Pozostając jeszcze na chwilę w klimatach drożejącej coraz bardziej ropy naftowej, warto zwrócić uwagę na społeczne konsekwencje wydobycia tego nieodnawialnego zasobu. Najczęściej są one spychane w cień - nic w tym dziwnego, bowiem nafciarzom dużo łatwiej jest trafić do serc osób na przykład posiadających własne auta, niż słabym społecznościom lokalnym, które nie mają tylu pieniędzy i takiej siły przebicia. Katastrofy ekologiczne związane z wydobyciem są nierzadko spektakularne i nadają się do pokazania w wieczornych wiadomościach, natomiast codzienne, systematyczne podtruwanie i trzebienie ekosystemów nadaje się co najwyżej na jakiś pokazywany późną nocą dokument. Tym głośniej trzeba mówić o wypadkach, kiedy niezrównoważony rozwój Globalnej Północy wpływa negatywnie na jakość życia (a nierzadko i przeżycia) mieszkanek i mieszkańców, pozbawionych głosu w obliczu olbrzymich pieniędzy.
Popatrzmy zatem ponownie na materiały przygotowane przez Przyjaciół Ziemi, czyli organizację Friends of the Earth we współpracy z podobnymi NGO-sami. Kiedy myślimy - złoże ropy - najczęściej wyobrażamy sobie produkt końcowy wydobycia i efekty tegoż dla gospodarki. Niestety, dużo rzadziej wiążemy eksploatację natury z zagrożeniami ekologicznymi i zmianami klimatycznymi. A czy w tym kontekście myślimy o kobietach? A powinniśmy! To one najczęściej zostają na uboczu, podczas gdy ich mężowie i partnerzy pracują na szybach czy platformach. To je, jako zajmujące się w tradycyjnych społecznościach takimi zajęciami, jak przynoszenie do domu wody czy chrustu. Eksploatacja złóż tymczasem nierzadko zakłóca stosunki wodne w glebie, co prowadzi na przykład do wysychania studni czy też problemów z rolą, którą zajmują się kobiety. Skażenie środowiska równocześnie ogranicza bogactwo ekosystemu i tym samym zróżnicowanie diety u ludności autochtonicznej.
Nie tylko to stanowi problem - przy negocjacjach z nafciarzami kobiety pozostawiane są na uboczu - z nimi się negocjuje, a to one ponoszą koszty wzmożonej pracy przy domu, związanej z przemianami środowiska. Jeśli już znajdą sobie pracę przy tych projektach, padają ofiarami molestowania seksualnego i zmuszane są do dłuższej pracy za mniejsze pieniądze. Czarną kartą jest wzmożona prostytucja i handel żywym towarem, który rozprzestrzenił się wzdłuż linii Baku-Ceyhan na Kaukazie. Bez wdrażania praktyki gender maistreaming przez firmy naftowe będą one współodpowiedzialne za rozpad tradycyjnych społeczności.
Ironią losu jest fakt, że państwa posiadające złoża bogactw naturalnych rozwijają się wolniej od tych, które są ich pozbawianych. W Nigerii w 1980 roku 28% ludności żyła w biedzie - 20 lat później było to już 66%. Chciwość państw i firm z Północy globu sprawia, że w krajach ropo-, złoto-, gazonośnych (i wszelkich innych obdarzonych złożami surowców) notuje się nieproporcjonalnie dużo korupcji, autorytarnych rządów, wojen domowych i łamania praw człowieka. Lokalni mieszkańcy tracą miejsca pracy, bowiem rządowe kontrakty nie są zawierane we współdziałaniu z nimi. W Kazachstanie, z powodu wzrostu poziomu zatrucia wód istnieje ryzyko, że w ciągu kilku dekad zginie życie Morzu Kaspijskim. Związki zawodowe działające na obszarze złóż Kaszganu zanotowały (oficjalnie) 100 śmierci pracownic i pracowników zatrudnionych przy wydobyciu ropy w ciągu ostatnich 10 latach. Wiele z nich zdarzyło się we śnie, z powodu wdychania niebezpiecznych związków chemicznych.
Nie ma też rzecz jasna społecznych korzyści z obecności zachodnich koncernów. W dwóch najbardziej roponośnych prowincjach Kazachstanu, w których rozlokowało się najwięcej inwestycji zagranicznych w tym kraju, drogi znajdują się w tak samo żałosnym stanie, co w reszcie Azji Środkowej - nie licząc tych głównych i prowadzących do instalacji naftowych. Osoby chorujące z powodu ich ingerencji w środowisku nierzadko nie mają się gdzie leczyć, gdyż większość personelu medycznego w poszukiwaniu wyższych płac (i tak żałośnie niskich) zatrudniła się w koncernach naftowych. Z powodu zatrucia wody tysiącom rybaków zagląda wizja utraty źródła utrzymania.
Podobne przykłady można mnożyć bez końca. Nie ma potrzeby, zresztą może i kiedyś tematyka ta powróci na tym blogu, wraz ze zdobywaniem kolejnych interesujących informacji. Pokazują one dość dobitnie, że przemysł naftowy nie należy do gałęzi zrównoważonego rozwoju i czas już najwyższy inwestować w odnawialne źródła energii. Czy w porze peak oil będzie nas stać na tę odważną (i jedyną długofalowo opłacalną) decyzję, czy też trzeba nam do tego będzie kolejnych awarii reaktorów atomowych i baryłki ropy na poziomie 200 dolarów? Mam nadzieję, że tym razem pójdziemy po rozum do głowy wcześniej.
Popatrzmy zatem ponownie na materiały przygotowane przez Przyjaciół Ziemi, czyli organizację Friends of the Earth we współpracy z podobnymi NGO-sami. Kiedy myślimy - złoże ropy - najczęściej wyobrażamy sobie produkt końcowy wydobycia i efekty tegoż dla gospodarki. Niestety, dużo rzadziej wiążemy eksploatację natury z zagrożeniami ekologicznymi i zmianami klimatycznymi. A czy w tym kontekście myślimy o kobietach? A powinniśmy! To one najczęściej zostają na uboczu, podczas gdy ich mężowie i partnerzy pracują na szybach czy platformach. To je, jako zajmujące się w tradycyjnych społecznościach takimi zajęciami, jak przynoszenie do domu wody czy chrustu. Eksploatacja złóż tymczasem nierzadko zakłóca stosunki wodne w glebie, co prowadzi na przykład do wysychania studni czy też problemów z rolą, którą zajmują się kobiety. Skażenie środowiska równocześnie ogranicza bogactwo ekosystemu i tym samym zróżnicowanie diety u ludności autochtonicznej.
Nie tylko to stanowi problem - przy negocjacjach z nafciarzami kobiety pozostawiane są na uboczu - z nimi się negocjuje, a to one ponoszą koszty wzmożonej pracy przy domu, związanej z przemianami środowiska. Jeśli już znajdą sobie pracę przy tych projektach, padają ofiarami molestowania seksualnego i zmuszane są do dłuższej pracy za mniejsze pieniądze. Czarną kartą jest wzmożona prostytucja i handel żywym towarem, który rozprzestrzenił się wzdłuż linii Baku-Ceyhan na Kaukazie. Bez wdrażania praktyki gender maistreaming przez firmy naftowe będą one współodpowiedzialne za rozpad tradycyjnych społeczności.
Ironią losu jest fakt, że państwa posiadające złoża bogactw naturalnych rozwijają się wolniej od tych, które są ich pozbawianych. W Nigerii w 1980 roku 28% ludności żyła w biedzie - 20 lat później było to już 66%. Chciwość państw i firm z Północy globu sprawia, że w krajach ropo-, złoto-, gazonośnych (i wszelkich innych obdarzonych złożami surowców) notuje się nieproporcjonalnie dużo korupcji, autorytarnych rządów, wojen domowych i łamania praw człowieka. Lokalni mieszkańcy tracą miejsca pracy, bowiem rządowe kontrakty nie są zawierane we współdziałaniu z nimi. W Kazachstanie, z powodu wzrostu poziomu zatrucia wód istnieje ryzyko, że w ciągu kilku dekad zginie życie Morzu Kaspijskim. Związki zawodowe działające na obszarze złóż Kaszganu zanotowały (oficjalnie) 100 śmierci pracownic i pracowników zatrudnionych przy wydobyciu ropy w ciągu ostatnich 10 latach. Wiele z nich zdarzyło się we śnie, z powodu wdychania niebezpiecznych związków chemicznych.
Nie ma też rzecz jasna społecznych korzyści z obecności zachodnich koncernów. W dwóch najbardziej roponośnych prowincjach Kazachstanu, w których rozlokowało się najwięcej inwestycji zagranicznych w tym kraju, drogi znajdują się w tak samo żałosnym stanie, co w reszcie Azji Środkowej - nie licząc tych głównych i prowadzących do instalacji naftowych. Osoby chorujące z powodu ich ingerencji w środowisku nierzadko nie mają się gdzie leczyć, gdyż większość personelu medycznego w poszukiwaniu wyższych płac (i tak żałośnie niskich) zatrudniła się w koncernach naftowych. Z powodu zatrucia wody tysiącom rybaków zagląda wizja utraty źródła utrzymania.
Podobne przykłady można mnożyć bez końca. Nie ma potrzeby, zresztą może i kiedyś tematyka ta powróci na tym blogu, wraz ze zdobywaniem kolejnych interesujących informacji. Pokazują one dość dobitnie, że przemysł naftowy nie należy do gałęzi zrównoważonego rozwoju i czas już najwyższy inwestować w odnawialne źródła energii. Czy w porze peak oil będzie nas stać na tę odważną (i jedyną długofalowo opłacalną) decyzję, czy też trzeba nam do tego będzie kolejnych awarii reaktorów atomowych i baryłki ropy na poziomie 200 dolarów? Mam nadzieję, że tym razem pójdziemy po rozum do głowy wcześniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz