"Klasyczny podział ról w małżeństwie" - cóż to za bestia? No tak, w szkołach nie uczy się już zbyt wiele, na przykład różnych modelów rodziny, innych niż heteroseksualny patriarchalizm, więc fakt, że mężczyzna nagle sprząta, może budzić zdziwienie. Tymczasem warto przypomnieć, że w wielu kulturach, kiedy facet poluje, kobieta zajmuje się rolą, wykonując nierzadko równie ciężką i niewdzięczną robotę co rzekomy "pan domu". Ba, istnieją nawet społeczności matriarchalne, które jakoś sobie w globalnej wiosce radzą. Dziś, kiedy mamy wyjątkową, cywilizacyjną okazję wykorzystywać pełen potencjał płci, byłoby głupotą zatrzymywać się w utartych koleinach.
Koleiny te nadal funkcjonują - nierzadko w sposób podświadomy, utrwalony wieloletnimi praktykami kulturowymi. Od podręczników pokazujących mężczyzn-kosmonautów i kobiety-kucharki droga do irytujących, nierzadko seksistowskich haseł marketingowych niedaleka. Ileż obserwować możemy roznegliżowanych plakatów, głównie jednej z płci (swoją drogą ciekawym eksperymentem byłoby policzyć stosunek nagości damskiej do męskiej na wielkich billboardach reklamowych), ba, niedawno mogliśmy zaobserwować interesujące hasło, zachęcające do oszczędzania wody, wyróżniona w konkursie reklamowych. Brzmi ono "puszcza się bez przerwy, a ty ciągle ją lejesz". Cóż, nie mam pojęcia, jak tego typu hasło mogło zostać puszczone na konkurs - najwyraźniej jury nie wpadło na jawną, niebezpieczną dwuznaczność zwrotu, co trafnie zresztą pokazała w komentarzu graficznym Anna Zawadzka.
Przejdźmy jednak do pracy domowej. Utarło się pewne kulturowe przekonanie, że to "pan domu" przynosi pieniądze, a kobieta ma w zamian umościć wspólne gniazdko. Bardzo byłbym rad, gdyby odeszło ono do przeszłości. Praca domowa nie jest zajęciem dla jednej osoby, a już szczególnie, gdy dana para ma jeszcze dzieci. Dziś wyjątkowo trudno jest utrzymać się na powierzchni mając jedynie jedną osobę z pensją w domu. Dodatkowo oczekiwanie od kobiety, że będzie spędzać całe dnie przy zlewie i pieluchach, podczas gdy latami kształciła się po to, by realizować swoje aspiracje, byłoby zwyczajnym chamstwem. W tej oto sytuacji nie ma mowy, by facet miał pozostawiać dom na głowie kobiety.
Oczywiście kulturowe uwarunkowania nie sprzyjają szybkim przemianom obyczajowym. Póki jeszcze sprząta się w zamkniętym kręgu czterech ścian, niczyja duma na szwank nie jest narażona. Kiedy jednak dajmy na to wychodzi się na spacer z dzieckiem albo nawet - o zgrozo! - bierze urlop tacierzyński, tak łatwo już nie jest. Koledzy z pracy, zafascynowani szybkimi samochodami i drogimi gadżetami, mogą patrzeć się na to krzywo. Powoli, ale skutecznie jednak narasta zrozumienie, wraz z odchodzeniem w przeszłość najbardziej niesprawiedliwych wzorców zachowań. Być może zmieniłyby się one jeszcze szybciej, gdyby w końcu opracowano rzetelne wyliczenie wartości pracy domowej kobiet. Gdyby przyjąć rynkowe stawki do zmywania naczyń, prania, gotowania, prasowani i wielu innych czynności, nagle okazałoby się, że są to kolosalne pieniądze.
Sporą rolę w wyrównywaniu sytuacji płci mają także władze. Nierówny dostęp do przedszkoli utrudnia kobietom powrót na rynek pracy i odciążenie od nadmiaru obowiązków. Słabe zachęty do brania "urlopów tacierzyńskich" sprawiają, że pyta się (niezgodnie z prawem!) kobiety podczas rozmów kwalifikacyjnych o ich plany związane z posiadaniem potomstwa. W ten sposób wypycha się z możliwości poszukiwania pracy setki tysięcy kobiet, a te, które już na rynku pracy są, otrzymują oferty zarobkowe aż do 30% niższe od swoich kolegów, wykonujących identyczną pracę. Jeśli zatem widać, jest jeszcze wiele do zrobienia, ale pierwszy krok - uczynienie z równego podziału prac domowych oczywistości - musi zostać uczyniony jak najszybciej.
Koleiny te nadal funkcjonują - nierzadko w sposób podświadomy, utrwalony wieloletnimi praktykami kulturowymi. Od podręczników pokazujących mężczyzn-kosmonautów i kobiety-kucharki droga do irytujących, nierzadko seksistowskich haseł marketingowych niedaleka. Ileż obserwować możemy roznegliżowanych plakatów, głównie jednej z płci (swoją drogą ciekawym eksperymentem byłoby policzyć stosunek nagości damskiej do męskiej na wielkich billboardach reklamowych), ba, niedawno mogliśmy zaobserwować interesujące hasło, zachęcające do oszczędzania wody, wyróżniona w konkursie reklamowych. Brzmi ono "puszcza się bez przerwy, a ty ciągle ją lejesz". Cóż, nie mam pojęcia, jak tego typu hasło mogło zostać puszczone na konkurs - najwyraźniej jury nie wpadło na jawną, niebezpieczną dwuznaczność zwrotu, co trafnie zresztą pokazała w komentarzu graficznym Anna Zawadzka.
Przejdźmy jednak do pracy domowej. Utarło się pewne kulturowe przekonanie, że to "pan domu" przynosi pieniądze, a kobieta ma w zamian umościć wspólne gniazdko. Bardzo byłbym rad, gdyby odeszło ono do przeszłości. Praca domowa nie jest zajęciem dla jednej osoby, a już szczególnie, gdy dana para ma jeszcze dzieci. Dziś wyjątkowo trudno jest utrzymać się na powierzchni mając jedynie jedną osobę z pensją w domu. Dodatkowo oczekiwanie od kobiety, że będzie spędzać całe dnie przy zlewie i pieluchach, podczas gdy latami kształciła się po to, by realizować swoje aspiracje, byłoby zwyczajnym chamstwem. W tej oto sytuacji nie ma mowy, by facet miał pozostawiać dom na głowie kobiety.
Oczywiście kulturowe uwarunkowania nie sprzyjają szybkim przemianom obyczajowym. Póki jeszcze sprząta się w zamkniętym kręgu czterech ścian, niczyja duma na szwank nie jest narażona. Kiedy jednak dajmy na to wychodzi się na spacer z dzieckiem albo nawet - o zgrozo! - bierze urlop tacierzyński, tak łatwo już nie jest. Koledzy z pracy, zafascynowani szybkimi samochodami i drogimi gadżetami, mogą patrzeć się na to krzywo. Powoli, ale skutecznie jednak narasta zrozumienie, wraz z odchodzeniem w przeszłość najbardziej niesprawiedliwych wzorców zachowań. Być może zmieniłyby się one jeszcze szybciej, gdyby w końcu opracowano rzetelne wyliczenie wartości pracy domowej kobiet. Gdyby przyjąć rynkowe stawki do zmywania naczyń, prania, gotowania, prasowani i wielu innych czynności, nagle okazałoby się, że są to kolosalne pieniądze.
Sporą rolę w wyrównywaniu sytuacji płci mają także władze. Nierówny dostęp do przedszkoli utrudnia kobietom powrót na rynek pracy i odciążenie od nadmiaru obowiązków. Słabe zachęty do brania "urlopów tacierzyńskich" sprawiają, że pyta się (niezgodnie z prawem!) kobiety podczas rozmów kwalifikacyjnych o ich plany związane z posiadaniem potomstwa. W ten sposób wypycha się z możliwości poszukiwania pracy setki tysięcy kobiet, a te, które już na rynku pracy są, otrzymują oferty zarobkowe aż do 30% niższe od swoich kolegów, wykonujących identyczną pracę. Jeśli zatem widać, jest jeszcze wiele do zrobienia, ale pierwszy krok - uczynienie z równego podziału prac domowych oczywistości - musi zostać uczyniony jak najszybciej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz