1 lipca 2009

Dybanie na wolność

Letnia pora chyba jakoś sprzyja pomysłom dziwnym a ciekawym. Obserwowałem przez parę chwil kolejną komisję śledczą w telewizji - trudno mi było uwierzyć, że przez tyle czasu dwie, trzy osoby potrafią kłócić się o jakiś niuans proceduralny, mimo wyrazistej opinii powołanych przez Sejm biegłych. Widać transmisja telewizyjna robi swoje i pokazać się trzeba, nawet, jeśli ma się niewiele do powiedzenia. Chociaż tym razem wydarzeń nie brakuje - a to kolejna powódź na południu Polski, a to śmierć Michaela Jacksona, doskonała okazja do wypowiedzenia się na ten temat nawet przez prawicowych polityków. Jest też jeszcze jeden rodzynek w tym sezonie ogórkowym - oczekiwanie na opinię Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zapinania pasów w samochodach.

Uwielbiam historie o tym, jak to nasze prawo do wyboru ograniczone jest przez niezapinanie pasów. Najczęściej ci sami ludzie nie widzą niczego złego w stawianiu coraz większej ilości kamer, śledzących nasze poczynania w przestrzeni publicznej, a już bardzo rzadko "wrażliwość pasowa" idzie w parze z uznaniem prawa kobiet do świadomego macierzyństwa. Tego typu kwestie mogą być uznane za fanaberie, natomiast pasy - skądże znowu! Gdzież miałaby tu obowiązywać jakaś zasada redukcji szkód, przezorności czy czegokolwiek takiego - ma być złota, polska wolność! Tego typu tok myślenia jeszcze w latach 90. XX wieku zaproponował Janusz Korwin-Mikke i - jak widać - gdzieniegdzie nadal cieszy się on sporą estymą.

Tego typu tok myślenia rozszerza się dalej, co obserwuję na przykładzie dyskusji o buspasach czy też płatnym wjeździe do centrum Warszawy. Oczywiście wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że miasto więcej samochodów już nie zniesie, ledwo radzi sobie z obecną ich ilością. Cóż z tego - zwolennicy aut zastanawiają się nad dantejskimi scenami, jakie w związku z ograniczeniem toru o jeden dziać się będą na pasach jezdni dla samochodów. Cóż, a może zarządzanie popytem i dopasowanie transportu zbiorowego do potrzeb aglomeracji sprawiłoby, że liczba 64% mieszkanek i mieszkańców miasta, które nie korzystają z samochodu do codziennych spraw jeszcze bardziej by się podniosła? A wtedy na drogach widzielibyśmy mniej aut i tym samym mniej korków?

Niestety, wieloletnie hołubienie samochodów i uznawanie ich za wyznacznik statusu materialnego zrobiły swoje - nie jest tak łatwo przekonać zmotoryzowanych i zmotoryzowane, że bardziej opłacalne jest przerzucenie się na transport zbiorowy. Kto wie, czy powoli nie zacznie się to zmieniać, na przykład poprzez obniżkę cen biletów kolejowych. Jednak zwyczaje samochodowe (podkreślam - nie wszystkich, daleki jestem od masowego potępiania tej czy innej grupy) pewnej części osób jadących po drogach budzą moje zdziwienie. Tak samo bywa z ograniczeniami prędkości - nic to, że ratują ludzkie życie, powód do narzekania zawsze jest. Wzorem są tu niemieckie autostrady, ale ani polskie drogi do nich niepodobne, ani brak maksymalnej szybkości na nich taki super.

W Holandii przyjęto założenie prawne, że w wypadku z udziałem samochodu to kierowca jest "z urzędu" winny zajściu, skoro ma do dyspozycji pojazd znacznie silniejszy, niż rower czy też ludzkie ciało. To na nim ciąży udowodnienie, że nie zawinił w niebezpiecznej sytuacji na drodze. U nas takie widzenie sprawy jest niemal niemożliwe - z człowiekiem wygrywa technika, z racjonalną jazdą - nielegalne, nocne wyścigi. Mam nadzieję, że rzekoma "wolność od pasów" nie wygra z bezpieczeństwem na drogach.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...