Zajęcia na wiedzy o kulturze, jak wielokrotnie starałem się tu udowadniać, są nie tylko ciekawe, ale i kształcące, więc dzielę się z Wami moimi lekturami i spostrzeżeniami, póki - w ramach "wyrównywania szans" - niemiłosiernie nam panujący rząd nie wpadnie na pomysł wprowadzenia na przykład odpłatności na kierunki nieperspektywiczne z punktu widzenia rynku pracy. Wiedza o kulturze z pewnością w takim rankingu byłaby całkiem wysoko, więc staram się wszystkie egzaminy i prace roczne zdawać grzecznie i zgodnie z planem toków studiów. Skoro w ustawie o szkolnictwie wyższym znalazł się zapis, wedle którego uczelnie będą mogły wprowadzać opłaty za zajęcia wykraczające poza przeznaczoną na dany rok studiów pulę punktów ECTS (co niektórym studentkom i studentom pozwoli rozwijać zdolności matematyczne, żeby broń Boże tego limitu nie przekraczać), to niby jaka logika miałaby powstrzymać minister Kudrycką przed wdrożeniem takiego pomysłu w przyszłości?
Zgryźliwości na bok, będzie bowiem w jakimś sensie o korzeniach zielonej polityki. Jednych z wielu, ale z pewnością tych, które narzucają się w pierwszej kolejności. Wiele kubłów pomyj wylewa się na pokolenie roku 1968, ich moralny permisywizm i rzekomy brak zainteresowania tradycyjnymi, lewicowymi kwestiami jak praca czy rozwarstwienie społeczne. Nic to, że dzisiejsze ich spadkobierczynie i spadkobiercy w Niemczech, Francji czy w Parlamencie Europejskim kreślą ambitne programy ekonomiczne i społeczne w obrębie Zielonego Nowego Ładu - stereotypy trzymają się mocno. Tymczasem opisywane w książkach Aldony Jawłowskiej czy Leszka Kolankiewicza inicjatywy, wykraczające poza proste ramy tworzenia kultury w stronę przemiany indywidualnej i społecznej, można śmiało próbować zestawiać z taką starolewicową ideą, jak chociażby "wiedza radosna" Edwarda Abramowskiego. Polski myśliciel wiele miejsca w swych dziełach poświęcał nie tylko roli "efektu skali", ale temu, że nie będzie przemiany społeczno-ekonomicznej bez wytworzenia nowego typu człowieka. Tego typu analogii na linii działalność społeczna epoki rozbiorów-kontrkultura nie czyni się zbyt wiele, a szkoda, mogłyby one bowiem być podstawą bardzo ciekawej pracy badawczej.
W historiach "o roku ów" dużo mówi się bądź to o wielkich ruchawkach na świecie (głównie zachodnim, bo o analogicznych zdarzeniach w Brazylii czy Jugosławii tak wiele znowu się nie słyszy), albo o lokalnych, polskich rozruchach z antysemickimi treściami powodującymi ostatnią wielką fazę emigracji Żydów z naszego kraju. Tymczasem - choć nie tak głęboko jak w innych krajach - także i w Polsce objawiła się kontrkultura. Czasem z opóźnieniem, jak w wypadku ruchów ekologicznych albo pacyfistycznej grupy "Wolność i Pokój", ale gdy już objawiły swą siłę pod koniec lat 80. XX wieku (o czym pisał chociażby Adam Ostolski w "Polskich odcieniach zieleni"), okazały się nad wyraz żywymi i licznymi odnogami rozlicznych ówczesnych ruchów społecznych. Renesans przeżywa ruch feministyczny, czego najlepszym przykładem stopniowy wzrost frekwencji na Manifach, poszerzenie perspektywy o kwestie ekonomiczne i pierwsze od lat, choć dość połowiczne, sukcesy, jak wprowadzenie kwot na listach wyborczych.
W samej dziedzinie kultury mieliśmy osiągnięcia nie lada, czego przykładem sława kolejnych, teatralnych i parateatralnych, przedsięwzięć Jerzego Grotowskiego. Jego zacieranie granic między widzem a aktorem, poszukiwanie metod transgresji - nie tylko na scenie, ale też poprzez wspólną pracę "uli" - zgromadzeń osób wspólnie celebrujących pozornie drobne działania wspólnotowe, wyjazdy do lasu, polegające na wykorzystaniu zmęczenia i nieoczekiwanych, zbiorowych zdarzeń do wywoływania na wierzch pierwotnych emocji uczestniczek i uczestników - wszystko to brzmi z perspektywy laika dość mgliście, ale dzięki sieciowemu projektowi "Otwórz książkę" można zapoznać się dużo bardziej szczegółowym opisem praktycznej realizacji zasady kultury czynnej, zaprezentowanym w "Na drodze do kultury czynnej" Leszka Kolankiewicza. Jeśli o inspiracje chodzi, to książki "Więcej niż teatr" oraz "Drogi kontrkultury" zmarłej w zeszłym roku socjolożki, Aldony Jawłowskiej powinny zaspokoić ciekawość wszystkich tych, chcących znaleźć powiązania między indywidualną samorealizacją a zmianą społeczną. Dość wspomnieć istotny, intelektualny wpływ takich terminów, jak "miękka technologia" na tworzenie wizji techniki służącej poszerzeniu demokracji (na przykład poprzez decentralizację energetyczną), kwestionowanie dążenia do wzrostu ekonomicznego za wszelką cenę, czy też wzrost świadomości globalnych współzależności, także względem stosunku człowieka do przyrody. Wszystko to miało swoje przełożenie tak na politykę, jak i na kulturę, dlatego też polecam lekturę, przydatną dla zrozumienia, skąd właściwie wzięła się ekopolityka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz