Ostatnimi czasy w przestrzeni medialnej - dla wielu jedynej, w której mają szansę obcować z jakąkolwiek, szumnie nazwaną, "debatą publiczną" dzieje się dość sporo. Materiału wystarczy co najmniej na kilka notek, aczkolwiek dość ograniczona ilość czasu nie pozwala mi na większe rozpisywanie się. Warto jednak zaznaczyć najważniejsze wydarzenia ostatnich dni, zobaczyć, ile w nich jest show, a ile polityki. Oto subiektywny przegląd niedawnych wydarzeń:
1. Kataryna kontra "Dziennik", czyli Mortal Kombat w kisielu. Gazeta postawiła sobie za cel zdemaskowanie anonimowej blogerki, guru prawicy, której grzechem okazały się nadmiernie analityczne notki komentujące artykuły prasowe. Rozpoczęła zatem grę grubo poniżej pasa, nie rozumiejąc, na czym w ogóle polega fenomen społeczeństwa informacyjnego. Za Kataryną nie przepadam (trudno mi w ogóle przepadać za prawicą), jednak w swojej działce uprawiała staranne rzemiosło, w pełni mieszczące się w obrębie dziennikarstwa internetowego. Nagle komuś zaczęła przeszkadzać anonimowość blogerki i postanowiono ją wyoutować. Gazeta, która skutecznie traci czytelników i czytelniczki w obliczu zmian czytelniczych i przenoszenia się do sieci, postawiła sobie chyba za cel symboliczną zemstę nad globalną siecią. Kataryna - jeśli wierzyć jej relacji - dostała propozycję nie do odrzucenia. Albo zostanie publicystką "Dziennika", albo "Fakt", należący do tego samego koncernu, zrobi z niej miazgę. "Dziennik" i tak już łagodnie pokazał, do czego jest zdolny, publikując tyle danych na temat Kataryny, że do jej tożsamości dojść dość łatwo.
Przez przyzwoitość nie będę szukał, kim Kataryna jest. W obliczu tak olbrzymich dysproporcji w dostępie do kapitału i zasięgu czytelniczym jest zwyczajnym okrucieństwem domagać się od blogerki ujawnienia się. Przy tak kulawej jak polska strukturze właścicielskiej mediów, nie dających wiele szans na polityczny pluralizm, osoba chcąca przekazać innym ważne informacje ma prawo do anonimowości. Jeśli minister Czuma lub jego rodzina będą chcieli się z nią sądzić, swoje dane ujawni - i nie ma tu problemu. Jeśli jednak poglądy takiej osoby mogą przeszkadzać jej w życiu służbowym i osobistym, to nie można jej do niczego zmuszać. A odpowiedzialność za słowa i tak pozostaje pod kontrolą.
2. PiS i PO nadal walczą o spoty - najnowszy spot partii Jarosława Kaczyńskiego, jak zwykle, trzyma fason. Co by nie mówić, czy się z nimi człowiek zgadza czy nie, do przekazu politycznego mają talent. Nie musi podobać się on 90% społeczeństwa - wystarczy, że zmobilizuje ichni elektorat i ograniczy zakres zwycięstwa PO. Platforma, jeśli będzie tracić, to raczej na rzecz SLD-UP i CentroLewicy (co w ostatnich sondażach zaczyna być widoczne), więc jakiegoś radykalnego odpływu zawiedzionych do PiS nie będzie. Prawo i Sprawiedliwość przypomina jednak Donaldowi Tuskowi o jednym - kryzys trwa i bez względu na to, jak bardzo zaklinać będzie rzeczywistość, to fakt. Grozi nam wzrost bezrobocia, a ze wzrostem deficytu trzeba już chyba się pogodzić. Pan premier parę miesięcy temu mówił, że problem kryzysu nie będzie nas dotyczył, potem - że spowolnienie będzie łagodne, teraz - że recesję przejdziemy najłagodniej w całej Europie. Czekają nas zapewne cięcia wydatków - jest jeszcze z czego ciąć? - i podwyżki podatków.
Cóż, tutaj warto przyganić też Prawu i Sprawiedliwości, które radośnie spłaszczyło podatki, pocięło składkę rentową i wyrzuciło do kosza podatek spadkowy. Jeszcze w czasach prosperity samorządy z przerażeniem obserwowały, że tego typu cięcia bardzo mocno ograniczyły ich zdolności inwestycyjne. Teraz, mając mniejszą możliwość manewru pod względem stymulowania gospodarki, Tusk daje sporą szansę na gospodarczy zastój. Co jak co, ale on Zielonego Nowego Ładu nie przeprowadzi...
3. Robert Kozyra przestaje być szefem Radia Zet. Formalnie awansuje, zajmować się on będzie teraz projektami telewizyjnymi w Eurozecie. Tak naprawdę komentarze są jednoznaczne - tak słabych wyników rozgłośni nie dało się nie zauważyć. Dystans do lidera rynku - RMF FM wzrósł tak bardzo, że trzeba było działać. Kozyra dla wielu stał się symbolem tabloidyzacji mediów - z ambitnej rozgłośni informacyjno-muzycznej zrobił dość słabą playlistę ze śladową obecnością słowa. Dziś, w czasach kryzysu, nagle okazuje się, że ludzie coraz bardziej poszukują różnorodności w eterze. Jeśli chcą standardową popową sieczkę - słuchają stacji z Krakowa, jeśli lubią wyprofilowaną muzykę - przenoszą się do Internetu. Mniejsze rozgłośnie bardzo szybko przekonały się o tym, że specjalizacja może być dla nich korzystna. TOK FM systematycznie notuje dobre wskaźniki w swoim zasięgu, radiowa "Trójka" za czasów Skowrońskiego systematycznie pięła się w górę i osiągała kolejne rekordy słuchalności, Radio Roxy, po przyjściu doń Mikołaja Lizuta, zmieniło się w siedlisko muzycznej alternatywy i ambitnej kultury. Radio - żeby przy nim zostać - musi wyrażać pewien gust, dawać "coś wyjątkowego", nawet, jeśli jest radiem masowym.
Kozyrze powiódł się pomysł z Chilli Zet, jednak i on, przynajmniej na dwóch rynkach (warszawskim i krakowskim) był przez wielu traktowany jako "równanie w dół" po likwidacji Jazz Radia. Zetka musi znaleźć odpowiedni format muzyczny i określić na nowo proporcje między słowem a muzyką, jak również jego jakość (kiedy czasem słucham dowcipy osób prowadzących zamiast śmiać się do rozpuku włosy stają mi dęba), jeśli nie chce kontynuować trendu spadkowego, który również - z kolei z powodu nadmiernego konserwatyzmu - jest udziałem publicznej "Jedynki".
4. Telewizje zapewniają - na wakacjach będą powtórki. Kryzys wśród dużych nadawców zbiera smutne żniwo - tak jak oznacza on np. zwolnienia w Agorze. Ludzie coraz chętniej wolą oglądać kanały tematyczne (zwiększa się bowiem stale zasięg sieci kablowych i platform cyfrowych) niż wielkie widowiska i rozliczne tasiemce. Te, choć nadal notują niezłe wzkaźniki, w porównaniu do zeszłych sezonów mają coraz mniejszą oglądalność. Choć zyski reklamowe nadal są niezłe, to jednak skala przedsięwzięcia wymaga olbrzymich pieniędzy. Wakacje będą więc czasem "leżakowania", nie wiadomo jednak, czy jesienne ramówki będą obfitować w nowości.
5. Ustawa medialna - premier Tusk ponoć nie zauważył, że przez znesienie abonamentu media publiczne będą otrzymywać miliard złotych... z budżetu państwa. Co tu komentować? Naprawdę nie można było wymyślić lepszych rozwiązań, np. finansowania z dochodów reklamowych nadawców komercyjnych w zamian za brak reklam w mediach publicznych? Widzowie nie musieliby użerać się z reklamami proszków do prania, media zachowałyby niezależność, a bez nacisku na rynek reklamowy a) mogłyby realizować publiczną misję b) nadawcy komercyjni, którzy teraz muszą brać pod uwagę niskie ceny reklam w PR i TVP, mogliby podnieść ich ceny, zwiększyć swoje zyski i tym samym i lość kasy na media publiczne? Pytania - jak zwykle - rząd wolał pozostawić bez odpowiedzi.
1. Kataryna kontra "Dziennik", czyli Mortal Kombat w kisielu. Gazeta postawiła sobie za cel zdemaskowanie anonimowej blogerki, guru prawicy, której grzechem okazały się nadmiernie analityczne notki komentujące artykuły prasowe. Rozpoczęła zatem grę grubo poniżej pasa, nie rozumiejąc, na czym w ogóle polega fenomen społeczeństwa informacyjnego. Za Kataryną nie przepadam (trudno mi w ogóle przepadać za prawicą), jednak w swojej działce uprawiała staranne rzemiosło, w pełni mieszczące się w obrębie dziennikarstwa internetowego. Nagle komuś zaczęła przeszkadzać anonimowość blogerki i postanowiono ją wyoutować. Gazeta, która skutecznie traci czytelników i czytelniczki w obliczu zmian czytelniczych i przenoszenia się do sieci, postawiła sobie chyba za cel symboliczną zemstę nad globalną siecią. Kataryna - jeśli wierzyć jej relacji - dostała propozycję nie do odrzucenia. Albo zostanie publicystką "Dziennika", albo "Fakt", należący do tego samego koncernu, zrobi z niej miazgę. "Dziennik" i tak już łagodnie pokazał, do czego jest zdolny, publikując tyle danych na temat Kataryny, że do jej tożsamości dojść dość łatwo.
Przez przyzwoitość nie będę szukał, kim Kataryna jest. W obliczu tak olbrzymich dysproporcji w dostępie do kapitału i zasięgu czytelniczym jest zwyczajnym okrucieństwem domagać się od blogerki ujawnienia się. Przy tak kulawej jak polska strukturze właścicielskiej mediów, nie dających wiele szans na polityczny pluralizm, osoba chcąca przekazać innym ważne informacje ma prawo do anonimowości. Jeśli minister Czuma lub jego rodzina będą chcieli się z nią sądzić, swoje dane ujawni - i nie ma tu problemu. Jeśli jednak poglądy takiej osoby mogą przeszkadzać jej w życiu służbowym i osobistym, to nie można jej do niczego zmuszać. A odpowiedzialność za słowa i tak pozostaje pod kontrolą.
2. PiS i PO nadal walczą o spoty - najnowszy spot partii Jarosława Kaczyńskiego, jak zwykle, trzyma fason. Co by nie mówić, czy się z nimi człowiek zgadza czy nie, do przekazu politycznego mają talent. Nie musi podobać się on 90% społeczeństwa - wystarczy, że zmobilizuje ichni elektorat i ograniczy zakres zwycięstwa PO. Platforma, jeśli będzie tracić, to raczej na rzecz SLD-UP i CentroLewicy (co w ostatnich sondażach zaczyna być widoczne), więc jakiegoś radykalnego odpływu zawiedzionych do PiS nie będzie. Prawo i Sprawiedliwość przypomina jednak Donaldowi Tuskowi o jednym - kryzys trwa i bez względu na to, jak bardzo zaklinać będzie rzeczywistość, to fakt. Grozi nam wzrost bezrobocia, a ze wzrostem deficytu trzeba już chyba się pogodzić. Pan premier parę miesięcy temu mówił, że problem kryzysu nie będzie nas dotyczył, potem - że spowolnienie będzie łagodne, teraz - że recesję przejdziemy najłagodniej w całej Europie. Czekają nas zapewne cięcia wydatków - jest jeszcze z czego ciąć? - i podwyżki podatków.
Cóż, tutaj warto przyganić też Prawu i Sprawiedliwości, które radośnie spłaszczyło podatki, pocięło składkę rentową i wyrzuciło do kosza podatek spadkowy. Jeszcze w czasach prosperity samorządy z przerażeniem obserwowały, że tego typu cięcia bardzo mocno ograniczyły ich zdolności inwestycyjne. Teraz, mając mniejszą możliwość manewru pod względem stymulowania gospodarki, Tusk daje sporą szansę na gospodarczy zastój. Co jak co, ale on Zielonego Nowego Ładu nie przeprowadzi...
3. Robert Kozyra przestaje być szefem Radia Zet. Formalnie awansuje, zajmować się on będzie teraz projektami telewizyjnymi w Eurozecie. Tak naprawdę komentarze są jednoznaczne - tak słabych wyników rozgłośni nie dało się nie zauważyć. Dystans do lidera rynku - RMF FM wzrósł tak bardzo, że trzeba było działać. Kozyra dla wielu stał się symbolem tabloidyzacji mediów - z ambitnej rozgłośni informacyjno-muzycznej zrobił dość słabą playlistę ze śladową obecnością słowa. Dziś, w czasach kryzysu, nagle okazuje się, że ludzie coraz bardziej poszukują różnorodności w eterze. Jeśli chcą standardową popową sieczkę - słuchają stacji z Krakowa, jeśli lubią wyprofilowaną muzykę - przenoszą się do Internetu. Mniejsze rozgłośnie bardzo szybko przekonały się o tym, że specjalizacja może być dla nich korzystna. TOK FM systematycznie notuje dobre wskaźniki w swoim zasięgu, radiowa "Trójka" za czasów Skowrońskiego systematycznie pięła się w górę i osiągała kolejne rekordy słuchalności, Radio Roxy, po przyjściu doń Mikołaja Lizuta, zmieniło się w siedlisko muzycznej alternatywy i ambitnej kultury. Radio - żeby przy nim zostać - musi wyrażać pewien gust, dawać "coś wyjątkowego", nawet, jeśli jest radiem masowym.
Kozyrze powiódł się pomysł z Chilli Zet, jednak i on, przynajmniej na dwóch rynkach (warszawskim i krakowskim) był przez wielu traktowany jako "równanie w dół" po likwidacji Jazz Radia. Zetka musi znaleźć odpowiedni format muzyczny i określić na nowo proporcje między słowem a muzyką, jak również jego jakość (kiedy czasem słucham dowcipy osób prowadzących zamiast śmiać się do rozpuku włosy stają mi dęba), jeśli nie chce kontynuować trendu spadkowego, który również - z kolei z powodu nadmiernego konserwatyzmu - jest udziałem publicznej "Jedynki".
4. Telewizje zapewniają - na wakacjach będą powtórki. Kryzys wśród dużych nadawców zbiera smutne żniwo - tak jak oznacza on np. zwolnienia w Agorze. Ludzie coraz chętniej wolą oglądać kanały tematyczne (zwiększa się bowiem stale zasięg sieci kablowych i platform cyfrowych) niż wielkie widowiska i rozliczne tasiemce. Te, choć nadal notują niezłe wzkaźniki, w porównaniu do zeszłych sezonów mają coraz mniejszą oglądalność. Choć zyski reklamowe nadal są niezłe, to jednak skala przedsięwzięcia wymaga olbrzymich pieniędzy. Wakacje będą więc czasem "leżakowania", nie wiadomo jednak, czy jesienne ramówki będą obfitować w nowości.
5. Ustawa medialna - premier Tusk ponoć nie zauważył, że przez znesienie abonamentu media publiczne będą otrzymywać miliard złotych... z budżetu państwa. Co tu komentować? Naprawdę nie można było wymyślić lepszych rozwiązań, np. finansowania z dochodów reklamowych nadawców komercyjnych w zamian za brak reklam w mediach publicznych? Widzowie nie musieliby użerać się z reklamami proszków do prania, media zachowałyby niezależność, a bez nacisku na rynek reklamowy a) mogłyby realizować publiczną misję b) nadawcy komercyjni, którzy teraz muszą brać pod uwagę niskie ceny reklam w PR i TVP, mogliby podnieść ich ceny, zwiększyć swoje zyski i tym samym i lość kasy na media publiczne? Pytania - jak zwykle - rząd wolał pozostawić bez odpowiedzi.
1 komentarz:
6. Mnóstwo Zielonych kandydatów do PE jest na stronie HTTP://WWW.GLOSUJE.COM.PL/ - sprawdź na kogo głosować w wyborach!
Prześlij komentarz