Zieloność nie jedno ma imię, o czym świadczyć może historia ruchu, skupionego wokół pryncypiów Zielonej Polityki. Przykładem jej międzynarodowego sukcesu mogą być międzynarodowe biura fundacji niemieckich Zielonych - im. Heinricha Boella, rozsiane po całym świecie i tworzące intelektualną przestrzeń do dyskusji o zrównoważonym rozwoju, feminizmie, polityce społecznej i innych kluczowych segmentach ważnych dla tej formacji politycznej. Jedno z biur otwarte zostało ponad 10 lat temu w Waszyngtonie - stolicy kraju, w którym obowiązująca ordynacja wyborcza petryfikuje istniejący duopol Demokratów i Republikanów. Także i tam istnieje partia Zielonych, która osiąga pewne sukcesy na poziomie lokalnym, a w zeszłym roku zdołała po raz trzeci w swej historii wprowadzić swojego reprezentanta do stanowej legislatury - tym razem w Arkansas. Tamtejszy oddział Fundacji Boella w 2006 roku zdecydował się na wydanie publikacji, która przybliżała historyczne koleje dziejowe Zielonych w różnych zakątkach świata - publikację, z którą warto się zapoznać.
Głównymi krajami, na których skupiają się "Partie Zielonych: Refleksje z trzech pierwszych dekad" pod redakcją historyka Franka Zelko i pracownicy waszyngtońskiego Boella, Carolin Brinkman, są Niemcy i Stany Zjednoczone - kraje jakże różne pod względem historii, sceny politycznej i wpływu Zielonych na rzeczywistość. Nie są to jednak jedyne przykłady - te niemal 140 stron lektury zaczynamy bowiem w... Australii, gdzie narodziła się pierwsza w historii ekologiczna formacja polityczna - Zjednoczona Grupa Tasmanii. Powstałe w 1972 roku zgrupowanie dążyło do powstrzymania wspieranego wówczaz zarówno przez Partię Liberalną, jak i Partię Pracy programu budowy tam w tym australijskim stanie. Jednocześnie na kontynencie pojawiać zaczęły się nietypowe sojusze, takie jak pomiędzy planistami z klasy średniej a środowiskami robotniczymi, które zaczęły walczyć także o dostęp do czystego środowiska naturalnego. Tego typu sojusze pozwoliły Bobowi Brownowi - najważniejszej postaci ówcześnie formuującego się ruchu - wpierw wprowadzić samego siebie do lokalnego parlamentu Tasmanii (w wyborach do którego to organu otrzymują poparcie w okolicach 15%), a następnie pomóc w formowaniu się Australijskich Zielonych i ich wejściu do australijskiego Senatu.
Historia powstawania niemieckich Zielonych, zakończona powołaniem jednej partii w roku 1979 również obfituje w interesujące zakręty dziejowe. W latach 70. XX wieku alianse lokalnych grup ekologicznych, pacyfistycznych i antyatomowych łączyły w sobie tak inicjatywy feministyczne, konserwatywnych rozłamowców z chrześcijańskiej demokracji i utopijnych socjalistów. Wraz z powstaniem jednej formacji powoli klarowała się podstawa ideowa formacji - wpierw odeszła grupa konserwatystów z Herbertem Gruhlem na czele, a następnie, po klęsce w Niemczech Zachodnich w 1990 roku frakcja "realos", chcąca zmieniać rzeczywistość społeczną i ekologiczną kraju poprzez aktywne uczestnictwo w życiu politycznym - z koalicjami włącznie - zaczęła przeważać nad "fundis", dominującymi nad ideowym obliczem formacji przez całe lata osiemdziesiąte. Dziś Zieloni uważają się tam za nowoczesną partię lewicową, jak całkiem niedawno ogłosiła współprzewodnicząca Claudia Roth, zajmującą pozycje lewicowo-liberalne.
Bardzo ciekawa jest diagnoza przyczyn sukcesu i efektów wejścia Zielonych na niemiecką scenę polityczną autorstwa Helmuta Wiesenthala. Na korzyść nowej formacji na niemieckiej scenie politycznej zdecydowanie należy zaliczyć niemiecki system wyborczy, zapewniający pinansowanie wszystkim formacjom, które przekroczą próg 0,5% poparcia, system proporcjonalnej alokacji miejsc w parlamencie przy pięcioprocentowym progu wyborczym, korporacyjny system działania RFN, który pozwala na zdobycie znaczącej uwagi mediów wraz z wejściem do parlamentu, a także możliwość wejścia do samorządów jako swoistego "testu", jakiemu elektorat może poddać nowo powstające inicjatywy. 5% progu wyborczego, zdaniem Wiesenthala, zmusiło rozliczne grupy społeczeństwa obywatelskiego lat siedemdziesiątych do współpracy i do utworzenia spójnej ideologii politycznej, która po dziś dzień oddziałowuje np. na wzrost znaczenia zrównoważonego rozwoju w programach politycznych innych partii, w szczególności SPD. Socjaldemokraci jego zdaniem stali się dzięki temu partią postmaterialistyczną, oderwaną od swojej dotychczasowej bazy wyborczej. Ot, ironia dziejowa...
Sytuacja w Stanach Zjednoczonych była dużo bardziej skomplikowana. Przez około 15 lat od czasu premiery książki o Zielonej Polityce, napisanej przez Charlene Spretnak nie powstała tam skuteczna struktura polityczna na szczeblu federalnym, która mogłaby stanowić wiarygodną alternatywę dla dwóch partii w Kapitolu. Wszystko to - jej zdaniem - efekt szkodliwej działalności anarchistycznie nastawionych działaczek i działaczy Instytutu na Rzecz Ekologii Społecznej, którzy nie zgadzali się na jakiekolwiek, ich zdaniem, "narzucanie woli" lokalnym strukturom, nawet przez tworzące się wówczas partie stanowe. Dopiero końcówka lat dziewięćdziesiątych minionego wieku i kampanie prezydencke Ralpha Nadera umoiżliwiły rewitalizację już istniejących organizacji, tworzenie nowych partii stanowych i koniec końców - utworzenie ogólnokrajowej Partii Zielonych Stanów Zjednoczonych. Co ciekawe, jest ona traktowana przez co bardziej lewicowe grupy jako ugrupowanie "centrowe", co patrząc się na ich platformę wyborczą zdaje się być zgoła absurdalnym oskarżeniem.
Ciekawy z kolei jest głos krytczny aktywiustki ekologicznej Lorny Salzman, który dziwi się, że ugrupowanie niemal predystynowane do mówienia o ekologii jej zdaniem zaniedbuje ten temat za oceanem, skupiając się na kwestiach polityki tożsamości i tym samym zamykając się w gettcie, które sami Zieloni sobie tworzą. Ekologizm, jej zdaniem, już w sobie zawiera komponent sprawiedliwości społecznej, która aktualnie jest w centrum zainteresowania Partii Zielonych Stanów Zjednoczonych. Kluczowe jest przyciąganie do siebie nie tylko dotychczasowych "grup targetowych", takich jak mniejszości etniczne czy osoby o niskim statusie materialnym, ale także drobnych przedsiębiorców, klasy średniej czy osoby, nie będące wegetarianami/wegetariankami, oferując alternatywę dla aktualnego systemu spłecznego, politycznego i gospodarczego.
Jeśli ktoś ma po tym tekście ochotę na bliższe zapoznanie się z dyskusjami dotyczącymi Zielonej Polityki i jej historii, nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić do ściągnięcia i przeczytania tej doskonałej publikacji, która może stanowić inspirację nie tylko dla Zielonych polityczek i polityków, ale także osób zainteresowanych historią tej formacji myślowej, zajmujących się politologią - lub też po prostu ciekawych świata.
Głównymi krajami, na których skupiają się "Partie Zielonych: Refleksje z trzech pierwszych dekad" pod redakcją historyka Franka Zelko i pracownicy waszyngtońskiego Boella, Carolin Brinkman, są Niemcy i Stany Zjednoczone - kraje jakże różne pod względem historii, sceny politycznej i wpływu Zielonych na rzeczywistość. Nie są to jednak jedyne przykłady - te niemal 140 stron lektury zaczynamy bowiem w... Australii, gdzie narodziła się pierwsza w historii ekologiczna formacja polityczna - Zjednoczona Grupa Tasmanii. Powstałe w 1972 roku zgrupowanie dążyło do powstrzymania wspieranego wówczaz zarówno przez Partię Liberalną, jak i Partię Pracy programu budowy tam w tym australijskim stanie. Jednocześnie na kontynencie pojawiać zaczęły się nietypowe sojusze, takie jak pomiędzy planistami z klasy średniej a środowiskami robotniczymi, które zaczęły walczyć także o dostęp do czystego środowiska naturalnego. Tego typu sojusze pozwoliły Bobowi Brownowi - najważniejszej postaci ówcześnie formuującego się ruchu - wpierw wprowadzić samego siebie do lokalnego parlamentu Tasmanii (w wyborach do którego to organu otrzymują poparcie w okolicach 15%), a następnie pomóc w formowaniu się Australijskich Zielonych i ich wejściu do australijskiego Senatu.
Historia powstawania niemieckich Zielonych, zakończona powołaniem jednej partii w roku 1979 również obfituje w interesujące zakręty dziejowe. W latach 70. XX wieku alianse lokalnych grup ekologicznych, pacyfistycznych i antyatomowych łączyły w sobie tak inicjatywy feministyczne, konserwatywnych rozłamowców z chrześcijańskiej demokracji i utopijnych socjalistów. Wraz z powstaniem jednej formacji powoli klarowała się podstawa ideowa formacji - wpierw odeszła grupa konserwatystów z Herbertem Gruhlem na czele, a następnie, po klęsce w Niemczech Zachodnich w 1990 roku frakcja "realos", chcąca zmieniać rzeczywistość społeczną i ekologiczną kraju poprzez aktywne uczestnictwo w życiu politycznym - z koalicjami włącznie - zaczęła przeważać nad "fundis", dominującymi nad ideowym obliczem formacji przez całe lata osiemdziesiąte. Dziś Zieloni uważają się tam za nowoczesną partię lewicową, jak całkiem niedawno ogłosiła współprzewodnicząca Claudia Roth, zajmującą pozycje lewicowo-liberalne.
Bardzo ciekawa jest diagnoza przyczyn sukcesu i efektów wejścia Zielonych na niemiecką scenę polityczną autorstwa Helmuta Wiesenthala. Na korzyść nowej formacji na niemieckiej scenie politycznej zdecydowanie należy zaliczyć niemiecki system wyborczy, zapewniający pinansowanie wszystkim formacjom, które przekroczą próg 0,5% poparcia, system proporcjonalnej alokacji miejsc w parlamencie przy pięcioprocentowym progu wyborczym, korporacyjny system działania RFN, który pozwala na zdobycie znaczącej uwagi mediów wraz z wejściem do parlamentu, a także możliwość wejścia do samorządów jako swoistego "testu", jakiemu elektorat może poddać nowo powstające inicjatywy. 5% progu wyborczego, zdaniem Wiesenthala, zmusiło rozliczne grupy społeczeństwa obywatelskiego lat siedemdziesiątych do współpracy i do utworzenia spójnej ideologii politycznej, która po dziś dzień oddziałowuje np. na wzrost znaczenia zrównoważonego rozwoju w programach politycznych innych partii, w szczególności SPD. Socjaldemokraci jego zdaniem stali się dzięki temu partią postmaterialistyczną, oderwaną od swojej dotychczasowej bazy wyborczej. Ot, ironia dziejowa...
Sytuacja w Stanach Zjednoczonych była dużo bardziej skomplikowana. Przez około 15 lat od czasu premiery książki o Zielonej Polityce, napisanej przez Charlene Spretnak nie powstała tam skuteczna struktura polityczna na szczeblu federalnym, która mogłaby stanowić wiarygodną alternatywę dla dwóch partii w Kapitolu. Wszystko to - jej zdaniem - efekt szkodliwej działalności anarchistycznie nastawionych działaczek i działaczy Instytutu na Rzecz Ekologii Społecznej, którzy nie zgadzali się na jakiekolwiek, ich zdaniem, "narzucanie woli" lokalnym strukturom, nawet przez tworzące się wówczas partie stanowe. Dopiero końcówka lat dziewięćdziesiątych minionego wieku i kampanie prezydencke Ralpha Nadera umoiżliwiły rewitalizację już istniejących organizacji, tworzenie nowych partii stanowych i koniec końców - utworzenie ogólnokrajowej Partii Zielonych Stanów Zjednoczonych. Co ciekawe, jest ona traktowana przez co bardziej lewicowe grupy jako ugrupowanie "centrowe", co patrząc się na ich platformę wyborczą zdaje się być zgoła absurdalnym oskarżeniem.
Ciekawy z kolei jest głos krytczny aktywiustki ekologicznej Lorny Salzman, który dziwi się, że ugrupowanie niemal predystynowane do mówienia o ekologii jej zdaniem zaniedbuje ten temat za oceanem, skupiając się na kwestiach polityki tożsamości i tym samym zamykając się w gettcie, które sami Zieloni sobie tworzą. Ekologizm, jej zdaniem, już w sobie zawiera komponent sprawiedliwości społecznej, która aktualnie jest w centrum zainteresowania Partii Zielonych Stanów Zjednoczonych. Kluczowe jest przyciąganie do siebie nie tylko dotychczasowych "grup targetowych", takich jak mniejszości etniczne czy osoby o niskim statusie materialnym, ale także drobnych przedsiębiorców, klasy średniej czy osoby, nie będące wegetarianami/wegetariankami, oferując alternatywę dla aktualnego systemu spłecznego, politycznego i gospodarczego.
Jeśli ktoś ma po tym tekście ochotę na bliższe zapoznanie się z dyskusjami dotyczącymi Zielonej Polityki i jej historii, nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić do ściągnięcia i przeczytania tej doskonałej publikacji, która może stanowić inspirację nie tylko dla Zielonych polityczek i polityków, ale także osób zainteresowanych historią tej formacji myślowej, zajmujących się politologią - lub też po prostu ciekawych świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz