Kryzys kredytowy, nazwany największym od czasów depresji lat 30. XX wieku, króluje na czołówkach gazet i prowadzi do państwowych interwencji na bezprecedensową skalę. Początkowo głównymi poszkodowanymi były wielkie banki i giełdy - instytucje, które nie cieszą się wielkim zainteresowaniem młodych, idealistycznych Zielonych. Sytuacja zmieniła się jednak i widać, że recesja dotknie kieszeni każdej i każdego z nas w ciągu najbliższych lat.
Tego typu przeobrażenie przewidywanej skali wypadków nie zdarzyło się z dnia na dzień. Głównymi oskarżonymi nie przestały być chciwość i brak regulacji, a wszystko, co pozostaje nam robić, to ratowanie publicznymi pieniędzmi słabnących sektorów. Kiedy to już zrobimy, wszystko ma wrócić do normy. Jednak trzeci w kolejności kryzys pokazuje raz jeszcze, że neoliberalne działania wpływają negatywnie na jakość życia, a "wartość" ulega w tej logice inflacji. Spośród wszystkich istniejących rynków, ten finansowy jest najbardziej abstrakcyjny, a zarazem - najbardziej dominujący.
Koncept "rynku" wziął się z placu wymiany dóbr, tak, jak jeszcze niekiedy dzieje się w miastach. W wymianie finansowej, której symbolem może być Wall Street, wymieniane są jednak nie realne dobra, lecz wirtualne cząstki wielkich korporacji Wartość danej firmy maleje lub rośnie w zależności od wyceny osób handlujących. Paliwa kopalne są szkodliwe, jednak bardzo pożądane, co wpływa na wartość ich samych i przedsiębiorstw, które kontrolują ich zasoby. Posiadanie udziałów w Shell czy BP mogłoby być gwarancją pewnych zysków, gdyby nie bajzel na Bliskim Wschodzie, kwestie wyczerpywania się zasobów i niełatwe stosunki z Rosją.
Operacje finansowe to wielomiliardowe procesy, bardzo czułe na geopolitykę i zdarzenia losowe z całego świata. Złożoność zaczyna się właśnie tam. Istnieje wielki rynek tzw. obligacji, których właściciel ma prawo oczekiwać refundacji swojej pożyczki. Wraz z powstaniem nowej klasy instrumentów finansowych, zwanych "derywatami", rynki finansowe zostały spuszczone ze smyczy. Derywaty potrafią być umiarkowanie logiczne, potrafią też być szokujące. Ich wartość brana jest z wartości czegoś innego, albo też czegoś innego w innym okresie czasu. Prymitywnym, ilustrującym to przykładem jest rolnik, sprzedający swe przyszłe zbiory na podstawie cen z dzisiaj, przerzucając na kupującego ryzyko związane z ewentualnym spadkiem ceny w międzyczasie.
Air France-KLM długo utrzymywały cenę paliwa na niskim poziomie poprzez jego zakup pół roku w przód, podczas gdy innych przewoźników uderzyły rosnące ceny. Taki sposób używania derywat nazywa się "hedgingiem". Inną metodą jest spekulacja - obstawianie wyników giełdowych (niezależnie od tego, czy pójdą one w górę, czy też w dół). Charakterystyczną różnicą między derywatami a innymi typami inwestowania jest możliwość zarobku nawet, jeśli giełda pójdzie w dół. Jest to możliwe dzięki wyrafinowanym, aczkolwiek kontrowersyjnym właściwościom derywat.
Po pęknięciu bańki internetowej w 2001 (7 bilionów dolarów strat) amerykańskie stopy procentowe zostały ustalone na historycznie niskim poziomie 1% w celu stymulowania inwestycji. Pozwoliło to na akumulację kapitału spekulacyjnego w nieruchomościach. Inwestycje finansowano z zadłużenia (często zagranicznego), a nie z własnego kapitału, a ceny mieszkań rokrocznie szły w górę bez realnego powiększenia się ich wartości. Właścicielki i właściciele domów czuli się bogaci, do tego szaleńczo wydawali pieniądze i napędzali tym ekonomię. Nie byli jednakże zdolni spłacić swych wierzytelności hipotecznych, a zapotrzebowanie na nieruchomości opierało się na spekulacji. W tym samym czasie hipoteki bywały ponownie sprzedawane, podczas gdy ich posiadacze nie byli świadomi ryzyka z tym związanego - że wierzyciel nie będzie w stanie spłacić wierzytelności.
Dopóki można było na tym zarobić, dopóty interes ten się kręcił. System pozwala na tego typu sytuacje. Sprytne użycie derywatstworzyło rynek spekulacyjny wart, uwaga, 45 bilionów dolarów (globalne PKB wynosi 50 miliardów). Obrazuje to ekstremalny przykład bańki finansowej, rosnącej na innej bańce, stopniowo przerastającej wszelkie inne znane nam rynki. Cały problem polega na tym, że inwestorzy używają pieniędzy, których realnie nie mają i.lub inwestują je w różne rynkowe wydarzenia i przetasowania. Jak duży to problem? Derywaty szacuje sie na szokujące 516 bilionów dolarów.
System, który umożliwił tego typu rozwiązania był odpowiedzią na porażki współczesnego kapitalizmu. Pomiędzy 1945 a 1975 rokiem powstał system rynkowy, jaki znamy dziś. Po II Wojnie Światowej globalny rozwój był pożądany tak, jak nigdy. Z początku państwa były silnie zaangażowane w jego gwarantowanie, ale powojenna machina planowania stopniowo zaczynała szwankować i rynek został uwolniony. Tendencja kapitalizmu do tworzenia większej ilości produktów niż potrzebne do skonsumowania doprowadziła z kolei do "kryzysu nadprodukcji" i do stagnacji. Kryzys naftowy tylko dolał oliwy do ognia. Efektem tego stanu rzeczy był dynamiczny rozwój zderegulowanego kapitalizmu.
Poza wynalezieniem takich narzędzi finansowych, jak derywaty, państwowe ograniczenia nakładane na rynki były rozluźniane, a globalizacja stworzyła nowe możliwości rozwoju. Jeśli Północ jest za mała na zapewnienie wzrostu zysków, czemu włączyć do ich pozyskiwania reszty świata? Dawne zależności kolonialne, upadłe państwa i brak wytworzenia się społeczeństw obywatelskich w wielu krajach rozwijających się pozwolił koncernom z krajów rozwiniętych na wykorzystanie zdolności produkcyjnych Południa. Międzynarodowe instytucje finansowe, takie jak Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy skupiały się na zwiększaniu globalnego handlu poprzez jego liberalizację, chociaż deklarowały dbałość o globalny rozwój.
Stymulowanie gospodarek krajów Globalnego Południa jest raczej produktem ubocznym neoliberalnej agendy niż ich głównym celem. Wzrost gospodarczy jest święty - co z kolei rośnie nie jest już tak ważne. W efekcie lokalne rolnictwo używane jest do zaspokajania zapotrzebowania wielkich latyfundystów i farmerów, którzy nie mają rozeznania w lokalnych potrzebach. Uprawy soi w Amazonii są wyraźnym zagrożeniem dla tamtejszego ekosystemu, ale skoro zapewniają wzrost zysków, czemu je przerywać? Zeszłoroczny kryzys żywnościowy jest w swym rdzeniu efektem tego samego procesu myślowego. Nigdy nie było niedoboru żywności, ale zawsze istniały nieprawidłowości w jej dostarczaniu.
Związku z kryzysem finansowym należy szukać w mmotywacji do zdobycia jak największej ilości pieniędzy w jak najkrótszym okresie czasu. Nie twierdzę, że jest to motywacja wśród wszystkich graczy rynkowych najsilniejsza, ale rynek ten dusi pozostałe i odgrywa niszczącą rolę, którą widzimy obecnie. Bańka derywatowa jest przykładem spekulacyjnej inżynierii finansowej, podczas gdy debata pt. "rozwój a liberalizacja handlu" jest przykładem niezdolności instytucji państwowych i rynkowych do rozpoznania tego, co naprawdę powinno rosnąć i co w ogóle ma znaczenie. Partie Zielonych i socjalistyczne wspominały o tym już od dawna.
Niewiele niestety pojawiło się propozycji, co z tym fantem zrobić. Brakuje wiedzy naukowej i empirycznej niezbędnej do zarysowania nowego ładu. Brakuje także przekazu do opinii publicznej, który o takim ładzie by poinformował - przekazu, który potrafił znaleźć Al Gore. Istnieje ryzyko, że kryzys ten może jeszcze bardziej zredukować szansę owego przekazu, jednak nagromadzenie kryzysów wokół nas (klimatyczny, żywnościowy, kredytowy) pokazuje jasno, że obecna globalna ekonomia nie wyprowadzi nas z kłopotów bez wprowadzania w kolejne. Kroki w celu stworzenia nowych społeczeństw mogą być uczynione poprzez pozostawienie własności i produkcji w rękach lokalnych społeczności, które najbardziej od nich zależą. Ludzie, owładnięci żądzą pieniądza nie mają prawa do decydowania o tym, dokąd jedzie żywność, a dokąd nie.
Tego typu przeobrażenie przewidywanej skali wypadków nie zdarzyło się z dnia na dzień. Głównymi oskarżonymi nie przestały być chciwość i brak regulacji, a wszystko, co pozostaje nam robić, to ratowanie publicznymi pieniędzmi słabnących sektorów. Kiedy to już zrobimy, wszystko ma wrócić do normy. Jednak trzeci w kolejności kryzys pokazuje raz jeszcze, że neoliberalne działania wpływają negatywnie na jakość życia, a "wartość" ulega w tej logice inflacji. Spośród wszystkich istniejących rynków, ten finansowy jest najbardziej abstrakcyjny, a zarazem - najbardziej dominujący.
Koncept "rynku" wziął się z placu wymiany dóbr, tak, jak jeszcze niekiedy dzieje się w miastach. W wymianie finansowej, której symbolem może być Wall Street, wymieniane są jednak nie realne dobra, lecz wirtualne cząstki wielkich korporacji Wartość danej firmy maleje lub rośnie w zależności od wyceny osób handlujących. Paliwa kopalne są szkodliwe, jednak bardzo pożądane, co wpływa na wartość ich samych i przedsiębiorstw, które kontrolują ich zasoby. Posiadanie udziałów w Shell czy BP mogłoby być gwarancją pewnych zysków, gdyby nie bajzel na Bliskim Wschodzie, kwestie wyczerpywania się zasobów i niełatwe stosunki z Rosją.
Operacje finansowe to wielomiliardowe procesy, bardzo czułe na geopolitykę i zdarzenia losowe z całego świata. Złożoność zaczyna się właśnie tam. Istnieje wielki rynek tzw. obligacji, których właściciel ma prawo oczekiwać refundacji swojej pożyczki. Wraz z powstaniem nowej klasy instrumentów finansowych, zwanych "derywatami", rynki finansowe zostały spuszczone ze smyczy. Derywaty potrafią być umiarkowanie logiczne, potrafią też być szokujące. Ich wartość brana jest z wartości czegoś innego, albo też czegoś innego w innym okresie czasu. Prymitywnym, ilustrującym to przykładem jest rolnik, sprzedający swe przyszłe zbiory na podstawie cen z dzisiaj, przerzucając na kupującego ryzyko związane z ewentualnym spadkiem ceny w międzyczasie.
Air France-KLM długo utrzymywały cenę paliwa na niskim poziomie poprzez jego zakup pół roku w przód, podczas gdy innych przewoźników uderzyły rosnące ceny. Taki sposób używania derywat nazywa się "hedgingiem". Inną metodą jest spekulacja - obstawianie wyników giełdowych (niezależnie od tego, czy pójdą one w górę, czy też w dół). Charakterystyczną różnicą między derywatami a innymi typami inwestowania jest możliwość zarobku nawet, jeśli giełda pójdzie w dół. Jest to możliwe dzięki wyrafinowanym, aczkolwiek kontrowersyjnym właściwościom derywat.
Po pęknięciu bańki internetowej w 2001 (7 bilionów dolarów strat) amerykańskie stopy procentowe zostały ustalone na historycznie niskim poziomie 1% w celu stymulowania inwestycji. Pozwoliło to na akumulację kapitału spekulacyjnego w nieruchomościach. Inwestycje finansowano z zadłużenia (często zagranicznego), a nie z własnego kapitału, a ceny mieszkań rokrocznie szły w górę bez realnego powiększenia się ich wartości. Właścicielki i właściciele domów czuli się bogaci, do tego szaleńczo wydawali pieniądze i napędzali tym ekonomię. Nie byli jednakże zdolni spłacić swych wierzytelności hipotecznych, a zapotrzebowanie na nieruchomości opierało się na spekulacji. W tym samym czasie hipoteki bywały ponownie sprzedawane, podczas gdy ich posiadacze nie byli świadomi ryzyka z tym związanego - że wierzyciel nie będzie w stanie spłacić wierzytelności.
Dopóki można było na tym zarobić, dopóty interes ten się kręcił. System pozwala na tego typu sytuacje. Sprytne użycie derywatstworzyło rynek spekulacyjny wart, uwaga, 45 bilionów dolarów (globalne PKB wynosi 50 miliardów). Obrazuje to ekstremalny przykład bańki finansowej, rosnącej na innej bańce, stopniowo przerastającej wszelkie inne znane nam rynki. Cały problem polega na tym, że inwestorzy używają pieniędzy, których realnie nie mają i.lub inwestują je w różne rynkowe wydarzenia i przetasowania. Jak duży to problem? Derywaty szacuje sie na szokujące 516 bilionów dolarów.
System, który umożliwił tego typu rozwiązania był odpowiedzią na porażki współczesnego kapitalizmu. Pomiędzy 1945 a 1975 rokiem powstał system rynkowy, jaki znamy dziś. Po II Wojnie Światowej globalny rozwój był pożądany tak, jak nigdy. Z początku państwa były silnie zaangażowane w jego gwarantowanie, ale powojenna machina planowania stopniowo zaczynała szwankować i rynek został uwolniony. Tendencja kapitalizmu do tworzenia większej ilości produktów niż potrzebne do skonsumowania doprowadziła z kolei do "kryzysu nadprodukcji" i do stagnacji. Kryzys naftowy tylko dolał oliwy do ognia. Efektem tego stanu rzeczy był dynamiczny rozwój zderegulowanego kapitalizmu.
Poza wynalezieniem takich narzędzi finansowych, jak derywaty, państwowe ograniczenia nakładane na rynki były rozluźniane, a globalizacja stworzyła nowe możliwości rozwoju. Jeśli Północ jest za mała na zapewnienie wzrostu zysków, czemu włączyć do ich pozyskiwania reszty świata? Dawne zależności kolonialne, upadłe państwa i brak wytworzenia się społeczeństw obywatelskich w wielu krajach rozwijających się pozwolił koncernom z krajów rozwiniętych na wykorzystanie zdolności produkcyjnych Południa. Międzynarodowe instytucje finansowe, takie jak Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy skupiały się na zwiększaniu globalnego handlu poprzez jego liberalizację, chociaż deklarowały dbałość o globalny rozwój.
Stymulowanie gospodarek krajów Globalnego Południa jest raczej produktem ubocznym neoliberalnej agendy niż ich głównym celem. Wzrost gospodarczy jest święty - co z kolei rośnie nie jest już tak ważne. W efekcie lokalne rolnictwo używane jest do zaspokajania zapotrzebowania wielkich latyfundystów i farmerów, którzy nie mają rozeznania w lokalnych potrzebach. Uprawy soi w Amazonii są wyraźnym zagrożeniem dla tamtejszego ekosystemu, ale skoro zapewniają wzrost zysków, czemu je przerywać? Zeszłoroczny kryzys żywnościowy jest w swym rdzeniu efektem tego samego procesu myślowego. Nigdy nie było niedoboru żywności, ale zawsze istniały nieprawidłowości w jej dostarczaniu.
Związku z kryzysem finansowym należy szukać w mmotywacji do zdobycia jak największej ilości pieniędzy w jak najkrótszym okresie czasu. Nie twierdzę, że jest to motywacja wśród wszystkich graczy rynkowych najsilniejsza, ale rynek ten dusi pozostałe i odgrywa niszczącą rolę, którą widzimy obecnie. Bańka derywatowa jest przykładem spekulacyjnej inżynierii finansowej, podczas gdy debata pt. "rozwój a liberalizacja handlu" jest przykładem niezdolności instytucji państwowych i rynkowych do rozpoznania tego, co naprawdę powinno rosnąć i co w ogóle ma znaczenie. Partie Zielonych i socjalistyczne wspominały o tym już od dawna.
Niewiele niestety pojawiło się propozycji, co z tym fantem zrobić. Brakuje wiedzy naukowej i empirycznej niezbędnej do zarysowania nowego ładu. Brakuje także przekazu do opinii publicznej, który o takim ładzie by poinformował - przekazu, który potrafił znaleźć Al Gore. Istnieje ryzyko, że kryzys ten może jeszcze bardziej zredukować szansę owego przekazu, jednak nagromadzenie kryzysów wokół nas (klimatyczny, żywnościowy, kredytowy) pokazuje jasno, że obecna globalna ekonomia nie wyprowadzi nas z kłopotów bez wprowadzania w kolejne. Kroki w celu stworzenia nowych społeczeństw mogą być uczynione poprzez pozostawienie własności i produkcji w rękach lokalnych społeczności, które najbardziej od nich zależą. Ludzie, owładnięci żądzą pieniądza nie mają prawa do decydowania o tym, dokąd jedzie żywność, a dokąd nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz