Z zaciekawieniem przeczytałem artykuł pana Konrada Majszyka "Darmozjady" kosztują krocie. Ciekawe w nim wydają mi się dwie sprawy. Po pierwsze, jeśli pracownice i pracownicy miejskich spółek transportowych mają aktualnie prawo do bezpłatnych przejazdów autobusami, tramwajami czy metrem, to siłą rzecz jeśli jedna ze spółek była do tej pory z tego wykluczona, to naprawienie tego błędu wydaje się koniecznością. Jeśli radny Stanisław Wojtera (PiS) widzi coś zdrożnego w fakcie, że konkubent osoby pracującej, uprawnionej do bezpłatnych przejazdów, może być tej samej płci, to nie jest to dla mnie argument za tym, by ograniczać tego typu uprawnienia. Nie uważam, by homoseksualizm pracownic i pracowników był jakimkolwiek problemem miejskich spółek transportowych.
Inną - dużo ciekawszą sprawą - jest kwestia formy promowania wśród Warszawianek i Warszawiaków ekologicznych form transportu, w szczególności komunikacji zbiorowej. W obliczu planów związanych z poszerzeniem sieci buspasów (potencjalnie dostępnych także dla rowerów) stoimy przed olbrzymią szansą wypromowania tej formy komunikacji, co przyczyniłoby się do zmian nawyków transportowych i ograniczenia poziomu korków w mieście. Ważne zatem, by bilety na transport publiczny pozostały dostępne na każdą kieszeń.
Kiedy zatem patrzymy na problem z tej perspektywy, możemy pomyśleć o zmianach w funkcjonowania systemu udogodnień w postaci ulg i bezpłatnych przejazdów. W czeskiej Pradze - a więc stolicy państwa o podobnym poziomie rozwoju co Warszawa - lokalni Zieloni postulują wprowadzenie bezpłatnych przejazdów dla dzieci i osób starszych. Nad Wisłą ta druga grupa ma swoją kartę seniora, ułatwiającą życie i planowanie nadal skromnych domowych budżetów, natomiast osoby poniżej 18 roku życia korzystają z ulgi 50%. Warto by zastanowić się nad tym, czy w ramach edukacji ekologicznej i promowania pewnych ważnych z punktu widzenia miasta i sposobu poruszania się w nim nawyków nie zainwestować w zmniejszenie - a jeśli budżetowy bilans by się domykał, to nawet zniesienie opłat dla osób niepełnoletnich.
Nie uważam, by fakt, że bilety finansują 40% kosztów funkcjonowania komunikacji miejskiej miałby być tu problemem. Jak sama nazwa wskazuje, komunikacja "publiczna" ma przed sobą inne cele niż tylko przynoszenie zysku - jako usługa publiczna jej rolą jej podnoszenie komfortu i jakości życia w naszym mieście. Istnieją przykłady miast, które postawiły wręcz na darmowy dostęp do transportu publicznego i nie zawaliły się od tego ciężaru - na przykład belgijskie miasto Hasselt, przez co od 1979 roku (daty wprowadzenia tej decyzji) pięciokrotnie wzrosła liczba pasażerów, a pasażerek i pasażerów - kilkunastokrotnie.
Raz na jakiś czas stołeczne media (w tym Państwa gazeta) publikują alarmujące dane na temat poziomu zanieczyszczenia stołecznego powietrza i hałasu w sąsiedztwie miejskich ulic. Rozwiązaniem tego problemu jest intensywne promowanie warszawskiego transportu zbiorowego, poprzez skoordynowane działania miejskich spółek przewozowych. Wytyczanie buspasów czy modernizacja taboru to ważne, ale nie jedyne środki wiodące do tego celu. Równie istotne jest prawo każdej i każdego z nas do zintegrowanej informacji na temat form miejskiej komunikacji (postulujemy jednolite oznakowanie tras pociągów WKD, KM, SKM i stołecznego metra), a także umiejętne zarządzanie popytem, poprzez uspokajanie ruchu (wprowadzania ograniczenia prędkości dla samochodów osobowych do 30 km/h na ulicach przeznaczonych do ruchu pieszego i rowerowego) i korektę cen biletów. Miasto ma do tego środki - trudno mi bowiem za "wydatki sztywne" uznawać np. wielomilionowe inwestycje w stadion Legii. Poszerzenie strefy płatnego parkowania - i potencjalny wzrost jego kosztów w przyszłości - również mogą zapewnić środki służące zmianom na lepsze na warszawskich drogach.
Oczywiście metody wprowadzania poszczególnych elementów tego typu strategii mogą być mądre lub głupie. Przyznawanie uprawnień nie tylko pracownicom i pracownikom miejskich spółek, ale także ich rodzinom jest godzeniem się na uprawnienia "starego typu", które poprawiają komfort życia i zwiększają możliwości wyborów transportowych dla wąskiej grupy. Nie jest to działanie efektywne z poziomu tworzenia warunków do rozwoju komunikacji zbiorowej w mieście. Efektywnym działaniem byłoby np. włączenie zaoszczędzonej kwoty do puli środków przeznaczonych na bezpłatne przejazdy dla osób niepełnoletnich. Z tego typu uprawnienia korzystałyby zarówno dzieci zarówno osób pracujących w ZTM czy SKM, ale wszystkie, niezależnie od statusu społecznego. Nie widzę problemu w tym, że korzystałby zeń także osoby zamożne - wszak problem kosztów zewnętrznych, takich jak wdychanie spalin czy przebywanie w hałasie, poważnie wpływających na stan naszego zdrowia, dotyka nas wszystkich. Transport publiczny nie jest formą "transportu dla ubogich", których nie stać na samochód - w obliczu problemów związanych ze zmianami klimatycznymi, a także rosnącą ilością aut na naszych drogach jest - i musi być - atrakcyjną (także finansowo), ekologiczną alternatywą dla wszystkich osób podróżujących po mieście, niezależnie od zasobności ich portfela.
Inną - dużo ciekawszą sprawą - jest kwestia formy promowania wśród Warszawianek i Warszawiaków ekologicznych form transportu, w szczególności komunikacji zbiorowej. W obliczu planów związanych z poszerzeniem sieci buspasów (potencjalnie dostępnych także dla rowerów) stoimy przed olbrzymią szansą wypromowania tej formy komunikacji, co przyczyniłoby się do zmian nawyków transportowych i ograniczenia poziomu korków w mieście. Ważne zatem, by bilety na transport publiczny pozostały dostępne na każdą kieszeń.
Kiedy zatem patrzymy na problem z tej perspektywy, możemy pomyśleć o zmianach w funkcjonowania systemu udogodnień w postaci ulg i bezpłatnych przejazdów. W czeskiej Pradze - a więc stolicy państwa o podobnym poziomie rozwoju co Warszawa - lokalni Zieloni postulują wprowadzenie bezpłatnych przejazdów dla dzieci i osób starszych. Nad Wisłą ta druga grupa ma swoją kartę seniora, ułatwiającą życie i planowanie nadal skromnych domowych budżetów, natomiast osoby poniżej 18 roku życia korzystają z ulgi 50%. Warto by zastanowić się nad tym, czy w ramach edukacji ekologicznej i promowania pewnych ważnych z punktu widzenia miasta i sposobu poruszania się w nim nawyków nie zainwestować w zmniejszenie - a jeśli budżetowy bilans by się domykał, to nawet zniesienie opłat dla osób niepełnoletnich.
Nie uważam, by fakt, że bilety finansują 40% kosztów funkcjonowania komunikacji miejskiej miałby być tu problemem. Jak sama nazwa wskazuje, komunikacja "publiczna" ma przed sobą inne cele niż tylko przynoszenie zysku - jako usługa publiczna jej rolą jej podnoszenie komfortu i jakości życia w naszym mieście. Istnieją przykłady miast, które postawiły wręcz na darmowy dostęp do transportu publicznego i nie zawaliły się od tego ciężaru - na przykład belgijskie miasto Hasselt, przez co od 1979 roku (daty wprowadzenia tej decyzji) pięciokrotnie wzrosła liczba pasażerów, a pasażerek i pasażerów - kilkunastokrotnie.
Raz na jakiś czas stołeczne media (w tym Państwa gazeta) publikują alarmujące dane na temat poziomu zanieczyszczenia stołecznego powietrza i hałasu w sąsiedztwie miejskich ulic. Rozwiązaniem tego problemu jest intensywne promowanie warszawskiego transportu zbiorowego, poprzez skoordynowane działania miejskich spółek przewozowych. Wytyczanie buspasów czy modernizacja taboru to ważne, ale nie jedyne środki wiodące do tego celu. Równie istotne jest prawo każdej i każdego z nas do zintegrowanej informacji na temat form miejskiej komunikacji (postulujemy jednolite oznakowanie tras pociągów WKD, KM, SKM i stołecznego metra), a także umiejętne zarządzanie popytem, poprzez uspokajanie ruchu (wprowadzania ograniczenia prędkości dla samochodów osobowych do 30 km/h na ulicach przeznaczonych do ruchu pieszego i rowerowego) i korektę cen biletów. Miasto ma do tego środki - trudno mi bowiem za "wydatki sztywne" uznawać np. wielomilionowe inwestycje w stadion Legii. Poszerzenie strefy płatnego parkowania - i potencjalny wzrost jego kosztów w przyszłości - również mogą zapewnić środki służące zmianom na lepsze na warszawskich drogach.
Oczywiście metody wprowadzania poszczególnych elementów tego typu strategii mogą być mądre lub głupie. Przyznawanie uprawnień nie tylko pracownicom i pracownikom miejskich spółek, ale także ich rodzinom jest godzeniem się na uprawnienia "starego typu", które poprawiają komfort życia i zwiększają możliwości wyborów transportowych dla wąskiej grupy. Nie jest to działanie efektywne z poziomu tworzenia warunków do rozwoju komunikacji zbiorowej w mieście. Efektywnym działaniem byłoby np. włączenie zaoszczędzonej kwoty do puli środków przeznaczonych na bezpłatne przejazdy dla osób niepełnoletnich. Z tego typu uprawnienia korzystałyby zarówno dzieci zarówno osób pracujących w ZTM czy SKM, ale wszystkie, niezależnie od statusu społecznego. Nie widzę problemu w tym, że korzystałby zeń także osoby zamożne - wszak problem kosztów zewnętrznych, takich jak wdychanie spalin czy przebywanie w hałasie, poważnie wpływających na stan naszego zdrowia, dotyka nas wszystkich. Transport publiczny nie jest formą "transportu dla ubogich", których nie stać na samochód - w obliczu problemów związanych ze zmianami klimatycznymi, a także rosnącą ilością aut na naszych drogach jest - i musi być - atrakcyjną (także finansowo), ekologiczną alternatywą dla wszystkich osób podróżujących po mieście, niezależnie od zasobności ich portfela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz