Bardzo ciekawe dla ekopolityki w ostatnich tygodniach są wybory lokalne w krajach regionu, które odbywały się w czasowej bliskości tych, które czekają nas w Polsce. Wiele wskazuje na to, że niezależnie od tego, po której stronie dawnej żelaznej kurtyny się znajdujemy, to w samorządach obecność zielonej polityki zdaje się być coraz bardziej ugruntowana. To dobry prognostyk na 21 listopada w Polsce, pokazuje bowiem, że poziom akceptacji społecznej dla wizji miast przyjaznych ludziom i środowisku zdaje się nie najgorszy. Ponieważ czas goni (przygotowania do kampanii toczą się w coraz bardziej szalonym tempie, przez co trudniej o chwilę spokoju na napisanie bloga), czas na przedstawienie sytuacji:
- Odbywające się w piątek i sobotę wybory samorządowe w Czechach były ważnym testem dla lokalnej Partii Zielonych. Wyleciała ona bowiem z parlamentu w wyniku tegorocznych wyborów, zatem utrzymanie swoich reprezentacji na poziomie lokalnym było de facto być albo nie być dla formacji Ondreja Liski. Wyniki wyborcze wskazują na to, że ten test udało się zdać, co w obliczu niskich poziomów poparcia w sondażach ogólnokrajowych, przeprowadzanych po wyborach należy uznać za spory sukces. W Pradze koalicji Zielonych i konserwatywno-liberalnej partii SNK-Europejscy Demokraci udało się zdobyć 5,9% głosów - niestety, w wyniku manipulacji okręgami wyborczymi przez rządzącą miastem ekipę ODS Zieloni nie będą mieli swej reprezentacji w miejskim ratuszu.. Sojusz wydawał się dość egzotyczny, jednak wspólny program, jak najbardziej mieszczący się w obrębie zielonej polityki, pozwolił na przekroczenie progu 5%, niezbędnego do uczestniczenia w podziale mandatów. Nie jest to wprawdzie poparcie równe 13,2%, jakie te dwie partie w sumie otrzymały 4 lata temu, ale wystarczyło już do przegonienia współrządzącej obecnie krajem centroprawicowej partii Sprawy Publiczne, która otrzymała 5,7%. Konserwatywna TOP 09, pokonała dotychczas dominującą na praskiej scenie ODS (uzyskując odpowiednio 33,1 oraz 23,1%, podczas gdy socjaldemokraci otrzymali 17,9, a komuniści - 6,8% poparcia).
Szczęśliwie dla samych Zielonych świat nie kończy się na Pradze. W drugim co do wielkości mieście kraju - Brnie - startując samodzielnie, udało im się zdobyć 5,7% głosów. W innych miejscowościach często współtworzyli mniejsze lub większe koalicje różnych partii, a także niezależnych radnych, trudno zatem wyrokować, jak duża będzie ich obecność w radach innych miast tego kraju. W Libercu na przykład lista którą wspierali zdobyła najwięcej głosów - 20,7%, zaś w Hradec Kralove - 7,7%. Nie są to może imponujące wskaźniki, ale w porównaniu do innych mniejszych partii nie są one takie złe - lewicowa formacja Milosa Zemana poniosła na przykład kolosalną porażkę i mało prawdopodobne, by ten projekt polityczny miał przed sobą jakąkolwiek przyszłość, Sprawy Publiczne zaś - niedawna wyborcza sensacja - szczególnie na Morawach poniosły szereg klęsk w próbie przeforsowania pięcioprocentowego progu wyborczego. Wydaje się zatem, że szansa na powrót na centralny szczebel polityki jest tak przed Zielonymi, jak i chadekami z KDU-CSL otwarta, a wiele w tej kwestii zależeć będzie od własnej, ciężkiej pracy nad odzyskaniem wiarygodności.
- Na Węgrzech LMP - Polityka Może Być Inna miała niełatwe zadanie. Od ponad roku ta świeżo powstała partia bez ustanku działa w modelu wyborczym. Wpierw zmagała się z walką o miejsca w Parlamencie Europejskim, potem - krajowym, 3 października przyszedł za to czas na samorząd. Sukces udało się odnieść dość umiarkowany w stosunku do oczekiwań, ale mimo wszystko jakieś zakorzenienie na szczeblu lokalnym udało się osiągnąć. Niestety nie udało się osiągnąć głównego celu, jakim było zapobiegnięcie zdobyciu przez rządzący, prawicowy Fidesz bezwzględnej większości w Radzie Miasta w Budapeszcie. Ostatecznie prawica będzie miała 17 na 33 mandaty, socjaliści - 10, a Zieloni i nacjonaliści z Jobbik - po 3. Javor Benedek, ekopolityczny kandydat na burmistrza miasta, zdołał zdobyć trzecie miejsce pod względem poparcia, wyprzedzając kandydata Jobbiku, nie udało mu się jednak przekroczyć progu 10%. Stolica Węgier po raz pierwszy od przemian demokratycznych będzie rządzona przez reprezentanta socjalistów bądź liberałów, co pokazuje skalę wyborczego skrętu na prawo. Poza Budapesztem LMP udało się wprowadzić swoich ludzi do organów dwóch południowych województw kraju.
- W Wiedniu z kolei istnieje realna szansa na to, że po tych wyborach w tym mieście powstanie czerwono-zielona koalicja. Niestety, poparcie spadło tak socjaldemokratom (z 49,1 w 2005 do 44,3% obecnie), jak i Zielonym (odpowiednio z 14,6 na 12,2%), najwięcej za to zyskała antyimigrancka, ksenofobiczna prawica z FPOe, która zajęła drugie miejsce, wyprzedzając chadeków(27% poparcia dla jednych i 13,3% dla drugich). Zieloni w Austrii od dawna muszą mierzyć się z impasem w zdobywaniu politycznego poparcia dla swej partii, kolejne wybory do landtagów nie napawają optymizmem. Socjaldemokraci, również tracący grunt pod nogami, w przeciwieństwie do swych niemieckich odpowiedników dużo chętniej wchodzą w koalicje z chadekami, co sprawia, że dużo łatwiej tu o alianse Zielonych z "czarnymi" niż z "czerwonymi". Ewentualna koalicja w Wiedniu, mogąca liczyć na 60 ze 100 mandatów (49 dla lewicy i 11 dla Zielonych) może zmienić ten stan rzeczy i dać obu progresywnym formacjom nieco wiatru w żagle. Trzymam za to kciuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz