Wpadła mi w ręce krótka, ale bardzo pouczająca lektura przygotowana przez "Friends of the Earth". Owa publikacja, dostępna w Internecie, nosi tytuł "Wydobywając prawdę - przemysł naftowy zamierza podminować Dyrektywę o Jakości Paliwa". Tego typu foldery są nad wyraz interesujące, gdyż nie rozpisując się zanadto, dają pełny obraz prezentowanego w nim zagadnienia. A to poruszone na 20 stronach jest interesujące - chodzi o opór wielkich koncernów paliwowych przeciwko jakimkolwiek obligatoryjnym regulacjom unijnym, służącym ratowaniu środowiska. Opór tym bardziej kuriozalny, że - jeśli wierzyć FOEE - koszty ograniczenia o 10% emisji gazów szklarniowych do 2020 roku w stosunku do poziomów z 2010 byłyby relatywnie niewielkie i spokojnie do przetrawienia przez przedsiębiorstwa o miliardowych zyskach.
Chodzi o pieniądze - jak zwykle. Komisji Europejskiej z kolei zależy na tym, żeby deklaracje dotyczące walki z globalnymi skutkami zmian klimatycznych nie były tylko pustymi słowami. Ponieważ do tej pory gros kwestii związanych z dbaniem o niższe emisje metanu, dwutlenku węgla czy też tlenków azotu rozwiązywanych było na poziomie konsumentek i konsumentów oraz np. przemysłu wytwórczego (w szczególności samochodowego) decydenci doszli do słusznego wniosku, że już czas najwyższy zaprząc do walki o czyste środowisko koncerny paliwowe. Te zaś zaczęły wielką kampanię, opowiadającą, jak to dbają o środowisko i jak same z siebie uzgodnią wspólne, najlepsze dla siebie i siłą rzeczy dla świata zobowiązania.
Rzecz jasna dobrowolne zobowiązania okazały się fikcją, zaś reklamówki prasowe i telewizyjne były zwykłym picem na wodę. Shell usiłował udowodnić, że jego emisje nawożą kwiatki, po czym okazało się, że tego typu praktyka odbywa się tylko przy jednej rafinerii, a nie całym koncernie. To samo przedsiębiorstwo przeznacza na źródła odnawialne raptem 1% budżetu inwestycyjnego, jednocześnie mocno inwestuje w złoża ropy w kanadyjskich piaskach, podczas wydobywania których emitowanych jest trzy razy więcej gazów szklarniowych niż w źródłach konwencjonalnych. BP, który zaczął rozwijać swój skrót na "Beyond Petroleum", pokazuje się jako firma ekologicznie odpowiedzialna, co nie przeszkadza im zwiększać emisje CHG (GreenHouse Gases). Podobne historie można mnożyć bez końca.
Tymczasem zamiast spotykać się z unijnymi decydentami, dużo lepiej byłoby po prostu zabrać się za swoje rafinerie. Ich nierównomierny rozwój na kontynencie sprawia, że jedne potrafią emitować aż o 20% więcej gazów niż inne - wszystko dzięki różnice w poziomach inwestycji i wdrażania nowoczesnych technologii. Według ostrożnych szacunków, poprawa wydajności petrochemii (np. poprzez wykorzystywanie pary do ocieplania okolicznych domostw), zmiana paliwa, używanego do zaspokajania potrzeb energetycznych zakładów (np. z węgla na gaz) i przede wszystkim - mniej spalania gazu w pochodniach gazowych, już teraz zabronionego w kilkunastu krajach dałyby łącznie 10,5% redukcję emisji gazów, a wedle optymistycznych - nawet 15,5%, dużo powyżej unijnych wymagań.
Niestety, przemysł naftowy, notujący rekordowe zyski, nie chce poświęcić jej cząstki na poprawę jakości działania. Bez europejskich regulacji, które będą miały także skutki dla działań lokalnych koncernów także poza granicami Wspólnoty, nie ma mowy o dobrowolnych ograniczeniach emisji. Wykorzystywanie gazu, zamiast jego spalania, wprowadzenie alternatywnych paliw, takich jak gaz ciekły - do tego wszystkiego szefostwa koncernów trzeba przymuszać siłą. Inaczej kontynuowana będzie polityka przerzucania odpowiedzialności z jednej gałęzi przemysłu na drugą. Trwa to już teraz, kiedy nafciarze popularyzują biopaliwa, zapewniające im zyski i mające jednocześnie minimalny wpływ na zmniejszenie globalnych emisji GHG. Jedynie paliwo z trzciny cukrowej ogranicza emisje o 10 do 50% w porównaniu do zwykłego, bo już rzepak potrafi przynieść 70%, ale... wzrostu!
Czas zatem myśleć, działać - i żyć!
Chodzi o pieniądze - jak zwykle. Komisji Europejskiej z kolei zależy na tym, żeby deklaracje dotyczące walki z globalnymi skutkami zmian klimatycznych nie były tylko pustymi słowami. Ponieważ do tej pory gros kwestii związanych z dbaniem o niższe emisje metanu, dwutlenku węgla czy też tlenków azotu rozwiązywanych było na poziomie konsumentek i konsumentów oraz np. przemysłu wytwórczego (w szczególności samochodowego) decydenci doszli do słusznego wniosku, że już czas najwyższy zaprząc do walki o czyste środowisko koncerny paliwowe. Te zaś zaczęły wielką kampanię, opowiadającą, jak to dbają o środowisko i jak same z siebie uzgodnią wspólne, najlepsze dla siebie i siłą rzeczy dla świata zobowiązania.
Rzecz jasna dobrowolne zobowiązania okazały się fikcją, zaś reklamówki prasowe i telewizyjne były zwykłym picem na wodę. Shell usiłował udowodnić, że jego emisje nawożą kwiatki, po czym okazało się, że tego typu praktyka odbywa się tylko przy jednej rafinerii, a nie całym koncernie. To samo przedsiębiorstwo przeznacza na źródła odnawialne raptem 1% budżetu inwestycyjnego, jednocześnie mocno inwestuje w złoża ropy w kanadyjskich piaskach, podczas wydobywania których emitowanych jest trzy razy więcej gazów szklarniowych niż w źródłach konwencjonalnych. BP, który zaczął rozwijać swój skrót na "Beyond Petroleum", pokazuje się jako firma ekologicznie odpowiedzialna, co nie przeszkadza im zwiększać emisje CHG (GreenHouse Gases). Podobne historie można mnożyć bez końca.
Tymczasem zamiast spotykać się z unijnymi decydentami, dużo lepiej byłoby po prostu zabrać się za swoje rafinerie. Ich nierównomierny rozwój na kontynencie sprawia, że jedne potrafią emitować aż o 20% więcej gazów niż inne - wszystko dzięki różnice w poziomach inwestycji i wdrażania nowoczesnych technologii. Według ostrożnych szacunków, poprawa wydajności petrochemii (np. poprzez wykorzystywanie pary do ocieplania okolicznych domostw), zmiana paliwa, używanego do zaspokajania potrzeb energetycznych zakładów (np. z węgla na gaz) i przede wszystkim - mniej spalania gazu w pochodniach gazowych, już teraz zabronionego w kilkunastu krajach dałyby łącznie 10,5% redukcję emisji gazów, a wedle optymistycznych - nawet 15,5%, dużo powyżej unijnych wymagań.
Niestety, przemysł naftowy, notujący rekordowe zyski, nie chce poświęcić jej cząstki na poprawę jakości działania. Bez europejskich regulacji, które będą miały także skutki dla działań lokalnych koncernów także poza granicami Wspólnoty, nie ma mowy o dobrowolnych ograniczeniach emisji. Wykorzystywanie gazu, zamiast jego spalania, wprowadzenie alternatywnych paliw, takich jak gaz ciekły - do tego wszystkiego szefostwa koncernów trzeba przymuszać siłą. Inaczej kontynuowana będzie polityka przerzucania odpowiedzialności z jednej gałęzi przemysłu na drugą. Trwa to już teraz, kiedy nafciarze popularyzują biopaliwa, zapewniające im zyski i mające jednocześnie minimalny wpływ na zmniejszenie globalnych emisji GHG. Jedynie paliwo z trzciny cukrowej ogranicza emisje o 10 do 50% w porównaniu do zwykłego, bo już rzepak potrafi przynieść 70%, ale... wzrostu!
Czas zatem myśleć, działać - i żyć!
1 komentarz:
Cieżko zmusić "nafciarzy": do jakiś zmian kiedy oni maja takie zyski z tego. Spójrzmy na firmy co inwestują w ropę jak Kulczyk Investments i jakie gigantyczne zysko osiągają
Prześlij komentarz