Do wyborów do Parlamentu Europejskiego zostało już raptem 9 miesięcy, a poziom wiedzy o nich tak w Unii Europejskiej jako całości, jak i w Polsce w szczególności, nie poraża. Badania Eurobarometru, streszczane na niedawnej konferencji prasowej w Warszawie wskazują, że tylko 13% Polek i Polaków wie, że w czerwcu 2009 roku będą mogli pójść do urn i zmienić - na lepsze lub na gorsze - europejską politykę. Europarlament ma do powiedzenia coraz więcej, wiele dyrektyw było w nim poważnie zmienianych, a nawet brało w nim swoje początki w żmudnych, nieformalnych negocjacjach. Każdy kolejny traktat (w tym i lizboński) zwiększał jego uprawnienia i mało prawdopodobne, by trend ten miał ulec zmianie - w końcu to jedyna instytucja, wybierana przez Europejki i Europejczyków w bezpośrednich wyborach.
Warto przypatrzeć się na kilka kwestii, które będą istotne w naszym kraju i nie pozostaną bez wpływu na wyniki. Przede wszystkim - frekwencja. Pytane i pytanych podzielono w skali 1-10 w zależności od poziomu chęci wzięcia oddania swego głosu. Osoby, które zdeklarowały, że zagłosują na 100% (czyli liczba 10), to tylko 21% (średnia unijna to 30%), a suma osób będących na poziomie od 6 do 10 wynosi 51%. Zgodnie z regularnymi obserwacjami socjologicznymi głosuje średnio o 20 punktów procentowych mniej, niż wynoszą deklaracje. Oznacza to, że możemy spodziewać się odsetka głosujących na poziomie jakichś 30% uprawnionych, co raczej nie zachwyca. Z drugiej strony z kolei jest to wzrost niemal o 50% w stosunku do wyborów z roku 2004, kiedy to mało kto zdecydował się na pójście do urn.
Kiedy już ktoś zdecyduje się na oddanie głosu, myśli o osobie, którą wybiera, a także o tematach dla niego istotnych. Jeśli chodzi o wymarzoną kandydatkę tudzież kandydata, to nie ma tu zaskoczenia. Liczy się jej/jego doświadczenie w kwestiach europejskich (48%), ale też stanowisko tejże osoby w sprawach krajowych i europejskich (odpowiednio 31 i 28%). To bardzo ciekawe, bowiem wskazuje na wybitnie personalistyczne traktowanie tych wyborów - dla porównania stanowisko samych partii w sprawach europejskich jest istotne jedynie dla 17% z nas. Dla porównania średnia europejska w tej dziedzinie wynosi 30%. Nie jest jednak aż tak fatalnie, bowiem jedynie 10% z nas kieruje się rozgłosem kandydatki/kandydata. Może być to zatem wskazówka dla wielu formacji (np. dla sił na lewo od PO), by nie zawierzać swych losów pierwszym lepszym "lokomotywom", ale by skupiać wokół siebie ludzi z charakterem, pasją i wizją.
Tematy kampanii w Polsce nie będą aż tak diametralnie różne od tych ogólnoeuropejskich. Tak tu, jak i na całym kontynencie bezrobocie i kwestie wzrostu gospodarczego będą bardzo ważne. Odróżnia nas z kolei mniejsza uwaga, poświęcona kwestii naszej siły nabywczej (tylko 15%, aczkolwiek badanie było wykonane przed aktualnym kryzysem finansowym), nieco większa zaś - przyszłości systemów emerytalnych. Kwestie, takie jak zachowanie narodowej tożsamości z jednej, albo też europejskiego modelu społecznego z drugiej, nie są specjalnie zauważane (odpowiednio 8 i 11% przy 47 dla wzrostu gospodarczego i 45 dla bezrobocia). Mniejsze od unijnej średniej jest tu też zainteresowanie przestępczością, terroryzmem czy migracjami - choć to ostatnie, z powodu sporej homogeniczności naszego społeczeństwa.
Jaka z tego nauka płynie dla zielonej polityki w Polsce? Przede wszystkim należy bardziej akcentować kwestie tego, że zrównoważony rozwój tworzy ekologiczne miejsca pracy, nie tylko w rolnictwie i turystyce, jak się sądzi, ale też w sektorze usług związanych ze społeczeństwem wiedzy, w energetyce etc. (tzw. green collar jobs). Skoro tak, to siłą rzeczy pokazuje się, że poprzez branie pod uwagę czynników ekologicznych, społecznych i ekonomicznych, bez dominacji tylko tego ostatniego, można liczyć na gospodarkę dużo bardziej zdrową i odporną na światowe zawirowania. Sporym wyzwaniem jest fakt, że tylko dla 18% Polek i Polaków ważną kwestią będą zmiany klimatyczne. To jeden z najniższych wskaźników w Europie, gdzie średnia wynosi 33%. Z drugiej zaś strony można uznać, że jest to całkiem niezły wynik, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze 2 lata temu był to temat praktycznie nieobecny w polskich mediach.
Cóż jeszcze warte jest wspomnienia? Ponad połowa Polek i Polaków uważa, że europarlament to odległa instytucja, która nie reprezentuje ich interesów. Zieloni, którzy mogą pochwalić się przynależnością do doświadczonej Europejskiej Partii Zielonych, mogą pokazać dużo lepiej niż inni, że nasze działania wpływają na poprawę jakości życia. W ten sposób pokazuje się tak doświadczenie, jak i bliskość ludzkim sprawom. Bliskość, której bardzo brakuje. Tak czy siak do czerwca może zmienić się jeszcze wiele, ale warto brać powyższe badania pod uwagę - szczególnie, że pełny tekst dostępny jest w Internecie.
Warto przypatrzeć się na kilka kwestii, które będą istotne w naszym kraju i nie pozostaną bez wpływu na wyniki. Przede wszystkim - frekwencja. Pytane i pytanych podzielono w skali 1-10 w zależności od poziomu chęci wzięcia oddania swego głosu. Osoby, które zdeklarowały, że zagłosują na 100% (czyli liczba 10), to tylko 21% (średnia unijna to 30%), a suma osób będących na poziomie od 6 do 10 wynosi 51%. Zgodnie z regularnymi obserwacjami socjologicznymi głosuje średnio o 20 punktów procentowych mniej, niż wynoszą deklaracje. Oznacza to, że możemy spodziewać się odsetka głosujących na poziomie jakichś 30% uprawnionych, co raczej nie zachwyca. Z drugiej strony z kolei jest to wzrost niemal o 50% w stosunku do wyborów z roku 2004, kiedy to mało kto zdecydował się na pójście do urn.
Kiedy już ktoś zdecyduje się na oddanie głosu, myśli o osobie, którą wybiera, a także o tematach dla niego istotnych. Jeśli chodzi o wymarzoną kandydatkę tudzież kandydata, to nie ma tu zaskoczenia. Liczy się jej/jego doświadczenie w kwestiach europejskich (48%), ale też stanowisko tejże osoby w sprawach krajowych i europejskich (odpowiednio 31 i 28%). To bardzo ciekawe, bowiem wskazuje na wybitnie personalistyczne traktowanie tych wyborów - dla porównania stanowisko samych partii w sprawach europejskich jest istotne jedynie dla 17% z nas. Dla porównania średnia europejska w tej dziedzinie wynosi 30%. Nie jest jednak aż tak fatalnie, bowiem jedynie 10% z nas kieruje się rozgłosem kandydatki/kandydata. Może być to zatem wskazówka dla wielu formacji (np. dla sił na lewo od PO), by nie zawierzać swych losów pierwszym lepszym "lokomotywom", ale by skupiać wokół siebie ludzi z charakterem, pasją i wizją.
Tematy kampanii w Polsce nie będą aż tak diametralnie różne od tych ogólnoeuropejskich. Tak tu, jak i na całym kontynencie bezrobocie i kwestie wzrostu gospodarczego będą bardzo ważne. Odróżnia nas z kolei mniejsza uwaga, poświęcona kwestii naszej siły nabywczej (tylko 15%, aczkolwiek badanie było wykonane przed aktualnym kryzysem finansowym), nieco większa zaś - przyszłości systemów emerytalnych. Kwestie, takie jak zachowanie narodowej tożsamości z jednej, albo też europejskiego modelu społecznego z drugiej, nie są specjalnie zauważane (odpowiednio 8 i 11% przy 47 dla wzrostu gospodarczego i 45 dla bezrobocia). Mniejsze od unijnej średniej jest tu też zainteresowanie przestępczością, terroryzmem czy migracjami - choć to ostatnie, z powodu sporej homogeniczności naszego społeczeństwa.
Jaka z tego nauka płynie dla zielonej polityki w Polsce? Przede wszystkim należy bardziej akcentować kwestie tego, że zrównoważony rozwój tworzy ekologiczne miejsca pracy, nie tylko w rolnictwie i turystyce, jak się sądzi, ale też w sektorze usług związanych ze społeczeństwem wiedzy, w energetyce etc. (tzw. green collar jobs). Skoro tak, to siłą rzeczy pokazuje się, że poprzez branie pod uwagę czynników ekologicznych, społecznych i ekonomicznych, bez dominacji tylko tego ostatniego, można liczyć na gospodarkę dużo bardziej zdrową i odporną na światowe zawirowania. Sporym wyzwaniem jest fakt, że tylko dla 18% Polek i Polaków ważną kwestią będą zmiany klimatyczne. To jeden z najniższych wskaźników w Europie, gdzie średnia wynosi 33%. Z drugiej zaś strony można uznać, że jest to całkiem niezły wynik, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze 2 lata temu był to temat praktycznie nieobecny w polskich mediach.
Cóż jeszcze warte jest wspomnienia? Ponad połowa Polek i Polaków uważa, że europarlament to odległa instytucja, która nie reprezentuje ich interesów. Zieloni, którzy mogą pochwalić się przynależnością do doświadczonej Europejskiej Partii Zielonych, mogą pokazać dużo lepiej niż inni, że nasze działania wpływają na poprawę jakości życia. W ten sposób pokazuje się tak doświadczenie, jak i bliskość ludzkim sprawom. Bliskość, której bardzo brakuje. Tak czy siak do czerwca może zmienić się jeszcze wiele, ale warto brać powyższe badania pod uwagę - szczególnie, że pełny tekst dostępny jest w Internecie.
4 komentarze:
Rzeczywiście Zieloni mają szansę na włączenie się do walki o miejsca w PE. Zasdniczo w kampanii wyborczej powielane są tematy znane z podwórka krajowego, a więc i tu głowne partie polityczne mają największe szanse wyborcze. Jednak przykład ostatnich wyborów (PD) pokazuje, że równieżmniejsze ugrupowania mają swoje szanse. Wynika to z mniejszej frekwencji wyborczej, która może nie jest czymś z gruntu dobrym, niemniej jednak sprawia, że ludzie oddający głos są bardziej świadomi własnych przekonań. A to otwiera szanse również przed Zielonymi...
Co więcej wybory nie wydają się aż tak ważne co sprwia, że ludzie nie boją się utraty głosu i głosuja bardziej swobodnie. Trochę jak w wyborach lokalnych...
Kampania jest również bardziej merytoryczna, mniej w niej pustej bogoojczyźnianej retoryki. To troche rozmowa o UE a w tej Zielonii mają sporo do powiedzenia w przeciwieństwie do wielu partii...
Ah, żeby tak więcej osób sądziło tak samo:) Ale rzeczywiście - zdajemy sobie sprawę z tej szansy, nie fetyszyzujemy jej, ale walczymy o dobre warunki startu. Nie powiem jeszcze jakie, bo na razie to "wczesna beta", jak mówią w branży gier komputerowych, al jeśli uda się to, co planujemy, to będziemy mieli całkiem niezłą tubę do głoszenia naszych poglądów:)
Pozdrawiam
Dobra tuba by się przydała, bo mam wrażenie, że Zieloni mają problem z wizerunkiem. Większość, również mediów traktuje Zielonych bardziej jak organizację pozarządową niż partię polityczną. W mediach widac przedstawicieli Zielonych tylko przy okazji poruszania tematów związanych z ekologią, ewentualnie z feminizmem czy przy okazji marszów równości. Istnieje jakiś taki dziwny stereotyp, że na inne tematy nie ma co z Zielonymi rozmawiać... Chociaż mam wrażenie, że i Zielonii tez trochę sa sobie winni bo mając skromny dostęp do mediów chcą go wykorzystać do tego co ich zdaniem najważniejsze. Niestety większość interesuje tylko co tu i teraz. Mój tekst "o wegetarianizmie" na salonie24 klikano niespełna 50 razy a poprzedni w sumie nic nie wnoszący o prezesie Kaczyńskim tysiąc.
Naszła mnie taka refleksja jak czytałem Twój stary tekst na salonie24 będący analizą aktualnej sytuacji na lewicy. Komentatorzy byli w szoku, że Zielony napisał coś interesującego co nie dotyka bezpośrednio ekologii:).
Pozdrawiam
Oj tak - po czym jak zacząłem pisać więcej to stałem się "czołowym trockistą nowego typu" i w ogóle złem wcielonym, pamiętam te stare, dobre czasy;)
Oczywiście nie jest łatwo się przebić i nie będę ukrywał, że nie jesteśmy święci. Próbujemy jednak wejść w obieg przy okazji wielu tematów i niekiedy nie jest łatwo, jeśli media zwyczajnie nie chcą nas posłuchać. W kwestiach eko, feministycznych jeszcze czasem nas puszczą, teraz zaczyna się udawać z energetyką, ale już np. świeckie państwo jakoś ich nie bierze.
Wystarczy zresztą spojrzeć na listę etykiet tego bloga - trudno powiedzieć, by był monotematyczny;) Podobnie jak i strona warszawskich Zielonych - tam jest prawie o wszystkim, praktycznie każde oświadczenie było słane do prasy a "wchodziły" właśnie głównie te ekologiczne. Dopiero niedawno udało się ten mur nieco przebić i pytają się nas o transport albo o stadion Legii, co już jest niezłym sukcesem:) Tak więc powoli, do celu, aczkolwiek droga długą i krętą jest;)
Pozdrawiam
Prześlij komentarz