W miniony czwartek odbyła się debata, inaugurująca działalność publiczną stowarzyszenia projekt.Warszawa.pl, którego jestem wiceprzewodniczącym. W debacie na temat roli polityki w samorządzie, prowadzonej przez Marka Matczaka, udział wzięła Paulina Piechna-Więckiewicz, radna SLD, Jarosław Krajewski, reprezentujący w Radzie Warszawy PiS, a także Piotr Guział, aktualny burmistrz stołecznego Ursynowa z ramienia Naszego Ursynowa. Relacja - jak mam nadzieję - pokaże, jak wygląda spora część głównego nurtu politycznej debaty, co jest wspólne, a co różni go od zielonego podejścia do samorządu.
Krajewski na pytanie o to, czym jest dla niego polityka, odpowiedział, że jest ona sztuką rządzenia i poszukaniem kompromisu między różnymi stronami sporu o kształt miasta oraz stojącymi za nimi interesami. Nie widzi niczego złego w takim określeniu polityki. Zdumiewało go, że wykorzystywanemu w ostatniej kampanii samorządowej hasło "Z dala od polityki" towarzyszyły na ulotkach niektórych osób kandydujących hasła, jak "Uśmiechnij się", co wskazuje na kompletny brak merytorycznych pomysłów. Nie widzi on powodu, dlaczego kandydując jako osoba należąca do partii miałby przez swych sąsiadów być traktowany gorzej, niż przedstawiciel lokalnego komitetu.
Guział uznał, że demokracja to przede wszystkim poszukiwanie większości, a polityka - sztuką sporu i przekonywania do swoich racji. Ludzie idą do polityki z różnych powodów, jego zdaniem takim powodem powinna być realizacja misji. Klub radnych pod jego przewodnictwem postanowił założyć stowarzyszenie, które byłoby jego przedłużeniem i działało w tych dziedzinach, w których z różnych powodów klub nie może, np. być stroną w postępowaniach czy aplikować o fundusze. Ludzie myślą o samorządzie w kontekście wielkich miast i Sejmu, w którym trwa kabaret, zupełnie oderwany od potrzeb ludzi. Gdyby tymczasem pokazywać obrady rad gmin w mniejszych miejscowościach, gdzie większość albo całość nie otrzymała mandatu z komitetu partyjnego, być może - jego zdaniem - nie byłoby takiego podejścia.
Warszawa według Guziała powoli ewoluuje w kierunku większego udziału komitetów lokalnych w polityce. Jego zdaniem Warszawskiej Wspólnocie Samorządowej, którą Nasz Ursynów współtworzył, zabrakło naprawdę niewiele do zdobycia mandatu do Rady Miasta, brakowało bowiem dostatecznej organizacji i pieniędzy. Partie polityczne w jego opinii niszczą demokrację lokalną, zmuszając do dyscypliny. Aktualnie ludzie wrzucają kartki do urn, z czego nic nie wynika, bo na przykład na Pradze Północ wybrani przez nich przedstawiciele nie są w stanie wybrać zarządu dzielnicy. Podobnego paraliżu doświadczał przez kilka tygodni Ursynów z powodu "nagłego" przypomnienia sobie o istnieniu proceduralnego kruczka, polegającego na tym, że głosy musi liczyć osoba należąca do rady dzielnicy, a nie urzędnik.
Dla Piechny-Więckiewicz polityka ma służyć zdobyciu władzy - dobrego polityka od złego łatwo odróżnić poprzez to, jaki cel pragną w swej działalności osiągnąć - czy chodzi mu bardziej o dobro wspólne, czy też zaspokojenie własnych interesów. Zgadza się, że trend obserwowany w dzielnicach służy lokalnym formacjom, ale już Rada Warszawy, mająca inne kompetencje i zakres obowiązków, kieruje się inną specyfiką - głosuje się tam na partie, bo traktuje się ją niczym "mały Sejm". Nie można traktować partii politycznych w samorządzie jak zło - to jej zdaniem upraszczająca demonizacja.
Matczak przypomniał o wydarzeniu, w którym brał udział rok temu - był bowiem na konferencji poświęconej wyborom samorządowym, zorganizowaną dla organizacji pozarządowych. Na pytanie o to, która z nich (a wiele z nich składało się z kompetentnych ludzi) będzie brała udział w wyborach, taką chęć wyraziło tylko jedno stowarzyszenie w Łodzi, dostał burę za to, że w ogóle do tego namawiam. Wskazuje to jego zdaniem na duży poziom lęku przed braniem udziału w procesie decyzyjnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz