Jako były już uczeń licealnej klasy humanistycznej mam miłe wspomnienia związane z lekturami. Brzmi to być może dziwnie, ale większość udawało mi się przeczytać i nie sprawiało mi to specjalnego, egzystencjalnego bólu. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że tego typu powstawa nie jest jedyną, a ściągi pozostają istotnym źródłem wiedzy nie tylko dla osób, które podchodzą do szkolnych lektur lekceważąco, ale też dla tych, które nie są w stanie nadążyć za sporą dawką wpajanej w szkole wiedzy. Być może zatem faktycznie warto zastanowić się nad tym, jaką funkcję mają owe szkolne lektury pełnić i jaką ich ilość przeciętna uczennica czy uczeń jest w stanie przeczytać w określonym czasie.
Wydaje mi się, że dwie funkcje literatury powinny przwijać się przy tworzeniu literackiego kanonu. Po pierwsze - źródła współczesności, a więc dzieła ważne dla zrozumienia powodów naszej dzisiejszej kondycji. Po drugie zaś - pełna panorama różnorodności współczesności, pozwalająca każdej i każdemu z nas odnaleźć ten jej element, który najbardziej nam pasuje. Z powodu krótkiego trwania liceum ogólnokształcącego, kiedy to najczęściej tak na lekcjach polskiego, jak i historii tematy współczesne traktowane są po macoszemu, obecność w kanonie dzieł powstałych nie tylko po 1945, ale i po 1989 roku zdaje się być pożądana. To, że wybór będzie budził emocje, im bliższe jest dane dzieło dniu dzisiejszemu, nie ulega wątpliwości. Biorąc wszelkie kontrowersje pod uwagę, musimy w proces decyzyjny włączać nie tylko środowiska nauczycielskie, ale i młodych ludzi i rodziców. Wszelki odgórnie narzucony kanon, wymyślony w obrębie murów ministerstwa edukacji, będzie raczej petryfikował obecną odtwórczą rolę szkoły, niż zmieniał ją w przestrzeń kreatywnej, swobodnej wymiany myśli.
Bardzo istotne przy ocenie danego dzieła jest branie pod uwagę nie tylko jego wartości artystycznej, ale i prezentowanych w nim problemów i promowanych wartości. Literatura jest polityczna i nie ma co od tego uciekać. Zupełnie co innego ma do powiedzenia Michał Witkowski, a co innego - Piotr Skarga. Nadmierne skupienie się na literaturze martyrologicznej odbiera cenny czas na pokazanie innych opcji życiowych, takich jak na przykład bardziej krytyczny patriotyzm Stanisława Wokulskiego, dystans wobec narodowych stereotypów rodem z dzieł Witolda Gombrowicza czy ateistyczny humanizm doktora Rieux z "Dżumy". Dodatkowo pamiętać warto o wielokulturowej przeszłości Polski, co oznacza więcej miejsca dla twórczości np. twórców żydowskich, niemieckich czy ukraińskich. Również kobiety zasługują na więcej niż bycie wtrącanymi li tylko w obraz walecznej "Matki Polki" - dziewczyny zasługują na utożsamianie się z pozytywnymi bohaterkami dzieł literackich tak samo, jak i chłopcy.
Nie czyniłbym przepaści miedzy literaturą XIX i XX wieku - sądzę, że nie w tym rzecz. Chodzi tu raczej o wprowadzenie większej ilości różnorodności w szkolne mury. Oznacza to zapewne, że wielcy wieszczowie będą musieli zapewne ustąpić nieco miejsca, ale zapominać o nich nie warto. Zmianie kanonu jednak - tak naprawdę - powinny towarzyszyć zmiany w formie egzaminu maturalnego z języka polskiego, służące odejściu od dość prostackiej testowości i sztampowego "gonienia za kluczem" z powrotem w kierunku twórczego pisania o konkretnych zagadnieniach literackich, które mogą być podparte zarówno średniowiecznymi eposami, jak i uwagami na temat najnowszych dzieł Doroty Masłowskiej czy Michała Witkowskiego. Przy takiej formie egzaminu sam kanon mógłby stać się dużo bardziej elastyczny, a nawet dość sporo różnić się w zależności od potrzeb uczennic i uczniów czy nauczycielskich temperamentów. W takiej, dużo bardziej twórczej szkole, do lektur mogłyby trafiać nawet aktualne utwory prozatorskie i poetyckie czy interesujące komiksy. Trzymanie się za wszelką cenę przekonania, że bez "Krzyżaków" czy "Pana Tadeusza" żyć się nie da, tworzy niebezpieczną przepaść między opiniami dorosłych a młodzieńczą wrażliwością.
A co ja dodałbym do listy lektur? Cóż, na pewno nie wyrzucałbym z niej "Lalki", mam bowiem do niej sporą słabość. Dorzuciłbym "Płomienie" i "Mocarza" Stanisława Brzozowskiego, zapewne "Wojnę polsko-ruską", a także znakomity komiks "Maus" Arta Spiegelmana poświęcony doświadczeniu Holokaustu. Przeżyłbym bardzo dobrze bez "Quo Vadis" czy "Trylogii", trochę mniej czytałbym Jana Kochanowskiego czy Adama Mickiewicza. To dość subiektywne odczucia - każda i każdy z nas może mieć nieco inne. Dyskutujmy jednak o nich i pozwólmy także wypowiadać się w sprawie tym, które i którzy sami mają być z lektury rozliczani. W przeciwnym wypadku traktować będziemy uczennice i uczniów nie jako partnerów do rozmowy, ale jako króliki doświadczalne, a to byłoby naszą wspólną porażką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz