Takie przynajmniej odnoszę wrażenie, kiedy zerkam na artykuły "Gazety Stołecznej" poświęcone blokowiskom. Widziałem już krytyczny artykuł, który lekce sobie ważył umieszczone obok deklaracje ankietowanych, którzy w 2/3 wyrażają swoje zadowolenie z mieszkania w bloku. Apogeum osiągnięto, gdy zaczęto się na łamach dziennika zastanawiać nad... kosztami wyburzenia blokowisk. Nie da się ukryć, że kiedyś bloki przestaną nadawać się do mieszkania (a i niektóre z nich już teraz nie grzeszą wysokim komfortem życia), jednak pomysł totalnego wyburzenia blokowiska zdał mi się dość kuriozalny. Chyba nawet redaktorzy go wysnuwający po podliczeniu kosztów stwierdzili, że nieco się zagalopowali i z pomysłu się wycofali.
Kiedy czytam materiały z tego cyklu, uderza mnie jedno - nadal traktujemy blokowiska jako miejsce dopustu bożego i patologii. Trudno zatem uwierzyć w deklaracje, że ludzie na swych osiedlach czują się relatywnie bezpiecznie. Pamiętam własny blok ze wczesnego dzieciństwa, w Przemyślu. Nie było tam tak źle - dostęp do zieleni i infrastruktury przydatnej dzieciakom był zadowalający, a poczucie niebezpieczeństwa (a była wówczas pierwsza połowa "szalonych lat dziewięćdziesiątych") nie towarzyszyło wówczas wszystkim dookoła. Później jednak zaczęły się medialne doniesienia o mafii, gwałtach, pedofilach i wszystkim co najgorsze - no i blokowiska stały się naturalną scenerią dla wszelkiego półświatka.
Nie oznacza to, że wszelkie negatywne zjawiska, utożsamiane z blokami były wyssane z palca. Zjawisko blokersów jak na dłoni pokazało klęskę polityki państwa i samorządów w stosunku do ludzi młodych. Do dziś na wielu osiedlach brakuje możliwości samorealizacji dla ludzi, którzy chcieliby się wyrwać z matni domowej beznadziei i szkolnej rutyny. Placówki oświatowe w swej większości nie są w stanie wyjść poza szablon - wygodniej w końcu obniżać osobom z problemami zachowanie niż spróbować wykorzystać ich potencjał. Niedawno mieliśmy sprawę ursynowskiego miejsca spotkań dla miłośników hip-hopu, które traciło swą siedzibę. U mnie na osiedlu z kolei zniknęła ławka - najwyraźniej komuś bardzo przeszkadzało, że spotykała się wokół niej dzielnicowa młodzież. Teraz siada przy wejściu do jednego z mieszkań. Nie ma to jak zaspokajanie potrzeb społeczności lokalnej...
Tak więc rozwiązaniem problemu stało się wykluczenie. Rewelacja. Z drugiej jednak strony pamiętajmy o tym, jaką alternatywę częstokroć nam się stawia. Dziś nie buduje się już mrówkowców, tylko apartamenty - najchętniej zamknięte dla obcych. Najczęściej kosztujące dość znaczne pieniądze, co znacząco ogranicza do nich dostęp. Chyba, że ktoś zdoła się zadłużyć po uszy. Budownictwo komunalne nie idzie specjalnie szybko, ale kiedy już uda się coś wybudować, to są to przestrzenie nowoczesne, funkcjonalne i przystępne - tak jak na niedawno otwartym osiedlu na Białołęce. Na chwilę obecną więcej jednak widać wyizolowanego z tkanki miejskiej elitaryzmu niż dostępnego egalitaryzmu. Bloki, choć nie imponują metrażem, częstokroć mają w swym pobliżu wybudowaną przy okazji ich stawiania infrastrukturę edukacyjną i usługową, a także nieco zieleni, plac zabaw i inne tego typu udogodnienia.
Swego czasu mieszkałem na Przyczółku Grochowskim w sławetnym "Pekinie" - architektonicznej instalacji na 7 tysięcy osób. Było ciasno - nie przeczę - ale z drugiej strony wystarczyło zejść na parter i już było się w sklepiku osiedlowym. Zaraz obok miało się ławeczkę, tonącą wśród zieleni, a plac zabaw i przedszkole w ramach dziedzińca i szkołę niewiele dalej. Dodajmy do tego bliskie położenie przystanków autobusowych, sąsiedztwo ogródków działkowych i kanaliku, pocztę, pizzerię i bar wietnamski - i nagle okazuje się, że do zaspokojenia podstawowych potrzeb nie trzeba wcale wybierać się na drugi koniec miasta.
Doświadczenie blokowiska można wykorzystać nawet i dziś, kiedy myśli się o budowie lepszych miast dla ich mieszkanek i mieszkańców. Na pewno nie ma co powtarzać doświadczenia ścisku, ale już dostępność usług wpływa na minimalizację konieczności podróży, poprawia komfort życia i zmniejsza emisję szkodliwych dla zdrowia spalin. Dziś na przykład rozbudowuje się Wilanów, do czego zupełnie nie jest przygotowana miejska komunikacja zbiorowa. Zieleń poprawia koncentrację, ułatwia odprężenie i poprawia jakość powietrza. W otwartej przestrzeni łatwiej o swobodne interakcje niż na zamkniętych osiedlach. Z drugiej zaś strony poprawia się teraz jakość termoizolacji, co wpływa na obniżenie zużycia energii i tym samym rachunków za jej używanie. Zgrabne połączenie starego z nowym, unikające błędów poprzednich rozwiązań (a więc modelu "miasto, masa, maszyna") - to wyzwanie, przed którym stoimy obecnie. Być może właśnie dlatego potrzebujemy bloki - by uczyć się na własnych błędach, nie wylewając dziecka z kąpielą.
Kiedy czytam materiały z tego cyklu, uderza mnie jedno - nadal traktujemy blokowiska jako miejsce dopustu bożego i patologii. Trudno zatem uwierzyć w deklaracje, że ludzie na swych osiedlach czują się relatywnie bezpiecznie. Pamiętam własny blok ze wczesnego dzieciństwa, w Przemyślu. Nie było tam tak źle - dostęp do zieleni i infrastruktury przydatnej dzieciakom był zadowalający, a poczucie niebezpieczeństwa (a była wówczas pierwsza połowa "szalonych lat dziewięćdziesiątych") nie towarzyszyło wówczas wszystkim dookoła. Później jednak zaczęły się medialne doniesienia o mafii, gwałtach, pedofilach i wszystkim co najgorsze - no i blokowiska stały się naturalną scenerią dla wszelkiego półświatka.
Nie oznacza to, że wszelkie negatywne zjawiska, utożsamiane z blokami były wyssane z palca. Zjawisko blokersów jak na dłoni pokazało klęskę polityki państwa i samorządów w stosunku do ludzi młodych. Do dziś na wielu osiedlach brakuje możliwości samorealizacji dla ludzi, którzy chcieliby się wyrwać z matni domowej beznadziei i szkolnej rutyny. Placówki oświatowe w swej większości nie są w stanie wyjść poza szablon - wygodniej w końcu obniżać osobom z problemami zachowanie niż spróbować wykorzystać ich potencjał. Niedawno mieliśmy sprawę ursynowskiego miejsca spotkań dla miłośników hip-hopu, które traciło swą siedzibę. U mnie na osiedlu z kolei zniknęła ławka - najwyraźniej komuś bardzo przeszkadzało, że spotykała się wokół niej dzielnicowa młodzież. Teraz siada przy wejściu do jednego z mieszkań. Nie ma to jak zaspokajanie potrzeb społeczności lokalnej...
Tak więc rozwiązaniem problemu stało się wykluczenie. Rewelacja. Z drugiej jednak strony pamiętajmy o tym, jaką alternatywę częstokroć nam się stawia. Dziś nie buduje się już mrówkowców, tylko apartamenty - najchętniej zamknięte dla obcych. Najczęściej kosztujące dość znaczne pieniądze, co znacząco ogranicza do nich dostęp. Chyba, że ktoś zdoła się zadłużyć po uszy. Budownictwo komunalne nie idzie specjalnie szybko, ale kiedy już uda się coś wybudować, to są to przestrzenie nowoczesne, funkcjonalne i przystępne - tak jak na niedawno otwartym osiedlu na Białołęce. Na chwilę obecną więcej jednak widać wyizolowanego z tkanki miejskiej elitaryzmu niż dostępnego egalitaryzmu. Bloki, choć nie imponują metrażem, częstokroć mają w swym pobliżu wybudowaną przy okazji ich stawiania infrastrukturę edukacyjną i usługową, a także nieco zieleni, plac zabaw i inne tego typu udogodnienia.
Swego czasu mieszkałem na Przyczółku Grochowskim w sławetnym "Pekinie" - architektonicznej instalacji na 7 tysięcy osób. Było ciasno - nie przeczę - ale z drugiej strony wystarczyło zejść na parter i już było się w sklepiku osiedlowym. Zaraz obok miało się ławeczkę, tonącą wśród zieleni, a plac zabaw i przedszkole w ramach dziedzińca i szkołę niewiele dalej. Dodajmy do tego bliskie położenie przystanków autobusowych, sąsiedztwo ogródków działkowych i kanaliku, pocztę, pizzerię i bar wietnamski - i nagle okazuje się, że do zaspokojenia podstawowych potrzeb nie trzeba wcale wybierać się na drugi koniec miasta.
Doświadczenie blokowiska można wykorzystać nawet i dziś, kiedy myśli się o budowie lepszych miast dla ich mieszkanek i mieszkańców. Na pewno nie ma co powtarzać doświadczenia ścisku, ale już dostępność usług wpływa na minimalizację konieczności podróży, poprawia komfort życia i zmniejsza emisję szkodliwych dla zdrowia spalin. Dziś na przykład rozbudowuje się Wilanów, do czego zupełnie nie jest przygotowana miejska komunikacja zbiorowa. Zieleń poprawia koncentrację, ułatwia odprężenie i poprawia jakość powietrza. W otwartej przestrzeni łatwiej o swobodne interakcje niż na zamkniętych osiedlach. Z drugiej zaś strony poprawia się teraz jakość termoizolacji, co wpływa na obniżenie zużycia energii i tym samym rachunków za jej używanie. Zgrabne połączenie starego z nowym, unikające błędów poprzednich rozwiązań (a więc modelu "miasto, masa, maszyna") - to wyzwanie, przed którym stoimy obecnie. Być może właśnie dlatego potrzebujemy bloki - by uczyć się na własnych błędach, nie wylewając dziecka z kąpielą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz