Kiedy patrzy się na rozwój tego ruchu na Zachodzie i porównuje się z sytuacją w Europie Środkowo-Wschodniej, nie sposób zauważyć, że lata komunizmu nie ułatwiają zadania. Przetrącony kark społeczeństwa obywatelskiego uniemożliwia niemalże zaistnienie z poziomu oddolnego, z kolei duże skupienie władzy w organach centralnych w całej Europie budziło i budzi kontrowersje. Estońskim Zielonym nie jest łatwo poruszać kwestie kojarzone z lewicą, a będące integralnym elementem Zielonej Polityki, takie jak polityka społeczna. Po pierwsze, większość ruchu ekologicznego z okresu pieriestrojki była... prawicowa, a po drugie, lata bycia częścią ZSRR ułatwiły olbrzymi, neoliberalny backlash, którego przykładem jest podatek liniowy czy też ciągłe problemy z integracją mniejszości rosyjskiej. Z kolei w Czechach nadal widać napięcie między aktualnym liderem partii, Martinem Bursikiem, a wewnętrzną opozycją, mającą dość wiecznych koncesji dla centroprawicy, z instalacją amerykańskiego radaru, podatkiem liniowym (sprzecznym z oficjalnym stanowiskiem EPZ) i opłatami za służbę zdrowia włącznie.
Mając tego typu wiadomości nie trudno spostrzec, że polscy Zieloni, operujący w hermetycznym i konserwatywnym środowisku politycznym i pragnący uniknąć błędów formacji w regionie, ma niełatwo. Mamy za sobą, o czym przypominają w swym tekście w najnowszej publikacji Heinricha Boella Agnieszka Grzybek i Dariusz Szwed, produkującą olbrzymie nierówności transformację ustrojową i rządy SLD-UP, odbierające zniżki komunikacyjne studentom, przymilające się Kościołowi i likwidujące Fundusz Alimentacyjny. Mamy za sobą komunizm, po którym wiele Polek i Polaków wpadło w sidła konsumpcji i przekonania, że "nie ma alternatywy" dla rozwoju za wszelką - także ekologiczną - cenę. Stąd tak trudno jest tu o przebicie się z hasłem ekologicznej modernizacja, a dążenie do fałszywie pojętej "stabilizacji" sprawia, że np. feministki walczące o prawo do wyboru czy też gejów i lesbijki na Paradzie Równości uznaje się za "skrajne grupki", które godne są najwyżej wystąpienia w telewizji przy asyście osób z Ligi Polskich Rodzin...
Jak z kolei wspomina Bartek Lech, "nasz człowiek w Brukseli", młodzi ludzie pod koniec wieku mieli jeszcze wiele nadziei w to, że ich inicjatywy rozruszają społeczeństwo. Wiele osób wierzyło wówczas, że Unia Wolności stanie się "lewicą laicką", wyprze ze sceny politycznej postkomunistów i stworzy przestrzeń do prowadzenia nowoczesnej polityki. Nadzieje te zostały pogrzebane, gdy Jacka Kuronia przykrył Leszek Balcerowicz, a UW weszła w koalicję z AWS, po której zatonęła. Później przyszedł czas Zielonych, którzy szybko musieli zejść z ambitnych marzeń o wywróceniu kraju do góry nogami i nastawić się na długi marsz. Marsz, który - jak zauważa Lech - musi obejmować także edukację w zielonej polityce całego "bloku wschodniego" tak, by tradycyjne dla tego ruchu wartości, takie jak dążenie do demilitaryzacji - nie były kwestionowane.
Na tle opowieści "ze wschodu" historie zachodnioeuropejskich Zielonych brzmią krzepiąco. Pomimo wielu wewnętrznych kłótni, bolesnych rozstań i trudnych chwil w Niemczech udało się stworzyć stabilną formację, wołającą o bardziej ekologiczną i prospołeczną gospodarkę rynkową. W Belgii dwie partie - flamańska i walońska - podniosły się z trudnych chwil po porażce wyborczej, będącej efektem współrządzenia krajem, i dziś są wiarygodną opozycją. W Irlandii i Finlandii są dziś w rządzie, jednocześnie ciesząc się z powodu realizacji swoich postulatów, jak i zaciskając zęby przy trudnych kompromisach. W Parlamencie Europejskim ludzie z całej Europy tworzą historię, np. zapraszając w 1986 do jego budynków międzynarodowy zjazd prostytutek, by zwrócić uwagę na sytuację ludzi, trudniących się tym zawodem.
Smaczków można podawać dużo, dużo więcej - najlepiej po prostu o nich przeczytać. "Green Identity in a Changing Europe" nadaje się idealnie do roli przewodniczki po meandrach zielonej historii - a że tradycyjnie jest ona dostępna do ściągnięcia za darmo z Internetu, to nie sposób mi jej nie polecić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz