21 czerwca 2012 r. odbyła się kolejna odsłona cyklu spotkań z kulturą zaangażowaną w Zielonym Centrum „Marszałkowska 1”. Zaprezentowano film dokumentalny „Białe Miasteczko”, który stanowił pretekst do debaty o sensie i warunkach powodzenia protestów społecznych. Kiedy, w jakich warunkach i w jakim zakresie rządzący są gotowi ustąpić żądaniom sprawiedliwości społecznej? Jakie są szanse na to, że w przyszłości ruchom społecznym uda się wywalczyć więcej? Na te pytania starano się znaleźć odpowiedź w czasie rozmowy o spuściźnie pielęgniarskich protestów sprzed pięciu lat. W trwającej prawie trzy godziny debacie udział wzięli Longina Kaczmarska – pielęgniarka, związkowczyni, uczestniczka protestów pielęgniarek, który zaowocował powstaniem Białego Miasteczka, Piotr Ikonowicz – szef Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej oraz Bartłomiej Kozek – publicysta „Zielonych Wiadomości”.
Pamięć buntu
Protest pielęgniarek w Białym Miasteczku przypadł na końcową fazę rządów Prawa i Sprawiedliwości i stanowił kulminację licznych wybuchających wówczas protestów społecznych. Na lata rządów Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego przypadało czasowe poprawienie koniunktury gospodarczej, ale również liberalizacja obowiązujących przepisów prawnych i podatkowych, skutkująca brakiem znacząco większych wpływów budżetowych, a więc i szerszej redystrybucji owoców wzrostu. Kolejne wybuchające w latach 2006-2007 protesty miały na celu wymuszenie poprawy sytuacji różnych grup zawodowych pozostających w bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej, a często również i przeciwstawienie się autorytarnym tendencjom ówczesnej władzy lekceważącej środowiska postulujące alternatywne rozwiązania w polityce społecznej, w tym również w wymiarze obyczajowym.
Najgłośniejszy wówczas protest środowisk pielęgniarskich stanowi dziś przykład ogromnej mobilizacji społecznej – pielęgniarki wspierali bowiem reprezentanci wielu innych grup zawodowych czy środowisk intelektualnych. Longina Kaczmarska wspominała: - Podczas Białego miasteczka Platforma Obywatelska, wówczas będąca w opozycji, bardzo nas wspierała, potem okazało się, że to były gruszki na wierzbie. Według Adama Ostolskiego (socjolog, publicysta), który zabrał głos w debacie, dzięki Białemu Miasteczku i innym odbywającym się w tamtych latach protestom zmieniło się w dyskursie publicznym postrzeganie ruchów i protestów społecznych - ekologów, mniejszości seksualnych, a nawet na jakiś czas związkowców. - Miało to w dużej mierze związek z walką liberalnych elit z rządzącym wówczas PiS, ale jednak myślenie o ruchach społecznych uległo zmianie i różne środowiska nabrały wiatru w żagle – powiedział Ostolski.
Czemu dziś bunt przychodzi nam trudniej?
Pierwsza część spotkania okazała się próbą zdefiniowania przyczyn osłabnięcia ruchów obywatelskich obecnie. Zdaniem Piotra Ikonowicza powodem tego jest doprowadzenie do głębokiej dezintegracji wspólnot – zawodowych, lokalnych, klasowych. Według szefa Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej żyjemy w rzeczywistości wielkich nierówności owocujących rozpadaniem się względnie spójnej tkanki społecznej. - Rozmawiamy teraz w Warszawie, gdzie mamy zarówno enklawy rodem z Beverly Hills jak i ogromne skupiska biedy. Różnica długości życia mieszkańców warszawskiej Pragi i Ursynowa wynosi 16 lat! Trzeba się przeciwko temu buntować, ale nasz zorganizowany opór jest rozbezpieczany przez rządzących, którzy konfliktują różne grupy. Dać pielęgniarkom? OK, ale zabierzemy kominiarzom. Dać kominiarzom? OK, ale zabierzemy nauczycielom. Dzięki temu wszyscy stanęli przeciwko wszystkim. Zdaniem Ikonowicza realny bunt możliwy będzie wtedy gdy zaistnieje wśród ludzi poczucie wspólnoty losu. Według byłego posła Polskiej Partii Socjalistycznej, a obecnie doradcy Ruchu Palikota, z ponownym rozbudzaniem się takiego poczucia mamy już obecnie w Polsce do czynienia i skuteczny opór przeciw antyspołecznym rozwiązaniom forsowanym przez władze pod naporem wpływowych grup interesu staje się bardziej możliwy.
Tezę o rozbiciu szerokiego frontu społecznej solidarności grup pracowniczych potwierdziła Longina Kaczmarska wskazując na przykład służby zdrowia. Wywalczone przez pielęgniarskie protesty podwyżki zostały w końcu przekierowane do mających się lepiej, silniej lobujących za swoimi interesami lekarzy. – Nawet w naszym środowisku jesteśmy teraz podzieleni – powiedziała Kaczmarska. W podobnym tonie wypowiedział się Piotr Ikonowicz, opowiadając o mechanizmie rozbijania relacji w ramach grup nieuprzywilejowanych, które dostosowując się do logiki konkurencyjności (o ograniczone zasoby) tracą możliwość konstruktywnego wpływania na rzeczywistość. - Polscy przedsiębiorcy konkurują z sektorem korporacynym, który im wyznacza poziom zysków kontrolując w ramach oligopoli rozmaite koszta i marże. Ci przedsiębiorcy poświęcają w ramach konkurencji wiele swoich profitów i zaczynają oczekiwać, że zacisnąć pasa musi też ich pracownik. Tyle że on musi sobie odmówić dużo więcej. Władza staje się kelnerem oligarchii, która rozgrywa przeciw sobie kolejne grupy. Mały sklepikarz napuszcza straż miejską na panią handlującą na chodniku pietruszką, a sam pada pod naporem sieci handlowych – powiedział Ikonowicz.
Iluzoryczny dialog społeczny?
Zebrani na sali paneliści oraz publiczność zgodzili się, iż „dialog społeczny” jest w Polsce hasłem służącym mamieniu przez władze rozmaitych grup epizodycznie dowartościowywanych wciąganiem w publiczną debatę. - 25 lat mieszkałam we Francji i po powrocie do Polski z szokiem zareagowałam na arogancję władz traktujących konieczność konsultacji społecznych jako przykry i możliwy do porzucenia obowiązek wynikający z jakiejś ustawy. Władza przedstawicielska przyzwyczaiła się, że po wyborze nie musi już reprezentować. Demokracja przedstawicielska przeżywa więc wielki kryzys i należy pokazywać politykom i społeczeństwu dobre wzory demokracji uczestniczącej - powiedziała Ewa Sufin–Jacquemart, była konsul RP w Luksemburgu, działaczka Partii Zieloni.
Według Piotra Ikonowicza świętą naiwnością jest, że dialog przy kolejnym okrągłym stole coś zmieni. Według niego oraz Longiny Kaczmarskiej dialog należy inicjować mając za sobą siłę, która jest najlepszą kartą przetargową. - Jak więc tę siłę zyskać? – zapytał prowadzący spotkanie Bartłomiej Kozek. - Jak wrócić do tego zjednoczenia? Jak nadawać ton polskiej polityce na wzór tego co robi grecka SYRIZA, partia opozycyjna, ale ustawiająca tematy debaty publicznej? – dodał Adam Ostolski.
Odbudowa wspólnoty
Konieczność przekroczenia podziałów politycznych i konieczność odejścia od określonych dogmatami schematów działania podkreślił na końcu debaty Piotr Ikonowicz: - Współpracuję z Ruchem Palikota i Sojuszem Lewicy Demokratycznej, i mogę współpracować nawet z Solidarną Polską, o ile będę miał dzięki temu możliwość realnego oddziaływania. Jeśli współtworzona przeze mnie organizacja ma szansę skorzystać z dostępnych środków, zatrudniać ekspertów, przeprowadzać przez komisje kodyfikacyjną projekty ustaw poprawiających życie ludzi pracy, to będę to dalej robił.
Jeden z uczestników spotkania nawiązał do początków opozycji demokratycznej w PRL, która początkowo była ruchem niewielkim, wręcz elitarnym, ale po 1980 r. rozkwitła i przez wiele lat domagała się zmian systemowych, które w końcu nastąpiły. Według Piotra Ikonowicza musimy dziś stworzyć zaczątek szerokiego ruchu protestu, którego celem nie będą doraźne reformy lecz przekroczenie obecnych uwarunkowań systemowych. - Potrzebna nam nowa Wiosna Ludów. Nie protest, po którym wszyscy w końcu opuszczą namioty i pójdą do domów. Protest, w którym wszyscy pozostaną chcąc kształtować swoją rzeczywistość aż do wypracowania wielkich zmian. Obecny na Sali Andrzej Żebrowski z Pracowniczej Demokracji stwierdził, że alternatywnie myślący ludzie muszą solidaryzować się z innymi protestującymi grupami niezależnie od ich lewicowej czy prawicowej afiliacji. Dopiero razem zyskamy legitymację do tego, by zablokować sejm (Żebrowski nawiązał do niedawnej blokady NSZZ Solidarność) i narzucić rozważenie określonych zmian.
Przemysław Wiśniewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz