Gabo Bartha: Od dwóch miesięcy nie mieszkam już w Budapeszcie – przeprowadziłam się na wieś po udanej akcji w obronie jednego z lokalnych targów, nie tylko handlujących samymi owocami i warzywami, ale także daniami przyrządzanymi na ich bazie. Wraz z obecnym tu Belą Baji zajmujemy się promocją permakultury – bardziej zrównoważonych upraw rolnych. Lokalna społeczność miejsca, do którego się wprowadziłam była zdumiona, że ktoś dobrowolnie sprowadził się w ich okolicę z Budapesztu, i do tego jest na tyle ich zdaniem głupia, że nie używa pestycydów! We Francji, Niemczech czy we Włoszech przetrwała kultura kupowania wysokiej jakości, lokalnych produktów, która na terenie Węgier zanika, co nie napawa mnie optymizmem.
Daniel Leidinger: Aktualnie zajmuję się kwestiami gospodarki wodnej oraz architekturą krajobrazu, wcześniej zajmowałem się między innymi kwestiami zmian klimatycznych. Już przykład Mezopotamii pokazał, jak fatalne skutki miało obranie kierunku na rolnicze monokultury. Obecnie uprawy rolne na Węgrzech zdominowane są przez uprawy przemysłowe, skupiające się na dostarczaniu produkcji do supermarketów. Uzależnienie od wykorzystania w produkcji rolnej narzędzi i pojazdów napędzanych paliwem z ropy naftowej oznacza, że mało kto jest w stanie wyobrazić sobie powrót do bardziej pracochłonnej formy gospodarowania. Potrzeba zmian w strukturze subsydiów rolnych, które nie wspierałyby chociażby nadmiernej chemizacji rolnictwa. Permakultura jest lekarstwem dla coraz bardziej wyjałowionej ziemi i daje szanse także dla osób zagrożonych ubóstwem. Co więcej, mogłaby ona stać się łącznikiem, który odbuduje więź między mieszczanami a przyrodą.
Odcięliśmy się od życia wiejskiego – nawet w małych miejscowościach jak Horanyi ludzie kupują żywność u tych samych sprzedawców detalicznych, co w Budapeszcie. Na jednym z forów, na których uczestniczyłem, na pytanie z publiczności, co stanie się, kiedy zabraknie chleba, ktoś inny odpowiedział, że kupi się coś innego w sklepie – to pokazuje poziom naszego oderwania od rzeczywistości i zrozumienia rządzących nią procesów. W ciągu ostatnich stu lat w znacznej mierze zniszczyliśmy kulturę rolną, budowaną przez tysiąclecia. Mówimy, że praca na roli jest ciężka, podczas gdy sami potrafimy w celu obrony dotychczasowego statusu życiowego i możliwości kupna rosnącej ilości gadżetów potrafimy pracować po 50 i więcej godzin tygodniowo.
Bela Baji: Zajmuję się rolnictwem organicznym. Swoje działania rozpocząłem jeszcze w roku 1987 i trwają po dziś dzień. Permakultura, którą aktywnie promuję, to moim zdaniem najbardziej radykalna forma naśladownictwa natury. To nie tyle forma gospodarowania, co tryb życia, skupiony wokół centralnego ekosystemu danego obszaru, na przykład stawu albo lasu. W tym ostatnim przypadku teren, który do tej pory nie był traktowany jako teren rolny, staje się jednocześnie miejscem upraw, życia ptaków etc. Staramy się naśladować przyrodę, dlatego tak uprawiany las nie ma jednej, lecz trzy-cztery warstwy, tak jak na obszarach zalesionych rosnących bez ingerencji człowieka. Podobnie ze stawem – można w nim hodować ryby, a nad jego brzegiem posadzić zioła. Nie stosujemy tu pestycydów, co z początku oznaczało, że drzewa atakowane były przez insekty, wraz z upływem czasu przyroda wracała jednak do stanu równowagi i stan lasu uległ – dzięki odbudowie dawnych łańcuchów pokarmowych – znaczącej poprawie.
Permakultura tworzy lokalną społeczność – w miejscowości, w której pracowałem, ludzie współdziałali ze sobą na przykład przy okazji remontu domu. Dotychczasowe wsie ulegają przemianom, wyludniają się, a na miejsce opuszczającej je ludności przybywają chcący odpocząć od szybkiego tempa mieszczanie. Często nie mają nawet pojęcia, co rośnie w ich ogródkach. Mimo tych procesów ruch wiosek ekologicznych na Węgrzech przetrwał już 20 lat – z perspektywy czasu widać, że proces ich tworzenia ulega przyspieszeniu. Przyszłość należy – a przynajmniej taki pogląd dominuje w analogicznym ruchu w Wielkiej Brytanii – do permakultury w miastach, wykorzystywania przestrzeni takich jak dachy bloków do budowy szklarni i uprawy warzyw. Kierunek ten potwierdza przykład Kuby – kraju, który po upadku ZSRR stracił wsparcie z Moskwy i dla wyżywienia własnego społeczeństwa władze rozpoczęły promocję rolnictwa miejskiego, osiągając w tym aspekcie niemałe sukcesy. Mogę podać inny ciekawy przykład – we Francji grupa ludzi zdecydowała się na zasianie na opuszczonym od 8 lat przez inwestora obszarze sałaty i pomidorów. Po początkowych kontrowersjach władze samorządowe zgodziły się na ten eksperyment, w zamian za zobowiązanie osób odpowiedzialnych za to działanie o dbanie o uprawiany teren.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz