Wczorajszy wieczór zdominowany był przez kolor zielony. Na spotkaniu poświęconym historii i teraźniejszości działania Zielonych w Polsce i w Europie przeszło 60 osób słuchało moderowanej przez publicystę tygodnika "Polityka", Jacka Żakowskiego, dyskusji, której główne elementy chciałbym przedstawić w poniższej notce.
Na pytanie moderatora, dlaczego zielonej polityce jest tak ciężko, Dariusz Szwed, przewodniczący polskich Zielonych, przypomniał o panującym w przestrzeni politycznej monopolu neoliberalnej i neokonserwatywnej prawicy. Spowodował to konformizm SLD - partii, która przegrała kredyt społecznego zaufania. Polska polityka wyklucza - mniejsze partie, kobiety, mniejszości, co dodatkowo osłabia i tak niski kapitał społeczny, rzbity przez transformację lat 90. XX wieku i wcześniejszy okres PRL. Zieloni działają w postpolitycznym społeczeństwie, w którym obywatelstwo zastępuje się konsumeryzmem.
Przemysław Sadura, współautor i redaktor publikacji "Polskie odcienie zieleni" przypomniał, że badania Fundacji Heinricha Boella, które ową broszurę zainspirowały, sprawdzały zielony potencjał, a nie realne poparcie. Zieloni są partią drugiego wyboru dla 3% wyborców. Na chwilę obecną braskuje jednak ściśle zielonego elektoratu, łączącego w sobie kwestie liberalizmu światopoglądowego, wrażliwości społecznej i ekologicznej. Zieloność redukowana jest do ekologii. Jednocześnie zrozumieniem cieszą się kwestie świeckiego państwa i równouprawnienia płci. Te dwa komponenty zdają się być najbardziej kompatybilne, jednocześnie idąc w parze z dążeniami promodernizacyjnymi. Należy zwiększać świadomość ekologiczną i pokazywać, że nie jest ona anty-, lecz promodernizacyjna. Istnieją środowiska prawicowe, które grają kartą ekologiczną. Jego zdaniem alternatywą jest bądź to odwoływanie się do istniejącego elektoratu, bądź też tworzenie własnego ruchu społecznego.
Ladislav Vrchovsky z czeskiej Partii Zielonych nakreślił różnice między doświadczeniami z Europy Środkowej a tymi z Zachodu. Tam Zieloni oparli się na dziedzictwie roku 1968, natomiast w Czechach Strana Zelenych powstała w 1992 roku. Od razu jej pracę zaczęli sabotować ludzie powiązani z dawnymi komunistycznymi służbami specjalnymi. W 2006 roku nastąpił przełom, gdy 6,3% poparcia w wyborach przełożyło się na 6 z 200 mandatów poselskich i na wejście do centroprawicowego rządu, w którym mają oni aż 4 ministrów. 4 lata wcześniej wynik partii był znacznie niższy - tylko 2%. W tym czasie pojawiła się szczelina ciut na prawo od centrum, w którą Zieloni wstrzlili się z programiem "jakości życia", znacznie szerszym niż dotychczasowy, oparty niemal wyłącznie na ekologii. Dziś w partii jest 2.000 osób, a jej elektorat stanowią głównie osoby z wysokim poziomem wykształcenia. Na czas kryzysu proponują program rozwoju alternatywnych źródeł energii i dotacje dla osób tracących pracę.
Ulrike Lunacek, współprzewodnicząca Europejskiej Partii Zielonych uważa, że nalezy patrzeć na różnice w zielonych potencjałach, a także w sytemach wyborczych - np. w Wielkiej Brytanii, gdzie ordynacja większościowa utrudnia rozwój tamtejszym Zielonym. W 2004 roku EPZ bardzo zabolał fakt, że w żadnym z nowych państw członkowskich nie udało się wprowadzić osoby do Parlamentu Europejskiego.
W latach 70. XX wieku, gdy formowały się zielone siły polityczne, stwierdzono, że poza oparciem się o społeczeństwo obywatelskie niezbędne jest wejście do istniejących instytucji. Zaletą Zielonych jest duża odporność na pokusy korupcji, a także pewna doza bezkompromisowości. Problemem, który każda z osobna partia musi rozwiązać, jest umiejscowienie się na politycznym spektrum - nie da się ukryć, że większość z nas pozycjonuje się na lewicy, co może być trudne dla społeczeństw postkomunistycznych. Zmieniają się także polityczne alianse - koalicje z prawicą, do niedawna niewyobrażalne, dziś są rzeczywistością w wielu krajach. Nasz elektorat to wykształceni mieszczanie z klasy średniej, częściej kobiety, chcący, by społeczeństwo troszczyło się także o biednych. Nie boimy się przejęcia naszych haseł przez inne partie, bowiem nie robią nawet połowy tego, co my. Zbliża się kampania europarlamentarna, łącząca ekonomię i ekologię - Zielony Nowy Ład.
Szwed dodał, że latami byliśmy utrzymywani w komie przez PO i PiS, które to partie twierdziły, że wszystko trzymają pod kontrolą. Tragedią polskiej polityki jest jej centralizacja i monopolizacja. Nowy Zielony Ład przekierowuje aktywność gospodarczą na nowe tory, a modernizacja dokonuje się na naszych oczach, jak w wypadku telekomunikacji. Zieloni nie są siłą antyrynkową - uważają jednak, że istnieją sektory, w których musi zostać on poddany kontroli ze względu na to, że prowadzi w nich do obniżenia standardów ekologicznych i społecznych. Jedyną szansą na dziś jest budowa koalicji politycznych i aliansów ze społeczeństwem obywatelskim.
Odpowiadając na pytania szef Zielonych stwierdził, że warto współpracować ze wszystkimi środowiskami "na lewo od PO". Neokonsumpcyjne postawy społeczne można wykorzystać do działań związanych z promowaniem np. etycznej konsumpcji. Chcemy "wyciągać górników na słońce", stopniowo przerzucając ich w inne sektory gospodarki.
Na pytanie moderatora, dlaczego zielonej polityce jest tak ciężko, Dariusz Szwed, przewodniczący polskich Zielonych, przypomniał o panującym w przestrzeni politycznej monopolu neoliberalnej i neokonserwatywnej prawicy. Spowodował to konformizm SLD - partii, która przegrała kredyt społecznego zaufania. Polska polityka wyklucza - mniejsze partie, kobiety, mniejszości, co dodatkowo osłabia i tak niski kapitał społeczny, rzbity przez transformację lat 90. XX wieku i wcześniejszy okres PRL. Zieloni działają w postpolitycznym społeczeństwie, w którym obywatelstwo zastępuje się konsumeryzmem.
Przemysław Sadura, współautor i redaktor publikacji "Polskie odcienie zieleni" przypomniał, że badania Fundacji Heinricha Boella, które ową broszurę zainspirowały, sprawdzały zielony potencjał, a nie realne poparcie. Zieloni są partią drugiego wyboru dla 3% wyborców. Na chwilę obecną braskuje jednak ściśle zielonego elektoratu, łączącego w sobie kwestie liberalizmu światopoglądowego, wrażliwości społecznej i ekologicznej. Zieloność redukowana jest do ekologii. Jednocześnie zrozumieniem cieszą się kwestie świeckiego państwa i równouprawnienia płci. Te dwa komponenty zdają się być najbardziej kompatybilne, jednocześnie idąc w parze z dążeniami promodernizacyjnymi. Należy zwiększać świadomość ekologiczną i pokazywać, że nie jest ona anty-, lecz promodernizacyjna. Istnieją środowiska prawicowe, które grają kartą ekologiczną. Jego zdaniem alternatywą jest bądź to odwoływanie się do istniejącego elektoratu, bądź też tworzenie własnego ruchu społecznego.
Ladislav Vrchovsky z czeskiej Partii Zielonych nakreślił różnice między doświadczeniami z Europy Środkowej a tymi z Zachodu. Tam Zieloni oparli się na dziedzictwie roku 1968, natomiast w Czechach Strana Zelenych powstała w 1992 roku. Od razu jej pracę zaczęli sabotować ludzie powiązani z dawnymi komunistycznymi służbami specjalnymi. W 2006 roku nastąpił przełom, gdy 6,3% poparcia w wyborach przełożyło się na 6 z 200 mandatów poselskich i na wejście do centroprawicowego rządu, w którym mają oni aż 4 ministrów. 4 lata wcześniej wynik partii był znacznie niższy - tylko 2%. W tym czasie pojawiła się szczelina ciut na prawo od centrum, w którą Zieloni wstrzlili się z programiem "jakości życia", znacznie szerszym niż dotychczasowy, oparty niemal wyłącznie na ekologii. Dziś w partii jest 2.000 osób, a jej elektorat stanowią głównie osoby z wysokim poziomem wykształcenia. Na czas kryzysu proponują program rozwoju alternatywnych źródeł energii i dotacje dla osób tracących pracę.
Ulrike Lunacek, współprzewodnicząca Europejskiej Partii Zielonych uważa, że nalezy patrzeć na różnice w zielonych potencjałach, a także w sytemach wyborczych - np. w Wielkiej Brytanii, gdzie ordynacja większościowa utrudnia rozwój tamtejszym Zielonym. W 2004 roku EPZ bardzo zabolał fakt, że w żadnym z nowych państw członkowskich nie udało się wprowadzić osoby do Parlamentu Europejskiego.
W latach 70. XX wieku, gdy formowały się zielone siły polityczne, stwierdzono, że poza oparciem się o społeczeństwo obywatelskie niezbędne jest wejście do istniejących instytucji. Zaletą Zielonych jest duża odporność na pokusy korupcji, a także pewna doza bezkompromisowości. Problemem, który każda z osobna partia musi rozwiązać, jest umiejscowienie się na politycznym spektrum - nie da się ukryć, że większość z nas pozycjonuje się na lewicy, co może być trudne dla społeczeństw postkomunistycznych. Zmieniają się także polityczne alianse - koalicje z prawicą, do niedawna niewyobrażalne, dziś są rzeczywistością w wielu krajach. Nasz elektorat to wykształceni mieszczanie z klasy średniej, częściej kobiety, chcący, by społeczeństwo troszczyło się także o biednych. Nie boimy się przejęcia naszych haseł przez inne partie, bowiem nie robią nawet połowy tego, co my. Zbliża się kampania europarlamentarna, łącząca ekonomię i ekologię - Zielony Nowy Ład.
Szwed dodał, że latami byliśmy utrzymywani w komie przez PO i PiS, które to partie twierdziły, że wszystko trzymają pod kontrolą. Tragedią polskiej polityki jest jej centralizacja i monopolizacja. Nowy Zielony Ład przekierowuje aktywność gospodarczą na nowe tory, a modernizacja dokonuje się na naszych oczach, jak w wypadku telekomunikacji. Zieloni nie są siłą antyrynkową - uważają jednak, że istnieją sektory, w których musi zostać on poddany kontroli ze względu na to, że prowadzi w nich do obniżenia standardów ekologicznych i społecznych. Jedyną szansą na dziś jest budowa koalicji politycznych i aliansów ze społeczeństwem obywatelskim.
Odpowiadając na pytania szef Zielonych stwierdził, że warto współpracować ze wszystkimi środowiskami "na lewo od PO". Neokonsumpcyjne postawy społeczne można wykorzystać do działań związanych z promowaniem np. etycznej konsumpcji. Chcemy "wyciągać górników na słońce", stopniowo przerzucając ich w inne sektory gospodarki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz