7 września 2009

Jak stworzyć Warszawianki i Warszawiaków?

Pytanie to wydaje mi się nad wyraz zasadne - wszak wśród wielu pęknięć jakie możemy obserwować w naszym mieście dysonans pomiędzy różnymi grupami ludności - w tym "rodzimymi" i "napływowymi" - zdaje się być dość jasno widoczny. Widać go w autobusach, kiedy to jakiekolwiek zachowanie nie po myśli odpowiednio zdenerwowanej osoby (niekoniecznie nieuprzejme, wystarczy lekkie zaniechanie) często potrafi wywołać falę komentarzy dotyczących pochodzenia "winowajcy". O komentarzach na forach internetowych nie pomnę - tam osoby, które nie mogą wylegitymować się odpowiednim pochodzeniem, obwiniane są o wszystkie możliwe zbrodnie, od korków po handel uliczny. Czytam je i uwierzyć nie mogę. Aż chciałoby się spytać "a co Ty zrobiłeś/zrobiłaś, by "nowi" czuli się tu jak u siebie w domu"? Owszem, mamy olbrzymi, ciężki bagaż historii za sobą, ale czas już chyba zacząć spoglądać w przyszłość i rozwiązywać realne problemy, z jakimi nasze (tak - także i moje miasto, które kocham, chociaż się tu nie urodziłem) i by integrowało ono ludzi z całego kraju - a także i świata - miast zamykać się w grodzonych osiedlach, których plaga dotarła już nawet na inteligencki, otwarty na współpracę i empatyczny Żoliborz.

Rosnąca różnorodność wymaga wysokiego kapitału społecznego, by zamiast uprzedzeń i poczucia wyobcowania tworzyła barwny tygiel, w którym każda i każdy z nas może znaleźć swoje miejsce. Temat ten porusza Anna Giza-Poleszczuk w "Kapitale społecznym Warszawy" - opracowaniu, z którego w tworzeniu społecznej strategii miejskiej korzystały władze stolicy. W publikacji zwraca ona uwagę na kilka interesujących kwestii z punktu widzenia tworzenia miasta, z którym każda i każdy z nas może się identyfikując, używając do udowodnienia swych tez zarówno ogólnomiejskich danych z "Barometru Warszawskiego", jak i analiz przeprowadzonych na Pradze Północ. Ta uznawana za "wyklętą" dzielnica Warszawy jednocześnie jest obszarem pewnej nadziei, związanej z projektowaniem miasta, a to z powodu interesujących wyników badań ankietowych. Po kolei jednak...

Zagrożenia związane z podziałami wewnątrzmiejskimi nie są wydumaną fantazją. Obserwujemy bezprecedensowy w skali europejskiej proces grodzenia miasta, które zawłaszcza przestrzeń publiczną i zmniejsza możliwości interakcji społecznych. Nakłada się to na stygmatyzację określonych miejsc w mieście, przyjmujące niekiedy absurdalne rozmiary. Na pytanie o najlepsze do pokazania gościom przyjeżdżającym do Warszawy miejsca stereotypowo odpowiadamy o Starówce i Pałacu Kultury, w ogóle zaś brakuje wiary w istnienie pięknych miejsc na Pradze. Saska Kępa czy ZOO toną wśród uprzedzeń o "innym mieście", mniej przyjaznym i mniej europejskim. Wydaje się, że takie przekonanie pokutowało (a i chyba nadal pokutuje) w myśleniu o mieście miejskich włodarzy, bowiem aż do niedawna ze świecą trzeba było szukać ulokowanych na prawym brzegu Wisły instytucji ogólnomiejskich czy kultowych klubów.

Jak przełamać zatem wzajemny dystans między różnymi grupami? Odpowiedzią wydają się szeroko zakrojone działania na rzecz odbudowy lokalnej tożsamości. W sytuacji, kiedy tak wiele z nas nie pochodzi "stąd", często z nostalgią wspomina rodzinne strony i zupełnie inne tempo życia, brak odpowiedniej dbałości o ponowne przypominanie tradycji Warszawy tworzy przestrzeń do izolowania się od innych, zamykania się na drugiego człowieka, prowadzącego do społecznej atomizacji. Nie można oczekiwać, by każda osoba przyjeżdżająca do stolicy automatycznie przywykała do matrycy znaczeń poszczególnych ulic i znała lokalny koloryt. Na razie - poza gloryfikacją Powstania Warszawskiego i podtrzymywaniem praskich tradycji działań budujących "małą ojczyznę" w naszym mieście nie ma zbyt wiele. Chociaż, szczęśliwie, wnioski z raportu Gizy-Poleszczuk zdają się być wyciągane, czego przykładem zapowiedź tworzenia specjalnych, varsawianistycznych programów lekcyjnych.

Kultura i sport również mogą być istotnym elementem integracji społecznej i podnoszenia społecznego kapitału. Chodzi tu nie tylko o wielkie imprezy, ale o zwiększenie możliwości współtworzenia kultury przez ludzi (np. poprzez modernizację domów kultury czy bibliotek) czy też pielęgnowania własnej tężyzny fizycznej. Tutaj jest nieco gorzej - rowerzystki i rowerzyści regularnie dopominający się o ścieżki rowerowe mogą poświadczyć w tej sprawie. Chociaż braki infrastrukturalne nie rozwiązują wszystkich problemów, to jednak brak np. odpowiedniej ilości terenów zielonych czy placów zabaw dla dzieci ogranicza możliwości rozwoju interakcji społecznych. Jednocześnie nadal niewiele jest inicjatyw miejskich, wspierających samoorganizację społeczną i finansujących np. rozbudowaną rewitalizację podwórek kamienic. Bez odpowiedniej narzędziowni do zmiany społecznej wzrost poziomu międzyludzkiego zaufania być może będzie postępował, ale dużo wolniej, niż byśmy sobie tego życzyli.

Raport uzmysłowił mi, że tak naprawdę niewiele jest intensywnych, otwartych imprez sportowych w mieście. Ponieważ nadal nie każda/każdy z nas ma potrzebę przeżywania intelektualno-kulturalnych uniesień (aczkolwiek i te wspierać jak najbardziej warto), to jednak sport również może pełnić rolę narzędzia społecznej inkluzji - rzecz jasna jeśli jego wsparcie nie będzie ograniczać się tylko do tworzenia stadionów piłkarskich. Miejskie ulice w weekendy nie muszą być władane przez samochody, kiedy może odbywać się większa ilość maratonów, przejazdów rowerowych, ale też i festiwali wielokulturowych czy miejskich kramów. Kultura i sport nie mogą ograniczać się do biletowanych imprez - przykład niedawno zakończonego Orange Music Festival pokazuje, że tworząc przyjazną przestrzeń dla imprez społecznych i komercyjnych miasto może stworzyć swój własny wizerunek, przełamując wieloletnie przekonanie, że w stolicy nie da się przeprowadzić porządnego festiwalu muzycznego.

Bardzo interesująco prezentują się wnioski z badań dotyczących władz miejskich. Choć poziom administracyjnych komplikacji jest w Warszawie niemały, to jednak nie jest tak, że mieszkanki i mieszkańcy miasta są niezadowoleni z działalności publicznych instytucji. Chociaż nie jest różowo, to jednak poziom zaufania i zadowolenia z jakości usług publicznych zaczyna rosnąć. Jeśli jesteśmy z nich niezadowoleni, to raczej nie z powodu ich realizacji przez jednostki publiczne i komunalne, lecz raczej z powodu ich niedopasowania do naszych oczekiwań. Oznacza to, że istnieje w naszym mieście spory potencjał do budowania zaufania do instytucji państwa i samorządu właśnie na bazie zadowolenia z działania tego drugiego.

Bardzo ciekawe jest niewielkie zaufanie na Pradze Północ do organizacji pozarządowych - co ciekawe, dużo większe jest zaufanie do instytucji publicznych (kto by pomyślał...) niż do trzeciego sektora. Wynika to z niezauważania działalności NGOsów, rozdźwięku między szczytnymi hasłami a organizacyjnymi ograniczeniami czy też nawet z przekonania, że interwencje społeczne wykonywane przez stowarzyszenia są interwencjami instytucji komunalnych. To istotna wiadomość - oznacza bowiem, że miasto - poza koniecznością poprawy własnego wizerunku i jakości świadczonych usług - musi także obudzić zaufanie do społecznej samoorganizacji. Budowa tożsamości miasta i wykorzystywanie kulturowej różnorodności dzielnic, networking i demokratyzacja procesów decyzyjnych w tym procesie odgrywać będą zasadniczą rolę.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...