatrudnianie ludzi na umowy śmieciowe, były problemami, które podnosiłyśmy na ostatnich dwóch manifach organizowanych przez Porozumienie Kobiet 8 Marca. To miło, że rząd w swoim raporcie dostrzegł wreszcie problem, o którym różne środowiska lewicowe, feministyczne, także Zieloni mówią od dawna. Po pierwsze, trzeba zrewidować pojęcie elastyczności i rozpocząć debatę na ten temat. Uświadomić sobie, że zatrudnienie na pozakodeksowe umowy o pracę w przyszłości przełoży się na brak zabezpieczenia na starość, oznacza także brak dostępu do opieki zdrowotnej, chyba że się za nią zapłaci. Po drugie, należy zdemistyfikować mit rzekomo wysokich w Polsce kosztów pracy, które „utrudniają” polskiej gospodarce konkurowanie z firmami z innych krajów. To nie wysokie koszty pracy, ale brak inwestowania w edukację, kulturę, tworzenie kapitału kulturowego, intelektualnego i społecznego skutkuje niską konkurencyjnością i innowacyjnością polskiej gospodarki. Jak mawia Beata Chmiel, liderka ruchu Obywatele Kultury, przodujemy w kopalnictwie metali kolorowych, ale jesteśmy w tyle, jeśli chodzi o przemysły innowacyjne, kreatywne. Po trzecie wreszcie, trzeba skończyć z fikcyjnym samozatrudnieniem i nadużywaniem przez pracodawców umów cywilnoprawnych poprzez wprowadzenie jednolitego oskładkowania umów niezależnie od formy zatrudnienia. W naszej uchwale programowej o pracy, przyjętej podczas tegorocznego Kongresu Programowego, postulujemy także stworzenie wykazu zawodów, w których nie można by zatrudniać na pozakodeksowe umowy o pracę. Ponadto popieramy postulat Europejskiego Forum Młodych, żeby płacić studentkom i studentom za odbyty staż i skończyć w ten sposób z wyzyskiwaniem młodych ludzi, którzy godzą się pracować za darmo w nadziei, że upragniony wpis w CV pomoże im w przyszłości zdobyć pracę. Jakąkolwiek pracę, bo w ostatnich latach zwiększyło się bezrobocie osób z wyższym wykształceniem.

B. K.: Przejdźmy na chwilę do jeszcze młodszych – do dzieci w żłobkach i przedszkolach. Wszystkie formacje polityczne obudziły się nagle zdumione, że przyjęta przez nie w Sejmie legislacja doprowadziła do podwyżek kosztów dla rodziców. Jak Zieloni zamierzają poradzić sobie z tym i innymi problemami związanymi z opieką przedszkolną, jak chociażby niższą dostępnością placówek na obszarach wiejskich?

A. G.: Problem z brakiem miejsc w żłobkach i przedszkolach jest pokłosiem polskiej transformacji, kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych w ramach cięć kosztów obcięto fundusze na usługi publiczne. To wtedy upowszechnił się trend, który do dziś trudno odwrócić, przerzucający całość kosztów związanych z opieką nad dziećmi, ale także nad osobami niepełnosprawnymi, niemogącymi samodzielnie funkcjonować, na rodziny. W efekcie ten ciężar spadł na barki kobiet. Ponieważ wielu rodzinom trudno kupić na rynku usługi opiekuńcze, bo jest to zbyt duże obciążenie dla domowych budżetów, dlatego to najczęściej kobiety rezygnują z pracy, żeby się zająć dziećmi. W związku z tym po pierwsze, należy sobie uświadomić, że oprócz produkcji jest także sfera reprodukcji i że państwo powinno ponosić koszty związane z opieką. Ustawa żłobkowa jest o tyle korzystna, że stworzyła lepsze możliwości tworzenia żłobków i zróżnicowała formy opieki nad małymi dziećmi, tyle że ciężar jej realizacji przerzucono na barki samorządów, które nie mają na ten cel pieniędzy. Dlatego jestem za tym, aby przyszły Sejm przyjął zaproponowaną przez Związek Nauczycielstwa Polskiego ustawę o wychowaniu przedszkolnym, która zapewnia dostęp do przedszkola od drugiego roku życia oraz finansowanie ze środków budżetu państwa. Ewentualnie można pomyśleć o takim rozwiązaniu, aby samorządy bogatsze finansowały żłobki i przedszkola w 50%, natomiast biedniejsze powinny otrzymywać w całości dotację budżetową. W tej chwili, choć rząd się chwali, że zwiększyła się liczba dzieci korzystających z przedszkoli, to warto sobie uświadomić, że stosuje się przy tym kreatywną księgowość. Wiele placówek jest finansowanych ze środków Unii Europejskiej i jeśli te fundusze się skończą, to albo rodzice w całości będą musieli ponieść koszty opieki, albo placówki te zostaną zamknięte. Poza tym ze względu na obowiązek zerówki rodzice posyłają dzieci do przedszkoli, co podnosi wskaźniki, ale już w grupie młodszych dzieci liczby te są mniejsze. Po prostu pora sobie uświadomić, że opieka przedszkolna to nie koszt, ale inwestycja w przyszłość dzieci, ale także w przyszłość emerytalną, głównie ich matek.

B. K.: Zieloni coraz bardziej poszerzają swoje kompetencje w dziedzinach, takich jak polityka społeczna czy ekonomiczna. Nie byłoby jednak zielonej polityki bez ekologii, zatem moje kolejne pytanie brzmi: jakie tematy ekologiczne zamierzasz poruszać w Sejmie?

A. G.: Spektrum jest dosyć szerokie, kierować się zamierzam naszą uchwałą o polityce klimatyczno-energetycznej. Dla mnie jedną z ważniejszych kwestii jest polityka energetyczna. Rząd już podjął decyzję, bez rzetelnej debaty i konsultacji społecznych, w sprawie budowy elektrowni atomowych w Polsce. Tymczasem jest to rozwiązanie najbardziej kosztowne, zwiększające uzależnienie Polski, bo przecież nie mamy własnych złóż uranu, ani technologii ani fachowców i wszystko to będziemy musieli „kupić”. Poza tym technologia jądrowa jest niebezpieczna, jak pokazała nie tylko katastrofa w Fukushimie, oznaczona siódmym, najwyższym stopniem w skali INES, ale także inne „incydenty”, o których mało kto mówi. Na przykład kilka lat temu w Forsmark w Szwecji o mały włos, a doszłoby do katastrofy porównywalnej jak w Czarnobylu, gdyż z niewiadomych przyczyn nastąpiła przerwa w dostawie prądu i nie włączył się awaryjny system chłodzenia. Z kolei w budowanej w Olkiluoto w Finlandii elektrowni już miało miejsce ponad 3 tys. incydentów. Do tej pory nie został rozwiązany problem składowania odpadów radioaktywnych, więc w gruncie rzeczy przerzucamy go na barki przyszłych pokoleń. To one będą musiały sobie poradzić ze „spadkiem” po nas, a jest to wysoce niesprawiedliwe. Zamiast technologii jądrowej należy postawić na rozwój energetyki odnawialnej. Z raportu „Pracując dla klimatu”, przygotowanego przez ekspertów Primum Polska (dawny Ecofys Poland) na zlecenie Greenpeace, wynika, że do 2030 roku możemy produkować aż do 46,6% energii ze źródeł odnawialnych. Uważam, że powinniśmy przeprowadzić referendum i to społeczeństwo powinno zadecydować o tym, czy w Polsce mają stanąć elektrownie atomowe.

B. K.: Nie zapominajmy, że Twoje korzenie tkwią w ruchu kobiecym, zatem nie sposób nie zapytać Ciebie o to, jakie, Twoim zdaniem, są aktualnie największe bolączki kobiet w Polsce i jakie rozwiązania proponujesz?

A. G.: Litania może być długa. Trudno uniwersalizować, bo wszystko zależy od indywidualnej sytuacji, ale także i statusu społecznego. Kobietom zamożniejszym na pewno łatwiej sobie radzić, choć uważam, że w przypadku dyskryminacji ze względu na płeć sytuacja jest równie trudna. Jeśli zwalnia się kobietę z pracy, która wraca po urodzeniu dziecka, to nie ma znaczenia, czy pracuje ona w korporacji czy w sklepie. Jedna i druga staje przed koniecznością znalezienia nowej pracy. A takie przypadki wcale nie należą do rzadkości. Poza tym do uregulowania są przede wszystkim kwestie związane z zapewnieniem dostępności do świadczeń z zakresu zdrowia reprodukcyjnego. I to z dwóch powodów: dlatego, że restrykcyjna ustawa antyaborcyjna w poważny sposób ogranicza prawo kobiet do samostanowienia, ale również dlatego, że to jest także kwestia ekonomiczna. Kobiety, które mają środki, albo mają je skąd pożyczyć, poradzą sobie, jeśli będą w niechcianej ciąży i nie będą chciały jej kontynuować. Albo skorzystają z podziemia aborcyjnego na miejscu, albo wyjadą do jakiejś kliniki zagranicznej. Przez lata nam powtarzano, że kompromisu z 1993 roku, kiedy uchwalono restrykcyjną ustawę o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, nie należy ruszać, bo czeka nas nowa wojna ideologiczna. Tyle że jeśli w ogóle o jakimkolwiek kompromisie może być mowa, to o zawartym między politykami i hierarchami kościoła katolickiego. W zamian za poparcie kościoła dla reform z czasów transformacji zdecydowano się zaostrzyć przepisy, a cenę zapłaciły kobiety. Cena to wysoka, dość przypomnieć, że w tej chwili w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości w Strasburgu czeka na rozpatrzenie sprawa Z. przeciwko Polsce. Sprawa szczególnie drastyczna, dotyczy bowiem śmierci młodej dziewczyny, która umarła, bo lekarze – bojąc się, że może dojść do poronienia – odmówili jej leczenia, kiedy zachorowała na owrzodzone zapalenie jelita grubego. Ekonomiczny wymiar ma także dostępność do zabiegów in vitro, bo niezamożnych par nie stać na skorzystanie z dobrodziejstw współczesnej medycyny, a także zapewnienie dobrych warunków kobietom rodzącym. Jeśli cię na to stać, rodzisz w komforcie, jeśli nie – w bólu, bo jak powiedziała min. Ewa Kopacz, wykluczając bezpłatne znieczulenie ze standardów opieki okołoporodowej, „rodzenie musi boleć”.

Wkrótce będzie dostępny alternatywny raport z realizacji Konwencji w sprawie likwidacji wszelkich form dyskryminacji kobiet, przygotowany przez Koalicję KARAT z udziałem wielu ekspertek i ekspertów od polityki równościowej, i do jego lektury gorąco zachęcam. 

Agnieszka Grzybek – działaczka polityczna i społeczna, tłumaczka i redaktorka. Współzałożycielka Porozumienia Kobiet 8 Marca, organizującego manify od 2000 roku, członkini Rady Programowej Kongresu Kobiet, pełnomocniczka obywatelskiego komitetu inicjatywy ustawodawczej „TAK dla Kobiet”. W latach 2002-2005 członkini Rady Programowo-Konsultacyjnej przy Pełnomocniczce Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn. Członkini Zielonych 2004 i Koalicji Kobiety przeciwko Atomowi.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...