12 sierpnia 2008

W sieci - śmieci?

Internet jest potęgą. Widać to nawet w aktualnie toczącej się wojnie rosyjsko-gruzińskiej, zataczającej coraz szersze koło. Ataki cyberaktywistów przez parę godzin praktycznie odcięły dostęp do gruzińskiej sieci, a nadal możemy oglądać miast oficjalnych stron prezydenta Saakaszwilego - zestawienie portretów jego i Adolfa Hitlera. W Internecie wielu ludzi prowadzi swoje drugie życie, toczone są kampanie wyborcze, zawiązują się przyjaźnie i miłości. Patrząc się na rosnące dochody z reklam w tym segmencie rynku i na nowe technologie go wzbogacające, będzie to nowa agora, na której spotykamy się i wymieniamy wrażeniami.

Internet nadal jednak tworzą ludzie - a ci są tacy sami i zachowują się tak samo, jak w rzeczywistości. Częstokroć i gorzej - w końcu anonimowość staje się kusząca. Nadreprezentacje niektórych środowisk tworzy iluzje ich potęgi. Z drugiej zaś strony - niewybredna rozrywka zaczyna coraz bardziej królować. Przykład portalu o2.pl, który z niegdyś całkiem ambitnego miejsca w sieci, poświęcającego mnóstwo miejsca kulturze, stał się siedliskiem średnio wyrafinowanej erotyki i plotek, pokazuje to dobitnie. Patrząc się na rankingi oglądalności programów telewizyjnych nie dziwi, że serwisy plotkarskie, o nierzadko rynsztokowym języku, są podobnie popularne.

Nie jest jednak aż tak źle - portal internetowy ma to do siebie, że obok treści niskich sąsiadują wysokie, na całkiem podobnych zasadach. Nie trzeba na nie czekać do późnych godzin nocnych - wystarczy kliknięcie myszką. Internet sprawia, że zwiększa się już sam potencjał udziału w kulturze i nauce - może nie zawsze dostrzegany, ale jednak obecny. Skoro parę milionów osób miesięcznie odwiedza - i tworzy - Wikipedię, nie mogę uznać, że świat kończyć się ma na stronach zajmujących się drogimi torebkami albo też plotkami o kolejnych ślubach i rozwodach. Oddzielanie ziaren i plew na stronach www jest kolejnym wyzwaniem, dzięki któremu szarych komórek nie będzie nam ubywać.

Wszystko staje się kwestią użytkowniczki i użytkownika - ale też edukacji sieciowej, mającej na celu pokazanie pełnego bogactwa Internetu. Obok Wikipedii istnieje przecież niezgłębiona liczba ciekawych blogów, strony specjalistyczne albo sieciowe społeczności. Odkrywam aktualnie uroki jednej z nich - pozwala poznać siebie za pomocą dziesiątek ankiet, ale też na przykład rzucić poduszką w przyjaciółkę czy przyjaciela, który mieszka wiele kilometrów od nas. Jeśli w ten sposób wykorzystywać będziemy Internet, nie mam powodu sądzić, by ogłupiał. W końcu nawet sieciowe strzelanki mogą czegoś nauczyć - chociażby refleksu (bo trudno zdawać się na nie w kwestiach socjalizacji...)

Kluczową kwestią staje się tu też zapobieżenie cyfrowemu wykluczeniu. Wraz z przechodzeniem demokracji na kolejny poziom brak swobodnego dostępu do informacji i wyrabiania sobie samodzielnej opinii grozi dalszym trwaniem możliwości indoktrynacji innymi kanałami komunikacji. Istotne staje się usieciowienie wsi, aby zapobiec jej izolacji i tworzyć podstawy pod nowoczesną gospodarkę opartą na wiedzy. Martwi zatem fakt, że kolejny już rok wypada nam czekać na bezprzewodowy i bezpłatny Internet w... Warszawie, bo proces jego udostępniania ślimaczy się ze względów technologicznych.

O tym, jak procesy gospodarcze tracą na asymetrycznym dostępie do informacji, pisał już Joseph Stiglitz, laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii. Warto o tym pamiętać - nawet, jeśli wielu z korzystających w sieci obchodzić będzie jedynie kraksa samochodu Dody czy coś w tym stylu.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...