I bardzo słusznie - wszak przez ostatnie 5 lat Komisja Europejska pod jego przewodnictwem ani nie zachwycała pod względem legislacji proekologicznej, ani nie robiła zbyt wiele, by pozbyć się neoliberalnego przechyłu ekonomicznego. Teraz, jak sądzić z artykułu w "Gazecie Wyborczej", mamy ubolewać z powodu tego, że Portugalczyk zaczyna mieć depresję, spowodowaną niepewnością co do jego wyboru. Oto ma on przychylać lewicy nieba (zapewniając m.in. podstawy do regulacji sektora finansowego czy broniąc miejsc pracy), a ta i tak jest mu wybitnie niewdzięczna. No i znów mamy do czynienia z interesującą teorią - że oto działania Europarlamentu osłabiają Unię Europejską i służą jej zdominowaniu przez silniejsze państwa.
Redaktorowi Pawlickiemu chciałbym zadać jedno pytanie: mandat której z unijnych instytucji uznaje on za silniejszy - Parlamentu Europejskiego, jedynej instytucji unijnej wybieranej w demokratycznych wyborach, czy może Komisji Europejskiej, której kierownictwo jest przedmiotem targów państw członkowskich? Ja nie mam wątpliwości, że ta pierwsza instytucja jako jedyna reprezentuje autentyczną różnorodność światopoglądową kontynentu i to jej wzmacnianie, a nie biurokratycznej Komisji jest lekarstwem na poczucie alienacji panujące między obywatelkami i obywatelami UE a unijnymi instytucjami.
Walka z nominacją Barroso nie jest tylko prestiżowym sporem, mającym udowodnić rolę Europarlamentu. Na jej czele stoją Zieloni, którzy już parę miesięcy temu opowiedzieli się stanowczo przeciwko polityce kontynuacji dotychczasowego kierunku działań Komisji Europejskiej. Tu nie chodzi o to, że dotychczasowy szef Komisji teraz zaczyna mówić rzeczy, z którymi Zieloni czy socjaliści mogą się zgadzać - chodzi o to, że przez 5 ostatnich lat zajmował się wdrażaniem zupełnie innej polityki. Ślepe zaufanie w cudowną, ideową przemianę Portugalczyka byłoby politycznym samobójstwem, którego grupa Zielonych/Wolnego Sojuszu Europejskiego nie ma zamiaru popełniać. Kampanie wyborcze Zielonych w całej Europie mówiły jasno i wyraźnie - "Barroso musi odejść" i między innymi w tym celu obywatelki i obywatele UE oddelegowali do Europarlamentu Zielonych.
Lista grzechów jest tak długa, że musiała w tym celu powstać osobna strona internetowa. Wymienię tylko kilka - brak działań w celu uregulowania sektora finansowego aż do czasu nadejścia kryzysu, odmowa przygotowania unijnej dyrektywy broniącej usług publicznych i ich jakości, promowanie deregulacji kosztem bezpieczeństwa socjalnego, brak działań skierowanych przeciwko "rajom podatkowym" i promowanie niesprawiedliwych stosunków handlowych z krajami rozwijającymi się, żywności modyfikowanej genetycznie i energetyki atomowej, brak odpowiednich działań w kierunku zapewnienia rzeczywistej równości płci... Wymieniać można jeszcze długo.
Czy różnice polityczne nie są zatem wystarczającym powodem, dla którego poparcie dla Barrosa z naszej, zielonej strony jest niemożliwe? Narzekanie na brak europejskiego konsensusu wydaje się niemal narzekaniem na samą istotę demokracji, polegającej na prezentacji różnorodnych opinii. Nie wierzymy w zapewnienia, że teraz będzie inaczej, brakuje nam bowiem jakichkolwiek powodów, by w ten sposób sądzić. Straszenie sterowaniem Komisją przez państwa członkowskie jest absurdalne - sprzeciw wobec Barrosa nie zmieni się w bezwarunkowe poparcie np. dla premiera Francji, który prezentuje dosyć podobną co Barroso politykę. Zupełnie inaczej widzimy interes europejski, nie poprzez zmienianie jedynej demokratycznej instytucji unijnej w maszynkę do przegłosowywania nawet najbardziej idiotycznych pomysłów Komisji Europejskiej. Ten czas już się skończył - dla Zielonych, którym na transparentności i demokracji w procesie integracji europejskiej zależy najbardziej, Barroso musi odejść - i kropka.
Redaktorowi Pawlickiemu chciałbym zadać jedno pytanie: mandat której z unijnych instytucji uznaje on za silniejszy - Parlamentu Europejskiego, jedynej instytucji unijnej wybieranej w demokratycznych wyborach, czy może Komisji Europejskiej, której kierownictwo jest przedmiotem targów państw członkowskich? Ja nie mam wątpliwości, że ta pierwsza instytucja jako jedyna reprezentuje autentyczną różnorodność światopoglądową kontynentu i to jej wzmacnianie, a nie biurokratycznej Komisji jest lekarstwem na poczucie alienacji panujące między obywatelkami i obywatelami UE a unijnymi instytucjami.
Walka z nominacją Barroso nie jest tylko prestiżowym sporem, mającym udowodnić rolę Europarlamentu. Na jej czele stoją Zieloni, którzy już parę miesięcy temu opowiedzieli się stanowczo przeciwko polityce kontynuacji dotychczasowego kierunku działań Komisji Europejskiej. Tu nie chodzi o to, że dotychczasowy szef Komisji teraz zaczyna mówić rzeczy, z którymi Zieloni czy socjaliści mogą się zgadzać - chodzi o to, że przez 5 ostatnich lat zajmował się wdrażaniem zupełnie innej polityki. Ślepe zaufanie w cudowną, ideową przemianę Portugalczyka byłoby politycznym samobójstwem, którego grupa Zielonych/Wolnego Sojuszu Europejskiego nie ma zamiaru popełniać. Kampanie wyborcze Zielonych w całej Europie mówiły jasno i wyraźnie - "Barroso musi odejść" i między innymi w tym celu obywatelki i obywatele UE oddelegowali do Europarlamentu Zielonych.
Lista grzechów jest tak długa, że musiała w tym celu powstać osobna strona internetowa. Wymienię tylko kilka - brak działań w celu uregulowania sektora finansowego aż do czasu nadejścia kryzysu, odmowa przygotowania unijnej dyrektywy broniącej usług publicznych i ich jakości, promowanie deregulacji kosztem bezpieczeństwa socjalnego, brak działań skierowanych przeciwko "rajom podatkowym" i promowanie niesprawiedliwych stosunków handlowych z krajami rozwijającymi się, żywności modyfikowanej genetycznie i energetyki atomowej, brak odpowiednich działań w kierunku zapewnienia rzeczywistej równości płci... Wymieniać można jeszcze długo.
Czy różnice polityczne nie są zatem wystarczającym powodem, dla którego poparcie dla Barrosa z naszej, zielonej strony jest niemożliwe? Narzekanie na brak europejskiego konsensusu wydaje się niemal narzekaniem na samą istotę demokracji, polegającej na prezentacji różnorodnych opinii. Nie wierzymy w zapewnienia, że teraz będzie inaczej, brakuje nam bowiem jakichkolwiek powodów, by w ten sposób sądzić. Straszenie sterowaniem Komisją przez państwa członkowskie jest absurdalne - sprzeciw wobec Barrosa nie zmieni się w bezwarunkowe poparcie np. dla premiera Francji, który prezentuje dosyć podobną co Barroso politykę. Zupełnie inaczej widzimy interes europejski, nie poprzez zmienianie jedynej demokratycznej instytucji unijnej w maszynkę do przegłosowywania nawet najbardziej idiotycznych pomysłów Komisji Europejskiej. Ten czas już się skończył - dla Zielonych, którym na transparentności i demokracji w procesie integracji europejskiej zależy najbardziej, Barroso musi odejść - i kropka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz