Doczekaliśmy się - rząd Donalda Tuska, który nagle zaczął słabnąć w sondażach, stwierdził, że trzeba działać. Skoro odpływa od nich lewicowy elektorat, który widzi, że zagrożenie PiSem zniknęło, a Platforma socjalna za bardzo nie jest (jeśli w ogóle), to postanowiono spróbować podłechtać "sieroty po POPiSie" i pokazać się w roli twardych szeryfów. Ujawniono zatem plany, by pedofilów-recydywistów karać przymusową kastracją. Donald wyraził swoje oburzenie, powiedział, że ci ludzie to chyba nie ludzie, w związku z czym nie zasługują na prawa człowieka. By zakneblować usta tym, którzy wołają, że to niehumanitarne, przypomniano, że o podobnych działaniach myśli Hiszpania. Tyle tylko, że tam kastracja chemiczna miałaby być dobrowolna, a nasze "jastrzębie" są w stanie mówić nawet o zmianie konstytucji po to, by pomyśleć o jej przymusowości.
Podlaski dramat z udziałem "polskiego Fritzla" pokazuje, że gwałt i pedofilia to bez wątpienia zjawiska naganne, niosące cierpienie i ból. Jak jednak wytłumaczyć fakt, że "Fakt" - tabloid, specjalizujący się w wołaniu o "mordowanie degeneratów" jednocześnie publikuje na pierwszej stronie twarz osoby gwałconej, łamiąc jej prawo do prywatności? Obłuda, wychodząca z takich działań jakoś przeszkadza tylko stowarzyszeniom dziennikarskim. Ten przykry wypadek, zamiast stać się przyczynkiem do bardziej całościowego myślenia o polityce społecznej, roli prawa karnego i ogólnie - stanie państwa, służy tworzeniu sensacji i atmosfery strachu, w której ludzie sami z siebie oddadzą swoje prawa na ołtarzu rzekomego "bezpieczeństwa".
Jest to proces, który bodaj David Harvey, publicysta i ekonomista, określił jako przechodzenie od państwa opiekuńczego do neoliberalnego. Politycy, ograniczając funkcje służące zachowaniu spójności społecznej, decydują się na zwiększenie nadzoru nad rozwarstwiającym się społeczeństwem poprzez inwestwanie w aparat represji. Zamiast profilaktyki pojawia się leczenie skutków, zamiast holistycznego projektu - doraźne działania, wykonywane najczęściej "pod publiczkę". Słuszny gniew z powodu popełnionych zbrodni i występków nie jest przez organy danego kraju kanalizowany i ograniczany, ale wręcz przeciwnie - eskalowany po to, by obywatelki i obywatele zapominali o własnych problemach i o wadach tak funkcjonującego systemu. Nie ma chleba, są igrzyska.
By zaproponować racjonalną politykę w stosunku do pedofilii, najpierw trzeba rozpoznać, w czym tkwi problem. O sprawach z wykorzystywaniem seksualnym w tle słyszymy dość często. Kiedy mówimy o kobietach, często słyszy się o tym, że "prowokowała". Dzieci mają tu łatwiej, bowiem uznawane są za bardziej niewinne. Niestety, kultura przyzwolenia na zło w jednej kwestii pozwala na eksalację zjawiska. W sytuacji rozpadu tradycyjnych więzi i braku nowych (przyjacielskich, stowarzyszeniowych etc.), szczególnie na obszarach dotkniętych biedą, tradycyjne, patriarchalne wzorce degenerują się zupełnie. Skoro można bić pasem, czemu nie można gwałcić? Tak oto rozszerza się krąg zła, który niekiedy przybiera tak dramatyczne formy, jak te, z którymi mieliśmy do czynienia w ostatnich dniach.
Wydaje się zatem, że priorytetem rządu powinna być polityka edukacyjna, stawiająca na tworzenie świadomych obywatelek i obywateli, edukacja seksualna bez demagogii i obalanie mitów płciowych, utrwalających model dominacji jednej płci nad drugą. Nic z tego - nie brzmi to tak spektakularnie jak kastracja pedofilii, którzy - przypomnijmy - na dzień dzisiejszy terapii chemicznej osłabiającej ich popęd MOGĄ się poddać. Zamiast tego mamy kolejny dowód na to, że kobiety traktowane są przedmiotowo - ministerstwo zdrowia planuje rejestr ciąż, tak, aby żadna nie zaginęła. Zamiast dać kobiecie prawo do wyboru, a na jeszcze wcześniejszych poziomach - prawo do życia w godziwych warunkach i do świadomego macierzyństwa, decyduje się na katalogowanie matek. Panie i Panowie, oto polityka, która w niczym nie różni się od ekipy Jarosława Kaczyńskiego!
No dobrze, spyta ktoś - ale co z tymi pedofilami? Cóż, działania edukacyjne, podnoszące świadomość, to jedno, ale co, jeśli już dojdzie do przestępstwa? Przede wszystkim - resocjalizacja, o której zapomina się w ferworze myślenia o coraz wyższych wyrokach sądowych. Pedofile nadal będą robić swoje, jeśli nie będą mieli zapewnionej realnej opieki psychologicznej i możliwości znalezienia pracy. Rzecz jasna już na tym poziomie powinno być wiadomo, że taka osoba nie powinna wykonywać pewnych zawodów, związanych w szczególności z interakcjami z nieletnimi. Na dzień dzisiejszy pedofile-recydywiści, których miałaby obejmować kastracja, nie są największym problemem. Dopuszczalność terapii chemicznej jest czym innym niż jej przymusowość - ta druga powinna być wykluczona. Nie powinny za to być wykluczone bransolety elektroniczne, dzięki którym odpowiednie służby mogłyby śledzić, czy dana osoba nie przechodzi np. niebezpiecznie blisko szkoły. Podobnie regularne, obligatoryjne wizyty terapeutyczne i na policji są całkiem mocno dyscyplinującymi narzędziami.
Mamy prawo do obrony przed negatywnymi zjawiskami, które nam grożą. Nie wolno nam jednak zapominać o tym, by najpierw zapobiegać, a potem dopiero - leczyć, i to odpowiednimi środkami. Kosztuje to znacznie mniej. Poniżanie nie jest dobrą metodą zapewnienia ładu społecznego. Nie oznacza to litowania się nad przestępcą i zapominaniu o ofiarach. Mimo to spokoju gwałconej dziewczynie nie zapewni kastracja "polskiego Fritzla", ale medialny spokój, godne warunki życia, z dala od osoby, która wyrządziła jej krzywdę, pomoc psychologiczna. Byłoby skandalem, gdyby władze uznały, że wypełniły swe obowiązki, pozbawiając pociągu seksualnego faceta, a jego ofiara, pozbawiona pomocy, popełniłaby samobójstwo albo umarłaby w biedzie. Niestety, wśród medialnego zgiełku głosów rozsądku słychać coraz mniej...
Podlaski dramat z udziałem "polskiego Fritzla" pokazuje, że gwałt i pedofilia to bez wątpienia zjawiska naganne, niosące cierpienie i ból. Jak jednak wytłumaczyć fakt, że "Fakt" - tabloid, specjalizujący się w wołaniu o "mordowanie degeneratów" jednocześnie publikuje na pierwszej stronie twarz osoby gwałconej, łamiąc jej prawo do prywatności? Obłuda, wychodząca z takich działań jakoś przeszkadza tylko stowarzyszeniom dziennikarskim. Ten przykry wypadek, zamiast stać się przyczynkiem do bardziej całościowego myślenia o polityce społecznej, roli prawa karnego i ogólnie - stanie państwa, służy tworzeniu sensacji i atmosfery strachu, w której ludzie sami z siebie oddadzą swoje prawa na ołtarzu rzekomego "bezpieczeństwa".
Jest to proces, który bodaj David Harvey, publicysta i ekonomista, określił jako przechodzenie od państwa opiekuńczego do neoliberalnego. Politycy, ograniczając funkcje służące zachowaniu spójności społecznej, decydują się na zwiększenie nadzoru nad rozwarstwiającym się społeczeństwem poprzez inwestwanie w aparat represji. Zamiast profilaktyki pojawia się leczenie skutków, zamiast holistycznego projektu - doraźne działania, wykonywane najczęściej "pod publiczkę". Słuszny gniew z powodu popełnionych zbrodni i występków nie jest przez organy danego kraju kanalizowany i ograniczany, ale wręcz przeciwnie - eskalowany po to, by obywatelki i obywatele zapominali o własnych problemach i o wadach tak funkcjonującego systemu. Nie ma chleba, są igrzyska.
By zaproponować racjonalną politykę w stosunku do pedofilii, najpierw trzeba rozpoznać, w czym tkwi problem. O sprawach z wykorzystywaniem seksualnym w tle słyszymy dość często. Kiedy mówimy o kobietach, często słyszy się o tym, że "prowokowała". Dzieci mają tu łatwiej, bowiem uznawane są za bardziej niewinne. Niestety, kultura przyzwolenia na zło w jednej kwestii pozwala na eksalację zjawiska. W sytuacji rozpadu tradycyjnych więzi i braku nowych (przyjacielskich, stowarzyszeniowych etc.), szczególnie na obszarach dotkniętych biedą, tradycyjne, patriarchalne wzorce degenerują się zupełnie. Skoro można bić pasem, czemu nie można gwałcić? Tak oto rozszerza się krąg zła, który niekiedy przybiera tak dramatyczne formy, jak te, z którymi mieliśmy do czynienia w ostatnich dniach.
Wydaje się zatem, że priorytetem rządu powinna być polityka edukacyjna, stawiająca na tworzenie świadomych obywatelek i obywateli, edukacja seksualna bez demagogii i obalanie mitów płciowych, utrwalających model dominacji jednej płci nad drugą. Nic z tego - nie brzmi to tak spektakularnie jak kastracja pedofilii, którzy - przypomnijmy - na dzień dzisiejszy terapii chemicznej osłabiającej ich popęd MOGĄ się poddać. Zamiast tego mamy kolejny dowód na to, że kobiety traktowane są przedmiotowo - ministerstwo zdrowia planuje rejestr ciąż, tak, aby żadna nie zaginęła. Zamiast dać kobiecie prawo do wyboru, a na jeszcze wcześniejszych poziomach - prawo do życia w godziwych warunkach i do świadomego macierzyństwa, decyduje się na katalogowanie matek. Panie i Panowie, oto polityka, która w niczym nie różni się od ekipy Jarosława Kaczyńskiego!
No dobrze, spyta ktoś - ale co z tymi pedofilami? Cóż, działania edukacyjne, podnoszące świadomość, to jedno, ale co, jeśli już dojdzie do przestępstwa? Przede wszystkim - resocjalizacja, o której zapomina się w ferworze myślenia o coraz wyższych wyrokach sądowych. Pedofile nadal będą robić swoje, jeśli nie będą mieli zapewnionej realnej opieki psychologicznej i możliwości znalezienia pracy. Rzecz jasna już na tym poziomie powinno być wiadomo, że taka osoba nie powinna wykonywać pewnych zawodów, związanych w szczególności z interakcjami z nieletnimi. Na dzień dzisiejszy pedofile-recydywiści, których miałaby obejmować kastracja, nie są największym problemem. Dopuszczalność terapii chemicznej jest czym innym niż jej przymusowość - ta druga powinna być wykluczona. Nie powinny za to być wykluczone bransolety elektroniczne, dzięki którym odpowiednie służby mogłyby śledzić, czy dana osoba nie przechodzi np. niebezpiecznie blisko szkoły. Podobnie regularne, obligatoryjne wizyty terapeutyczne i na policji są całkiem mocno dyscyplinującymi narzędziami.
Mamy prawo do obrony przed negatywnymi zjawiskami, które nam grożą. Nie wolno nam jednak zapominać o tym, by najpierw zapobiegać, a potem dopiero - leczyć, i to odpowiednimi środkami. Kosztuje to znacznie mniej. Poniżanie nie jest dobrą metodą zapewnienia ładu społecznego. Nie oznacza to litowania się nad przestępcą i zapominaniu o ofiarach. Mimo to spokoju gwałconej dziewczynie nie zapewni kastracja "polskiego Fritzla", ale medialny spokój, godne warunki życia, z dala od osoby, która wyrządziła jej krzywdę, pomoc psychologiczna. Byłoby skandalem, gdyby władze uznały, że wypełniły swe obowiązki, pozbawiając pociągu seksualnego faceta, a jego ofiara, pozbawiona pomocy, popełniłaby samobójstwo albo umarłaby w biedzie. Niestety, wśród medialnego zgiełku głosów rozsądku słychać coraz mniej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz