Powoli przygotowuję się do pisania nieco dłuższego od standardowej notki na blogu - i chyba również nieco bardziej złożonego - artykułu na temat sytuacji kobiet na polskim rynku pracy po roku 1989. Wymaga to nieco skupienia, czytania mnóstwa publikacji i wyciągania z nich odpowiednich danych i wniosków dotyczących aktualnej sytuacji. Na dobrą sprawę powinienem się zamknąć w domu albo w bibliotece i nie robić nic poza lekturą. Tak łatwo jednak nie jest i tajniki pracy kobiet - zarówno tej płatnej, jak i niepłatnej - poznaję bądź to w drodze na lub w drodze z praktyk, ewentualnie czytam raporty na swoim komputerze. Jeśli są one długie i po angielsku, to poziom zmęczenia przy samym końcu lektury jest nie do zniesienia. Ktoś jednak poznawać rzeczywistość i dawać świadectwo musi, zatem miast narzekać wolę po prostu streścić najciekawsze urywki jednego z materiałów źródłowych.
"Women on the Labour Market: Today and in the Future" to publikacja praskiego instytutu Gender Studies, rzecz jasna dostępna do przeczytania w Internecie. Nieco wysiłku trzeba włożyć w przeczytanie drobnych literek raportu, sama lektura jest jednak intelektualnie jak najbardziej satysfakcjonująca. Mijałoby się z celem streszczanie każdego z artykułów - lepiej skupić się na kilku najbardziej interesujących kwestiach, o których do tej pory niewiele na Zielonej Warszawie pisałem. Taką kwestią jest na przykład problem związków zawodowych i ich roli w walce z dyskryminacją w miejscu pracy. Wydawać by się mogło, że nie ma tematu bardziej "pracowniczego" niż problemy w rodzaju nierównej płacy za tę samą pracę w zależności od płci, molestowanie seksualne czy też czas pracy. Okazuje się jednak - co udowadnia w swym tekście Jasna Petrovic, że nadal tego typu kwestie nie znajdują dostatecznego zrozumienia w organizacjach pracowniczych. Autorka tekstu nt. maskulinizacji związków nie krytykuje ich z pozycji neoliberalnych - wręcz przeciwnie, uważa je za niezbędne ogniwo rzeczywistego dialogu społecznego. Tymczasem ponad 30% związkowców w Czechach uważa, że kwestie dyskryminacji nie leżą w gestii działalności organizacji związkowej, a zjawisko to przybiera na rozmiarze w krajach takich jak Ukraina (58,3%) czy Bułgaria (69%).
Słaby udział kobiet w ruchu związkowym, szczególnie na wyższych stanowiskach, wpływa negatywnie na to, jakimi kwestiami organizacje pracownicze się interesują. Choć wskaźnik feminizacji rośnie, to nadal tradycyjne przekonania dotyczące męskich i żeńskich ról płciowych utrudniają prowadzenie emancypacyjnej polityki pracowniczej. Przykładem takiej sytuacji jest niewielka obecność wśród uzgodnień w obrębie negocjacji zbiorowych gestii godzenia życia zawodowego i prywatnego. Mężczyźni nie uznają, by był to problem, który ich dotyczy, zaś jeśli o kobiety chodzi to traktuje się często ich pracę jako swoistą "nakładkę" - luksus, który nie powinien jej przysłaniać podstawowego obowiązku, jakim jest opieka nad dzieckiem. Takie krzywdzące uogólnienia sprawiają, że 71,5% respondentek w sondażu przeprowadzonym w krajach postkomunistycznych stwierdziło, że w ich miejscach pracy nie ma infrastruktury służącej opiece nad dziećmi, 47,5% zaś - że w obrębie umów zbiorowych nie ma jakichkolwiek zapisów, służących godzeniu pracy i życia (dalsze 36,1% kobiet stwierdziło, że nic na ten temat nie wie).
Bardzo interesujące jest przyjrzenie się polskiej specyfice, wyłaniającej się z badań ITUC. Okazuje się, że kobiety w naszym kraju w największym stopniu po Gruzji stwierdziły, że w przedsiębiorstwach, w których pracują, istnieją zapisy antydyskryminacyjne (46,9%), większa od średniej z 24 badanych krajów jest też ilość kobiet będących świadkiniami objawów molestowania seksualnego w miejscu pracy czy też niestosownych pytań dotyczących wyglądu czy też prywatnego życia. Za najbardziej dyskryminujące miejsca pracy Polki uznają te w małych i średnich przedsiębiorstwach, chociaż w przeciwieństwie do średniej czują się również niedobrze w większych firmach i w instytucjach publicznych, podczas gdy te ostatnie, jeśli spojrzeć na średnią, lokują się zdecydowanie w dolnych partiach dyskryminacyjnej drabiny na terenach postkomunistycznych.
Jak widać, związki zawodowe mają czym się zajmować. Pomijanie tego typu kwestii grozi im przekształceniem się w rachityczne struktury, w żaden sposób nie odpowiadające na potrzeby pracownic i pracowników w XXI wieku. Na chwilę obecną poziom zadowolenia z ich działalności to nieco ponad 36% w skali 24 krajów, podczas gdy niezadowolenie deklaruje niemal 21% pytanych, reszta zaś sądzi, że mogą lepiej spełniać swoją rolę. Skoro nadal niecała połowa działaczek i działaczy związkowych stwierdza, że ich organizacja ma jakikolwiek dokument antydyskryminacyjny na dowolnym szczeblu, to faktycznie - nie tylko lepiej być może, ale wręcz trzeba poprawić tę sytuację. Także dla dobra kobiet, które pragną realizować się zgodnie z własnymi marzeniami, i które coraz rzadziej zadowalają się spychaniem do domowego ogniska czy na słabiej płatne pozycje na rynku pracy.
W pamięci wyrył mi się także tekst ostatni, w którym Heike Jensen pisze na temat roli płci w społeczeństwie informacyjnym. Całkiem przekonująco pokazuje, że przemiany technologiczne wcale nie muszą same z siebie prowadzić do końca dyskryminacji kobiet - wręcz przeciwnie, wdrażanie ich w formie neoliberalnej prowadzi do wykluczeń już nie tylko w stosunkach pracy w obrębie pojedynczego kraju, ale i całego świata. Mechanizacja sprawia, że ubywa miejsc pracy w słabiej płatnych, sfeminizowanych sektorach. Jednocześnie dominujący etos w obrębie społeczeństwa wiedzy, jak i poszczególne zawody są zdominowane przez mężczyzn, często nieprzychylnie reagujących na ekspansję kobiet w ich obrębie. Słowa Jensen zdają się potwierdzać moje osobiste doświadczenia - na przełomie wieków pasjami zaczytywałem się w pewnym miesięczniku poświęconym grom komputerowym. W rubryce listowej dwójka redaktorów dość regularnie musiała tłumaczyć męskim czytelnikom, że nie ma niczego złego w grających kobietach, dziewczynach graczy etc. Również i w tym światku współczesne technologie ścierają się z płciowymi stereotypami, co nie wróży samoistnego rozwiązania tego typu kwestii.
Polecić można i inne teksty - na przykład na temat dyskursu genderowego w słowackich mediach, które często pokazywały kobiety na rynku pracy w perspektywie konieczności ich dostosowania się do męskiego świata pracy. Ewa Lisowska w swej analizie sytuacji przynosi nieco dobrych wiadomości - w krajach Europy Środkowo-Wschodniej powoli zmniejsza się gender pay gap, a więc różnica między zarobkami kobiet i mężczyzn za tę samą pracę. Omówiona jest też pokrótce koncepcja flexicurity, a więc zapewnienia równowagi między elastycznością pracownika/pracownicy a jego/jej bezpieczeństwem socjalnym, a także wpływ urlopów rodzicielskich na sytuację kobiet. Długotrwałe wypadnięcie z rynku pracy, szczególnie w sektorach, w których występuje sporo zmian i innowacji, poważnie utrudnia powrót matkom, podobnie jak brak obligatoryjnego urlopu tacierzyńskiego stawia je na słabszej pozycji, jednocześnie utrwalając stereotypy genderowe. Lektura obowiązkowa - bez dwóch zdań.
"Women on the Labour Market: Today and in the Future" to publikacja praskiego instytutu Gender Studies, rzecz jasna dostępna do przeczytania w Internecie. Nieco wysiłku trzeba włożyć w przeczytanie drobnych literek raportu, sama lektura jest jednak intelektualnie jak najbardziej satysfakcjonująca. Mijałoby się z celem streszczanie każdego z artykułów - lepiej skupić się na kilku najbardziej interesujących kwestiach, o których do tej pory niewiele na Zielonej Warszawie pisałem. Taką kwestią jest na przykład problem związków zawodowych i ich roli w walce z dyskryminacją w miejscu pracy. Wydawać by się mogło, że nie ma tematu bardziej "pracowniczego" niż problemy w rodzaju nierównej płacy za tę samą pracę w zależności od płci, molestowanie seksualne czy też czas pracy. Okazuje się jednak - co udowadnia w swym tekście Jasna Petrovic, że nadal tego typu kwestie nie znajdują dostatecznego zrozumienia w organizacjach pracowniczych. Autorka tekstu nt. maskulinizacji związków nie krytykuje ich z pozycji neoliberalnych - wręcz przeciwnie, uważa je za niezbędne ogniwo rzeczywistego dialogu społecznego. Tymczasem ponad 30% związkowców w Czechach uważa, że kwestie dyskryminacji nie leżą w gestii działalności organizacji związkowej, a zjawisko to przybiera na rozmiarze w krajach takich jak Ukraina (58,3%) czy Bułgaria (69%).
Słaby udział kobiet w ruchu związkowym, szczególnie na wyższych stanowiskach, wpływa negatywnie na to, jakimi kwestiami organizacje pracownicze się interesują. Choć wskaźnik feminizacji rośnie, to nadal tradycyjne przekonania dotyczące męskich i żeńskich ról płciowych utrudniają prowadzenie emancypacyjnej polityki pracowniczej. Przykładem takiej sytuacji jest niewielka obecność wśród uzgodnień w obrębie negocjacji zbiorowych gestii godzenia życia zawodowego i prywatnego. Mężczyźni nie uznają, by był to problem, który ich dotyczy, zaś jeśli o kobiety chodzi to traktuje się często ich pracę jako swoistą "nakładkę" - luksus, który nie powinien jej przysłaniać podstawowego obowiązku, jakim jest opieka nad dzieckiem. Takie krzywdzące uogólnienia sprawiają, że 71,5% respondentek w sondażu przeprowadzonym w krajach postkomunistycznych stwierdziło, że w ich miejscach pracy nie ma infrastruktury służącej opiece nad dziećmi, 47,5% zaś - że w obrębie umów zbiorowych nie ma jakichkolwiek zapisów, służących godzeniu pracy i życia (dalsze 36,1% kobiet stwierdziło, że nic na ten temat nie wie).
Bardzo interesujące jest przyjrzenie się polskiej specyfice, wyłaniającej się z badań ITUC. Okazuje się, że kobiety w naszym kraju w największym stopniu po Gruzji stwierdziły, że w przedsiębiorstwach, w których pracują, istnieją zapisy antydyskryminacyjne (46,9%), większa od średniej z 24 badanych krajów jest też ilość kobiet będących świadkiniami objawów molestowania seksualnego w miejscu pracy czy też niestosownych pytań dotyczących wyglądu czy też prywatnego życia. Za najbardziej dyskryminujące miejsca pracy Polki uznają te w małych i średnich przedsiębiorstwach, chociaż w przeciwieństwie do średniej czują się również niedobrze w większych firmach i w instytucjach publicznych, podczas gdy te ostatnie, jeśli spojrzeć na średnią, lokują się zdecydowanie w dolnych partiach dyskryminacyjnej drabiny na terenach postkomunistycznych.
Jak widać, związki zawodowe mają czym się zajmować. Pomijanie tego typu kwestii grozi im przekształceniem się w rachityczne struktury, w żaden sposób nie odpowiadające na potrzeby pracownic i pracowników w XXI wieku. Na chwilę obecną poziom zadowolenia z ich działalności to nieco ponad 36% w skali 24 krajów, podczas gdy niezadowolenie deklaruje niemal 21% pytanych, reszta zaś sądzi, że mogą lepiej spełniać swoją rolę. Skoro nadal niecała połowa działaczek i działaczy związkowych stwierdza, że ich organizacja ma jakikolwiek dokument antydyskryminacyjny na dowolnym szczeblu, to faktycznie - nie tylko lepiej być może, ale wręcz trzeba poprawić tę sytuację. Także dla dobra kobiet, które pragną realizować się zgodnie z własnymi marzeniami, i które coraz rzadziej zadowalają się spychaniem do domowego ogniska czy na słabiej płatne pozycje na rynku pracy.
W pamięci wyrył mi się także tekst ostatni, w którym Heike Jensen pisze na temat roli płci w społeczeństwie informacyjnym. Całkiem przekonująco pokazuje, że przemiany technologiczne wcale nie muszą same z siebie prowadzić do końca dyskryminacji kobiet - wręcz przeciwnie, wdrażanie ich w formie neoliberalnej prowadzi do wykluczeń już nie tylko w stosunkach pracy w obrębie pojedynczego kraju, ale i całego świata. Mechanizacja sprawia, że ubywa miejsc pracy w słabiej płatnych, sfeminizowanych sektorach. Jednocześnie dominujący etos w obrębie społeczeństwa wiedzy, jak i poszczególne zawody są zdominowane przez mężczyzn, często nieprzychylnie reagujących na ekspansję kobiet w ich obrębie. Słowa Jensen zdają się potwierdzać moje osobiste doświadczenia - na przełomie wieków pasjami zaczytywałem się w pewnym miesięczniku poświęconym grom komputerowym. W rubryce listowej dwójka redaktorów dość regularnie musiała tłumaczyć męskim czytelnikom, że nie ma niczego złego w grających kobietach, dziewczynach graczy etc. Również i w tym światku współczesne technologie ścierają się z płciowymi stereotypami, co nie wróży samoistnego rozwiązania tego typu kwestii.
Polecić można i inne teksty - na przykład na temat dyskursu genderowego w słowackich mediach, które często pokazywały kobiety na rynku pracy w perspektywie konieczności ich dostosowania się do męskiego świata pracy. Ewa Lisowska w swej analizie sytuacji przynosi nieco dobrych wiadomości - w krajach Europy Środkowo-Wschodniej powoli zmniejsza się gender pay gap, a więc różnica między zarobkami kobiet i mężczyzn za tę samą pracę. Omówiona jest też pokrótce koncepcja flexicurity, a więc zapewnienia równowagi między elastycznością pracownika/pracownicy a jego/jej bezpieczeństwem socjalnym, a także wpływ urlopów rodzicielskich na sytuację kobiet. Długotrwałe wypadnięcie z rynku pracy, szczególnie w sektorach, w których występuje sporo zmian i innowacji, poważnie utrudnia powrót matkom, podobnie jak brak obligatoryjnego urlopu tacierzyńskiego stawia je na słabszej pozycji, jednocześnie utrwalając stereotypy genderowe. Lektura obowiązkowa - bez dwóch zdań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz