Fajnie, że zależy jeszcze komuś na tym, by w mieście działo się coś fajnego. Patrząc na działania władz Warszawy względem starań o otrzymanie tytułu Europejskiej Stolicy Kultury, gdzie trudno zdecydować się, które działanie uznać należy za bardziej kuriozalne (o palmę pierwszeństwa biją się chyba pomysły na wyrzucenie Przemka Paska z nadwiślańskich brzegów jako idea przybliżania miasta do rzeki oraz oddanie dość lekką ręką festiwalu Warsaw Orange Music w ręce jednego z medialnych koncernów i wprowadzającego nań bilety, co sporej grupie osób zainteresowanych niezłą muzyką - w tym piszącemu te słowa - odbiera szanse na chwilę darmowego odpoczynku) wydaje się czasem, że już lepiej by było, gdyby Ratusz chociaż nie przeszkadzał różnorakim, pączkującym inicjatywom. Wniosek to dość smutny, jako że nieodmiennie wierzę, że publiczne instytucje nie muszą straszyć swą kostycznością, ale obecna ekipa rządząca bardzo chyba chce, żeby sądzić inaczej.
Miernikiem tego, czy Warszawa na poważnie bierze swoje zobowiązania dotyczące zapewniania mieszkankom i mieszkańcom dobrej oferty kulturalnej wydaje się długo pilotowana przez nas sprawa Fortu Sokolnickiego. Pieniądze na jego remont się znalazły, co cieszy niezmiernie, jednak nadszedł dobry czas do tego, by zastanowić się, co właściwie ma się tam znaleźć po samym remoncie. Materia to dość delikatna, jako że okolice serca Żoliborza w ostatnim czasie dały się poznać głównie jako miejskie zagłębie bankowe. Instytucja, działająca pro forma od 8 do 16 nie odpowiedziałaby w dostateczny sposób na zróżnicowane potrzeby społeczno-kulturalne, szczególnie osób, które w tym czasie pracują. Pojawiła się zatem inicjatywa społeczna, która na poważnie chciałaby ożywić to miejsce, tworząc w nim klubokawiarnię z prawdziwego zdarzenia. Pomysł jak najbardziej godny pochwały, w duchu obywatelskiej samoorganizacji i mogący tchnąć nieco ducha w wymagającą reanimacji okolicę.
Po stronie miasta leży teraz obowiązek rozpatrzenia tej inicjatywy. Jeśli pojawia się pomysł, młodych, ambitnych i skorych do działania ludzi, warto by było, by nie mnożyć mu kłód pod nogami. Miejski konkurs na zagospodarowanie przestrzeni fortecznej z jasnymi regułami i oczekiwaniami mógłby stać się dobrą okazją do pojawienia się różnych pomysłów na organizację rewitalizowanej przestrzeni. Ponieważ jest to własność Warszawy, odpowiednia komórka urzędu miasta mogłaby - w porozumieniu z lokalną społecznością - wypracować zestaw "warunków brzegowych", które gwarantowałyby, że jakakolwiek inicjatywa nie zmieniłaby się w przedsięwzięcie stricte biznesowe. Osobiście nie mam nic przeciwko kawiarniom czy restauracjom w takich miejscach (zarobek nie jest niczym zdrożnym), jednak potrzebne są gwarancje, że nowa lokalizacja na mapie dzielnicy i miasta faktycznie wzbogacać będzie jego ofertę kulturalną. Precyzyjne wyznaczenie owych "warunków brzegowych" miałoby kluczowe znaczenie dla powodzenia takiej inicjatywy.
Bez rozpoznania potrzeb samych mieszkanek i mieszkańców okolicy nawet najciekawsza oferta kulturalna i gastronomiczna nie będzie realizować funkcji integrowania lokalnej społeczności. Konsultacje społeczne nie mogą w takim wypadku być jedynie rytuałem, jak często to się zdarza. Z całą pewnością w dyskusji tego typu wyniknąć mogą różnie definiowane interesy, co może prowadzić do sporów i konfliktów. Nie należy się tego bać. To do inicjatyw, chcących korzystać z miejskiej przestrzeni, a także do samego miasta należy poszukiwanie dróg zaspokajania zróżnicowanych gustów, potrzeb i aspiracji. Być może warto będzie wciągnąć Fort Sokolnicki na listę miejsc, w których osoby starsze mogą pić kawę czy herbatę za złotówkę, przez co mogłyby chętniej uczestniczyć w odbywających się tam wydarzeniach? Co skłoniłoby do odwiedzin i do czynnego współtworzenia oferty kulturalnej dzieci i młodzież? Do kiedy klubokawiarnia miałaby być czynna, by jednocześnie umożliwiać korzystanie z niej osobom po pracy i by nie przeszkadzała ona w godzinach ciszy nocnej? To pytania ważne dla funkcjonowania obiektu.
Na razie zatem nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki i podpowiadać osobom, chcącym podjąć się wyzwania tworzenia przestrzeni kulturalnej Żoliborza, co powinno się w niej znaleźć. Z uwagą należy śledzić działania władz publicznych w tej kwestii - wszak funkcjonują one dzięki naszym pieniądzom i tym samym powinny być odpowiedzialne za dostarczanie niezbędnych mieszkańcom i mieszkankom miasta usług publicznych, w tym dostępu do kultury. Żoliborz, inteligencka dzielnica, która trapiona jest kurczeniem się przestrzeni publicznego życia, zasługuje na placówkę, z której będzie mógł być dumny. Oby szansa na takową nie została zaprzepaszczona.
Miernikiem tego, czy Warszawa na poważnie bierze swoje zobowiązania dotyczące zapewniania mieszkankom i mieszkańcom dobrej oferty kulturalnej wydaje się długo pilotowana przez nas sprawa Fortu Sokolnickiego. Pieniądze na jego remont się znalazły, co cieszy niezmiernie, jednak nadszedł dobry czas do tego, by zastanowić się, co właściwie ma się tam znaleźć po samym remoncie. Materia to dość delikatna, jako że okolice serca Żoliborza w ostatnim czasie dały się poznać głównie jako miejskie zagłębie bankowe. Instytucja, działająca pro forma od 8 do 16 nie odpowiedziałaby w dostateczny sposób na zróżnicowane potrzeby społeczno-kulturalne, szczególnie osób, które w tym czasie pracują. Pojawiła się zatem inicjatywa społeczna, która na poważnie chciałaby ożywić to miejsce, tworząc w nim klubokawiarnię z prawdziwego zdarzenia. Pomysł jak najbardziej godny pochwały, w duchu obywatelskiej samoorganizacji i mogący tchnąć nieco ducha w wymagającą reanimacji okolicę.
Po stronie miasta leży teraz obowiązek rozpatrzenia tej inicjatywy. Jeśli pojawia się pomysł, młodych, ambitnych i skorych do działania ludzi, warto by było, by nie mnożyć mu kłód pod nogami. Miejski konkurs na zagospodarowanie przestrzeni fortecznej z jasnymi regułami i oczekiwaniami mógłby stać się dobrą okazją do pojawienia się różnych pomysłów na organizację rewitalizowanej przestrzeni. Ponieważ jest to własność Warszawy, odpowiednia komórka urzędu miasta mogłaby - w porozumieniu z lokalną społecznością - wypracować zestaw "warunków brzegowych", które gwarantowałyby, że jakakolwiek inicjatywa nie zmieniłaby się w przedsięwzięcie stricte biznesowe. Osobiście nie mam nic przeciwko kawiarniom czy restauracjom w takich miejscach (zarobek nie jest niczym zdrożnym), jednak potrzebne są gwarancje, że nowa lokalizacja na mapie dzielnicy i miasta faktycznie wzbogacać będzie jego ofertę kulturalną. Precyzyjne wyznaczenie owych "warunków brzegowych" miałoby kluczowe znaczenie dla powodzenia takiej inicjatywy.
Bez rozpoznania potrzeb samych mieszkanek i mieszkańców okolicy nawet najciekawsza oferta kulturalna i gastronomiczna nie będzie realizować funkcji integrowania lokalnej społeczności. Konsultacje społeczne nie mogą w takim wypadku być jedynie rytuałem, jak często to się zdarza. Z całą pewnością w dyskusji tego typu wyniknąć mogą różnie definiowane interesy, co może prowadzić do sporów i konfliktów. Nie należy się tego bać. To do inicjatyw, chcących korzystać z miejskiej przestrzeni, a także do samego miasta należy poszukiwanie dróg zaspokajania zróżnicowanych gustów, potrzeb i aspiracji. Być może warto będzie wciągnąć Fort Sokolnicki na listę miejsc, w których osoby starsze mogą pić kawę czy herbatę za złotówkę, przez co mogłyby chętniej uczestniczyć w odbywających się tam wydarzeniach? Co skłoniłoby do odwiedzin i do czynnego współtworzenia oferty kulturalnej dzieci i młodzież? Do kiedy klubokawiarnia miałaby być czynna, by jednocześnie umożliwiać korzystanie z niej osobom po pracy i by nie przeszkadzała ona w godzinach ciszy nocnej? To pytania ważne dla funkcjonowania obiektu.
Na razie zatem nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki i podpowiadać osobom, chcącym podjąć się wyzwania tworzenia przestrzeni kulturalnej Żoliborza, co powinno się w niej znaleźć. Z uwagą należy śledzić działania władz publicznych w tej kwestii - wszak funkcjonują one dzięki naszym pieniądzom i tym samym powinny być odpowiedzialne za dostarczanie niezbędnych mieszkańcom i mieszkankom miasta usług publicznych, w tym dostępu do kultury. Żoliborz, inteligencka dzielnica, która trapiona jest kurczeniem się przestrzeni publicznego życia, zasługuje na placówkę, z której będzie mógł być dumny. Oby szansa na takową nie została zaprzepaszczona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz