Wywiad z Bartłomiejem Kozkiem autorstwa Moniki Czaplickiej, przeprowadzony dla portalu Homoseksualizm.org.pl
Jakie będą 3 najważniejsze filary Twojej kampanii?
Nie będzie chyba zaskoczeniem, jeśli powiem, że jednym z najważniejszych dla mnie tematów będą kwestie związane z ekologią i przestrzenią miejską. Na Mokotowie było wiele problemów, związanych chociażby z brakiem planów zagospodarowania przestrzennego. Prowadzi to do sytuacji, kiedy lokalna społeczność zostaje sama w obliczu inwestycji, pogarszających ich jakość życia i ograniczających dostęp do terenów zielonych i obszarów cennych przyrodniczo. Sprawy Pola Mokotowskiego i Jeziorka Czerniakowskiego dobitnie pokazują, że miasto bez planu i wizji nie może rozwijać się w sposób zrównoważony społeczne, ekologicznie i ekonomicznie. Skupianie się na wielkich inwestycjach infrastrukturalnych sprawia, że w wielu rankingach, z tymi dotyczącymi atrakcyjności dla inwestorów włącznie – piętą achillesową naszego miasta jest właśnie niska jakość życia.
Nie ma miasta bez miejskiej tkanki relacji społecznych, a jednym z narzędzi służących do jej rozwoju jest aktywna polityka kulturalna. Kulturę rozumiem tu szeroko – nie tylko jako koncerty czy wystawy, ale także np. dostępność kawiarni i restauracji blisko miejsca zamieszkania. To kolejny temat, którym chciałbym się zająć. W rękach tak miasta, jak i poszczególnych dzielnic, znajduje się sporo lokali, które mogą i powinny służyć lokalnej społeczności. Ponieważ miasto ma za zadanie zaspokajać potrzeby mieszkanek i mieszkańców, powinno tak kształtować politykę czynszową, by drobne rzemiosło, lokalne sklepiki czy kawiarenki miały szansę wygrać konkurencję z bankami, kolonizującymi kolejne fragmenty przestrzeni publicznej. Byłoby miło, gdyby Puławska, Wołoska czy Aleje Niepodległości nie podzieliły losu Placu Wilsona, przechrzczonego przez lokalną społeczność na „Plac Bankowy”. Bez miejsc, w których można się spotykać trudno będzie pokonać społeczną atomizację i poczucie braku wpływu na rzeczywistość.
Po wieloletnich doświadczeniach chciałbym, by mieszkanki i mieszkańcy miasta mieli większy wpływ na to, co się w nim dzieje. Kuriozalne są dla mnie sytuacje, kiedy najpierw miejscy urzędnicy szykują poświęcony jakiejś sprawie dokument, następnie – pro forma – organizują „konsultacje społeczne” po to tylko, by następnie odrzucić 90% uwag „strony społecznej”, oczywiście z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Poziom kompromitacji osiąga już tak duże poziomy, że nawet miejscy radni zaczynają mieć tego dosyć – jak na przykład sprawa miejskiego programu ochrony środowiska, gdzie większość naszych uwag zignorowano, zasłaniając się wymówką, że „wykraczają one poza zakres dokumentu”. Jeśli postulat przygotowania raportu na temat kosztów społecznych (między innymi zdrowotnych) i ekonomicznych degradacji środowiska w mieście wykracza poza program ochrony środowiska, to należałoby się zapytać o kompetencje osób, przygotowujących tego typu analizy. To, że projekty zagospodarowania jakiegoś obszaru powstają przed, a nie po konsultacjach społecznych to kolejny przykład myślenia o mieście w kategoriach urzędniczych wizji, nierzadko nie mających wiele wspólnego z potrzebami osób zamieszkujących dany teren. Czas na zmianę tego typu nawyków – demokracja nie objawia się bowiem raz na 4 lata przy urnie wyborczej, ale jest ciągłym procesem, bez którego miasto traci swojego ducha i zmienia się w folwark pańszczyźniany.
Dlaczego chcesz zostać radnym?
Wkurza mnie, kiedy widzę, jak przestrzenie odpoczynku i kontaktu z przyrodą traktuje się jako przeszkody dla rozwoju. Wkurza mnie, kiedy usiłuje sięudowadniać, że jedynym sposobem rozładowania korków w mieście jest poszerzanie ulic, co jest rozwiązaniem, które jak dotąd nie sprawdziło się w urbanistycznej praktyce, jedynie prowokując do jeszcze bardziej intensywnego używania samochodów. Wkurza mnie wieczne mówienie „nie da się” przez sporą grupę urzędników, usiłujących udowodnić, że „Warszawa nie jest wsią, by jeździć po niej rowerem”, albo czekających z zamontowaniem udogodnień dla osób z niepełnosprawnościami w metrze na kolejną, ludzką tragedię. Wiem, że samemu nie doprowadzę do tego, że z dnia na dzień wszystko zmieni się na lepsze – wiem też jednak, że radny dysponuje narzędziami kontroli i nacisku, które – prawidłowo używane – przesuwają miasto choć trochę w kierunku bardziej otwartego na ludzi i ich potrzeby. Miasta, które nie wstydzi się swej różnorodności, ale wręcz przeciwnie – chwali się nią i z dumą wspiera tak imprezy mniejszości wietnamskiej, jak i Parady Równości.
Czym wyróżniasz się na tle innych kandydatów?
Wydaję mi się, że sposobem patrzenia na miasto. Inaczej spogląda się na nie z trzydziestego piętra Pałacu Kultury i Nauki, skąd odległość od jednego przystanku do drugiego zdaje się niewielka, inaczej zaś – z poziomu chodnika, kiedy ma się problem z poruszaniem się z wózkiem dziecięcym z powodu krzywego chodnika, braku podjazdów i dostatecznej ilości autobusów i tramwajów niskopodłogowych. Niechętnie opowiadam o dużych inwestycjach (choć niektóre – jak Szpital Południowy czy nowoczesna hala kongresowa bardzo by się Warszawie przydały), bo widzę, jak łatwo utożsamiamy monumentalizm z postępem. Jesteśmy gotowi pozwolić na zakorkowanie centrum miasta, byle tylko z okien samochodu móc oglądać designerskie wieżowce, a od wszelkich problemów niezrównoważonego rozwoju miasta uciekamy do grodzonych osiedli. W ten sposób „Paryża Północy” nie zbudujemy. Mówię o tym dlatego, że miasto – by dobrze funkcjonowało – musi być miastem na ludzką skalę, odpowiadającym na potrzeby jego mieszkanek i mieszkańców. Po wielu latach aktywizmu społecznego z przykrością stwierdzam, że taka perspektywa nadal dla większości polityków samorządowych pozostaje zupełnie obca.
Jakie masz doświadczenie?
Szefem warszawskich Zielonych (parytetowo wraz z Ireną Kołodziej) jestem od marca 2007 roku. Od najmłodszych lat interesowałem się polityką i chciałem mieć wpływ na bieg wydarzeń, stąd działalność polityczna – w partii głoszącej bliskie mi hasła, takie jak poszanowanie środowiska, egalitaryzm społeczny czy szacunek dla różnorodności – wydała mi się czymś oczywistym. Przez te lata sporo się nauczyłem, poznając polityczną kuchnię, tworząc własne pomysły programowe dla miasta, takie jak Stołeczna Polityka Klimatyczna czy też pomysły na referenda dzielnicowe w ważnych dla mieszkanek i mieszkańców sprawach. Olbrzymią satysfakcję sprawiła mi (i wszystkim Zielonym) społeczna mobilizacja i obrona Pola Mokotowskiego przed jego parcelacją. Jednocześnie rozwijałem swoje zainteresowania dotyczące polityki społecznej, czego efektem były chociażby teksty na temat sytuacji kobiet na rynku pracy dla publikacji Feminoteki „20 lat – 20 zmian”, polityki zdrowotnej dla Lewicowej Sieci Feministycznej „Rozgwiazda” czy też oczekujące na druk artykuły na temat podatków ekologicznych do jednego z przewodników Krytyki Politycznej oraz Zielonego Nowego Ładu w polityce społecznej do książki planowanej przez Zielony Instytut. Chciałbym wykorzystać te doświadczenia do pracy politycznej w radzie dzielnicy Mokotów – sądzę, że mogą być tam całkiem przydatne.
Czego mogą się po Tobie spodziewać wyborcy LGBTQ?
Kandyduję do Rady Dzielnicy po to, by móc reprezentować mieszkanki i mieszkańców Mokotowa. Wśród nich są także osoby nieheteroseksualne. Chciałbym swoją pracą rozwiać mity o skupionych li tylko na seksie gejach i lesbijkach, tak jak rozwiewam mity o tym, że osoby o wrażliwości ekologicznej cenią sobie wyżej życie żab od ludzi. Wiele jest strategii wewnątrz ruchu LGBTQ, sam wychodzę z założenia, że dużo łatwiej walczyć z uprzedzeniami wewnątrz chociażby struktur władzy, niż poza nimi. Swój homoseksualizm traktuję jako jedną z określających mnie cech, tak samo mnie definiujących, jak chociażby leworęczność, wegetarianizm czy przywiązanie do tradycji luterańskiej. Chciałbym, by w ludzkiej optyce kwestia orientacji seksualnej przestała budzić tak duże kontrowersje, tak jak niegdyś udało się zwalczyć przekonanie o tym, że osoba leworęczna jest dzieckiem szatana. Wydaję mi się, że nie ma lepszej drogi ku temu, jak pokazanie swoich kompetencji i otwartości na innych.
Bartłomiej Kozek - urodzony w 1987 roku w Rzeszowie, polityk Zielonych i kandydat do Rady Dzielnicy Mokotów z rekomendacji tej partii na listach SLD w okręgu Stary Mokotów (2. miejsce). Aktywista społeczny i ekologiczny, koordynator grupy do spraw polityki społecznej i usług publicznych w Zielonych. Publicysta internetowy, autor bloga Zielona Warszawa. Studiuje wiedzę o kulturze na Uniwersytecie Warszawskim. Mąż swojego męża, członka redakcji Krytyki Politycznej, Adama Ostolskiego, ojciec swoim dzieciom – dwóm kotkom, Eli i Wali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz