Z perspektywy XXI wieku bardzo łatwo jest ferować wyroki i oceniać twórczość sporej grupy rodzimych autorek i autorów jako konserwatywną. Z tego też punktu widzenia Bolesław Prus w jednej ze swoich powieści, „Emancypantkach”, prezentować ma „satyrę na fanfaronadę hałaśliwych feministek i ostrzeżenia przed zaniedbywaniem obowiązków macierzyńskich”. Wydaje się jednak, że zaprezentowany na kartach książki, panoramiczny obraz stosunków płciowych i społecznych II połowy XIX wieku nie da się tak łatwo zaszufladkować. Chociaż z naszego punktu widzenia nie widać zbyt wiele „emancypacyjnego” charakteru dzieła Prusa, to odczytanie go w kontekście epoki, w której był pisany, pozwala na ukazanie nieco bardziej złożonego charakteru wydanej początkowo w formie odcinkowej w „Kurierze Porannym” w latach 1890-1893 książki.
Niniejsza praca ma za zadanie pokazać, że „Emancypantki” są jednym z głosów w sprawie kobiecej, którego siła polega na obnażaniu pozornie oczywistych do tej pory elementów kontraktu płci, kwestionowanych i podmywanych przez główne postacie książki. Czas, w którym, jak mówi Zdzisław Brzeski, brat głównej bohaterki, „wszyscy młodzi mężczyźni są pozytywistami, a kobiety emancypantkami” jest również czasem dość wzmożonych zmian w dotychczasowym modelu relacji między płciami. Proces ten, słabo omawiany na szkolnych zajęciach z historii, ma wieloletnią historię. Dla zrozumienia zjawisk, z którymi mamy do czynienia na kartach „Emancypantek”, toczących się w latach 70. XIX wieku, potrzeba nam cofnąć się co najmniej do roku 1789 i do początku rewolucji francuskiej. Prezentacji wymaga polski kontekst ruchu kobiecego, jego specyfika i różnorodne, obierane przezeń strategie. Powieść Prusa da się również czytać przez pryzmat teorii feministycznych, związanych chociażby z koncepcją „braterskiej umowy społecznej” czy też ekonomii opieki. Wymienione wyżej zagadnienia postaram się zawrzeć w poniższej pracy.
Zaginione elementy układanki
Dominująca metoda badań historycznych, przez laty uznawana za jedyną pełnowartościową, skupiała się głównie na datach, przełomowych wydarzeniach i wielkich wodzach – w przeważającej części mężczyznach. Wraz z rozwojem myśli feministycznej, szczególnie od lat 60. XX wieku, projekty bardziej społecznego ujęcia zmian zachodzących w świecie, szczególnie z perspektywy kobiecej (herstory zamiast history) zaczęto kwestionować pewne dominujące sposoby myślenia o wydarzeniach, uważanych często za kamienie milowe mającego zachodzić w sposób liniowy postępu cywilizacyjnego. Monika Bobako w artykule na ten temat pokazuje, jak podejście do rewolucji francuskiej i następujących po niej rządów Napoleona ukształtowane było przez płeć. Pominięty zostało w nim punkt widzenia kobiet, dla których po latach większych swobód przyszła konserwatywna reakcja Kodeksu Napoleona. Jeszcze w 1791 roku Olimpia de Gouges, w proteście przeciwko nieprzyznaniu przez Zgromadzenie Narodowe praw wyborczych kobietom, mogła napisać swą „Deklarację praw kobiety i obywatelki”, podczas gdy w 2 lata później została ona ścięta, zaś w 1804 roku wprowadzony został Kodeks, stojący w rażącej sprzeczności z podnoszonymi przez nią postulatami zwiększenia praw politycznych kobiet. Dla mężczyzn miał on być potwierdzeniem upadku feudalizmu i zalegitymizowania nowoczesnego społeczeństwa burżuazyjnego, podczas gdy dla kobiet oznaczał on ich pełne poddanie męskim „głowom rodziny” poprzez m.in. odebranie im prawa dysponowania majątkiem, prawa do samodzielnego podejmowania czynności prawnych i zakaz dochodzenia ojcostwa nieślubnych dzieci.
Kodeks Napoleona był jednym z wielu praw, które przez cały XIX wiek ograniczały kobietom dostęp do przestrzeni życia publicznego w Europie. W późniejszych latach, wraz ze stopniowym udostępnianiem kolejnych zawodów kobietom, normą stawało się przyjmowanie legislacji, zakazującej urzędniczkom, na przykład pocztowym, zawierania związków małżeńskich. Jeśli pracownica złamała ten zakaz, była usuwana z pracy. Były one zmuszane do pracy po 12, 14 godzin dziennie, nie miały praw do urlopów zdrowotnych, traktowane były przez resztę załogi jako konkurencja, zabierająca miejsca pracy. Dopiero w roku 1895 kobiety mogły zacząć przysłuchiwać się wykładom na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie i Jagiellońskim w Krakowie. Nawet w czasach II Rzeczpospolitej zdarzały się skandale, takie jak przywołana w książce Sławomiry Walczewskiej sprawa Zofii Joteyko. Ta psycholożka i biolożka, która chciała objąć stanowisko na Uniwersytecie Warszawskim, usłyszała, że nie otrzyma katedry, „bo jest kobietą”. Nieprzypadkowo Ada Solska myśli wyjeździe w celach naukowych z Warszawy – nie mogła bowiem w inny sposób uzyskać wówczas wyższego wykształcenia.
Za najsilniejszą formację, mającą wpływ na formowanie się kwestii kobiecej na ziemiach polskich uznaje się Entuzjastki. To one zaczęły kwestionować dominujące w latach 40. XIX wieku role płciowe. Popłoch budziły ich bardziej „męskie” stroje, wychodzenie bez opiekuna, zamiłowanie do jazdy konnej czy palenia cygar – przyjemności do tej pory zarezerwowane dla mężczyzn. Był to spory skok jakościowy w porównaniu do pierwszych, nieśmiałych jeszcze prób wypromowania przez Klementynę Hoffmanową modelu edukacji dziewcząt, który nie byłby w całości skupiony na zadowalaniu przyszłych mężów. Chociaż same wpadły one w pułapkę uprzedzeń, odcinając się od bardziej wyzwolonych obyczajowo „sawantek” („moralny komponent” kwestii kobiecej był jej nieodzowną kwestią aż do wystąpienia Zofii Nałkowskiej na zjeździe kobiet w 1907 roku, kiedy zakwestionowała dotychczas promowany model „okiełznania seksualnego” mężczyzny, przeciwstawiając go wolnej miłości), to jednak od ich działalności emancypacja kobiet na dobre pojawiła się w publicznym dyskursie. Spory wpływ na wyższe warstwy społeczne miała twórczość Johna Stuarta Milla, który wraz ze swą żoną, Harriet Taylor, napisał przetłumaczony na polski po roku od angielskiej premiery (1869) traktat „O poddaństwie kobiet”.
Postępowa inteligencja nie mogła już zupełnie lekceważyć emancypacyjnych dążeń – rozpoczęła się za to poważna dyskusja na temat ich roli w dążeniach niepodległościowych, jak również strategii prezentowania swoich poglądów na zmianę społeczną. Sporą rolę odgrywała ówczesna prasa - „Bluszcz”, poruszający kwestię doli kobiet robotniczych „Świt” czy, w późniejszym okresie, przeniesiony z Lwowa „Ster”, były pismami, w których toczyła się debata na temat strategii ruchu feministycznego. W jego obrębie ścierały się różne tendencje, których echa znaleźć można w „Emancypantkach”, takie jak omówienie różnic między kobietami i mężczyznami. Jak zauważa w „Damach, rycerzach i feministkach” Sławomira Walczewska, wyodrębniło się pięć głównych przekonań w sprawie różnic płci: dowartościowujące kobiety, głoszące ich wyższość nad mężczyznami, dążące do „równości w różnorodności”, piętnujące aktualne „niewolnictwo kobiet” czy wręcz kwestionujące podział na płcie. Walczewska, a także Agnieszka Mrozik zwróciły uwagę na różnice ruchu kobiecego na ziemiach polskich w porównaniu do tendencji na Zachodzie. Tam skupiano się na podkreślaniu dążeń do równouprawnienia kobiet w życiu politycznym, prawnym i ekonomicznym, podczas gdy w zaborze austriackim, pruskim i rosyjskim znacznie wyraźniej akcentowano łączność kwestii kobiecej z narodowowyzwoleńczą oraz „uprawnienia” kobiet, dania praw politycznych (których pozbawieni też byli Polacy-mężczyźni, pozostający pod obcą władzą) „bez różnicy płci”. Polki zostały zdaniem Walczewskiej obywatelkami tuż przez zniknięciem I Rzeczpospolitej, kiedy nie mogły się już cieszyć uprawnieniami wynikającymi z tego tytułu, za to na ich barkach spoczął między innymi obowiązek wychowania patriotycznego dzieci i zachowania języka.
Teoretyczne odniesienia historii kobiet
Dwie spośród wielu odczytań losów kobiet na przestrzeni dziejów zdają się być przydatne w analizie „Emancypantek” Prusa. Lektura ta rozszerza dodatkowo ich znaczenie i uwrażliwia na możliwość istnienia innych wątków owych interpretacji. Pierwszą z nich jest zaprezentowana przez Carole Pateman „braterska umowa społeczna”. Amerykańska badaczka analizuje dziejowe reperkusje związane z oświeceniową wizją umowy społecznej, w praktyce przez długie lata pozostającej umową białych mężczyzn. Jej zdaniem, nowożytna wspólnota „demokratyczna” opiera się na modelu zabicia króla-ojca przez synów, związanych od tego czasu wspólną tajemnicą. Uwalniając się od zależności rodzicielskiej, podtrzymują one jako element swej władzy kontrolę nad małżonkami, pozbawione praw politycznych. Uznają oni swą władzę jako „naturalną” i nie podlegającą dyskusji, jako że tylko im przysługuje w tej koncepcji tytuł liberalnych „jednostek”. Wykluczenie ma tu symbolizować jedno z zawołań Rewolucji Francuskiej - „braterstwo”. Zależności te pomogła odkryć freudowska psychoanaliza i teza o pierwotnym ojcobójstwie jako podstawie współczesnej cywilizacji.
Teorię Pateman można uzupełnić o spostrzeżenie, że wspomniana wyżej teoria obywatelstwa bywa zinternalizowana i bardzo silnie bronione przez same kobiety. Przykładem takiego stanu rzeczy jest pobyt Magdaleny Brzeskiej w Iksinowie. Jeśli prześledzić dokładnie, kto przede wszystkim myśli o niej negatywnie po zorganizowaniu koncertu Stelli i Sataniella, to w wyliczance narratora spostrzegamy „kilka starszych pań”, w tym panie podsędkowa i rejentowa. „Braterska umowa społeczna” nie mogłaby funkcjonować, gdyby nie miała ona sojuszniczek w drugiej płci, które korzystały (zdobywając prestiż jako filantropki, animatorki życia kulturalnego lub chociażby strażniczki moralności) na takim, a nie innym podziale ról płciowych. Madzia dużo bardziej może liczyć na wyrozumiałość ojca, niż na szorstką matkę, łatwiej dającą wiarę w to, że jej warszawskie, „emancypacyjne” zachowania „budzą zgorszenie”. Wydaje się, że zachowań chętnych na związanie się z główną bohaterką mężczyzn, także z powodu ograniczeń objętościowych niniejszej pracy, nie ma co komentować. Niemal każde z ich działań w stosunku do niej – rozmowa, flirt, realizacja planów panny Brzeskiej, które odczytywała ona jako dobroduszność, okazywały się etapami służącymi zdobyciu nad nią władzy. Najbardziej jaskrawym przykładem jest tu wymuszony pocałunek Kazimierza Norskiego podczas przechadzki w parku – wtargnięcie w sferę prywatną Magdaleny było dla niej nie tylko nietaktem, ale wręcz pozbawieniem jej podmiotowości, uniemożliwiając ewentualną zmianę zdania w sprawie związania się ze Stefanem Solskim.
Inną ciekawą koncepcją do analizowania powieści Prusa, jak również szerzej – całej literatury okresu walki o emancypację kobiet – jest pojęcie „ekonomii opieki”. Stanowi ono wkład w teorię społeczną i ekonomiczną, wprowadzając w obręb myślenia o gospodarce perspektywę gospodarstwa domowego. Niepłatna praca domowa oraz wychowywanie potomstwa stanowi o obrębie tego podejścia element odrębnego sektora ekonomii – sektora społecznej reprodukcji. Do niedawna podział ról płciowych był wyraźny: mężczyźni wykonywali płatną pracę produkcyjną, kobiety zaś – darmową pracę domową. Choć aktualnie sytuacja, wraz z emancypacją i wejściem kobiet na rynek pracy płatnej uległa zmianie, nadal jednak w społecznym odbiorze większość prac domowych pozostaje domeną kobiet. Co więcej, zajęcia wykonywane przez nie w domu są dla androcentrycznego społeczeństwa traktowane jako „niewidzialne”, czemu towarzyszy przekonanie, że siedząc w domu, kobieta „nic nie robi”. Tymczasem, ze względu na kulturowe uwarunkowania, to właśnie kobiety swoim poświęceniem i troską umożliwiają funkcjonowanie „fabryki społecznej”, bowiem bez ich pracy nie byłoby możliwe przekazywanie kompetencji kulturowych i cywilizacyjnych:
„Gdyby kto wszedł do pokoju tej kobiety wówczas, gdy robiła wieczorny rachunek, gdyby zajrzał w jej mózg przepełniony gospodarskimi kombinacjami i w serce pełne trwogi, może pomyślałby: "O jakiż to nędzny los kobiety samodzielnej i w jak bezceremonialny sposób płeć zwana słabą jest wyzyskiwaną przez mężczyzn..." Ale ponieważ nikt nie robił rachunków z panią Burakowską i nikt nie widział jej zalęknionego serca, więc wyobrażano sobie, że damie tej jest rozkosznie na świecie.”
Fragment ten, poświęcony pani Burakowskiej, u której Madzia Brzeska wynajmowała pokój po odrzuceniu oświadczyn Solskiego, doskonale pokazuje społeczne pojmowanie „ekonomii opieki” - ponieważ nikt nie płaci jej za pilnowanie dyscypliny budżetowej własnego domostwa, pracę tę traktuje się jako „niewidzialną” i tym samym ignoruje się. Utożsamienie kobiet z troską, empatią i społeczną reprodukcją nieprzypadkowo przekładało się na to, które zawody jako pierwsze stanęły przed kobietami z klasy średniej otworem. Po powstaniu styczniowym i konfiskatach wielu majątków utrzymanie jako takiego poziomu życia usprawiedliwiało aktywność zawodową w dziedzinach „uspołecznionej opieki”, takich jak nauczycielstwo. Kobiety – guwernantki nie wykraczały poza role płciowe, bowiem kontynuowały przekazywanie modeli wychowawczych i kulturowych przypisanych wówczas swej płci, nie mogły także udzielać korepetycji chłopcom. Bardziej „niestandardowe” w stosunku do obowiązków domowych zawody obarczane były, jak już wspomniałem, obostrzeniami prawnymi, za którymi bardzo często szła społeczna anatema (na przykład kłopoty z przyjęciem do korporacji zawodowej). Często w zawodach takich narażone były na wyzysk połączony z niedocenianiem wykonywanej przez nie pracy. Zauważył to Kazimierz Norski w rozmowie z Madzią Brzeską:
„Spostrzegłem - mówił dalej - jeszcze drugą kwestię społeczną w naszym biurze. Pracuje tam w pokoikach jak najdalej odsuniętych od frontu kilka kobiet. Coś kleją, piszą, ekspediują, rachują... Czy ja wiem zresztą, co one robią?... Otóż jest rzecz ciekawa. Nasze koleżanki, jak to wiem od starszych urzędników, najwcześniej przychodzą, najpóźniej wychodzą z biura, pracują jak mrówki, są punktualne, potulne i - w ogóle są wzorowymi oficjalistami. Za to owe panie mają... daleko mniejsze pensje aniżeli ich poprzednicy, mężczyźni, i biorą na przykład piętnaście rubli zamiast trzydziestu albo dwadzieścia pięć zamiast czterdziestu.”
Płeć ma znaczenie
Jednym z większych problemów, jaki pojawia się wraz z rozwojem fabuły w książce, jest zupełne rozminięcie się komunikacyjne głównych bohaterów względem interpretacji zachodzących wydarzeń. Także i tu płeć i ówczesne role płciowe odgrywają istotną rolę. Magdalena Brzeska, młoda, dość łatwowierna kobieta, zostaje nazwana emancypantką, bo nie chce poddać się myśli o wyjściu za mąż, zajmuje ją za to usamodzielnienie się i zakładanie własnej pensji. Nie otrzymując wśród swych kompetencji kulturowych narzędzi, umożliwiających realizację własnych pragnień, spotyka się z niezrozumieniem. Ponieważ dominujący wówczas model kulturowy polegał bardziej na uznaniu kobiety jako „dożywotnio nieletniej”, przechodzącej od opieki rodzicielskiej w stronę władzy męża, realizacja pasji (mającej zresztą niewiele wspólnego z przemyślaną wewnętrznie emancypacją) staje się trudne, a wręcz niemożliwe. Zawołanie Madzi, że „nie jest emancypantką” nie jest przez nikogo z jej znajomych przyjęte do wiadomości.
Największy rozdźwięk między rzeczywistością a jej interpretacją pojawia się wtedy, gdy Stefan Solski rozpatruje powody odmowy małżeństwa przez pannę Brzeską. Łącząc w głowie fakty, półprawdy i plotki z Warszawy i Iksinowa, tworzy on na własne potrzeby wizję femme fatale, skupionej na pogoni za pieniędzmi i zaspokajaniem swych miłosnych zachcianek. W jego refleksji nie może pojawić się przekonanie o tym, że kobieta może chcieć być wolna, jedynym usprawiedliwieniem dla takiego zachowania musi być jej wina, niegodziwość, sprawiająca, że ma ona wyrzuty sumienia i nie chce wyjść za mąż za cnotliwego mężczyznę. Problem polega na tym, że plotki pod adresem Madzi nie miały nic wspólnego z rzeczywistością, zaś „cnotliwy mężczyzna” w wybuchu szału zabił własnego psa.
Problemu z dążeniem do samodzielności Brzeskiej nie rozumie nie tylko jej matka, ale też i największa przyjaciółka, Ada Solska. Madzia czuje, że jej świat nie jest tożsamy z doświadczeniami dziewczyny z małego miasta, zaczyna zresztą dostrzegać, że choć Ada jest dobroduszna, to wiele z jej działań (w szczególności dobroczynnych) podejmowanych jest pod wpływem impulsu, niemalże „z nudów”. Różnice pozycji między Solskimi a Brzeskimi najlepiej oddaje ojciec Madzi w liście, w którym utożsamia różnice majątkowe z moralnymi. To jeden z tych fragmentów „Emancypantek”, w którym na wierzch wychodzi analiza klasowa i związana z różnicami w habitusie między ludźmi z różnych warstw społecznych:
"Pytasz - mówił doktór w liście - jak uważam odrzucenie przez ciebie świetnej partii? Moja droga, najważniejszymi rzeczami, które łączą lub dzielą ludzi, są: wiara, wspólne lub różne sympatie i cele. A ponieważ te różnice moralne towarzyszą zazwyczaj różnicom majątkowym i stanowiskowym, więc - nigdy nie radziłbym kojarzyć się w małżeństwa ludziom, których stanowiska czy majątki zanadto oddzielają od siebie...(...)W rezultacie stało się najlepiej, jak się stało. Człowiek musi mieć troski i pracę, jak chleb i wodę, marnieje zaś wśród ciągłych rozrywek, jak zmarniałby karmiąc się wyłącznie cukierkami. A że masz zdrową duszę, więc instynkt odepchnął cię od tych pokus i stało się dobrze... "
W konstrukcji postaci możemy dostrzec także zróżnicowanie między podejściem do kwestii kobiecej. Wydaje się nieprzypadkowym, że najbardziej radykalną, jednocześnie cenioną za pracę dydaktyczną i lekceważoną za poglądy postacią jest tu kobieta o obco brzmiącym nazwisku – panna Howard. Jej ślub odczytuje się jako zdradę przekonań dotyczących mężczyzn i małżeństwa. To wygodna pozycja dla legitymizacji dotychczasowych stosunków społecznych, pozostająca jednak w sprzeczności z samymi słowami guwernantki. Ogólne przekonanie na temat roli i funkcji stosunku małżeńskiego nie musi oznaczać automatycznego jego odrzucenia w wypadku znalezienia osoby, która wyłamuje się ze schematu – czego dowodem wiele (często udanych) związków działaczek kobiecych. Udowadnianie Howard niespójności poglądów miałoby logiczny sens wtedy, gdyby Prus przedstawił ów związek jako powtórzenie stosunków dominacji przez nią krytykowanych, takich przesłanek jednak w tekście nie znajdziemy. Sama Howard zaznacza zresztą zawczasu, że mężczyzna przez nią wybrany jest jedynym, który mógłby ją skłonić do małżeństwa, zatem społeczny odbiór owego wydarzenia, kwestionujący jej wierność wobec głoszonych poglądów, zdaje się powielać wielowiekowe przekonanie, że słowo kobiety liczy się mniej od słowa mężczyzny. Mężczyźnie wybaczano wówczas znacznie większe niekonsekwencje (takie jak korzystanie z usług prostytutek i zarażanie żon chorobami wenerycznymi, na co szczególną uwagę zwracały emancypantki tamtego okresu), natomiast kobietom, poddanym większym rygorom społecznym, chciano udowadniać dwulicowość – tym bardziej ochoczo, im bardziej zabiegały one o zmiany w dominującym modelu kontraktu płci.
Jeśli, w obliczu zarysowanych wcześniej wątpliwości, Magdalenę Brzeską w ogóle traktować jako emancypantkę, to jej sposób działania symbolizować może ówczesny główny nurt polskiej myśli kobiecej. O ile u panny Howard pobrzmiewa feminizm zachodni, skupiający się wówczas na łączeniu praw kobiet z „dobrem społeczeństwa”, podkreślając indywidualistyczny język, o tyle młoda Brzeska realizuje model „uprawnienia”, a zatem tworzenia społeczeństwa „bez różnicy płci” w obowiązującej legislacji, w którym swobodnie mogłaby ona działać na polu edukacji lokalnej społeczności Iksinowa i pomagać w niwelowaniu wykluczenia społecznego i kulturalnego. Jak widać na kartach powieści, nawet ten „program minimum” budził spore opory w rodzinnych stronach Madzi, grożąc w pewnym momencie wykluczeniem z towarzyskiej elity miasteczka. Sztywne normy społeczne sprawiają, że Madzia trafia do klasztoru, co z dzisiejszej perspektywy wygląda na jeden z pierwszych przykładów wielokrotnie wspominanej przez Kingę Dunin, występującej w dyskursie publicznym w Polsce alternatywy „Bóg albo rynek”. Brzeska, nie odnajdując się u bogatych przyjaciół, nie znajdując zrozumienia dla własnej drogi życiowej, zwraca się w kierunku Kościoła. Wieńczące „Emancypantki” zdarzenie daje się wpisać we współczesny kontekst polityczny, związany z dyskusją na temat roli lewicy i klęski, jaką poniosła ona wobec odwrócenia się od nich ruchów społecznych, przechodzących na stronę populistycznej prawicy – przykładem przejęcie przez PiS ruchu kobiet walczących o przywrócenie Funduszu Alimentacyjnego. Dzisiejsza myśl społeczno – polityczna ma przed sobą do odrobienia olbrzymią lekcję lektury i reinterpretacji literatury XIX wieku, ale z powodu wykraczania przezeń z ram tematu niniejszej pracy problem ten jest przeze mnie jedynie naszkicowany.
Czy Prus był feministą?
Na tak postawione pytanie nie da się udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Zależy też, o co pytamy – czy o poglądy wyrażane przez samego autora, czy też o to, czy jego twórczość da się odczytać w sposób emancypacyjny. Jeśli chodzi nam o tę pierwszą kwestię, nieodmiennie należy ją rozpatrywać w kontekście przekonań panujących w epoce jego działania, co – jak mam nadzieję – uczyniłem. To prawda, że w momencie pisania poglądy na relacje płci, które wypowiada spora część bohaterów powieści są, delikatnie mówiąc, zachowawcze. Przekonania wygłaszane przez profesora Dębickiego, chociaż wartościujące pozytywnie społeczną rolę kobiet i wpisujące się w kontekst jednego z ówczesnych dyskursów emancypacyjnych („różne, ale równe”), pozostają wpisane przezeń w sferę rodzinną:
„Kobieta - mówił Dębicki - przede wszystkim jest i musi być matką. Jeżeli chce być czymś innym: mędrcem, za którym szeleści jedwabny ogon, reformatorem z obnażonymi ramionami, aniołem, który uszczęśliwia całą ludzkość, klejnotem domagającym się złotej oprawy, wówczas - wychodzi ze swej roli i kończy na potworności albo na błazeństwie. Dopiero gdy występuje w roli matki, a nawet wówczas, gdy dąży do tego celu, kobieta staje się siłą równą nam albo i wyższą od nas. Jeżeli cywilizacja jest godnym podziwu gmachem, kobieta jest wapnem, które spaja pojedyncze cegły i robi z nich masę jednolitą. Jeżeli ludzkość jest siecią, która wyławia ducha z natury, kobiety są w tej sieci węzłami. Jeżeli życie jest cudem, kobieta jest ołtarzem, na którym spełnia się cud.”
Także i ten fragment da się zinterpretować w szerszym kontekście. Dębicki stanowczo odpiera generalizacje Stefana Solskiego, traktujące kobiety i ich emancypację niemal jako źródło nieszczęść świata. W powyższym fragmencie docenia ich rolę w procesie reprodukcji społecznej (wspomnianą przeze mnie „ekonomię opieki”), by następnie poddać ostrej krytyce męskie dążenie do poddania kobiet kontroli:
„Kobieta nigdy nie należała, nie należy i należeć nie będzie do mężczyzny; nigdy nie będzie oddaną mu całkowicie, czego od niej wymagamy; nigdy nie będzie jego własnością. Kobieta i mężczyzna to dwa światy, jak Wenus i Mars, które widzą się nawzajem, ciążą ku sobie, ale nigdy się nie przenikną. Wenus dla Marsa nie opuści swej drogi ani kobieta dla mężczyzny nie wyrzeknie się swoich przeznaczeń. I jeżeli kobiety są czyjąś własnością, to bynajmniej nie naszą; one należą do swoich rzeczywistych czy możliwych potomków.”
Choć dziś tego typu twierdzenia trącą myszką, to jednak w II połowie XIX wieku mieściły się one jeszcze w zakresie dyskursu emancypacyjnego, chociaż nie należały już one do szczególnie radykalnych. Poświęcenie osobnej, sporej objętościowo i solidnej stylistycznie książki kwestii roli kobiet i ich losów, w dużej mierze zdeterminowanych przez ówczesną obyczajowość sprawia, że trudno uznać jej autora za obojętnego wobec tej cywilizacyjnej kwestii. Jeśli z kolei zdecydujemy się na postawienie jego postaci na boku i zajmiemy się głównie treścią „Emancypantek”, to dostrzeżemy w niej spory potencjał do krytycznej analizy ówczesnej rzeczywistości. Pojawiające się wątki nierówności płacowych, konwenansów, ograniczających kobietom prawo do samorealizacji, wreszcie społeczna konstrukcja płci i relacje między nimi, dalekie od równości i partnerstwa – wszystko to były problemy, z którymi borykał i boryka się ruch kobiecy. Tak wtedy, jak i dziś wielokrotnie słyszy on, także z ust rzekomo „postępowych” polityków i publicystów, że poruszane przezeń problemy są „kwestiami ubocznymi” wobec wielkich spraw. W II połowie XIX wieku była to głównie kwestia narodowa bądź klasowa. Złożoność i brak konkluzywności w twórczości Prusa daje szerokie pole do dalszych analiz literackich i interdyscyplinarnych – powyższa praca zarysowała kilka z wielu dostępnych ścieżek badań.
Bibliografia:
Józef Bachórz, Bolesław Prus, Wirtualna Biblioteka Literatury Polskiej.
Monika Bobako, Powrót kobiet do historii – niedokończony projekt?, Biblioteka Think Tanku Feministycznego, Warszawa 2009.
Grażyna Borkowska, Cudzoziemki. Studia o polskiej prozie kobiecej, Instytut Badań Literackich, Warszawa 1996.
Ewa Charkiewicz, Anna Zachorowska–Mazurkiewicz, Gender i ekonomia opieki, Fundacja Tomka Byry „Ekologia i sztuka”, Warszawa 2009.
Olimpia de Gouges, Deklaracja Praw Kobiety i Obywatelki. Forma kontraktu społecznego między mężczyzną a kobietą, Biuletyn OŚKi 2000 (11), Warszawa 2000.
Agnieszka Mrozik, Polski ruch kobiecy przełomu XIX i XX wieku a kontekst europejski i światowy, Wirtualne Muzeum Historii Kobiet, Fundacja Feminoteka, Warszawa 2008.
Carole Pateman, Nieporządek kobiet. Demokracja, feminizm i teoria polityczna, rozdz. 2 Braterska umowa społeczna, Polity Press 1989.
Bolesław Prus, Emancypantki, Polska Biblioteka Internetowa.
Sławomira Walczewska, Damy, rycerze i feministki, Wydawnictwo eFKa, Kraków 2000.
Wirtualne Muzeum Historii Kobiet, Fundacja Feminoteka, Warszawa 2008.
Niniejsza praca ma za zadanie pokazać, że „Emancypantki” są jednym z głosów w sprawie kobiecej, którego siła polega na obnażaniu pozornie oczywistych do tej pory elementów kontraktu płci, kwestionowanych i podmywanych przez główne postacie książki. Czas, w którym, jak mówi Zdzisław Brzeski, brat głównej bohaterki, „wszyscy młodzi mężczyźni są pozytywistami, a kobiety emancypantkami” jest również czasem dość wzmożonych zmian w dotychczasowym modelu relacji między płciami. Proces ten, słabo omawiany na szkolnych zajęciach z historii, ma wieloletnią historię. Dla zrozumienia zjawisk, z którymi mamy do czynienia na kartach „Emancypantek”, toczących się w latach 70. XIX wieku, potrzeba nam cofnąć się co najmniej do roku 1789 i do początku rewolucji francuskiej. Prezentacji wymaga polski kontekst ruchu kobiecego, jego specyfika i różnorodne, obierane przezeń strategie. Powieść Prusa da się również czytać przez pryzmat teorii feministycznych, związanych chociażby z koncepcją „braterskiej umowy społecznej” czy też ekonomii opieki. Wymienione wyżej zagadnienia postaram się zawrzeć w poniższej pracy.
Zaginione elementy układanki
Dominująca metoda badań historycznych, przez laty uznawana za jedyną pełnowartościową, skupiała się głównie na datach, przełomowych wydarzeniach i wielkich wodzach – w przeważającej części mężczyznach. Wraz z rozwojem myśli feministycznej, szczególnie od lat 60. XX wieku, projekty bardziej społecznego ujęcia zmian zachodzących w świecie, szczególnie z perspektywy kobiecej (herstory zamiast history) zaczęto kwestionować pewne dominujące sposoby myślenia o wydarzeniach, uważanych często za kamienie milowe mającego zachodzić w sposób liniowy postępu cywilizacyjnego. Monika Bobako w artykule na ten temat pokazuje, jak podejście do rewolucji francuskiej i następujących po niej rządów Napoleona ukształtowane było przez płeć. Pominięty zostało w nim punkt widzenia kobiet, dla których po latach większych swobód przyszła konserwatywna reakcja Kodeksu Napoleona. Jeszcze w 1791 roku Olimpia de Gouges, w proteście przeciwko nieprzyznaniu przez Zgromadzenie Narodowe praw wyborczych kobietom, mogła napisać swą „Deklarację praw kobiety i obywatelki”, podczas gdy w 2 lata później została ona ścięta, zaś w 1804 roku wprowadzony został Kodeks, stojący w rażącej sprzeczności z podnoszonymi przez nią postulatami zwiększenia praw politycznych kobiet. Dla mężczyzn miał on być potwierdzeniem upadku feudalizmu i zalegitymizowania nowoczesnego społeczeństwa burżuazyjnego, podczas gdy dla kobiet oznaczał on ich pełne poddanie męskim „głowom rodziny” poprzez m.in. odebranie im prawa dysponowania majątkiem, prawa do samodzielnego podejmowania czynności prawnych i zakaz dochodzenia ojcostwa nieślubnych dzieci.
Kodeks Napoleona był jednym z wielu praw, które przez cały XIX wiek ograniczały kobietom dostęp do przestrzeni życia publicznego w Europie. W późniejszych latach, wraz ze stopniowym udostępnianiem kolejnych zawodów kobietom, normą stawało się przyjmowanie legislacji, zakazującej urzędniczkom, na przykład pocztowym, zawierania związków małżeńskich. Jeśli pracownica złamała ten zakaz, była usuwana z pracy. Były one zmuszane do pracy po 12, 14 godzin dziennie, nie miały praw do urlopów zdrowotnych, traktowane były przez resztę załogi jako konkurencja, zabierająca miejsca pracy. Dopiero w roku 1895 kobiety mogły zacząć przysłuchiwać się wykładom na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie i Jagiellońskim w Krakowie. Nawet w czasach II Rzeczpospolitej zdarzały się skandale, takie jak przywołana w książce Sławomiry Walczewskiej sprawa Zofii Joteyko. Ta psycholożka i biolożka, która chciała objąć stanowisko na Uniwersytecie Warszawskim, usłyszała, że nie otrzyma katedry, „bo jest kobietą”. Nieprzypadkowo Ada Solska myśli wyjeździe w celach naukowych z Warszawy – nie mogła bowiem w inny sposób uzyskać wówczas wyższego wykształcenia.
Za najsilniejszą formację, mającą wpływ na formowanie się kwestii kobiecej na ziemiach polskich uznaje się Entuzjastki. To one zaczęły kwestionować dominujące w latach 40. XIX wieku role płciowe. Popłoch budziły ich bardziej „męskie” stroje, wychodzenie bez opiekuna, zamiłowanie do jazdy konnej czy palenia cygar – przyjemności do tej pory zarezerwowane dla mężczyzn. Był to spory skok jakościowy w porównaniu do pierwszych, nieśmiałych jeszcze prób wypromowania przez Klementynę Hoffmanową modelu edukacji dziewcząt, który nie byłby w całości skupiony na zadowalaniu przyszłych mężów. Chociaż same wpadły one w pułapkę uprzedzeń, odcinając się od bardziej wyzwolonych obyczajowo „sawantek” („moralny komponent” kwestii kobiecej był jej nieodzowną kwestią aż do wystąpienia Zofii Nałkowskiej na zjeździe kobiet w 1907 roku, kiedy zakwestionowała dotychczas promowany model „okiełznania seksualnego” mężczyzny, przeciwstawiając go wolnej miłości), to jednak od ich działalności emancypacja kobiet na dobre pojawiła się w publicznym dyskursie. Spory wpływ na wyższe warstwy społeczne miała twórczość Johna Stuarta Milla, który wraz ze swą żoną, Harriet Taylor, napisał przetłumaczony na polski po roku od angielskiej premiery (1869) traktat „O poddaństwie kobiet”.
Postępowa inteligencja nie mogła już zupełnie lekceważyć emancypacyjnych dążeń – rozpoczęła się za to poważna dyskusja na temat ich roli w dążeniach niepodległościowych, jak również strategii prezentowania swoich poglądów na zmianę społeczną. Sporą rolę odgrywała ówczesna prasa - „Bluszcz”, poruszający kwestię doli kobiet robotniczych „Świt” czy, w późniejszym okresie, przeniesiony z Lwowa „Ster”, były pismami, w których toczyła się debata na temat strategii ruchu feministycznego. W jego obrębie ścierały się różne tendencje, których echa znaleźć można w „Emancypantkach”, takie jak omówienie różnic między kobietami i mężczyznami. Jak zauważa w „Damach, rycerzach i feministkach” Sławomira Walczewska, wyodrębniło się pięć głównych przekonań w sprawie różnic płci: dowartościowujące kobiety, głoszące ich wyższość nad mężczyznami, dążące do „równości w różnorodności”, piętnujące aktualne „niewolnictwo kobiet” czy wręcz kwestionujące podział na płcie. Walczewska, a także Agnieszka Mrozik zwróciły uwagę na różnice ruchu kobiecego na ziemiach polskich w porównaniu do tendencji na Zachodzie. Tam skupiano się na podkreślaniu dążeń do równouprawnienia kobiet w życiu politycznym, prawnym i ekonomicznym, podczas gdy w zaborze austriackim, pruskim i rosyjskim znacznie wyraźniej akcentowano łączność kwestii kobiecej z narodowowyzwoleńczą oraz „uprawnienia” kobiet, dania praw politycznych (których pozbawieni też byli Polacy-mężczyźni, pozostający pod obcą władzą) „bez różnicy płci”. Polki zostały zdaniem Walczewskiej obywatelkami tuż przez zniknięciem I Rzeczpospolitej, kiedy nie mogły się już cieszyć uprawnieniami wynikającymi z tego tytułu, za to na ich barkach spoczął między innymi obowiązek wychowania patriotycznego dzieci i zachowania języka.
Teoretyczne odniesienia historii kobiet
Dwie spośród wielu odczytań losów kobiet na przestrzeni dziejów zdają się być przydatne w analizie „Emancypantek” Prusa. Lektura ta rozszerza dodatkowo ich znaczenie i uwrażliwia na możliwość istnienia innych wątków owych interpretacji. Pierwszą z nich jest zaprezentowana przez Carole Pateman „braterska umowa społeczna”. Amerykańska badaczka analizuje dziejowe reperkusje związane z oświeceniową wizją umowy społecznej, w praktyce przez długie lata pozostającej umową białych mężczyzn. Jej zdaniem, nowożytna wspólnota „demokratyczna” opiera się na modelu zabicia króla-ojca przez synów, związanych od tego czasu wspólną tajemnicą. Uwalniając się od zależności rodzicielskiej, podtrzymują one jako element swej władzy kontrolę nad małżonkami, pozbawione praw politycznych. Uznają oni swą władzę jako „naturalną” i nie podlegającą dyskusji, jako że tylko im przysługuje w tej koncepcji tytuł liberalnych „jednostek”. Wykluczenie ma tu symbolizować jedno z zawołań Rewolucji Francuskiej - „braterstwo”. Zależności te pomogła odkryć freudowska psychoanaliza i teza o pierwotnym ojcobójstwie jako podstawie współczesnej cywilizacji.
Teorię Pateman można uzupełnić o spostrzeżenie, że wspomniana wyżej teoria obywatelstwa bywa zinternalizowana i bardzo silnie bronione przez same kobiety. Przykładem takiego stanu rzeczy jest pobyt Magdaleny Brzeskiej w Iksinowie. Jeśli prześledzić dokładnie, kto przede wszystkim myśli o niej negatywnie po zorganizowaniu koncertu Stelli i Sataniella, to w wyliczance narratora spostrzegamy „kilka starszych pań”, w tym panie podsędkowa i rejentowa. „Braterska umowa społeczna” nie mogłaby funkcjonować, gdyby nie miała ona sojuszniczek w drugiej płci, które korzystały (zdobywając prestiż jako filantropki, animatorki życia kulturalnego lub chociażby strażniczki moralności) na takim, a nie innym podziale ról płciowych. Madzia dużo bardziej może liczyć na wyrozumiałość ojca, niż na szorstką matkę, łatwiej dającą wiarę w to, że jej warszawskie, „emancypacyjne” zachowania „budzą zgorszenie”. Wydaje się, że zachowań chętnych na związanie się z główną bohaterką mężczyzn, także z powodu ograniczeń objętościowych niniejszej pracy, nie ma co komentować. Niemal każde z ich działań w stosunku do niej – rozmowa, flirt, realizacja planów panny Brzeskiej, które odczytywała ona jako dobroduszność, okazywały się etapami służącymi zdobyciu nad nią władzy. Najbardziej jaskrawym przykładem jest tu wymuszony pocałunek Kazimierza Norskiego podczas przechadzki w parku – wtargnięcie w sferę prywatną Magdaleny było dla niej nie tylko nietaktem, ale wręcz pozbawieniem jej podmiotowości, uniemożliwiając ewentualną zmianę zdania w sprawie związania się ze Stefanem Solskim.
Inną ciekawą koncepcją do analizowania powieści Prusa, jak również szerzej – całej literatury okresu walki o emancypację kobiet – jest pojęcie „ekonomii opieki”. Stanowi ono wkład w teorię społeczną i ekonomiczną, wprowadzając w obręb myślenia o gospodarce perspektywę gospodarstwa domowego. Niepłatna praca domowa oraz wychowywanie potomstwa stanowi o obrębie tego podejścia element odrębnego sektora ekonomii – sektora społecznej reprodukcji. Do niedawna podział ról płciowych był wyraźny: mężczyźni wykonywali płatną pracę produkcyjną, kobiety zaś – darmową pracę domową. Choć aktualnie sytuacja, wraz z emancypacją i wejściem kobiet na rynek pracy płatnej uległa zmianie, nadal jednak w społecznym odbiorze większość prac domowych pozostaje domeną kobiet. Co więcej, zajęcia wykonywane przez nie w domu są dla androcentrycznego społeczeństwa traktowane jako „niewidzialne”, czemu towarzyszy przekonanie, że siedząc w domu, kobieta „nic nie robi”. Tymczasem, ze względu na kulturowe uwarunkowania, to właśnie kobiety swoim poświęceniem i troską umożliwiają funkcjonowanie „fabryki społecznej”, bowiem bez ich pracy nie byłoby możliwe przekazywanie kompetencji kulturowych i cywilizacyjnych:
„Gdyby kto wszedł do pokoju tej kobiety wówczas, gdy robiła wieczorny rachunek, gdyby zajrzał w jej mózg przepełniony gospodarskimi kombinacjami i w serce pełne trwogi, może pomyślałby: "O jakiż to nędzny los kobiety samodzielnej i w jak bezceremonialny sposób płeć zwana słabą jest wyzyskiwaną przez mężczyzn..." Ale ponieważ nikt nie robił rachunków z panią Burakowską i nikt nie widział jej zalęknionego serca, więc wyobrażano sobie, że damie tej jest rozkosznie na świecie.”
Fragment ten, poświęcony pani Burakowskiej, u której Madzia Brzeska wynajmowała pokój po odrzuceniu oświadczyn Solskiego, doskonale pokazuje społeczne pojmowanie „ekonomii opieki” - ponieważ nikt nie płaci jej za pilnowanie dyscypliny budżetowej własnego domostwa, pracę tę traktuje się jako „niewidzialną” i tym samym ignoruje się. Utożsamienie kobiet z troską, empatią i społeczną reprodukcją nieprzypadkowo przekładało się na to, które zawody jako pierwsze stanęły przed kobietami z klasy średniej otworem. Po powstaniu styczniowym i konfiskatach wielu majątków utrzymanie jako takiego poziomu życia usprawiedliwiało aktywność zawodową w dziedzinach „uspołecznionej opieki”, takich jak nauczycielstwo. Kobiety – guwernantki nie wykraczały poza role płciowe, bowiem kontynuowały przekazywanie modeli wychowawczych i kulturowych przypisanych wówczas swej płci, nie mogły także udzielać korepetycji chłopcom. Bardziej „niestandardowe” w stosunku do obowiązków domowych zawody obarczane były, jak już wspomniałem, obostrzeniami prawnymi, za którymi bardzo często szła społeczna anatema (na przykład kłopoty z przyjęciem do korporacji zawodowej). Często w zawodach takich narażone były na wyzysk połączony z niedocenianiem wykonywanej przez nie pracy. Zauważył to Kazimierz Norski w rozmowie z Madzią Brzeską:
„Spostrzegłem - mówił dalej - jeszcze drugą kwestię społeczną w naszym biurze. Pracuje tam w pokoikach jak najdalej odsuniętych od frontu kilka kobiet. Coś kleją, piszą, ekspediują, rachują... Czy ja wiem zresztą, co one robią?... Otóż jest rzecz ciekawa. Nasze koleżanki, jak to wiem od starszych urzędników, najwcześniej przychodzą, najpóźniej wychodzą z biura, pracują jak mrówki, są punktualne, potulne i - w ogóle są wzorowymi oficjalistami. Za to owe panie mają... daleko mniejsze pensje aniżeli ich poprzednicy, mężczyźni, i biorą na przykład piętnaście rubli zamiast trzydziestu albo dwadzieścia pięć zamiast czterdziestu.”
Płeć ma znaczenie
Jednym z większych problemów, jaki pojawia się wraz z rozwojem fabuły w książce, jest zupełne rozminięcie się komunikacyjne głównych bohaterów względem interpretacji zachodzących wydarzeń. Także i tu płeć i ówczesne role płciowe odgrywają istotną rolę. Magdalena Brzeska, młoda, dość łatwowierna kobieta, zostaje nazwana emancypantką, bo nie chce poddać się myśli o wyjściu za mąż, zajmuje ją za to usamodzielnienie się i zakładanie własnej pensji. Nie otrzymując wśród swych kompetencji kulturowych narzędzi, umożliwiających realizację własnych pragnień, spotyka się z niezrozumieniem. Ponieważ dominujący wówczas model kulturowy polegał bardziej na uznaniu kobiety jako „dożywotnio nieletniej”, przechodzącej od opieki rodzicielskiej w stronę władzy męża, realizacja pasji (mającej zresztą niewiele wspólnego z przemyślaną wewnętrznie emancypacją) staje się trudne, a wręcz niemożliwe. Zawołanie Madzi, że „nie jest emancypantką” nie jest przez nikogo z jej znajomych przyjęte do wiadomości.
Największy rozdźwięk między rzeczywistością a jej interpretacją pojawia się wtedy, gdy Stefan Solski rozpatruje powody odmowy małżeństwa przez pannę Brzeską. Łącząc w głowie fakty, półprawdy i plotki z Warszawy i Iksinowa, tworzy on na własne potrzeby wizję femme fatale, skupionej na pogoni za pieniędzmi i zaspokajaniem swych miłosnych zachcianek. W jego refleksji nie może pojawić się przekonanie o tym, że kobieta może chcieć być wolna, jedynym usprawiedliwieniem dla takiego zachowania musi być jej wina, niegodziwość, sprawiająca, że ma ona wyrzuty sumienia i nie chce wyjść za mąż za cnotliwego mężczyznę. Problem polega na tym, że plotki pod adresem Madzi nie miały nic wspólnego z rzeczywistością, zaś „cnotliwy mężczyzna” w wybuchu szału zabił własnego psa.
Problemu z dążeniem do samodzielności Brzeskiej nie rozumie nie tylko jej matka, ale też i największa przyjaciółka, Ada Solska. Madzia czuje, że jej świat nie jest tożsamy z doświadczeniami dziewczyny z małego miasta, zaczyna zresztą dostrzegać, że choć Ada jest dobroduszna, to wiele z jej działań (w szczególności dobroczynnych) podejmowanych jest pod wpływem impulsu, niemalże „z nudów”. Różnice pozycji między Solskimi a Brzeskimi najlepiej oddaje ojciec Madzi w liście, w którym utożsamia różnice majątkowe z moralnymi. To jeden z tych fragmentów „Emancypantek”, w którym na wierzch wychodzi analiza klasowa i związana z różnicami w habitusie między ludźmi z różnych warstw społecznych:
"Pytasz - mówił doktór w liście - jak uważam odrzucenie przez ciebie świetnej partii? Moja droga, najważniejszymi rzeczami, które łączą lub dzielą ludzi, są: wiara, wspólne lub różne sympatie i cele. A ponieważ te różnice moralne towarzyszą zazwyczaj różnicom majątkowym i stanowiskowym, więc - nigdy nie radziłbym kojarzyć się w małżeństwa ludziom, których stanowiska czy majątki zanadto oddzielają od siebie...(...)W rezultacie stało się najlepiej, jak się stało. Człowiek musi mieć troski i pracę, jak chleb i wodę, marnieje zaś wśród ciągłych rozrywek, jak zmarniałby karmiąc się wyłącznie cukierkami. A że masz zdrową duszę, więc instynkt odepchnął cię od tych pokus i stało się dobrze... "
W konstrukcji postaci możemy dostrzec także zróżnicowanie między podejściem do kwestii kobiecej. Wydaje się nieprzypadkowym, że najbardziej radykalną, jednocześnie cenioną za pracę dydaktyczną i lekceważoną za poglądy postacią jest tu kobieta o obco brzmiącym nazwisku – panna Howard. Jej ślub odczytuje się jako zdradę przekonań dotyczących mężczyzn i małżeństwa. To wygodna pozycja dla legitymizacji dotychczasowych stosunków społecznych, pozostająca jednak w sprzeczności z samymi słowami guwernantki. Ogólne przekonanie na temat roli i funkcji stosunku małżeńskiego nie musi oznaczać automatycznego jego odrzucenia w wypadku znalezienia osoby, która wyłamuje się ze schematu – czego dowodem wiele (często udanych) związków działaczek kobiecych. Udowadnianie Howard niespójności poglądów miałoby logiczny sens wtedy, gdyby Prus przedstawił ów związek jako powtórzenie stosunków dominacji przez nią krytykowanych, takich przesłanek jednak w tekście nie znajdziemy. Sama Howard zaznacza zresztą zawczasu, że mężczyzna przez nią wybrany jest jedynym, który mógłby ją skłonić do małżeństwa, zatem społeczny odbiór owego wydarzenia, kwestionujący jej wierność wobec głoszonych poglądów, zdaje się powielać wielowiekowe przekonanie, że słowo kobiety liczy się mniej od słowa mężczyzny. Mężczyźnie wybaczano wówczas znacznie większe niekonsekwencje (takie jak korzystanie z usług prostytutek i zarażanie żon chorobami wenerycznymi, na co szczególną uwagę zwracały emancypantki tamtego okresu), natomiast kobietom, poddanym większym rygorom społecznym, chciano udowadniać dwulicowość – tym bardziej ochoczo, im bardziej zabiegały one o zmiany w dominującym modelu kontraktu płci.
Jeśli, w obliczu zarysowanych wcześniej wątpliwości, Magdalenę Brzeską w ogóle traktować jako emancypantkę, to jej sposób działania symbolizować może ówczesny główny nurt polskiej myśli kobiecej. O ile u panny Howard pobrzmiewa feminizm zachodni, skupiający się wówczas na łączeniu praw kobiet z „dobrem społeczeństwa”, podkreślając indywidualistyczny język, o tyle młoda Brzeska realizuje model „uprawnienia”, a zatem tworzenia społeczeństwa „bez różnicy płci” w obowiązującej legislacji, w którym swobodnie mogłaby ona działać na polu edukacji lokalnej społeczności Iksinowa i pomagać w niwelowaniu wykluczenia społecznego i kulturalnego. Jak widać na kartach powieści, nawet ten „program minimum” budził spore opory w rodzinnych stronach Madzi, grożąc w pewnym momencie wykluczeniem z towarzyskiej elity miasteczka. Sztywne normy społeczne sprawiają, że Madzia trafia do klasztoru, co z dzisiejszej perspektywy wygląda na jeden z pierwszych przykładów wielokrotnie wspominanej przez Kingę Dunin, występującej w dyskursie publicznym w Polsce alternatywy „Bóg albo rynek”. Brzeska, nie odnajdując się u bogatych przyjaciół, nie znajdując zrozumienia dla własnej drogi życiowej, zwraca się w kierunku Kościoła. Wieńczące „Emancypantki” zdarzenie daje się wpisać we współczesny kontekst polityczny, związany z dyskusją na temat roli lewicy i klęski, jaką poniosła ona wobec odwrócenia się od nich ruchów społecznych, przechodzących na stronę populistycznej prawicy – przykładem przejęcie przez PiS ruchu kobiet walczących o przywrócenie Funduszu Alimentacyjnego. Dzisiejsza myśl społeczno – polityczna ma przed sobą do odrobienia olbrzymią lekcję lektury i reinterpretacji literatury XIX wieku, ale z powodu wykraczania przezeń z ram tematu niniejszej pracy problem ten jest przeze mnie jedynie naszkicowany.
Czy Prus był feministą?
Na tak postawione pytanie nie da się udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Zależy też, o co pytamy – czy o poglądy wyrażane przez samego autora, czy też o to, czy jego twórczość da się odczytać w sposób emancypacyjny. Jeśli chodzi nam o tę pierwszą kwestię, nieodmiennie należy ją rozpatrywać w kontekście przekonań panujących w epoce jego działania, co – jak mam nadzieję – uczyniłem. To prawda, że w momencie pisania poglądy na relacje płci, które wypowiada spora część bohaterów powieści są, delikatnie mówiąc, zachowawcze. Przekonania wygłaszane przez profesora Dębickiego, chociaż wartościujące pozytywnie społeczną rolę kobiet i wpisujące się w kontekst jednego z ówczesnych dyskursów emancypacyjnych („różne, ale równe”), pozostają wpisane przezeń w sferę rodzinną:
„Kobieta - mówił Dębicki - przede wszystkim jest i musi być matką. Jeżeli chce być czymś innym: mędrcem, za którym szeleści jedwabny ogon, reformatorem z obnażonymi ramionami, aniołem, który uszczęśliwia całą ludzkość, klejnotem domagającym się złotej oprawy, wówczas - wychodzi ze swej roli i kończy na potworności albo na błazeństwie. Dopiero gdy występuje w roli matki, a nawet wówczas, gdy dąży do tego celu, kobieta staje się siłą równą nam albo i wyższą od nas. Jeżeli cywilizacja jest godnym podziwu gmachem, kobieta jest wapnem, które spaja pojedyncze cegły i robi z nich masę jednolitą. Jeżeli ludzkość jest siecią, która wyławia ducha z natury, kobiety są w tej sieci węzłami. Jeżeli życie jest cudem, kobieta jest ołtarzem, na którym spełnia się cud.”
Także i ten fragment da się zinterpretować w szerszym kontekście. Dębicki stanowczo odpiera generalizacje Stefana Solskiego, traktujące kobiety i ich emancypację niemal jako źródło nieszczęść świata. W powyższym fragmencie docenia ich rolę w procesie reprodukcji społecznej (wspomnianą przeze mnie „ekonomię opieki”), by następnie poddać ostrej krytyce męskie dążenie do poddania kobiet kontroli:
„Kobieta nigdy nie należała, nie należy i należeć nie będzie do mężczyzny; nigdy nie będzie oddaną mu całkowicie, czego od niej wymagamy; nigdy nie będzie jego własnością. Kobieta i mężczyzna to dwa światy, jak Wenus i Mars, które widzą się nawzajem, ciążą ku sobie, ale nigdy się nie przenikną. Wenus dla Marsa nie opuści swej drogi ani kobieta dla mężczyzny nie wyrzeknie się swoich przeznaczeń. I jeżeli kobiety są czyjąś własnością, to bynajmniej nie naszą; one należą do swoich rzeczywistych czy możliwych potomków.”
Choć dziś tego typu twierdzenia trącą myszką, to jednak w II połowie XIX wieku mieściły się one jeszcze w zakresie dyskursu emancypacyjnego, chociaż nie należały już one do szczególnie radykalnych. Poświęcenie osobnej, sporej objętościowo i solidnej stylistycznie książki kwestii roli kobiet i ich losów, w dużej mierze zdeterminowanych przez ówczesną obyczajowość sprawia, że trudno uznać jej autora za obojętnego wobec tej cywilizacyjnej kwestii. Jeśli z kolei zdecydujemy się na postawienie jego postaci na boku i zajmiemy się głównie treścią „Emancypantek”, to dostrzeżemy w niej spory potencjał do krytycznej analizy ówczesnej rzeczywistości. Pojawiające się wątki nierówności płacowych, konwenansów, ograniczających kobietom prawo do samorealizacji, wreszcie społeczna konstrukcja płci i relacje między nimi, dalekie od równości i partnerstwa – wszystko to były problemy, z którymi borykał i boryka się ruch kobiecy. Tak wtedy, jak i dziś wielokrotnie słyszy on, także z ust rzekomo „postępowych” polityków i publicystów, że poruszane przezeń problemy są „kwestiami ubocznymi” wobec wielkich spraw. W II połowie XIX wieku była to głównie kwestia narodowa bądź klasowa. Złożoność i brak konkluzywności w twórczości Prusa daje szerokie pole do dalszych analiz literackich i interdyscyplinarnych – powyższa praca zarysowała kilka z wielu dostępnych ścieżek badań.
Bibliografia:
Józef Bachórz, Bolesław Prus, Wirtualna Biblioteka Literatury Polskiej.
Monika Bobako, Powrót kobiet do historii – niedokończony projekt?, Biblioteka Think Tanku Feministycznego, Warszawa 2009.
Grażyna Borkowska, Cudzoziemki. Studia o polskiej prozie kobiecej, Instytut Badań Literackich, Warszawa 1996.
Ewa Charkiewicz, Anna Zachorowska–Mazurkiewicz, Gender i ekonomia opieki, Fundacja Tomka Byry „Ekologia i sztuka”, Warszawa 2009.
Olimpia de Gouges, Deklaracja Praw Kobiety i Obywatelki. Forma kontraktu społecznego między mężczyzną a kobietą, Biuletyn OŚKi 2000 (11), Warszawa 2000.
Agnieszka Mrozik, Polski ruch kobiecy przełomu XIX i XX wieku a kontekst europejski i światowy, Wirtualne Muzeum Historii Kobiet, Fundacja Feminoteka, Warszawa 2008.
Carole Pateman, Nieporządek kobiet. Demokracja, feminizm i teoria polityczna, rozdz. 2 Braterska umowa społeczna, Polity Press 1989.
Bolesław Prus, Emancypantki, Polska Biblioteka Internetowa.
Sławomira Walczewska, Damy, rycerze i feministki, Wydawnictwo eFKa, Kraków 2000.
Wirtualne Muzeum Historii Kobiet, Fundacja Feminoteka, Warszawa 2008.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz