Na temat Stołecznego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej powiedziano i napisano już wiele. Trudno przejść obojętnie wobec faktu, że rządząca Warszawą Platforma Obywatelska traktuje to przedsiębiorstwo nie jako własność publiczną, czyli wspólną, ale niczyją - czyli własną. Trudno zgodzić się z argumentem, że skoro Warszawianki i Warszawiacy głosowali na formację Hanny Gronkiewicz-Waltz, to automatycznie dali jej zielone światło na wyprzedaż komunalnego majątku w epicentrum przetaczającego się przez świat kryzysu ekonomicznego. Warto przypomnieć politykom tej partii, że na PO jesienią zeszłego roku zagłosowało około 45% osób biorących udział w wyborach, podczas gdy na sprzeciwiające się prywatyzacji SPEC formacje - PiS i SLD - łącznie ponad 40% z osób, które wybrały się do urn. Gdyby w ewentualnym referendum dotyczącym tego tematu za prywatyzacją opowiedziało się 45%, to pomysł ten by nie przeszedł. Być może dlatego Platforma, rzekomo "obywatelska", boi się spytać obywatelki i obywateli o głos w tej sprawie. Dużo łatwiej przychodzi jej myśleć o oddaniu ludziom głosu w sprawie pomnika katastrofy smoleńskiej, co tylko pokazuje, jak bardzo rządzącej krajem i miastem partii zależy na tym, by trzymać nas wszystkich "z dala od polityki", jak głosiło ich wyborcze hasło.
Trudno traktować poważnie zapewnienia o dostatecznym poziomie demokratycznej kontroli nad procesem prywatyzacyjnym miejskiej spółki, kiedy bez odpowiedzi pozostają ważne dla oceny takiej transakcji pytania. Wiele z nich zadał w swej interpelacji nasz zielony radny, Krystian Legierski. Kwestia zapisów, umożliwiających ponowną komunalizację spółki, wymuszających na ewentualnym inwestorze działania na rzecz ludzi i środowiska (takie jak inwestowanie w zwiększenie udziału odnawialnych źródeł energii cieplnej w ogólnym jej bilansie albo termomodernizacja kamienic, bloków czy urzędów, zmniejszająca koszty ich eksploatacji przy zachowaniu komfortu ich użytkowania), kwestia tego, kto będzie właścicielem przekazanej SPEC-owi przez wspólnoty mieszkaniowe infrastruktury grzewczej - to tylko kilka spraw, które pozostają bez odpowiedzi. Miasto - chowając się za tajemnicą handlową - nie chce przyznać, że poprzez prywatyzację monopolu naturalnego (a taki jest stan faktyczny, jeśli chodzi o infrastrukturę ciepłowniczą), bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia pragnie się pozbyć odpowiedzialności za ważną dla jakości życia usługę publiczną.
Podobne kroki, a więc prywatyzacje ważnych dla życia miast przedsiębiorstw komunalnych, w wielu wypadkach nie kończyły się dobrze. Przykładem berlińskie wodociągi. Gdy podejmowano decyzje o ich sprzedaży, liczono na to, że prywatny inwestor dbać będzie o utrzymanie i rozwój infrastruktury, poprawę jakości wody, przy jednoczesnym utrzymaniu przystępnej jej ceny. Tak jak nad Wisłą chętnie narzeka się na działanie instytucji publicznych, tak po tej prywatyzacji zaczęły narzekać mieszkanki i mieszkanki Berlina. Okazało się, że inwestor - zgodnie z najbardziej przewidywalnymi zasadami działania współczesnej gospodarki - zainteresowany był nie dobrem wspólnym, ale maksymalizacją zysków, stąd chociażby wzrost cen wody o 25%. To, że dziś mamy jeszcze regulatora cen energii, nie oznacza, że mieć go będziemy jutro, pozbywanie się zatem wpływu na politykę zarówno cen, jak i metod wytwarzania ciepła poprzez zastąpienie publicznego monopolisty prywatnym wydaje się działaniem dość krótkowzrocznym.
Wygląda na to, że nie o dobro publiczne tu chodzi. Ewentualny nabywca spółki, poza siecią ciepłowniczą, nabyłby jeszcze jedno ważne dobro - sieć światłowodową. Kładzione przy okazji remontów kable coraz gęściej oplatają miasto, dając olbrzymie możliwości wejścia nowego inwestora na mogący przynieść niemałe zyski rynek szerokopasmowego Internetu. To wszystko - jeśli wierzyć wycenie Ratusza - za 750 milionów złotych ze sprzedaży SPEC. Nic to, że wedle danych co roku spółka przynosi niemal 100 milionów zysku, widocznie dogmatyczna wiara w zbawienną moc prywatnego inwestora robi swoje. Jak na razie planowana cena sprzedaży jest o połowę niższa, niż szacunki mówiące o realnej wartości firmy. Łatanie miejskiego budżetu za pomocą obniżania bezpieczeństwa - socjalnego i ekologicznego - mieszkanek i mieszkańców miasta poprzez sprzedaż "sreber rodowych" to strategia najgorsza z możliwych.
Jeszcze w grudniu 2008 przygotowaliśmy projekt "Stołecznej Polityki Klimatycznej" pod hasłem "Chrońmy klimat, chrońmy ludzi". Postulowaliśmy w nim zwiększenie inwestycji (na przykład poprzez pozyskiwanie środków z Unii Europejskiej) na poprawę jakości miejskiego budownictwa pod względem efektywności energetycznej, w tym cieplnej. Postulowaliśmy m.in. zwiększenie finansowania funduszu termoizolacyjnego, co pomogłoby złagodzić podwyżki czynszów komunalnych, a także stworzenie w obrębie Straży Miejskiej "brygad energetycznych", funkcjonujących z powodzeniem w Holandii, które informują mieszkanki i mieszkańców miasta o możliwych usprawnieniach w ich mieszkaniach, mogących podnieść ich efektywność energetyczną (w tym cieplną), a tym samym - wpłynąć na obniżkę rachunków za energię. Wysłany przez nas do Hanny Gronkiewicz-Waltz list, jak zapewne wiele społecznych interwencji, pozostał bez odpowiedzi. Pokazuje to dość jasno, że aktualna ekipa rządząca nad naszą jakość życia preferuję "spychologię stosowaną" w postaci zrzucania odpowiedzialności za miasto na wszystkich, poza nią samą, na przykład na prywatne firmy albo organizacje pozarządowe. Dziwnym trafem proceder ten nie przeszkadza w regularnym zwiększaniu liczby urzędników w Ratuszu - jak rozumiem na ich utrzymanie miasto stać, a na referendum i rzetelną informację już nie? Zaprawdę pokrętna to logika...
Artykuł powstał na potrzeby Głosu Ursynowa.
Trudno traktować poważnie zapewnienia o dostatecznym poziomie demokratycznej kontroli nad procesem prywatyzacyjnym miejskiej spółki, kiedy bez odpowiedzi pozostają ważne dla oceny takiej transakcji pytania. Wiele z nich zadał w swej interpelacji nasz zielony radny, Krystian Legierski. Kwestia zapisów, umożliwiających ponowną komunalizację spółki, wymuszających na ewentualnym inwestorze działania na rzecz ludzi i środowiska (takie jak inwestowanie w zwiększenie udziału odnawialnych źródeł energii cieplnej w ogólnym jej bilansie albo termomodernizacja kamienic, bloków czy urzędów, zmniejszająca koszty ich eksploatacji przy zachowaniu komfortu ich użytkowania), kwestia tego, kto będzie właścicielem przekazanej SPEC-owi przez wspólnoty mieszkaniowe infrastruktury grzewczej - to tylko kilka spraw, które pozostają bez odpowiedzi. Miasto - chowając się za tajemnicą handlową - nie chce przyznać, że poprzez prywatyzację monopolu naturalnego (a taki jest stan faktyczny, jeśli chodzi o infrastrukturę ciepłowniczą), bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia pragnie się pozbyć odpowiedzialności za ważną dla jakości życia usługę publiczną.
Podobne kroki, a więc prywatyzacje ważnych dla życia miast przedsiębiorstw komunalnych, w wielu wypadkach nie kończyły się dobrze. Przykładem berlińskie wodociągi. Gdy podejmowano decyzje o ich sprzedaży, liczono na to, że prywatny inwestor dbać będzie o utrzymanie i rozwój infrastruktury, poprawę jakości wody, przy jednoczesnym utrzymaniu przystępnej jej ceny. Tak jak nad Wisłą chętnie narzeka się na działanie instytucji publicznych, tak po tej prywatyzacji zaczęły narzekać mieszkanki i mieszkanki Berlina. Okazało się, że inwestor - zgodnie z najbardziej przewidywalnymi zasadami działania współczesnej gospodarki - zainteresowany był nie dobrem wspólnym, ale maksymalizacją zysków, stąd chociażby wzrost cen wody o 25%. To, że dziś mamy jeszcze regulatora cen energii, nie oznacza, że mieć go będziemy jutro, pozbywanie się zatem wpływu na politykę zarówno cen, jak i metod wytwarzania ciepła poprzez zastąpienie publicznego monopolisty prywatnym wydaje się działaniem dość krótkowzrocznym.
Wygląda na to, że nie o dobro publiczne tu chodzi. Ewentualny nabywca spółki, poza siecią ciepłowniczą, nabyłby jeszcze jedno ważne dobro - sieć światłowodową. Kładzione przy okazji remontów kable coraz gęściej oplatają miasto, dając olbrzymie możliwości wejścia nowego inwestora na mogący przynieść niemałe zyski rynek szerokopasmowego Internetu. To wszystko - jeśli wierzyć wycenie Ratusza - za 750 milionów złotych ze sprzedaży SPEC. Nic to, że wedle danych co roku spółka przynosi niemal 100 milionów zysku, widocznie dogmatyczna wiara w zbawienną moc prywatnego inwestora robi swoje. Jak na razie planowana cena sprzedaży jest o połowę niższa, niż szacunki mówiące o realnej wartości firmy. Łatanie miejskiego budżetu za pomocą obniżania bezpieczeństwa - socjalnego i ekologicznego - mieszkanek i mieszkańców miasta poprzez sprzedaż "sreber rodowych" to strategia najgorsza z możliwych.
Jeszcze w grudniu 2008 przygotowaliśmy projekt "Stołecznej Polityki Klimatycznej" pod hasłem "Chrońmy klimat, chrońmy ludzi". Postulowaliśmy w nim zwiększenie inwestycji (na przykład poprzez pozyskiwanie środków z Unii Europejskiej) na poprawę jakości miejskiego budownictwa pod względem efektywności energetycznej, w tym cieplnej. Postulowaliśmy m.in. zwiększenie finansowania funduszu termoizolacyjnego, co pomogłoby złagodzić podwyżki czynszów komunalnych, a także stworzenie w obrębie Straży Miejskiej "brygad energetycznych", funkcjonujących z powodzeniem w Holandii, które informują mieszkanki i mieszkańców miasta o możliwych usprawnieniach w ich mieszkaniach, mogących podnieść ich efektywność energetyczną (w tym cieplną), a tym samym - wpłynąć na obniżkę rachunków za energię. Wysłany przez nas do Hanny Gronkiewicz-Waltz list, jak zapewne wiele społecznych interwencji, pozostał bez odpowiedzi. Pokazuje to dość jasno, że aktualna ekipa rządząca nad naszą jakość życia preferuję "spychologię stosowaną" w postaci zrzucania odpowiedzialności za miasto na wszystkich, poza nią samą, na przykład na prywatne firmy albo organizacje pozarządowe. Dziwnym trafem proceder ten nie przeszkadza w regularnym zwiększaniu liczby urzędników w Ratuszu - jak rozumiem na ich utrzymanie miasto stać, a na referendum i rzetelną informację już nie? Zaprawdę pokrętna to logika...
Artykuł powstał na potrzeby Głosu Ursynowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz