13 września 2009

Kanon-ada

W gruncie rzeczy rozmowa o kanonie lektur w sytuacji, kiedy plany są takie, że będzie on ograniczony do kilku książek + fragmentów innych, wydaje się nieco chybiona. Może jednak się mylę i dyskutować warto - przynajmniej o tych kilku "pełnych wersjach" i kilkunastu fragmentach. Ich dobór, nie ma tu co kryć, jest niezwykle istotny dla edukacji w naszym kraju i jej roli. To bowiem od tego, co w szkołach się promuje, a co już niekoniecznie, zależy w dużej mierze późniejsze społeczne odczuwanie rzeczywistości. W późniejszych latach bowiem - czy to na studiach, czy to później, kiedy zajmujemy się pracą i/lub dziećmi, czasu na czytanie nie mamy znowu tak wiele. Szkolne lektury stanowią zatem podstawowe narzędzia, umożliwiające interpretowanie otaczającego nas świata.

Jako były już uczeń licealnej klasy humanistycznej mam miłe wspomnienia związane z lekturami. Brzmi to być może dziwnie, ale większość udawało mi się przeczytać i nie sprawiało mi to specjalnego, egzystencjalnego bólu. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że tego typu powstawa nie jest jedyną, a ściągi pozostają istotnym źródłem wiedzy nie tylko dla osób, które podchodzą do szkolnych lektur lekceważąco, ale też dla tych, które nie są w stanie nadążyć za sporą dawką wpajanej w szkole wiedzy. Być może zatem faktycznie warto zastanowić się nad tym, jaką funkcję mają owe szkolne lektury pełnić i jaką ich ilość przeciętna uczennica czy uczeń jest w stanie przeczytać w określonym czasie.

Wydaje mi się, że dwie funkcje literatury powinny przwijać się przy tworzeniu literackiego kanonu. Po pierwsze - źródła współczesności, a więc dzieła ważne dla zrozumienia powodów naszej dzisiejszej kondycji. Po drugie zaś - pełna panorama różnorodności współczesności, pozwalająca każdej i każdemu z nas odnaleźć ten jej element, który najbardziej nam pasuje. Z powodu krótkiego trwania liceum ogólnokształcącego, kiedy to najczęściej tak na lekcjach polskiego, jak i historii tematy współczesne traktowane są po macoszemu, obecność w kanonie dzieł powstałych nie tylko po 1945, ale i po 1989 roku zdaje się być pożądana. To, że wybór będzie budził emocje, im bliższe jest dane dzieło dniu dzisiejszemu, nie ulega wątpliwości. Biorąc wszelkie kontrowersje pod uwagę, musimy w proces decyzyjny włączać nie tylko środowiska nauczycielskie, ale i młodych ludzi i rodziców. Wszelki odgórnie narzucony kanon, wymyślony w obrębie murów ministerstwa edukacji, będzie raczej petryfikował obecną odtwórczą rolę szkoły, niż zmieniał ją w przestrzeń kreatywnej, swobodnej wymiany myśli.

Bardzo istotne przy ocenie danego dzieła jest branie pod uwagę nie tylko jego wartości artystycznej, ale i prezentowanych w nim problemów i promowanych wartości. Literatura jest polityczna i nie ma co od tego uciekać. Zupełnie co innego ma do powiedzenia Michał Witkowski, a co innego - Piotr Skarga. Nadmierne skupienie się na literaturze martyrologicznej odbiera cenny czas na pokazanie innych opcji życiowych, takich jak na przykład bardziej krytyczny patriotyzm Stanisława Wokulskiego, dystans wobec narodowych stereotypów rodem z dzieł Witolda Gombrowicza czy ateistyczny humanizm doktora Rieux z "Dżumy". Dodatkowo pamiętać warto o wielokulturowej przeszłości Polski, co oznacza więcej miejsca dla twórczości np. twórców żydowskich, niemieckich czy ukraińskich. Również kobiety zasługują na więcej niż bycie wtrącanymi li tylko w obraz walecznej "Matki Polki" - dziewczyny zasługują na utożsamianie się z pozytywnymi bohaterkami dzieł literackich tak samo, jak i chłopcy.

Nie czyniłbym przepaści miedzy literaturą XIX i XX wieku - sądzę, że nie w tym rzecz. Chodzi tu raczej o wprowadzenie większej ilości różnorodności w szkolne mury. Oznacza to zapewne, że wielcy wieszczowie będą musieli zapewne ustąpić nieco miejsca, ale zapominać o nich nie warto. Zmianie kanonu jednak - tak naprawdę - powinny towarzyszyć zmiany w formie egzaminu maturalnego z języka polskiego, służące odejściu od dość prostackiej testowości i sztampowego "gonienia za kluczem" z powrotem w kierunku twórczego pisania o konkretnych zagadnieniach literackich, które mogą być podparte zarówno średniowiecznymi eposami, jak i uwagami na temat najnowszych dzieł Doroty Masłowskiej czy Michała Witkowskiego. Przy takiej formie egzaminu sam kanon mógłby stać się dużo bardziej elastyczny, a nawet dość sporo różnić się w zależności od potrzeb uczennic i uczniów czy nauczycielskich temperamentów. W takiej, dużo bardziej twórczej szkole, do lektur mogłyby trafiać nawet aktualne utwory prozatorskie i poetyckie czy interesujące komiksy. Trzymanie się za wszelką cenę przekonania, że bez "Krzyżaków" czy "Pana Tadeusza" żyć się nie da, tworzy niebezpieczną przepaść między opiniami dorosłych a młodzieńczą wrażliwością.

A co ja dodałbym do listy lektur? Cóż, na pewno nie wyrzucałbym z niej "Lalki", mam bowiem do niej sporą słabość. Dorzuciłbym "Płomienie" i "Mocarza" Stanisława Brzozowskiego, zapewne "Wojnę polsko-ruską", a także znakomity komiks "Maus" Arta Spiegelmana poświęcony doświadczeniu Holokaustu. Przeżyłbym bardzo dobrze bez "Quo Vadis" czy "Trylogii", trochę mniej czytałbym Jana Kochanowskiego czy Adama Mickiewicza. To dość subiektywne odczucia - każda i każdy z nas może mieć nieco inne. Dyskutujmy jednak o nich i pozwólmy także wypowiadać się w sprawie tym, które i którzy sami mają być z lektury rozliczani. W przeciwnym wypadku traktować będziemy uczennice i uczniów nie jako partnerów do rozmowy, ale jako króliki doświadczalne, a to byłoby naszą wspólną porażką.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...