Na najbliższym posiedzeniu Rady Europejskiej Partii Zielonych odbędzie się dyskusja nad przyjęciem kolejnego dokumentu programowego, mającego na celu doprecyzowanie stanowiska partii w kwestiach socjalnych. Jak same jego autorki i autorzy zauważają, nie ma on na celu poruszenia wszystkich zagadnień, związanych z tak szerokim tematem - ma być uzupełnieniem analogicznego dokumentu z 2008 roku, uwzględniającym nowe kwestie, coraz bardziej uwidaczniające się w procesie rządowych cięć budżetowych. Zdecydowano się zatem na skupienie się na dwóch kwestiach - rynku pracy i tworzenia zielonych, pełnowartościowych miejsc pracy, a także na walce z biedą i nierównościami społecznymi. Ponieważ dokument "Zielona wizja Europy Socjalnej" był dość kompletny, trudno czynić z takiego wyboru tematycznego zarzutu, aczkolwiek brak choćby szkieletowo zarysowanej (i powiązanej z rynkiem pracy) kwestii emerytalnej trochę tu uwiera i powinno być przedmiotem dalszych prac EPZ.
Wśród kwestii, które zostały poruszone w przygotowanym na kwietniową konferencję w Budapeszcie dokumencie kilka bez wątpienia zwraca uwagę. Podkreślana jest w nim kluczowa rola dialogu społecznego, a za problem uważa się przy tej okazji słabość aktorów społecznych, mających brać w nim udział, chociażby w postaci niskiego uzwiązkowienia w małych i średnich przedsiębiorstwach. Dostrzega się również rosnący problem "śmieciowej pracy" - słabo płatnej i mającej słaby dostęp do zabezpieczeń społecznych oraz ochrony praw pracowniczych. Mówi się w tym kontekście o kierowaniu większej ilości funduszy - zarówno publicznych, jak i tych należących do przedsiębiorstw - na szkolenia i przekwalifikowania dla pracownic i pracowników. Szczególnie dużo wysiłku powinno być skierowanego we wsparcie tego typu, udzielane osobom młodym (u których poziom bezrobocia jest niemal trzykrotnie wyższy niż unijna średnia) oraz po 50 roku życia, u których ryzyko zwolnienia z pracy rośnie wraz z wiekiem. Unia Europejska oraz poszczególne państwa członkowskie muszą - zdaniem autorek i autorów "Społecznego wymiaru Zielonego Nowego Ładu" - zapewnić ochronę warunków pracy osobom na nieetatowych formach zatrudnienia.
Postulaty zawarte w dokumencie idą jednak dalej, niż tylko skupianie się na łataniu dziur w obecnym systemie. Proponuje się w nim przewartościowanie pracy za pomocą skrócenia długości tygodnia pracy, uzasadnianego znaczącym zwiększeniem się produktywności pracy w obrębie Unii Europejskiej. Zakres tego skrócenia powinien leżeć w gestii poszczególnych państw członkowskich. Proces ten miałby na celu bardziej sprawiedliwy podział pracy w społeczeństwie, a uwolniony czas mógłby pozwolić ludziom na poświęcenie się własnym zainteresowaniom, działalności społecznej, a także (choć nie bezpośrednio) przyczynić się do bardziej równego podziału pracy domowej między płcie. Docelowo zmiana ta miałaby mieć jeszcze głębszy wpływ na procesy produkcji - zastąpienie jej rosnącej energochłonności poprzez przejście na bardziej pracochłonne metody organizacji. By zapobiec spadkowi płac i nierównej dystrybucji pracy w społeczeństwie, postuluje się wprowadzenie "hamulców bezpieczeństwa" w postaci godnej płacy minimalnej (powinna ona wynosić 60% średniego wynagrodzenia w danym kraju członkowskim), ustalenia na poziomie progu ubóstwa minimalnego, dopuszczalnego dochodu i dodatkowego opodatkowania kontraktów niższych niż 15 godzin tygodniowo oraz pracy w nadgodzinach - w Polsce podobne możliwości oszczędzania na pracownicach i pracownikach stosują hipermarkety, zatrudniając kasjerki na pół etatu, a pozostały stosunek pracy realizując w formie umowy o dzieło, co dodatkowo minimalizuje ich szanse na otrzymanie zasiłku dla bezrobotnych w momencie straty pracy. Tego typu praktyki należy ukrócić.
Wydaje się, że pod wpływem krytyki braku elementów genderowych w dotychczasowych dokumentach na temat Zielonego Nowego Ładu tym razem jest ich całkiem sporo. Jest tu zatem o walce z płciowymi nierównościami płacowymi, zapewnieniu kwoty 40% kobiet w radach nadzorczych firm, dłuższych urlopach rodzicielskich dla obu płci, a także o zagwarantowaniu ogólnoeuropejskiego dostępu do opieki żłobkowej i przedszkolnej na poziomie minimum 33% dla dzieci poniżej 3 roku życia i 90% dla 3 roku życia. Jest także postulat zagwarantowania ogólnounijnego prawa do umów zbiorowych. Wśród sektorów, które wymagają wsparcia, zaznacza się tu organizacje konsumenckie, a także sektor ekonomii społecznej (np. lokalnych walut czy banków czasu), w tym spółdzielczości, mogącej świadczyć rozmaite usługi publiczne lokalnym społecznościom, ale także i przedsiębiorcom (spółdzielnie pracy). Nie brak tu także odwołań do powiązań polityki społecznej z polityką ekologiczną, a także nawoływań do zwiększenia demokratycznej partycypacji w niej - jako przykłady pojawiają się szersze konsultacje społeczne w sprawie planów zagospodarowań przestrzennych, udział lokalnych społeczności w zarządzaniu placówkami publicznymi (np. szpitalami), wykorzystywanie ekologicznych narzędzi fiskalnych do redystrybucji, promowanie transportu publicznego poza obszarami metropolitarnymi (np. poprzez degresywne stawki biletowe) czy też publiczne inwestycje w termorenowację, zmniejszające koszty energii.
Nadal jasno deklaruje się tu, że praca nie może być opodatkowana wyżej niż energia - ekologiczna reforma podatkowa, poza zmianami w tym zakresie, powinna skupić się na opodatkowaniu kapitału, jako aktualnie istniejącej luce, umożliwiającej niezrównoważoną akumulację pieniądza i poszerzanie się nierówności społecznych. W sektorze podatkowym, obok wspierania efektywności energetycznej, należy zatem zwiększać opodatkowanie dziedziczonego kapitału, a także wdrożenie maksymalnego dopuszczalnego poziomu wynagrodzenia, na przykład poprzez opodatkowanie na poziomie 85-95% dochodów przekraczających 40-krotność mediany zarobków w danym kraju. W Polsce mediana ta wyniosła w 2009 roku 2550 złotych, zatem podatek ten dotyczyłby osób, które miesięcznie otrzymują (za pomocą wynagrodzeń, zysków z kapitału etc.) powyżej 102 tysięcy złotych - trudno uznać to za poziom zarobków, którego ograniczenie może istotnie wpłynąć na czyjąś jakość życia...
Wśród innych ważnych kwestii wypunktować też należy zielone rozumienie flexicurity. By termin ten oznaczał faktyczną równowagę między pracownikiem a pracodawcą, zdaniem Zielonych potrzebne jest spełnienie trzech warunków - istnienia silnych partnerów społecznych (w tym wysokiego poziomu uzwiązkowienia), dużych inwestycji w edukacje i szkolenia oraz silną ochronę osoby zmieniającej pracy za pomocą odpowiedniego systemu zasiłków, który zachęca do mobilności, ale już nie do łapania byle jakiej, śmieciowej pracy. Warto o tych warunkach brzegowych pamiętać, kiedy słyszy się o flexicurity ze strony polskiego rządu - przypomnijmy, że w roku 2003 stawiana za wzór w tym względzie Dania wydawała na aktywne programy na rynku pracy 1,74% swojego PKB, Polska - tylko 0,16%, o różnicy w poziomie uzwiązkowienia (70 vs. 15%) pisać już chyba nie muszę... Inną istotną kwestią jest rola sektora publicznego - tu EPZ nie ma wątpliwości, że aktywne wprowadzanie Zielonego Nowego Ładu będzie oznaczać jego większy, bardziej aktywny udział w gospodarce, a jego dominująca rola w takich sektorach, jak edukacja, zdrowie, dostarczanie wody czy transport zbiorowy powinna zostać zachowana. Wszelkie działania prywatyzacyjne powinny od tej pory być badane pod kątem ich skutków społecznych.
Podsumowując - dokument uważam za kawał niezłej roboty i mam nadzieję, że już wkrótce będzie on kolejną cegiełką zielonego, ogólnoeuropejskiego projektu politycznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz