Anni Sinnemaki, była zielona ministra pracy w Finlandii w latach 2009-2011: Moim zdaniem edukacja jest najlepszym, co możemy dać osobom bezrobotnym – fińskie doświadczenia pokazują, że ma ona lepsze efekty niż subsydiowana praca. Im ludzie są bardziej wykształceni, tym większa ich szansa na znalezienie pracy wysokiej jakości w naszym kraju – nawet wśród osób po 50 roku życia. Pojawia się u nas debata na temat młodych, wykształconych kobiet, które otrzymują niepewne zatrudnienie, jak na razie jednak nie znajduje to większego odzwierciedlenia w statystykach.
Co rozumiem poprzez aktywną politykę zatrudnienia? Indywidualne wsparcie osób bezrobotnych, porady prawne, trwające nawet dwa lata szkolenia, finansowe wspieranie zatrudnienia, także dla zatrudniającego osoby bezrobotne przedsiębiorcy, a także wsparcia – zarówno informacyjne, jak i finansowe – dla osób zakładających własną działalność gospodarczą, co najczęściej wspiera u nas głównie przedsiębiorstwa jednoosobowe. Chciałabym, by część środków aktualnie przeznaczanych na pasywne zasiłki (wypłacane przez 500 dni bycia na bezrobociu i powiązane z wysokością dotychczasowych zarobków) przeznaczonych zostało na te proaktywne działania, tak, by spadało zagrożenie długotrwałym wypadnięciem z rynku pracy.
Jak wygląda to w praktyce? Spójrzmy na sytuację ludzi młodych w Finlandii. Mamy tu przyjętą przez rząd gwarancję, że każda osoba do 25 roku życia będzie albo studiowała, albo pracowała, albo chociaż brała udział w szkoleniach w ciągu 3 miesięcy od wejścia na rynek pracy. Jak na razie współczynnik osób młodych, którzy zapisują się w urzędzie pracy i w ciągu zadeklarowanego przez rząd czasu otrzymują studia, pracę bądź trening, wynosi 80% - nadal mamy zatem 20%, którzy potrzebują więcej zasobów w celu osiągnięcia założonego, politycznego celu. Nawet inne kraje nordyckie nie mają tak silnego zobowiązania wobec osób młodych co my. Założenie to jest ważne, gdyż wczesne wypadnięcie z rynku pracy lub edukacji ma długofalowe skutki dla przyszłego życia zawodowego i szans na zdobycie dobrze płatnej, satysfakcjonującej pracy. Nie mamy u nas tak dużych problemów z problemami osób młodych na rynku pracy, nie liberalizowaliśmy bowiem rynku pracy w kierunku ekonomicznych zachęt dla pracodawców do zatrudniania nowych pracowników na elastycznych umowach o pracę.
Nie brakowało u nas dyskusji nad tym, czy subsydiowane przez państwo miejsca pracy mają sens, wydaje mi się jednak, że praca w sektorze publicznym w jakiś sposób rozwija sufit i umożliwia młodzieży dalszą karierę zawodową. Istotnym pracodawcą tego typu, przyjmującym młode osoby, są samorządy. Dbamy o to, by osoby o niskim wykształceniu skończyły szkołę średnią, wynajdujemy także grupy szczególnego ryzyka – niewykształconych młodych mężczyzn, którzy nie mają już tak wiele jak kiedyś szans na znalezienie zatrudnienia w przemyśle, osoby o imigranckim pochodzeniu oraz społeczność romską w Finlandii. Wiele samorządów zdecydowało się na przyjęcie zobowiązań dotyczących ilości zatrudnionych w placówkach publicznych osób pochodzenia romskiego.
Jeszcze krótko o kwestii zatrudnienia kobiet w naszym kraju. W 2010 roku stopa zatrudnienia w Finlandii wyniosła 66,9%, podczas gdy na Węgrzech w tym samym czasie – 50,6%, w Polsce – 53%, a w Holandii – 69,3%. Nasze kobiety są wysoce wykształcone, stanowią 55% osób studiujących. Wysokiej jakości opieka nad dziećmi jest podstawą ułatwienia ich wejścia na rynek pracy – rząd zobowiązuje się do znalezienia opieki dla dziecka w ciągu 4 miesięcy. Jak na razie w innych krajach skandynawskich stopa zatrudnienia kobiet jest wyższa niż u nas, co wiąże się z bardziej równym podziałem pracy domowej między kobietami i mężczyznami – jako Zieloni domagamy się wydłużenia urlopu dla ojców w odpowiedzi na ten problem. Jak na razie urlop macierzyński trwa 5 miesięcy, a dodatkowy rodzicielski – kolejne 5.
Bela Galgoczi, węgierski działacz związkowy przy jednym z europejskich związkowych instytutów badawczych: Moim zdaniem nie ma europejskiej polityki zatrudnienia, są jedynie listy pobożnych życień, takie jak chociażby Europa 2020. Pamiętajmy, że polityka zatrudnienia nie musi się przyczyniać w bezpośredni sposób do tworzenia miejsc pracy. Ważnym aspektem, jaki musimy brać pod uwagę, jest dynamicznie zmieniający się kontekst ekonomiczny, na który odpowiedzią wydaje się być model flexicurity – połączenia elastyczności (zarówno zwalniania i zatrudniania przez pracodawców, jak i kształtowania czasu pracy) z hojnymi wydatkami państwa na wydatki społeczne i aktywną politykę rynku pracy. Problem w tym, że stawiania tu za wzór Dania wydaje na te aktywne narzędzia 5% swojego PKB, podczas gdy Węgry około 0,5% PKB, podobnie niskie wskaźniki wykazać można w Polsce, w krajach bałtyckich w praktyce w ogóle nie istnieją.
Od niedawna coraz więcej słychać zachwytów nad reformami niemieckiego rynku pracy, przeprowadzonymi w latach 2004-2005, których to zachwytów nie podzielam, w przeciwieństwie do węgierskiego rządu. Ich filozofia polegała na ścięciu wsparcia finansowego dla rynku pracy oraz zabezpieczeń społecznych i unifikacji zasiłków. Jednocześnie zwiększono rolę państwowych ośrodków pośrednictwa pracy, co miało się przyczynić się do poprawy jakości jego funkcjonowania, odniosło jednak przeciwne skutki. Poprawiły się wskaźniki bezrobocia, jednak spora część nowych miejsc pracy powstała w pęczniejącym sektorze niskopłatnych zajęć. Pośrednictwo pracy ma za zadanie wspierać płynne przejście z jednej pracy do drugiej – problem polega na tym, że nie zawsze po drugiej stronie, jak w wypadku Węgier, tej drugiej pracy nie ma. W Niemczech już zresztą mówi się o powstaniu „pokolenia szkoleń”. W naszym kraju mamy do czynienia ze strukturalnym, odziedziczonym po transformacji ekonomicznej bezrobociem, który to problem pozostaje nierozwiązany. Do tworzenia miejsc pracy można wykorzystać proces zazieleniania ekonomii, na przykład za pośrednictwem programów termorenowacyjnych.
Virag Kaufer, posłanka LMP zajmująca się kwestiami pracy i polityki społecznej: Naszym zdaniem aktualna sytuacja naszego kraju jest pokłosiem polityki gospodarczej całych 20 lat. Nowy, prawicowy rząd Fideszu zapewniał, że stworzy milion nowych miejsc pracy, szybko przekonaliśmy się jednak, że ich polityka nie przyniesie zamierzonych skutków. Wprowadzono podatek liniowy, co oznaczało wzięcie udziału w podatkowym wyścigu na dno i przyniosło deficyt budżetowy, w dużej mierze uniemożliwiający publiczne inwestycje w poprawę sytuacji na rynku pracy. Już ścięto wydatki na aktywną politykę publiczną na rynku pracy i skrócono czas obowiązkowej nauki z 18 do 16 roku życia, co ma wypchnąć młodych ludzi na rynek pracy. Prawica w ten sposób chciałaby sprowadzić zagraniczne inwestycje, jednak nie odnosi istotnych sukcesów na tym polu. Planuje także dalsze uelastycznianie kodeksu pracy, pod płaszczykiem flexicurity wprowadzając jedynie jedynie jej elastycznych fragmentów, co stoi w sprzeczności z zielonym programem odrodzenia gospodarczego.
Problemem jest nie fakt, że ludzie nie chcą pracować, ale że po dziś dzień nie poradziliśmy sobie z bezrobociem będących skutkiem transformacji ekonomicznej. Są rejony naszego kraju, w których po prostu nie da się pracować, a jedynym istotnym pracodawcą jest państwo. Chcemy przywrócić progresywny system podatkowy, by zdobyć fundusze do zbliżenia naszego kraju do nordyckiego modelu społecznego. Tymczasem rząd Fideszu, zasłaniając się niemieckimi reformami, chce skrócić czas wypłacania zasiłków do... 90 dni! Orban forsuje powiązanie dostępu do zasiłków z pracą, co oznacza przyjęcie programów przymusowych robót publicznych, które w żaden sposób nie przyczynia się do podnoszenia kwalifikacji osób, które po powrocie w rodzinne strony nie nadal nie mają szans na zatrudnienie. Wycofuje się z aktywnej polityki rynku pracy, a nawet z poszukiwania porozumienia w obrębie komisji trójstronnej. Przykład subsydiowanych robót publicznych pokazuje, że nadal są pewne zasoby finansowe dla lepszej polityki, stymulującej długotrwałe zatrudnienie.
Problemem Węgier jest wpadanie ludzie w pułapkę wyboru między niedużymi świadczeniami socjalnymi a słabo płatną pracą. Osoba samozatrudniona, rozpoczynająca własną działalność, automatycznie traci prawo do zasiłków, podczas gdy dużo lepszym pomysłem byłoby stopniowe wygaszanie świadczeń wraz z postępami w powrocie na rynek pracy. Nic nie zmienia się także na lepsze, jeśli chodzi o politykę państwa wobec integracji osób z niepełnosprawnością i ich obecności na rynku pracy. Zmiany na lepsze w tym sektorze blokuje silne lobby przedsiębiorstw pracy chronionej, zainteresowane utrzymaniem status quo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz