Lary Pitka-Kangas, wiceburmistrz współrządzących szwedzkim Malmo Zielonych, odpowiedzialny za zrównoważony rozwój miasta: Pojawia się pokusa do nazywania miast problemami, ja jednak uważam, że mają one potencjał do bycia inkubatorami rozwiązań globalnych problemów. Trwałe, zrównoważone miasta składają się dla mnie z 4 filarów: ekologicznego, społecznego, ekonomicznego i kulturowego. Kaskiem, który chroni zrównoważony rozwój, jest demokracja. Sens miasta tworzą ludzie go zamieszkujący – każda zamieszkująca go grupa postrzega je inaczej, a zadaniem władz miasta jest podejmowanie dialogu z nimi.
Malmo ma 300 tysięcy mieszkanek i mieszkanek, wraz z pobliską stolicą Danii, Kopenhagą, tworzy aglomerację zamieszkaną przez ok. 2,5 miliona osób. Jednym z naszych sukcesów była rewitalizacja obszarów dawnych stoczni w mieście, które popadły w ruinę po przeniesieniu produkcji stoczniowej do Korei Południowej. Rozpoczęliśmy wykorzystywanie najróżniejszych technologii – od paneli słonecznych, poprzez morską elektrownię wiatrową, produkującą energię dla 60 tysięcy gospodarstw domowych, po zbiórkę deszczówki. Naszym celem jest osiągnięcie celu bycia trwałym, zrównoważonym, w pełni przyjaznym dla klimatu miastem do roku 2020, co osiągniemy dzięki redukcji zużycia zasobów nieodnawialnych. Jednym z działań, które udało mi się przeprowadzić, było zdarcie asfaltu z kilku szkolnych podwórek i danie dzieciom możliwości ich zmiany w zielone ogródki, co zwiększyło ilość terenów zielonych w mieście. Pamiętajmy, że jedno drzewo jest w stanie obniżyć ilość zanieczyszczeń powietrza na ulicy nawet o 40%. Praca przy tym projekcie zbliżyła do siebie dzieci i dorosłych z różnych grup społecznych i o różnym pochodzeniu etnicznym. Innym pomysłem, który przyjął się w Malmo, była promocja oddolnego sadzenia zieleni (guerilla gardening) i przejmowanie parkingów przez lokalny biznes, np. stoliki kawiarniane. Nasze działania to nie tylko ekologia – udało nam się na przykład doprowadzić do przyjęcia etycznej polityki inwestowania pieniędzy przez miasto, tak, by nie trafiały one np. do koncernów zbrojeniowych, rozpoczęliśmy także dyskusję nad globalnym wymiarem funkcjonowania naszego miasta.
Bartłomiej Kozek, Zieloni: To, co moim zdaniem utrudnia przejście na stronę zrównoważonego rozwoju miast w Europie Środkowej, to zjawisko opisane przez Haralda Welzera jako „infrastruktury mentalne” dominujące przekonanie o odwieczności wielu zjawisk, które odwieczne nie są, takich jak wzrost gospodarczy, wyższa konsumpcja czy indywidualna motoryzacja. W kontekście Warszawy dominuje przekaz nadal utożsamiający nowoczesność z budową coraz większej ilości infrastruktury, nie zawracający sobie głowy faktem, że chociażby budowa wieżowców w centrum miasta może się przyczynić do wzrostu ilości korków albo pogorszyć cyrkulację i powiększyć poziom zanieczyszczenia powietrza. Zieloni mają w Polsce trudne zadanie budowy infrastruktury mentalnej zrównoważonego rozwoju – konceptu, który nie promuje prawie żadna inna partia polityczna w Polsce. Prawie, bowiem określenie to stosuje... Prawo i Sprawiedliwość, sprowadzające je jedynie do wymiaru likwidowania dysproporcji między bardziej a mniej rozwiniętymi częściami kraju.
Żeby nie zabrzmieć zbyt pesymistycznie, opowiem o ziarnach zmian, które niosą nadzieję na lepsze czasy. Przede wszystkim takim ziarnem są ruchy miejskie, zajmujące się kwestią przestrzeni publicznej. Eksplozja debaty na temat jej kształtu, jakości oraz tego, kto ma do niej prawo, zaczęła się wraz z „Dotleniaczem” Joanny Rajkowskiej – niepozornym oczkiem wodnym, porośniętym trawą, który powstał na obszarze zdewastowanego, warszawskiego Placu Grzybowskiego. Chociaż ostatecznie nie przetrwał on rewitalizacji, zastąpiony zabetonowanym bajorem, rozbił dychotomiczny podział rozumienia rewitalizacji i modernizacji na wybór między parkingiem a kolejnym martyrologicznym pomnikiem. Dowodami na rozwój oddolnych inicjatyw jest niedawny wynik wyborczy poznańskiego stowarzyszenia My. Poznaniacy i niedawno zakończony Kongres Ruchów Miejskich w tym mieście, a także postępy lokalnych komitetów w wyborach w kilku dzielnicach w Warszawie. Dobrą ilustracją tej sytuacji było niedawne przejęcie władzy na warszawskim Ursynowie przez lokalny komitet „Nasz Ursynów” z rąk rządzącej miastem i krajem Platformy Obywatelskiej.
Wyzwań przed nami nie brakuje – żyję w mieście, w którym różnica w długości życia między najbiedniejszą a najbogatszą częścią miasta sięga około 15 lat i w którym poszczególne ruchy społeczne nie współpracują ze sobą. Żyję jednak także w mieście, w którym powstał projekt „kawy za złotówkę”, dzięki któremu pomoc społeczna umożliwia osobom starszym wyjście z domu, spotkanie się ze znajomymi i napicie się kawy lub herbaty za symboliczną kwotę – dla nich zapłacenie od 6 do złotych za jedną kawę, a tyle może ona kosztować w stołecznych kawiarniach, byłoby trudno osiągalnym wysiłkiem ekonomicznym. Żyję także w mieście, w którym – omijając medialny oligopol – tworzymy darmowy kwartalnik „Zielone Wiadomości”, dzięki którym docieramy do osób, które nie dowiedzą się o nas z Internetu (np. osób starszych) i staramy się rozwijać współpracę między ruchami społecznymi. Liczę na to, że przyniesie to rezultaty w przyszłości.
Laszlo Lesley Vargas, bloger z Budapesztu: Siedzę między dwoma politykami partyjnymi – najczęściej nie lubię takowych, lubią mówić o przyszłości, a nie o rozwiązaniach problemów dnia dzisiejszego. Burmistrz naszej dzielnicy z Fideszu dość szybko zapomniał o swoich przedwyborczych zobowiązaniach, więc mój dystans nie jest nieuzasadniony. W dzielnicy miasta, w której żyję, nadal brak koszy na śmieci, w przeciwieństwie do psich kup na trawnikach. Lubię myśleć o dobrych przykładach, jak o starym pomyśle z angielskiego miasta Halifax z lat 50. XX wieku, kiedy to grupki chodzących parami lub trójkami dzieci, zawstydzających dorosłych podnoszeniem i oddawaniem śmieci, które wyrzucali na chodniki. To proste działanie sprawiło, że miasto stało się dużo czystsze i stało się inspiracją dla podobnych działań na Węgrzech. Walczyłem o zwiększenie widzialności działań lokalnego centrum kultury w dzielnicy i przez jakiś czas udało się mi prowadzić bloga tej instytucji. Kiedy go zamknąłem po tym, jak owe centrum kultury założyło własną stronę internetową – a długo musiałem zabiegać o to, by w końcu zgodzili się na tę formę promocji – zostałem... podany do sądu za zniszczenie ich własności!
Głos z sali: Czasem do zazieleniania miast można wykorzystać... chęć konkurowania. Burmistrz jednej z maltańskich miejscowości zaapelował o dekorowanie mieszkań kwiatami. Chcący konkurować ze swoimi sąsiadkami i sąsiadami we wszystkim ludzie szybko sprawili, że miasto obrodziło kwiatami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz