Nie tylko może, ale wręcz musi - jeśli rzecz jasna mamy sobie poradzić z problemami ekonomicznymi, społecznymi i ekologicznymi naszych czasów. Wystarczyło parę konferencji, na których pokazuje się Polskę jako wyspę gospodarczego wzrostu na tle reszty Europy, by pojawiły się opinie, że z kryzysu powoli wychodzimy. Nawet dobicie poziomu bezrobocia do 13% udało się przykryć zapewnieniem, że już za parę chwil będzie ono spadać. Prezydenckie prawybory w PO skutecznie odwróciły uwagę od protestów i strajków, związanych z problemami produkcyjnymi czy też niewypłacaniem wynagrodzeń. Problemy energetyczne, które w wyniku wieloletnich zaniedbań mogą wyniknąć lada chwila, załatwić ma droga elektrownia atomowa, która stanąć ma za kilka lat, blokując fundusze na poprawę efektywności energetycznej i odnawialne źródła energii.
W tak trudnych "warunkach terenowych" mówienie o zielonej modernizacji nie jest specjalnie cenione - o ile z kryzysu owszem, mamy wychodzić, o tyle przejście na zrównoważony rozwój nadal portretowane jest jako fanaberia, na którą możemy sobie pozwolić "w lepszych czasach". Nic to, że marnotrawienie energii zwiększa nasze uzależnienie od importu nieodnawialnych surowców energetycznych i jednocześnie obniża konkurencyjność gospodarki - a więc kategorię ponoć tak ważną dla Platformy Obywatelskiej - o tym zwyczajnie się nie mówi. Podobnie, jak o realnych możliwościach, jakie daje zazielenienie gospodarki, o których można wyczytać w najnowszej publikacji Green European Foundation "Sustainable Industrial Policy for Europe: Governing the Green Industrial Revolution". Stawia ona odważną, ale znajdującą potwierdzenie w rzeczywistości tezę - trwa właśnie trzecia, wielka rewolucja przemysłowa, zmieniająca oblicze gospodarki i rządzenia. Na dzień dzisiejszy rząd Donalda Tuska w ogóle nie zauważa tego procesu, nie mówiąc już o korzyściach, jakie można z niego mieć.
Sytuacja wygląda następująco - początek pierwszej rewolucji przemysłowej z przełomu XVIII i XIX dał paliwo rozwojowi burżuazji przemysłowej, upowszechnieniu się zasad demokracji liberalnej i nadał nowy impet rozwojowy krajom Europy Zachodniej. W II połowie XIX wieku na jaw zaczęły wychodzić zagrażające spójności społecznej koszty zewnętrzne nowego modelu produkcji, związane z fatalnymi warunkami pracy. Internalizacja zewnętrznych kosztów społecznych poprzez system zasiłków, ubezpieczeń i emerytur uratował życie gospodarce rynkowej i pozwolił jej na dalszą ekspansję, opierającą się na przechodzeniu od węgla w kierunku ropy i na rozwoju roli mediów. Po około stu latach okazało się, że także i temu modelowi czegoś brakuje, co dowodziła rosnąca degradacja środowiska i idąca za nim zniżka jakości życia, grożąca wręcz nieodwracalną dewastacją planety. Proces ten zaczął wyzwalać tendencje adaptacyjne - rozwój gospodarki opartej na wiedzy, odnawialnych źródeł energii, stopniowo kształtującego się międzynarodowego ładu prawnego, rozwoju społeczeństwa obywatelskiego.
Jak w całym tym procesie odnaleźć się ma przemysł? Do tej pory patrzył on na zieloną modernizację dość sceptycznie, niekiedy wręcz wrogo, powoli jednak - szczególnie w Europie - sam dostrzegać zaczyna ograniczenia dotychczasowych metod produkcji. Rosnące koszty i poziom zużycia surowców nieodnawialnych stawiają pod znakiem zapytania metodę business as usual. W takiej sytuacji zaczęto zastanawiać się, na ile narzędzia wykorzystywane przez zieloną ekonomię (makroekonomiczne, podatkowe, reguły konkurencji, strategie finansowania wdrażania nowych technologii) mogą zmniejszyć koszty działania przedsiębiorstw, szkodliwość ekologiczną produkcji i zapewnić rynek zbytu. Przykład ekologicznej reformy podatkowej i wprowadzenia podatku węglowego w zamian za obniżkę kosztów pracy pokazuje, że firma, której zwalniają się fundusze na adaptacje ekologiczną (które mogą być wsparte przez większe unijne wydatki na badania i rozwój) i która wykorzysta tę szansę, może w długofalowej perspektywie stać się bardziej konkurencyjna na rynku.
Oczywiście długofalowa, ekologiczna polityka przemysłowa musi balansować między środowiskiem, rachunkiem ekonomicznym a kwestiami społecznymi. Wymaga to realnego oszacowania korzyści związanych z nowymi, zielonymi miejscami pracy, kosztów, związanych z przekwalifikowaniem osób zmieniających pracę, a także odpowiedniego zaprojektowania podziału dochodów ze zmienionego systemu podatkowego, gwarantujących prawo do wysokiej jakości życia dla osób i niskich i średnich dochodach. Osoby ubogie, których ślad ekologiczny mógł być większy z powodu braku dostępu do bardziej ekologicznych źródeł energii, powinny mieć zagwarantowany dostęp do zielonego transportu czy funduszy na termorenowację budynków, w których żyją. Wszystkie te działania wymagają odejścia od dominacji ministerstw finansów w stronę współdziałania resortów ekonomicznych, społecznych i przemysłowych oraz organizacji pracodawców i związkowych. Polecam lekturę publikacji GEF każdej i każdemu, kto interesuje się, w jaki sposób tracimy szansę na dołączenie do grona państw, w których nowa rewolucja przemysłowa staje się rzeczywistością.
W tak trudnych "warunkach terenowych" mówienie o zielonej modernizacji nie jest specjalnie cenione - o ile z kryzysu owszem, mamy wychodzić, o tyle przejście na zrównoważony rozwój nadal portretowane jest jako fanaberia, na którą możemy sobie pozwolić "w lepszych czasach". Nic to, że marnotrawienie energii zwiększa nasze uzależnienie od importu nieodnawialnych surowców energetycznych i jednocześnie obniża konkurencyjność gospodarki - a więc kategorię ponoć tak ważną dla Platformy Obywatelskiej - o tym zwyczajnie się nie mówi. Podobnie, jak o realnych możliwościach, jakie daje zazielenienie gospodarki, o których można wyczytać w najnowszej publikacji Green European Foundation "Sustainable Industrial Policy for Europe: Governing the Green Industrial Revolution". Stawia ona odważną, ale znajdującą potwierdzenie w rzeczywistości tezę - trwa właśnie trzecia, wielka rewolucja przemysłowa, zmieniająca oblicze gospodarki i rządzenia. Na dzień dzisiejszy rząd Donalda Tuska w ogóle nie zauważa tego procesu, nie mówiąc już o korzyściach, jakie można z niego mieć.
Sytuacja wygląda następująco - początek pierwszej rewolucji przemysłowej z przełomu XVIII i XIX dał paliwo rozwojowi burżuazji przemysłowej, upowszechnieniu się zasad demokracji liberalnej i nadał nowy impet rozwojowy krajom Europy Zachodniej. W II połowie XIX wieku na jaw zaczęły wychodzić zagrażające spójności społecznej koszty zewnętrzne nowego modelu produkcji, związane z fatalnymi warunkami pracy. Internalizacja zewnętrznych kosztów społecznych poprzez system zasiłków, ubezpieczeń i emerytur uratował życie gospodarce rynkowej i pozwolił jej na dalszą ekspansję, opierającą się na przechodzeniu od węgla w kierunku ropy i na rozwoju roli mediów. Po około stu latach okazało się, że także i temu modelowi czegoś brakuje, co dowodziła rosnąca degradacja środowiska i idąca za nim zniżka jakości życia, grożąca wręcz nieodwracalną dewastacją planety. Proces ten zaczął wyzwalać tendencje adaptacyjne - rozwój gospodarki opartej na wiedzy, odnawialnych źródeł energii, stopniowo kształtującego się międzynarodowego ładu prawnego, rozwoju społeczeństwa obywatelskiego.
Jak w całym tym procesie odnaleźć się ma przemysł? Do tej pory patrzył on na zieloną modernizację dość sceptycznie, niekiedy wręcz wrogo, powoli jednak - szczególnie w Europie - sam dostrzegać zaczyna ograniczenia dotychczasowych metod produkcji. Rosnące koszty i poziom zużycia surowców nieodnawialnych stawiają pod znakiem zapytania metodę business as usual. W takiej sytuacji zaczęto zastanawiać się, na ile narzędzia wykorzystywane przez zieloną ekonomię (makroekonomiczne, podatkowe, reguły konkurencji, strategie finansowania wdrażania nowych technologii) mogą zmniejszyć koszty działania przedsiębiorstw, szkodliwość ekologiczną produkcji i zapewnić rynek zbytu. Przykład ekologicznej reformy podatkowej i wprowadzenia podatku węglowego w zamian za obniżkę kosztów pracy pokazuje, że firma, której zwalniają się fundusze na adaptacje ekologiczną (które mogą być wsparte przez większe unijne wydatki na badania i rozwój) i która wykorzysta tę szansę, może w długofalowej perspektywie stać się bardziej konkurencyjna na rynku.
Oczywiście długofalowa, ekologiczna polityka przemysłowa musi balansować między środowiskiem, rachunkiem ekonomicznym a kwestiami społecznymi. Wymaga to realnego oszacowania korzyści związanych z nowymi, zielonymi miejscami pracy, kosztów, związanych z przekwalifikowaniem osób zmieniających pracę, a także odpowiedniego zaprojektowania podziału dochodów ze zmienionego systemu podatkowego, gwarantujących prawo do wysokiej jakości życia dla osób i niskich i średnich dochodach. Osoby ubogie, których ślad ekologiczny mógł być większy z powodu braku dostępu do bardziej ekologicznych źródeł energii, powinny mieć zagwarantowany dostęp do zielonego transportu czy funduszy na termorenowację budynków, w których żyją. Wszystkie te działania wymagają odejścia od dominacji ministerstw finansów w stronę współdziałania resortów ekonomicznych, społecznych i przemysłowych oraz organizacji pracodawców i związkowych. Polecam lekturę publikacji GEF każdej i każdemu, kto interesuje się, w jaki sposób tracimy szansę na dołączenie do grona państw, w których nowa rewolucja przemysłowa staje się rzeczywistością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz