Taki jest tytuł podrozdziału publikacji "Przyszłość pracy", przygotowanej 3 lata temu przez Fundację im. Heinricha Boella. Podrozdziałem tym zajęła się Ewa Lisowska ze Szkoły Głównej Handlowej, która od wielu lat zajmuje się kwestią udziału kobiet w rynku pracy. Choć prezentowane w publikacji (niestety w tym momencie chyba niedostępnej w Internecie) dane trącą już nieco myszką - wszak zmieniły się chociażby wskaźniki bezrobocia - to jednak pewne trendy w niej zaprezentowane nadal trwają i warte są poświęcenia im chwili uwagi.
Niewiele w ciągu ostatnich lat zmieniło się w kwestii istnienia zawodów sfeminizowanych, związanych głównie z kwestiami opieki (służba zdrowia, edukacja). Stereotypowe przekonania, takie jak to, że w małżeństwie priorytetem zawodowym jest kariera męża, a praca kobiet ma być jedynie dodatkiem do jego pensji sprawiają, że nadal w zawodach tych dominują niskie płace. To wszystko w sytuacji, kiedy kobiety - statystycznie - są lepiej wykształcone od mężczyzn (stanowią 57% osób studiujących). Jednocześnie nadal stopa zatrudnienia kobiet w wieku produkcyjnym jest znacznie niższa od mężczyzn, a bezrobocie - wyższe. Nie będę tu przytaczał danych z 2004 roku, bowiem mam w planach dokończyć i zrelacjonować lekturę publikacji powstałej po Kongresie Kobiet, gdzie tego typu wskaźniki są uzupełnione najświeższymi danymi. Także i w nich widać jednak, że choć ogólna sytuacja uległa poprawie, to dysproporcje nadal pozostały.
Powoli zmniejsza się w naszym kraju tzw. Gender pay gap, a więc różnica między płacą kobiet i mężczyzn za tę samą pracę. Idzie ona w parze ze stopniowym - deklaratywnym - unowocześnieniem przekonań Polek i Polaków na temat związków i przechodzenie z tradycyjnych do partnerskich form tworzenia relacji międzyludzkich. Podczas gdy w 1998 roku GPG wynosiła aż 30%, to w 2004 spadła do 16%. Nadal jednak jest to dość istotny wskaźnik, nad którym warto się pochylić i który wymaga odpowiednich działań legislacyjnych. Dotychczasowe rządy zdawały się hołdować tezie, że problem rozwiąże się sam - problem polega na tym, że nie tworzy się warunków do odciążenia kobiet od pracy domowej poprzez aktywizacje mężczyzn i odpowiednią infrastrukturę opiekuńczą. Żłobki i przedszkola są tu najbardziej jaskrawym przykładem - im ich więcej, tym większy wskaźnik zatrudnienia kobiet, a jak jest z dostępnością tych placówek - wszyscy wiemy...
Brak wysokiej jakości polityki społecznej, połączony ze sztywnością rynku pracy w dotychczasowej formie zmusza wiele kobiet do samozatrudnienia. Założenie własnej działalności gospodarczej jest częstym sposobem pracodawców na przeniesienie obciążeń finansowych na pracownika/pracownicę. Także trudniejsze możliwości awansu i mniejsze rozpowszechnienie elastyczności w łączeniu pracy z życiem prywatnym (są to praktyki, które w Polsce najchętniej podejmują międzynarodowe korporacje a nie rodzime przedsiębiorstwa) skłaniają kobiety do wzięcia spraw we własne ręce. Także i tu brak jednak programów, skierowanych specyficznie w stronę aktywizacji zawodowej kobiet - i to pomimo badań, z których wynika, że mają one inne od mężczyzn problemy z założeniem i prowadzeniem własnej firmy.
Transformacja globalnej gospodarki tworzy realne problemy związane z przekształcaniem się miejsc pracy. W wyniku automatyzacji ubywać zaczyna miejsc pracy związanych z produkcją taśmową (często zajmowanych przez kobiety), co wymagać będzie opracowania realnych działań w dziedzinie szkolenia zawodowego i kształcenia ustawicznego, umożliwiających przekwalifikowanie się. Brak równego podziału prac i obowiązków między kobietami i mężczyznami i wzmacnianie stereotypów płciowych stanowi zagrożenie dla wchodzenia kobiet w sektory rynku pracy związane z powstawaniem społeczeństwa wiedzy, skupiające się w dużej mierze w obrębie usług. Brak infrastruktury opiekuńczej dla dzieci również obniża stabilność pozycji kobiet.
Jak widać już z tego prostego wymienienia problemów, poruszonych w obrębie tekstu Ewy Lisowskiej, odpowiednie wsparcie władz publicznych dla poprawy sytuacji kobiet na rynku pracy będzie w najbliższym czasie bardzo potrzebne. Tymczasem w rządowym dokumencie "Polska 2030" ani widu, ani słychu o takowych, poza poprawą dostępności żłobków i przedszkoli. Brak działań poprawiających specyficzną sytuację kobiet i wiara w to, że wszelkie problemy znikną same, stanowi zagrożenie dla kapitału intelektualnego i społecznego połowy ludności naszego kraju. Choć nie podzielam optymizmu zakończenia Lisowskiej, to jednak mam nadzieję, że doczekamy się w końcu realnych działań, które zmienią na lepsze sytuację w tym obszarze.
Niewiele w ciągu ostatnich lat zmieniło się w kwestii istnienia zawodów sfeminizowanych, związanych głównie z kwestiami opieki (służba zdrowia, edukacja). Stereotypowe przekonania, takie jak to, że w małżeństwie priorytetem zawodowym jest kariera męża, a praca kobiet ma być jedynie dodatkiem do jego pensji sprawiają, że nadal w zawodach tych dominują niskie płace. To wszystko w sytuacji, kiedy kobiety - statystycznie - są lepiej wykształcone od mężczyzn (stanowią 57% osób studiujących). Jednocześnie nadal stopa zatrudnienia kobiet w wieku produkcyjnym jest znacznie niższa od mężczyzn, a bezrobocie - wyższe. Nie będę tu przytaczał danych z 2004 roku, bowiem mam w planach dokończyć i zrelacjonować lekturę publikacji powstałej po Kongresie Kobiet, gdzie tego typu wskaźniki są uzupełnione najświeższymi danymi. Także i w nich widać jednak, że choć ogólna sytuacja uległa poprawie, to dysproporcje nadal pozostały.
Powoli zmniejsza się w naszym kraju tzw. Gender pay gap, a więc różnica między płacą kobiet i mężczyzn za tę samą pracę. Idzie ona w parze ze stopniowym - deklaratywnym - unowocześnieniem przekonań Polek i Polaków na temat związków i przechodzenie z tradycyjnych do partnerskich form tworzenia relacji międzyludzkich. Podczas gdy w 1998 roku GPG wynosiła aż 30%, to w 2004 spadła do 16%. Nadal jednak jest to dość istotny wskaźnik, nad którym warto się pochylić i który wymaga odpowiednich działań legislacyjnych. Dotychczasowe rządy zdawały się hołdować tezie, że problem rozwiąże się sam - problem polega na tym, że nie tworzy się warunków do odciążenia kobiet od pracy domowej poprzez aktywizacje mężczyzn i odpowiednią infrastrukturę opiekuńczą. Żłobki i przedszkola są tu najbardziej jaskrawym przykładem - im ich więcej, tym większy wskaźnik zatrudnienia kobiet, a jak jest z dostępnością tych placówek - wszyscy wiemy...
Brak wysokiej jakości polityki społecznej, połączony ze sztywnością rynku pracy w dotychczasowej formie zmusza wiele kobiet do samozatrudnienia. Założenie własnej działalności gospodarczej jest częstym sposobem pracodawców na przeniesienie obciążeń finansowych na pracownika/pracownicę. Także trudniejsze możliwości awansu i mniejsze rozpowszechnienie elastyczności w łączeniu pracy z życiem prywatnym (są to praktyki, które w Polsce najchętniej podejmują międzynarodowe korporacje a nie rodzime przedsiębiorstwa) skłaniają kobiety do wzięcia spraw we własne ręce. Także i tu brak jednak programów, skierowanych specyficznie w stronę aktywizacji zawodowej kobiet - i to pomimo badań, z których wynika, że mają one inne od mężczyzn problemy z założeniem i prowadzeniem własnej firmy.
Transformacja globalnej gospodarki tworzy realne problemy związane z przekształcaniem się miejsc pracy. W wyniku automatyzacji ubywać zaczyna miejsc pracy związanych z produkcją taśmową (często zajmowanych przez kobiety), co wymagać będzie opracowania realnych działań w dziedzinie szkolenia zawodowego i kształcenia ustawicznego, umożliwiających przekwalifikowanie się. Brak równego podziału prac i obowiązków między kobietami i mężczyznami i wzmacnianie stereotypów płciowych stanowi zagrożenie dla wchodzenia kobiet w sektory rynku pracy związane z powstawaniem społeczeństwa wiedzy, skupiające się w dużej mierze w obrębie usług. Brak infrastruktury opiekuńczej dla dzieci również obniża stabilność pozycji kobiet.
Jak widać już z tego prostego wymienienia problemów, poruszonych w obrębie tekstu Ewy Lisowskiej, odpowiednie wsparcie władz publicznych dla poprawy sytuacji kobiet na rynku pracy będzie w najbliższym czasie bardzo potrzebne. Tymczasem w rządowym dokumencie "Polska 2030" ani widu, ani słychu o takowych, poza poprawą dostępności żłobków i przedszkoli. Brak działań poprawiających specyficzną sytuację kobiet i wiara w to, że wszelkie problemy znikną same, stanowi zagrożenie dla kapitału intelektualnego i społecznego połowy ludności naszego kraju. Choć nie podzielam optymizmu zakończenia Lisowskiej, to jednak mam nadzieję, że doczekamy się w końcu realnych działań, które zmienią na lepsze sytuację w tym obszarze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz