Było do przewidzenia, że miast skupić się na książkach, które posiadam od dawna i od dawna oczekują na moje zainteresowanie, zdecyduję się wynagrodzić sobie trudy sesji za pomocą kupna książki kolejnej. Wojna domowa w Rosji, szalony, krwiożerczy dowódca białych, wojna na odludziu, świeżo po I wojnie światowej - nie byłem w stanie się oprzeć. Biografia barona Romana Ungern-Sternberga nie była w stanie czekać, zatem wysupłałem nieco grosza i kupiłem dzieło Jamesa Palmera. Nie żałuję.
Choć nie brak w nim pewnych błędów merytorycznych, niekoniecznie istotnych, ale jednak irytujących (nazywanie Słowianami chłopskiej ludności Estonii wydaje się bodaj najbardziej kuriozalnym spośród nich), to jednak należy autorowi oddać należną mu zasługę. Choć pozornie "Krwawy biały baron" to historia biograficzna, to jednak nie poprzestaje on na opisie portretowanej przez siebie osoby. Czasem można odnieść wrażenie, że baron ginie wśród opisów stosunków społecznych i historycznych zatargów ówczesnych mocarstw. W sytuacji, gdy odtworzenie całości żywota jednego z ostatnich obrońców starego porządku (i to na dodatek w bardzo reakcyjnej jego odmianie) wydaje się niemożliwością, to chyba jedyna słuszna strategia. Rezygnacja ze snucia opowieści na temat tajników ezoteryki, idei "żółtego zagrożenia" czy też panmongolizmu poważnie utrudniłaby zrozumienie kontekstu epoki, jak również sposobów rozumowania tego wojskowego o niemieckich korzeniach, który wierzył w boskie nadanie monarchów i stworzył własną syntezę buddyzmu i monarchizmu.
Jego życie nadaje się nie tylko na kanwę filmów, ale też może stanowić niezły materiał badawczy dla tych, chcących zrozumieć psychologiczne motywy postępowania ideowych zbrodniarzy, takich jak niedawny zamachowiec z Norwegii. Ideowo Breivik i Ungern-Sternberg są zresztą zarówno blisko, jak i daleko - każdy z nich miał/ma swojego "obcego", którego nienawidzi, każdy też gotów był bez zmrużenia oka zadawać ludziom ból, jeśli tylko uznał takie działanie za konieczne do osiągnięcia swojego ideowego celu. W świecie żyjącego na przełomie wieków niemieckiego arystokraty najważniejsza była obrona powoli przemijającego świata społecznej hierarchii i związanej z nią władzy. Za zagrożenie dlań uznawał zarówno kapitalizm, jak i rosnące wówczas w siłę ideały socjalistyczne i komunistyczne. Kiedy rozpadło się carskie imperium, bronił jego resztek, a następnie udał się na ekspedycję do Mongolii, by na bazie tego kraju wskrzesić dawne imperium Czyngis-Chana, mające rozciągać się od Wołgi po Ocean Indyjski i Pacyfik.
Podczas lektury nie brakuje opisów bardzo brutalnego traktowania ludzi, którzy mieli wątpliwą przyjemność zetknąć się z jego osobą. Na początku chciałem napisać "politycznych oponentów", lecz byłoby to stanowczo zbyt daleko posunięte zawężenie grona osób, które torturował i zabijał. Z jednej strony był kosmopolitą, mieszającym znane mu religię i zapewniającym swobodę ich wyznawania. Z drugiej - nienawidził Żydów, co skutkowało ich pogromami na terenach przezeń okupowanych. Wierzył, że komunizm został wymyślony w... Babilonie, 3 tysiące lat temu, przypisywał sobie też nadnaturalną zdolność do wyszukiwania wśród przemieszczających się po Syberii i Dalekim Wschodzie rzesz ludzi osób "dotkniętych złem", głównie Żydów oraz agentów Czerwonych. Można się domyślić, że w rzeczywistości jego przeczucia nie znajdowały zbyt często oparcia w rzeczywistości, a wraz z upływem czasu coraz mniej jego charyzma, a coraz bardziej - strach przed surowymi torturami trzymały jego armię w ryzach.
Ungern, otoczony przez Czerwonych, zdecydował się na zajęcie Mongolii, będącej wówczas w niejasnej sytuacji politycznej, zawieszonej między rozpadającymi się imperiami - rosyjskim i chińskim. To lęk przed zmianą kraju w bazę wypadową resztek wojsk Białych sprawił, że bolszewicy zdecydowali się na interwencję zbrojną i wsparcie lokalnych komunistów. Baron, wiedziony przepowiedniami, postanowił sforsować granicę i spróbować połączyć swe siły z interweniującą wówczas na obszarze przyszłego ZSRR armią japońską. Japończyków już jednak nie było, a po szeregu klęsk zdradziła go własna armia. Pojmany, przewieziony w głąb sowieckiej Rosji i rozstrzelany, nadal jednak budzi emocje. Jak sugeruje Palmer, wymuszenie rosyjskiej interwencji uratowało Mongolię przez ponownym wejściem w skład Chin i kontynuacją procesów kolonizacji i niszczenia dziedzictwa kulturowego tego kraju. Problem w tym, że inspirowani z Moskwy lokalni komuniści z wielką żarliwością wzięli się w latach 30. XX wieku do niszczenia klasztorów buddyjskich i mordowania zamieszkujących ich lamów. Ungern-Sternberg zapowiedział swoimi krwawymi rządami kolejne ciężkie lata dla Mongołek i Mongołów, już pod nowymi władzami. Warto zatem poznać historię rejonu, który niezbyt często bywa opisywany na łamach poczytnych mediów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz