Czy można wyobrazić sobie życie bez samochodu? Oczywiście - coraz więcej ludzi, widząc drożejącą benzynę, decyduje się na podróże pieszo, rowerem bądź też komunikacją zbiorową. Niektórzy zmieniają też instalacje w swoich czterech kółkach na mniej zasobożerną i tym samym - bardziej oszczędną dla portfela i dla przyrody. Napędy hybrydowe lub też instalacje gazowe mogą pomóc w czasach przejścia do nowej, zielonej gospodarki (a kto wie, czy w związku z aktualnymi zawirowaniami na rynkach finansowych nie nastąpi to szybciej, niż mogło się nam do tej pory wydawać), jednak tak czy siak jedną rzecz trzeba powiedzieć sobie wprost - auto dla każdego to mrzonka, jeśli chcemy jeszcze w ogóle się przemieszczać. Widać to chociażby po rosnących korkach w Warszawie i wielu innych miastach.
Rzecz jasna nikt nikomu nie będzie odbierał samochodu w sytuacji, kiedy w okolicy nie ma sprawnej komunikacji zbiorowej (trzeba zatem ją zapewnić), albo jest się osobą niepełnosprawną w świecie niedostosowanych do swoich potrzeb pojazdów (tak więc autobusy i tramwaje niskopodłogowe to mus, a nie nuworyszowska zachcianka). Warto jednak przytoczyć nieco danych o tym, co stawianie na transport indywidualny robi ze środowiskiem - w tym z nami samymi. Nie da się bowiem ukryć, że spalana benzyna i inne gazy z rury wydechowej, poza przyczynianiem się do zmian klimatycznych, działa także negatywnie na nasze płuca i ogólniej mówiąc - na stan zdrowia. Podobnych przykładów jest dużo więcej.
Aktualne relatywnie niskie koszty podróży autem są efektem tego, że nadal daleko nam do przeprowadzenia ekologicznej reformy podatkowej. Polega ona z grubsza na przenoszeniu obciążeń podatkowych z pracy na negatywne efekty oddziaływania na przyrodę, takie jak emisja dwutlenku węgla. Wprowadza się zasadę "zanieczyszczający płaci", a także dokonuje się internalizacji kosztów zewnętrznych. Co kryje się pod tą dość enigmatycznie brzmiącą nazwą? Z grubsza proces ten polega na tym, by cena w pełni odzwierciedlała koszty społeczne, ekonomiczne i ekologiczne danej czynności czy też usługi. Jeśli zatem mówimy o samochodzie, to liczyć powinno się nie tylko koszt jego wytworzenia, ale też jego wpływ na nasze zdrowie, wypadki, a także budowa dróg (bo bez tego daleko nie zajedzie). W ten sposób, urealniając ceny, okaże się, że transport zbiorowy, taki jak autobus czy kolej, albo poczciwy rower będą biły na głowę koszty eksploatacji auta.
Wśród Warszawianek i Warszawianek narasta zrozumienie dla podejmowania coraz bardziej odważnych kroków w celu odetkania miasta. Zwiększanie ilości buspasów nie budzi gwałtownych protestów, ba, pomysły na wprowadzenie opłat za wjazd samochodem do centrum miasta przestają być uważane za "zamach na portfele", a za świetny pomysł na uratowanie miasta przed transportową katastrofą. Warto tu przytoczyć przykład Londynu, który zdecydował się na tego typu krok wraz z wprowadzeniem opłat parkingowych. Korki zmniejszyły się o 30%, zaś poziom hałasu obniżył się o 15%. Przykład stolicy Wielkiej Brytanii zainspirował Sztokholm - tam, po okresie pilotażowym, przeprowadzono referendum. Mieszkanki i mieszkańcy, widząc poprawę w miejskiej komunikacji, zagłosowali za ich pozostawieniem.
Bardzo ważna jest spójna polityka transportowa na poziomie ogólnomiejskim, która wpłynęłaby na poprawę jakości transportu dla wszystkich. Edukacja w dziedzinie oszczędnego używania samochodu (dobrze napompowane opony, płynne zmienianie biegów i dopasowanie prędkości jazdy do ustawienia świateł to tylko nieliczne przykłady), a także zachęcanie do współdzielenia pojazdu, np. przy podróży do pracy - tzw. car sharing - mogą zmniejszyć ilość spalin i pojazdów na drogach. Austriacki Graz zdecydował się na obniżenie prędkości w mieście do 30 km/h, co poskutkowało zmniejszeniem ilości wypadków o 20%. Dodatkowo zdecydowano się tam na zwiększenie opłat za parkingi przy jednoczesnym ograniczeniu ich liczebności, a pieniądze z tego tytułu rozpoczęto inwestować w transport publiczny. Dzięki tym działaniom, a także rozbudowaniu do 100 km sieci ścieżek rowerowych, Graz stał się lepszym miastem do życia.
Powyższe zmiany służą wszystkim. Lepsze zdrowie, więcej terenów zielonych, ocalonych przed dewastacją, mniejsze korki, lepsza jakość życia - to tylko niektóre z zalet. Można oczywiście dyskutować na temat pewnych detali - np. czy taksówki mogłyby jeździć po buspasach - ale ogólny kierunek, celujący w tworzenie bardziej zielonych miast, miasteczek i wsi, wydaje się słuszny. Trzeba tylko zapewnić wszystkim prawo do dobrej komunikacji, wspierać działania na rzecz odpowiedzialnej mobilności i ograniczania konieczności przemieszczania się (np. e-urzędy czy e-learinig).
Przy pisaniu powyższej notki posiłkowałem się publikacją Andrzeja Kassenberga "Ja, mój samochód ale nasz klimat", wydanej przez Polską Zieloną Sieć, Instytut na rzecz Ekorozwoju i CEE Bankwatch.
Rzecz jasna nikt nikomu nie będzie odbierał samochodu w sytuacji, kiedy w okolicy nie ma sprawnej komunikacji zbiorowej (trzeba zatem ją zapewnić), albo jest się osobą niepełnosprawną w świecie niedostosowanych do swoich potrzeb pojazdów (tak więc autobusy i tramwaje niskopodłogowe to mus, a nie nuworyszowska zachcianka). Warto jednak przytoczyć nieco danych o tym, co stawianie na transport indywidualny robi ze środowiskiem - w tym z nami samymi. Nie da się bowiem ukryć, że spalana benzyna i inne gazy z rury wydechowej, poza przyczynianiem się do zmian klimatycznych, działa także negatywnie na nasze płuca i ogólniej mówiąc - na stan zdrowia. Podobnych przykładów jest dużo więcej.
Aktualne relatywnie niskie koszty podróży autem są efektem tego, że nadal daleko nam do przeprowadzenia ekologicznej reformy podatkowej. Polega ona z grubsza na przenoszeniu obciążeń podatkowych z pracy na negatywne efekty oddziaływania na przyrodę, takie jak emisja dwutlenku węgla. Wprowadza się zasadę "zanieczyszczający płaci", a także dokonuje się internalizacji kosztów zewnętrznych. Co kryje się pod tą dość enigmatycznie brzmiącą nazwą? Z grubsza proces ten polega na tym, by cena w pełni odzwierciedlała koszty społeczne, ekonomiczne i ekologiczne danej czynności czy też usługi. Jeśli zatem mówimy o samochodzie, to liczyć powinno się nie tylko koszt jego wytworzenia, ale też jego wpływ na nasze zdrowie, wypadki, a także budowa dróg (bo bez tego daleko nie zajedzie). W ten sposób, urealniając ceny, okaże się, że transport zbiorowy, taki jak autobus czy kolej, albo poczciwy rower będą biły na głowę koszty eksploatacji auta.
Wśród Warszawianek i Warszawianek narasta zrozumienie dla podejmowania coraz bardziej odważnych kroków w celu odetkania miasta. Zwiększanie ilości buspasów nie budzi gwałtownych protestów, ba, pomysły na wprowadzenie opłat za wjazd samochodem do centrum miasta przestają być uważane za "zamach na portfele", a za świetny pomysł na uratowanie miasta przed transportową katastrofą. Warto tu przytoczyć przykład Londynu, który zdecydował się na tego typu krok wraz z wprowadzeniem opłat parkingowych. Korki zmniejszyły się o 30%, zaś poziom hałasu obniżył się o 15%. Przykład stolicy Wielkiej Brytanii zainspirował Sztokholm - tam, po okresie pilotażowym, przeprowadzono referendum. Mieszkanki i mieszkańcy, widząc poprawę w miejskiej komunikacji, zagłosowali za ich pozostawieniem.
Bardzo ważna jest spójna polityka transportowa na poziomie ogólnomiejskim, która wpłynęłaby na poprawę jakości transportu dla wszystkich. Edukacja w dziedzinie oszczędnego używania samochodu (dobrze napompowane opony, płynne zmienianie biegów i dopasowanie prędkości jazdy do ustawienia świateł to tylko nieliczne przykłady), a także zachęcanie do współdzielenia pojazdu, np. przy podróży do pracy - tzw. car sharing - mogą zmniejszyć ilość spalin i pojazdów na drogach. Austriacki Graz zdecydował się na obniżenie prędkości w mieście do 30 km/h, co poskutkowało zmniejszeniem ilości wypadków o 20%. Dodatkowo zdecydowano się tam na zwiększenie opłat za parkingi przy jednoczesnym ograniczeniu ich liczebności, a pieniądze z tego tytułu rozpoczęto inwestować w transport publiczny. Dzięki tym działaniom, a także rozbudowaniu do 100 km sieci ścieżek rowerowych, Graz stał się lepszym miastem do życia.
Powyższe zmiany służą wszystkim. Lepsze zdrowie, więcej terenów zielonych, ocalonych przed dewastacją, mniejsze korki, lepsza jakość życia - to tylko niektóre z zalet. Można oczywiście dyskutować na temat pewnych detali - np. czy taksówki mogłyby jeździć po buspasach - ale ogólny kierunek, celujący w tworzenie bardziej zielonych miast, miasteczek i wsi, wydaje się słuszny. Trzeba tylko zapewnić wszystkim prawo do dobrej komunikacji, wspierać działania na rzecz odpowiedzialnej mobilności i ograniczania konieczności przemieszczania się (np. e-urzędy czy e-learinig).
Przy pisaniu powyższej notki posiłkowałem się publikacją Andrzeja Kassenberga "Ja, mój samochód ale nasz klimat", wydanej przez Polską Zieloną Sieć, Instytut na rzecz Ekorozwoju i CEE Bankwatch.
3 komentarze:
Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
W sumie to wiele zależy od tego jakie auta używamy i niektóre z nich są już naprawdę bardzo przyjazne dla środowiska. Jeśli natomiast wypożyczamy samochód z wypożyczalni to także bierzmy te emitujące najmniej spalin. Ogólnie o samochodach z wypożyczalni fajnie napisano w https://kioskpolis.pl/co-sie-dzieje-w-przypadku-uszkodzenia-pozyczonego-samochodu/ i co się dzieje jeśli takie auto uszkodzimy.
Jeśli chodzi o mnie to ja akurat jestem zwolenniczką jazdy samochodami, gdyż nie wszędzie i nie zawsze możemy jechać np. rowerem. Zresztą jak ja czytałam na stronie https://iursynow.pl/artykul/jak-przetrwac-zime/1115171 to zastanawia mnie fakt jak faktycznie przetrwać zimę gdy nie będzie pomocy drogowej.
Prześlij komentarz