Uwaga - czytanie proponowanej na dziś publikacji może u osób o słabych nerwach spowodować wiele wybuchów smutku i frustracji. Oczywiście nieco się u nas zmienia, ale nie zawsze owe zmiany wiodą prostą drogą do bardziej zrównoważonej przyszłości. Jedni deweloperzy z przyjemnością albo dla lansu (możliwe, że i dla jednego, i dla drugiego) budują wzorcowe, energooszczędne mieszkania, drudzy przy okazji je grodzą, a jeszcze inni - odpuszczając sobie już nawet swój wizerunek, potrafią zdecydować się na inwestycje zagrażające obszarom przyrodniczo cennym, niewiele myśląc na temat zrównoważonego rozwoju. Ten zaś wiecznie ewoluuje, a jego wpływ na myślenie o mieście czy budownictwie w jego obrębie nieustannie ewoluuje, rozwija się i przekłada się na nowe, innowacyjne pomysły. Dobrze zatem z nimi się zapoznać, a dobrą okazją ku temu staje się lektura "Urban Futures 2030" Fundacji Heinricha Boella, składającej się z materiałów konferencyjnych wydarzenia o tym samym tytule.
Tak naprawdę należałoby polecić każdy z tekstów tej 108-stronnicowej publikacji - tym bardziej, że jest ich całkiem sporo, okraszone są mnóstwem danych statystycznych oraz ilustracji trwałej, nowoczesnej architektury i planowania przestrzennego, a jednocześnie są dość krótkie, przez co lektura nie zajmuje wiele czasu. Bardzo ciekawie jest zaobserwować w tej dziedzinie zmieniające się tendencje - do XIX wieku warunki mieszkalne były mocno uzależnione od warunków przyrodniczych w danym rejonie, następnie, w wyniku postępu technologicznego, zaczęto na siłę się od nich izolować. Zachorowania, związane chociażby z tworzeniem dość nienaturalnych i nie korespondujących z warunkami zewnętrznymi mikroklimatów, takich jak te powstające w klimatyzowanych biurach, pokazały, że nie tędy droga. Nie chodzi rzecz jasna o to, by rezygnować z komfortu życia - wręcz przeciwnie, zmiana polega na tym, by budynki mieszkalne i biurowe budowane były tak, by wykorzystywały siły natury do sprawnego działania. Pasywne domy, czerpanie energii ze źródeł odnawialnych czy miejskie ogrodnictwo na dachach budynków, pełniące funkcję naturalnej klimatyzacji - wszystko to służy temu, by żyło się lepiej. Naprawdę.
Przejdźmy chociażby do przykładu z miejskim rolnictwem. W najbliższych latach aż 60% ludzkości żyć będzie w miastach. Będzie to powodowało rosnący nacisk na środowisko, jako że mogą wydłużać się łańcuchy dostaw żywnościowych, co powodować może wyższe emisje gazów cieplarnianych do atmosfery - i to wtedy, gdy należy je ograniczać. Tymczasem miejskie dachy mogą, jak pokazuje Ted Caplow w swoim artykule, stać się świetnymi miejscami rozwoju miejskiego rolnictwa szklarniowego. Nie tylko zresztą szklarniowego - można spodziewać się bowiem, że w wyniku wzrostu znaczenia transportu zbiorowego i ograniczenia ruchu samochodowego (połączonego z ich przejściem na napęd elektryczny) jakość powietrza powinna ulec znaczącej poprawie. Wystarczy przytoczyć badania, że pokrycie dachów Nowego Jorku siecią szklarni byłoby w stanie zaspokoić potrzeby żywnościowe aż 30 milionów ludzi, a w wypadku Barcelony wystarczyłoby przeznaczenie do 3% ich powierzchni, by zapewnić miastu niezależność żywnościową. Wraz ze zmniejszeniem emisji upowszechnienie tego typu upraw mogłoby spowodować zmniejszenie wydatków na żywność i upowszechnienie inicjatyw sąsiedzkich w rodzaju kooperatyw spożywczych.
Kooperatywy mogą przyjąć też formę spółdzielni mieszkaniowych. Nie wszystkie muszą działać niczym część tych nadwiślańskich, decydujących się na odgradzanie osiedli czy też pozostających pod wpływem wąskich klik. Wystarczy spojrzeć na ambitny projekt KraftWerk1 ze szwajcarskiego Berna. Tam w wyniku rewitalizacji postindustrialnego terenu fabrycznego powstała spółdzielnia ze sporą ilością mieszkań, kierująca się zasadami efektywności energetycznej i inkluzywności - część mieszkań jest dla przykładu zarezerwowanych dla wielodzietnych rodzin imigranckich oraz dla osób z niepełnosprawnościami po to, by przeciwdziałać segregacji przestrzennej. Poza panelami słonecznymi osiedle ma też własny program dzielenia się samochodami w celu ograniczania zapotrzebowanie na kupno własnych czterech kółek, jego społeczność chętnie organizuje sąsiedzkie imprezy i wzajemną opiekę, np. nad dziećmi.
Wiele spośród tego typu inicjatyw nie rozwinie się na szeroką skalę bez wsparcia władz publicznych - unijnych, krajowych bądź lokalnych. Ten ostatni przypadek dość dobrze ilustruje casus Tuebingen - niemieckiego miasteczka, którego burmistrz zdecydował się na kompleksowy program zachęcania władz publicznych i osób prywatnych do przechodzenia na bardziej zielony tryb życia. Objął on między innymi instalację paneli słonecznych na dachach miejskich szkół, rabaty dla osób kupujących elektryczne rowery, bezpłatny miesięczny bilet komunikacyjny dla osób inwestujących w odnawialne źródła energii - i wiele, wiele więcej, o czym można przeczytać w tekście Ulli Schreiber. Efekty są zachęcające - w ciągu 2 lat czterokrotnie zwiększyła się ilość osób korzystających z energetyki odnawialnej, ilość energii pozyskiwanej za pomocą fotowoltaiki wzrosła z 1,2 do 2,8 MW, a ilość użytkowniczek i użytkowników systemu wypożyczalni samochodów - z 900 do 1.200 osób, które otrzymują 50-procentową ulgę komunikacyjną, chcąc korzystać z miejskiego transportu zbiorowego.
To nie tylko kwestie ważne dla "bogatej Północy" - podobne tendencje w myśleniu o miastach zaczynają kiełkować także w Chinach, których potrzeby względem mieszkalnictwa rosną w imponującym tempie, wystarczy wspomnieć, że w roku 1990 w miastach mieszkało jedynie 26,4% populacji tego kraju, a w 2008 - już 45,7%. Jednocześnie problemem, jak pisze Weiding Long, staje się dewastacja ekologiczna, rosnące zapotrzebowanie na energię przy nadal dość skromnych warunkach życia wielu osób - dla przykładu osoby o niskich dochodach w Szanghaju płacą za energię nawet do 26% swoich dochodów, a mimo to w wielu mieszkaniach temperatury w zimie spadają do 14 stopni Celsjusza, by w lecie wzrastać do 29. Jak widać, modernizacja ekologiczna to w wielu wypadkach także kwestia poprawy komfortu życia, a czym warto pamiętać za każdym razem, gdy ktoś straszy nas, że "Polski nie stać na ekologię". Polskę nie tylko stać, ale wręcz nie stać ją na brak myślenia o zrównoważonym rozwoju. W globalnym wyścigu odstawanie w tej dziedzinie będzie nas sporo kosztować, warto zatem myśleć o niej już dziś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz