Integrować to nie znaczy wymagać od imigrantów, by dostosowali się do pierwotnie obowiązujących zasad społeczeństwa przyjmującego, integrować to znaczy współpracować nad powszechnym ustanowieniem na nowo zasad rządzących całym społeczeństwem.
Daniel Cohn-Bendit
W związku z niedawnymi kontrowersjami wokół budowy meczetu na Ochocie, parę faktów na temat "problemów z integrowaniem się muzułmanów w Europie":
- ubodzy imigranci i ich rodziny zostały sprowadzone przez chętne rządy państw europejskich do zajęć, których nie chcieli i nie chcą wykonywać Europejki i Europejczycy, stanowią fundament europejskiej gospodarki i zasadniczo nie odbierają miejsc pracy nawet statystycznie (już bardziej bliżej prawdy jest narzekanie na akceptujących niższe od Pakistańczyków stawki Polaków w UK), bowiem mało kto garnie się do wykonywanych przezeń zawodów.
- Imigranci są fantastycznym kozłem ofiarnym prawicowych populistów, którzy potrzebują skupić gniew ludzi z powodu rosnącego braku stabilności związanego z podmywaniem systemów socjalnych przez neoliberalizm. Jednocześnie imigrantki i imigranci są jednymi z największych ofiar tego procesu, będąc często (z powodu niskich płac i analogicznych do kobiet zjawisk "szklanego sufitu") głównymi jej odbiorcami. Zamieszki na przedmieściach francuskich miast, o których zdarzało nam się słyszeć, mają charakter socjalny, a nie religijny.
- Swoimi transferami pieniężnymi do krajów pochodzenia służą bardziej rozwojowi tych krajów i napływowi gotówki doń, niż wiecznie sępiące pieniądze na pomoc państwa europejskie, które w większości (z chlubnymi wyjątkami, z krajami nordyckimi na czele) nie są w stanie zrealizować zaleceń ONZ dot. przeznaczenia 0,7% PKB na pomoc rozwojową.
- UE ma w Warszawie siedzibę unijnej agencji Frontex, realizującej doktrynę "twierdzy Europa", odpowiedzialnej za śmierć, torturowanie bądź też przetrzymywanie w obozach dla uchodźców tysięcy ludzi, tonących w Morzu Śródziemnym przy próbie odmiany swojego życia na lepsze (jednocześnie Unia realizuje strategię "Globalnej Europy", wzmacniającej asymetrię w stosunkach handlowych na niekorzyść krajów, z których pochodzą imigranci), tkwiących w obozach np. w krajach Maghrebu w warunkach uwłaczających prawom człowieka.
- Jednocześnie trwa nagonka na rzekomych, czających się na każdym rogiem, fundamentalistów muzułmańskich, zapominając np., że Hamas, obok ewidentnie szkodliwej dla pokoju na Bliskim Wschodzie działalności antyizraelskiej jako jedna z nielicznych organizacji, w obliczu faktycznego uwiądu władz palestyńskich, realizowała na terenach Gazy i Zachodniego Brzegu jakąkolwiek znaczącą pomoc społeczną. Nieuznanie tego faktu prowadzi dziś do tego, że rodzą się tam jeszcze bardziej radykalne frakcje, a społeczeństwo, przez wiele lat dość mocno zsekularyzowane, dziś zwraca się ku religii. Tak samo zresztą w Iraku, tak samo na terenie "pasa biblijnego" w USA - to nie tylko problem islamu.
- Imigranci w Europie Zachodniej są różni, tak jak różne są społeczeństwa, które możemy nazwać "autochtonicznymi". Nie rozumiem, dlaczego stygmatyzować jedną grupę tylko dlatego, że pewna niewielka jej część ma swoją, radykalną interpretację religii, a np. uznawać za "normalne" i "europejskie" to, że co czwarta osoba z Austrii głosuje na partie ksenofobiczne? Badania z UK wskazują np., że w drugim-trzecim pokoleniu imigranckim poziom sekularyzacji zbliża się do "autochtonicznej", a muzułmanie mają wtedy np. tyle samo dzieci co Brytyjki i Brytyjczycy, więc argument demograficzny staje się nietrafiony - wystarczy odpowiednia polityka integracyjna, nie traktująca ich niczym ludzi drugiej kategorii.
- Warto przypomnieć też pewne liczby, dotyczące poziomu "problemów", z którymi się walczy. We Francji zakaz noszenia burek wymierzono przeciw, uwaga, ok. 300 dziewczętom, wobec których potrzebne były mediacje w najbardziej gorącym pod tym względem roku 1994 ("Nowa islamofobia" Geissera informuje, że potem podobnych sporów o chusty było już mniej) na ponad dwumilionową społeczność muzułmańską. W Szwajcarii jatkę wokół minaretów zrobiono, kiedy kraj ten zalał przerażający las 4 (słownie - czterech) minaretów, i to w sytuacji, kiedy szwajcarska społeczność uznawana jest za jedną z najbardziej zintegrowanych i umiarkowanych na kontynencie. Nie mam pojęcia, może ktoś mnie oświeci, w jaki sposób tego typu zakazy mają wpłynąć na to, że te wspólnoty religijne i etniczne mają zwiększyć soje zaufanie do państw, którym przysparzają PKB, zapewniają ich egzystencje, a traktowani są jak osoby (bo często nie obywatelki/obywatele) drugiej kategorii?
Przechodząc na grunt polski:
- W Warszawie społeczność muzułmańska to kilka, kilkanaście tysięcy osób, które mają pełne, konstytucyjne prawo wyznawania swojej wiary. I rozumie lokalne potrzeby, np. śpiewy muezzina nie będą denerwować mieszkańców Ochoty jak np. poranne dzwony kościelne, a będą słyszalne jedynie w meczecie.
- Protest organizują nie "zaniepokojeni obywatele", a front dość nieprzyjemnych, prawicowych frustratów, którzy oczywiście chcą się odcinać od radykalizmu, ale na swoich portalach dają dowody na swoją ksenofobię i straszenie Eurabią.
- Związek wyznaniowy, podejrzewany o radykalizm, ma swoje domy modlitwy w kilku miastach w Polsce, w jednym z nich, bodaj we Wrocławiu, szerzy nienawiść do obcych za pomocą tak wyrafinowanych narzędzi, jak organizowane w nich "dni chrześcijaństwa", służące nawiązaniu dialogu z lokalną wspólnotą.
- Wreszcie argument ekonomiczny - w wyniku zmian demograficznych nawet neoliberalna "Polska 2030" zauważa, że imigranci i imigrantki będą niezbędne/i w dłuższym okresie czasu dla podtrzymania spójności systemu zabezpieczeń socjalnych, nawet przy założeniu "wzrostu dzietności", poziomu zatrudnienia ludności produkcyjnej etc.
- Czeczenów kochaliśmy wtedy, kiedy bili Rosjan, teraz, kiedy sprawa przycichła, przestaliśmy traktować ich po ludzku. Raport "Social Watch 2009" wyraźnie wskazuje, że państwo polskie w zdecydowanie niedostateczny sposób pomaga imigrantkom i imigrantkom w integracji, nauce języka, umiejętności przydatnych na rynku pracy etc. Nie oczekujmy od ludzi że będą się integrować, jeśli nie wyciągniemy do nich pomocnej ręki, to tak samo naiwne jak hasło "dawajmy wędkę, a nie rybę", kiedy staw jest ogrodzony, a osoby otrzymujące owe wędki mają połamane ręce.
Walczymy o to, by kobiety miały pełne prawo nosić tak burkę, jak i koszulkę z odsłoniętym brzuchem, pod warunkiem, że jest to ich samodzielny wybór, a nie dyktat patriarchalnej czy seksistowskiej wspólnoty, i pod warunkiem, że jedna grupa nie narzuca swojego sposobu bycia drugiej. Od tego mamy państwo, by przestrzegania tych podstawowych dla liberalnej demokracji zasad przestrzegało. Nie możemy odmawiać dostępu do praw człowieka ludziom, tylko dlatego, że np. w Arabii Saudyjskiej nie ma swobody stawiania meczetów, bo doprowadzi nas to do sytuacji, kiedy mordowanie przez talibów porwanych w Pakistanie będzie dla nas fuj, a podtapianie domniemanych talibów w Guantanamo będzie cacy.
Daniel Cohn-Bendit
W związku z niedawnymi kontrowersjami wokół budowy meczetu na Ochocie, parę faktów na temat "problemów z integrowaniem się muzułmanów w Europie":
- ubodzy imigranci i ich rodziny zostały sprowadzone przez chętne rządy państw europejskich do zajęć, których nie chcieli i nie chcą wykonywać Europejki i Europejczycy, stanowią fundament europejskiej gospodarki i zasadniczo nie odbierają miejsc pracy nawet statystycznie (już bardziej bliżej prawdy jest narzekanie na akceptujących niższe od Pakistańczyków stawki Polaków w UK), bowiem mało kto garnie się do wykonywanych przezeń zawodów.
- Imigranci są fantastycznym kozłem ofiarnym prawicowych populistów, którzy potrzebują skupić gniew ludzi z powodu rosnącego braku stabilności związanego z podmywaniem systemów socjalnych przez neoliberalizm. Jednocześnie imigrantki i imigranci są jednymi z największych ofiar tego procesu, będąc często (z powodu niskich płac i analogicznych do kobiet zjawisk "szklanego sufitu") głównymi jej odbiorcami. Zamieszki na przedmieściach francuskich miast, o których zdarzało nam się słyszeć, mają charakter socjalny, a nie religijny.
- Swoimi transferami pieniężnymi do krajów pochodzenia służą bardziej rozwojowi tych krajów i napływowi gotówki doń, niż wiecznie sępiące pieniądze na pomoc państwa europejskie, które w większości (z chlubnymi wyjątkami, z krajami nordyckimi na czele) nie są w stanie zrealizować zaleceń ONZ dot. przeznaczenia 0,7% PKB na pomoc rozwojową.
- UE ma w Warszawie siedzibę unijnej agencji Frontex, realizującej doktrynę "twierdzy Europa", odpowiedzialnej za śmierć, torturowanie bądź też przetrzymywanie w obozach dla uchodźców tysięcy ludzi, tonących w Morzu Śródziemnym przy próbie odmiany swojego życia na lepsze (jednocześnie Unia realizuje strategię "Globalnej Europy", wzmacniającej asymetrię w stosunkach handlowych na niekorzyść krajów, z których pochodzą imigranci), tkwiących w obozach np. w krajach Maghrebu w warunkach uwłaczających prawom człowieka.
- Jednocześnie trwa nagonka na rzekomych, czających się na każdym rogiem, fundamentalistów muzułmańskich, zapominając np., że Hamas, obok ewidentnie szkodliwej dla pokoju na Bliskim Wschodzie działalności antyizraelskiej jako jedna z nielicznych organizacji, w obliczu faktycznego uwiądu władz palestyńskich, realizowała na terenach Gazy i Zachodniego Brzegu jakąkolwiek znaczącą pomoc społeczną. Nieuznanie tego faktu prowadzi dziś do tego, że rodzą się tam jeszcze bardziej radykalne frakcje, a społeczeństwo, przez wiele lat dość mocno zsekularyzowane, dziś zwraca się ku religii. Tak samo zresztą w Iraku, tak samo na terenie "pasa biblijnego" w USA - to nie tylko problem islamu.
- Imigranci w Europie Zachodniej są różni, tak jak różne są społeczeństwa, które możemy nazwać "autochtonicznymi". Nie rozumiem, dlaczego stygmatyzować jedną grupę tylko dlatego, że pewna niewielka jej część ma swoją, radykalną interpretację religii, a np. uznawać za "normalne" i "europejskie" to, że co czwarta osoba z Austrii głosuje na partie ksenofobiczne? Badania z UK wskazują np., że w drugim-trzecim pokoleniu imigranckim poziom sekularyzacji zbliża się do "autochtonicznej", a muzułmanie mają wtedy np. tyle samo dzieci co Brytyjki i Brytyjczycy, więc argument demograficzny staje się nietrafiony - wystarczy odpowiednia polityka integracyjna, nie traktująca ich niczym ludzi drugiej kategorii.
- Warto przypomnieć też pewne liczby, dotyczące poziomu "problemów", z którymi się walczy. We Francji zakaz noszenia burek wymierzono przeciw, uwaga, ok. 300 dziewczętom, wobec których potrzebne były mediacje w najbardziej gorącym pod tym względem roku 1994 ("Nowa islamofobia" Geissera informuje, że potem podobnych sporów o chusty było już mniej) na ponad dwumilionową społeczność muzułmańską. W Szwajcarii jatkę wokół minaretów zrobiono, kiedy kraj ten zalał przerażający las 4 (słownie - czterech) minaretów, i to w sytuacji, kiedy szwajcarska społeczność uznawana jest za jedną z najbardziej zintegrowanych i umiarkowanych na kontynencie. Nie mam pojęcia, może ktoś mnie oświeci, w jaki sposób tego typu zakazy mają wpłynąć na to, że te wspólnoty religijne i etniczne mają zwiększyć soje zaufanie do państw, którym przysparzają PKB, zapewniają ich egzystencje, a traktowani są jak osoby (bo często nie obywatelki/obywatele) drugiej kategorii?
Przechodząc na grunt polski:
- W Warszawie społeczność muzułmańska to kilka, kilkanaście tysięcy osób, które mają pełne, konstytucyjne prawo wyznawania swojej wiary. I rozumie lokalne potrzeby, np. śpiewy muezzina nie będą denerwować mieszkańców Ochoty jak np. poranne dzwony kościelne, a będą słyszalne jedynie w meczecie.
- Protest organizują nie "zaniepokojeni obywatele", a front dość nieprzyjemnych, prawicowych frustratów, którzy oczywiście chcą się odcinać od radykalizmu, ale na swoich portalach dają dowody na swoją ksenofobię i straszenie Eurabią.
- Związek wyznaniowy, podejrzewany o radykalizm, ma swoje domy modlitwy w kilku miastach w Polsce, w jednym z nich, bodaj we Wrocławiu, szerzy nienawiść do obcych za pomocą tak wyrafinowanych narzędzi, jak organizowane w nich "dni chrześcijaństwa", służące nawiązaniu dialogu z lokalną wspólnotą.
- Wreszcie argument ekonomiczny - w wyniku zmian demograficznych nawet neoliberalna "Polska 2030" zauważa, że imigranci i imigrantki będą niezbędne/i w dłuższym okresie czasu dla podtrzymania spójności systemu zabezpieczeń socjalnych, nawet przy założeniu "wzrostu dzietności", poziomu zatrudnienia ludności produkcyjnej etc.
- Czeczenów kochaliśmy wtedy, kiedy bili Rosjan, teraz, kiedy sprawa przycichła, przestaliśmy traktować ich po ludzku. Raport "Social Watch 2009" wyraźnie wskazuje, że państwo polskie w zdecydowanie niedostateczny sposób pomaga imigrantkom i imigrantkom w integracji, nauce języka, umiejętności przydatnych na rynku pracy etc. Nie oczekujmy od ludzi że będą się integrować, jeśli nie wyciągniemy do nich pomocnej ręki, to tak samo naiwne jak hasło "dawajmy wędkę, a nie rybę", kiedy staw jest ogrodzony, a osoby otrzymujące owe wędki mają połamane ręce.
Walczymy o to, by kobiety miały pełne prawo nosić tak burkę, jak i koszulkę z odsłoniętym brzuchem, pod warunkiem, że jest to ich samodzielny wybór, a nie dyktat patriarchalnej czy seksistowskiej wspólnoty, i pod warunkiem, że jedna grupa nie narzuca swojego sposobu bycia drugiej. Od tego mamy państwo, by przestrzegania tych podstawowych dla liberalnej demokracji zasad przestrzegało. Nie możemy odmawiać dostępu do praw człowieka ludziom, tylko dlatego, że np. w Arabii Saudyjskiej nie ma swobody stawiania meczetów, bo doprowadzi nas to do sytuacji, kiedy mordowanie przez talibów porwanych w Pakistanie będzie dla nas fuj, a podtapianie domniemanych talibów w Guantanamo będzie cacy.
1 komentarz:
Meczet w Polsce - sprawa ciekawa i rozwojowa. Jednak z własnego doświadczenia, mając do czynienia z arabskimi imigrantami w Europie, nie mogę oprzeć się wrażeniu, jakby byli oni zniecierpliwieni i oburzeni faktem, że jeszcze nie ma zwyczaju oddawania im oszczędności i żon przez Europejczyków.
Prześlij komentarz