Lajos Mile, poseł LMP: Chciałbym opowiedzieć o konserwatyzmie na Węgrzech – ma on wiele oblicz, sam chciałbym mówić o jego umiarkowanym wariancie, który miast centralnych działań rządu preferuje oddolne inicjatywy nad działania rządu, oraz stopniowe przekształcenia społeczne ponad „terapię szokową”. To ważne w kontekście obecnego rządu Viktora Orbana.
Podczas rewolucji francuskiej zwolennicy takiej postawy, którzy przyznawali królowi więcej prerogatyw, w tym prawo weta wobec decyzji parlamentu, siedzieli po prawej stronie ław parlamentarnych. Kolejną historyczną gałęzią tego nurtu politycznego był bonapartyzm – przyznanie władzy monarszej z nadania ludu i wykonywanej w jego imieniu, nie zaś z bożego nadania. Węgierscy konserwatyści pojawili się na naszej scenie politycznej w połowie XIX wieku, kiedy to funkcjonował podział na lokalne wersje Torysów i Wigów – jedna preferowała monarchię absolutną, druga zaś konstytucyjną. Pierwsza węgierska partia konserwatywna powstała na Węgrzech w roku 1846 roku i poszukiwała porozumienia z monarchią habsburską. W reakcji na rozwój przemysłowy oraz rosnące znaczenie klasy robotniczej pojawiły się antyliberalne tendencje wśród konserwatystów, akceptujących większą rolę państwa, zamiast demokracji parlamentarnej ufność pokładali w działaniach oddolnych. Spore wpływy miała także społeczna nauka kościoła katolickiego. To między innymi stąd przyszła idea sprawiedliwości społecznej, realizowana w politycznej praktyce przez Konrada Adenauera. W ostatnich dziesięcioleciach XX wieku największe wpływy zyskała wśród nich idea zupełnie inna – inspirowana Hayekiem rezygnacja z ingerencji w działalność rynku. Dzisiejszy kryzys tworzy warunki do nawrotu politycznego bonapartyzmu, choć potrzeba nam czego innego – odejścia od dychotomicznego sporu na linii lewica-prawica w stronę poszukiwania syntezy adekwatnej do dzisiejszych czasów. Wierzę, że taką syntezę oferuje LMP. Syntezę, której do tej pory nie zaproponowały ekologiczne organizacje pozarządowe i pod którą podczepiają się taktycznie także inne formacje, jak np. węgierscy socjaliści.
Andras Bozoki, politolog: W ciągu ostatnich latach węgierska demokracja straciła wiele ze swojej wiarygodności. W 1989 roku przeżyliśmy przejście od państwowej gospodarki i cenzury do nowego systemu. Działo się to w czasach, na których piętno odcisnęła na świecie myśl i działania Ronalda Reagana i Margaret Thatcher, zrywająca w poszukiwaniem równowagi między państwem a rynkami i marząca o stworzeniu „społeczeństwa rynkowego”. W efekcie ich działalności publicznej nikt nie zadawał sobie pytań na temat tego, jaki jest sens i powinien być zakres prywatyzacji, spierano się jedynie na temat tego, czy powinna ona odbywać się szybko czy wolno. Wierzono święcie w ściekanie bogactwa w dół, do nowej klasy średniej, co skończyło się olbrzymim wykluczeniem i rozwarstwieniem społecznym, czego przykładem sytuacja społeczności romskiej. Węgierski, półperyferyjny kapitalizm okazał się wyjątkowo wykluczający i skierowany na realizację korzyści nowych elit. Aktualny rząd wpisuje się w te tendencje – za retoryką protekcjonizmu, nacjonalizmu i populizmu kryje się neoliberalna polityka ekonomiczna, symbolizowana przez wprowadzenie podatku liniowego. Mało kto o przeciętnych zarobkach spodziewał się, że dzięki temu rządowi w swoim portfelu będzie miał mniej pieniędzy, bo takie są efekty nowej polityki fiskalnej rządu Fideszu.
Jaki typ demokracji promuje ekopolityka? Kontraktu międzypokoleniowego i długofalowego działania. Nie da się jej wprowadzić odgórnie, co było grzechem pierworodnym węgierskiego roku 1989. Rozwiązaniem nie jest też wybór silnego, charyzmatycznego przywódcy, który pokaże, w jaki sposób „robi się” demokrację. Nie potrzeba nam wielkich liderów, ale takich, którzy szanują zasady i mechanizmy demokratyczne. Wielopartyjna demokracja parlamentarna jest niezbędnym minimum dla uprawiania polityki – chcemy jej poszerzenia, dlatego LMP opowiada się za zniesieniem zbiórki podpisów, wymaganych do rejestracji komitetów wyborczych, wprowadzenia kwot dla kobiet na listach oraz obniżenia progu wyborczego z 5 do 3%. Ani demokracja, ani ekopolityka nie może jednoczyć na siłę, jest formą myślenia, nie aspiruje do wprowadzania totalitarnej jednomyślności. Dopóki ludzie mają poczucie, że rządzi nimi oderwana od rzeczywistości, dopóty zagrażać jej będzie ryzyko pociągnięcia jej do odpowiedzialności za ich działania. To właśnie takie zjawisko stało za sukcesem LMP – najpierw dobrym wynikiem w wyborach do Parlamentu Europejskiego, potem zaś wejściem do węgierskiego parlamentu.
Erzsebet Szalai, feministka, autorka książki „New Capitalism and What Can Replace It”: Ekopolityka zgadza się ze stwierdzeniem, że gospodarka musi być podporządkowana celom społecznym, nie zaś odwrotnie. Prawo do pracy to kolejny jej element – wiemy, jak bardzo brak pracy prowadzi dziś do rozrywania więzi społecznych. Mieści się tu także wsparcie takich aspektów liberalnej demokracji, jak szacunek i wspieranie praw mniejszości. Empatia i poszukiwanie porozumienia, udział kobiet w życiu publicznym, który w dzisiejszych Węgrzech jest mniejszy niż w ostatnich latach realnego socjalizmu – to kolejne wartości bliskie zielonej polityce. To ideologia bardziej internacjonalistyczna nawet w porównaniu z lewicowymi międzynarodówkami, jako że zdaje sobie sprawę ze wzajemnego powiązania wszystkich elementów funkcjonowania środowiska oraz społeczeństwa.
Jak pokazuje nam wojna w Iraku, demokracji nie da się wprowadzić z zewnątrz. Moim zdaniem środowiska liberalne i lewicowe popełniają błąd, odmawiając ludziom przyznawania się do dumy ze swej narodowości. Dla mnie bycie Węgierką jest najważniejszą tożsamością, którą wiążę z wizją wielokulturowego, pluralistycznego społeczeństwa. Dzisiejszy ludzie w wieku 25-35 lat, z którymi wiąże się nadzieję na odnowę demokracji, nie mają pokoleniowej samoświadomości. Są coraz bardziej pod wpływem elastycznego rynku pracy – nierzadko do 30 roku życia mają już za sobą 3-4 prace, co przyczynia się do wzrostu poczucia alienacji i kryzysu tożsamości. Coraz trudniej wejść tym ludziom w dorosłe życie w związku w takich warunkach ekonomicznych. Plany rządu Orbana dotyczące dalszej liberalizacji kodeksu pracy skutkują za to ożywieniem naszych związków zawodowych, niezadowolonych z tych pomysłów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz