Wbrew temu, co głoszą niektórzy orędownicy braku jakichkolwiek regulacji, nie istnieje niezbywalne prawo człowieka do zapracowywania się na śmierć. Niedawna decyzja Parlamentu Europejskiego o utrzymaniu maksymalnego czasu pracy na poziomie 48 godzin tygodniowo, liczonych jako średnia danej pracownicy/pracownika w okresie rocznym, a przede wszystkim - za likwidacją możliwości "klauzuli wyjścia" (opt-out) ze zobowiązań unijnej dyrektywy o czasie pracy powinna być przyjęta z entuzjazmem. Jak skomentowała to wydarzenie angielska eurodeputowana Zielonych, Jean Lambert, to głos za prawami pracowniczymi, który poprawi warunki pracy i ukróci istniejące już nieprawidłowości w tej dziedzinie, obserwowane szczególnie w Wielkiej Brytanii. Grupa Zielonych/Wolnego Sojuszu Europejskiego sprzeciwiała się planom wydłużenia maksymalnego średniego tygodniowego czasu pracy do 60-65 godzin, nad czym zastanawiała się część grupy chadeckiej i liberalnej.
Co oznaczają długie godziny pracy w praktyce? O tym możemy przeczytać w opracowaniu przygotowanym na zlecenie wspomnianej już Jean Lambert "Muszę pracować ciężej? Wielka Brytania i dyrektywa o czasie pracy". Informacje w nim podane pokazują wyraźnie, że kultura długich godzin pracy (którą usiłuje się przeszczepić i do Polski) wcale nie wpływa na wzrost wydajności i gospodarczego dobrostanu, ale wręcz przeciwnie - obniża jakość życia pracownic i pracowników i wpływa na olbrzymie straty społeczne i gospodarcze. Szacuje się, że z powodu zwolnień lekarskich brytyjscy pracodawcy staracili łącznie przeszło 11,6 miliarda funtów, po 500 funtów na osobę zatrudnioną. Spora część tych strat spowodowana był przez możliwość pracy powyżej 48 godzin tygodniowo.
Opt-out, który wywalczył dla siebie brytyjski rząd, szybko obrócił się przeciwko pracownicom i pracownikom. Badania związków zawodowych wskazują, że co czwarta osoba, pracująca powyżej rzeczonych 48 godzin w ogóle nie otrzymało możliwości wyboru między pozostaniem w obrębie uregulowań dyrektywy unijnej, co w świetle prawa jest nielegalne. Nieprawidłowości w stosowaniu przez brytyjskich pracodawców możliwości "opt-outu" były tak duże, że Komisja Europejska zdecydowała się procesować w tej sprawie z ówczesnym rządem Tony'ego Blaira. Szef Partii Pracy tłumaczył swoją pozycję (której sprzeciwiali się nawet eurodeputowani jego własnej partii) "zapewnieniem elastyczności brytyjskiego rynku pracy", który miał stać się wzorem do naśladowania dla reszty krajów UE. Szczęśliwie się nie stał, bowiem nie ma on wiele wspólnego ani z elastycznością, ani tym bardziej - ze zrównoważonym rozwojem.
Wystarczy spojrzeć na garść danych statystycznych, związanych z kosztami zdrowotnymi przepracowania. Długie godziny pracy, ograniczające ilość czasu na odpoczynek i samorealizację, skutkuje 66.000 przypadkami chorób serca rocznie w samej Wielkiej Brytanii. Podwyższa się ciśnienie krwi, zwiększa się możliwość urazów układu kostno-szkieletowego, a pracujący ponadnormatywnie mają o 61% większe prawdopodobieństwo nabawienia się urazu cielesnego niż ci, którzy pracują do 48 godzin tygodniowo. Co trzeci pracownik/pracownica uważa, że z powodu pracy pogorszył się im stan zdrowia, 43% - że jest przeładowanych pracą. Efektem takiej sytuacji jest olbrzymi wzrost stresu, obniżającego odporność i pogarszającego zdrowie psychiczne - tym bardziej, że wraz z nowoczesnymi technologiami coraz bardziej zacierają się granice pomiędzy czasem pracy a wypoczynku. Badania WHO wskazują, że poziom stresu z powodu pracy jest w Wielkiej Brytanii trzykrotnie wyższy niż w mających bardziej propracownicze regulacje Niemczech.
Nie trzeba dodawać, że koszty społeczne tego typu sytuacji (dotyczącej 7,4 miliona osób w UK) przenoszone są na społeczeństwo poprzez wzrost kosztów obsługi opieki zdrowotnej. Działania profilaktyczne, jeśli mają być skuteczne, muszą obejmować także miejsca pracy, które są źródłem olbrzymich stresów i zmęczenia. Szacuje się, że od 1/4 do 1/3 wypadków drogowych jest w jakiś sposób związanych z pracą, np. wykonywaniem obowiązków w jej trakcie. Polski rząd bardzo chciał możliwości dłuższego tygodniowego czasu pracy, tłumacząc to m.in. sytuacją lekarzy i lekarek. Zapomniał dodać, że trzymanie ich na nocnej zmianie sprawia, że popełniają 20% więcej pomyłek, a czas wykonywania zadań jest o 14% dłuższy niż przy standardowym dyżurze. Pomysły na uznawanie za czas odpoczynku dyżurów telefonicznych w sytuacji, kiedy w ciągu nocy osobę dyżurującą budzą zgłoszenia wydają się - nie bez powodu - kuriozalne.
Przepracowywanie pracowników odbija się rykoszetem na tracących zyski pracodawcach. Truizmem - niestety rzadko słuchanym - jest stwierdzenie, że nie da się utrzymać pracownicę czy pracownicę "na pełnych obrotach" przez więcej niż 48 godzin tygodniowo. Świetnie ujął to cytowany w publikacji dziennikarz Financial Times, Michael Skapinker: "Nieszczęśliwi pracownicy powinni niepokoić szefostwo firm. Jak zareagowałoby ono na odkrycie, że połowa urządzeń biurowych ma usterki?". Poprawa warunków pracy wpływa na wzrost wydajności i na mniejszą ilość zwolnień lekarskich. Regulacje rządowe na szczeblu krajowym i unijnym powinny iść w parze ze wsparciem dla przedsiębiorstw - szczególnie tych małych i średnich - w promowaniu dobrych praktych, metod elastycznego podziału pracy dorych tak dla pracowników, jak i pracodawców, wsparciu finansowym dla pracodawców, wdrażających programy ograniczania stresu etc.
Proste zasady, wspierane przez Zielonych w Europie - 48-godzinny maksymalny tydzień pracy, 8-godzinny dzień pracy, minimum jeden dzień wolny w tygodniu i 11 godzin odpoczynku między poszczególnymi zmianami w pracy, min. 20-minutowe przerwy na każde 6 godzin pracy - są niezbędne w zapewnianiu równowagi między czasem wolnym a pracą. Już dziś z powodu przygniatającego poczucia obowiązku wiele ozób zostaje po pracy, by dokończyć zobowiązania, za co im się nie płaci. Państwowa Inspekcja Pracy w naszym kraju notuje tysiące przypadków łamania kodeksu pracy w najróżniejszy sposób, w tym poprzez niedokładne ewidencjonowanie czasu pracy i nieodpowiednie wynagradzanie osób pracujących. To dostateczne argumenty za tym, by nie dać sobie wmówić, że im dłużej pracujemy, tym lepiej dla naszej gospodarki.
Co oznaczają długie godziny pracy w praktyce? O tym możemy przeczytać w opracowaniu przygotowanym na zlecenie wspomnianej już Jean Lambert "Muszę pracować ciężej? Wielka Brytania i dyrektywa o czasie pracy". Informacje w nim podane pokazują wyraźnie, że kultura długich godzin pracy (którą usiłuje się przeszczepić i do Polski) wcale nie wpływa na wzrost wydajności i gospodarczego dobrostanu, ale wręcz przeciwnie - obniża jakość życia pracownic i pracowników i wpływa na olbrzymie straty społeczne i gospodarcze. Szacuje się, że z powodu zwolnień lekarskich brytyjscy pracodawcy staracili łącznie przeszło 11,6 miliarda funtów, po 500 funtów na osobę zatrudnioną. Spora część tych strat spowodowana był przez możliwość pracy powyżej 48 godzin tygodniowo.
Opt-out, który wywalczył dla siebie brytyjski rząd, szybko obrócił się przeciwko pracownicom i pracownikom. Badania związków zawodowych wskazują, że co czwarta osoba, pracująca powyżej rzeczonych 48 godzin w ogóle nie otrzymało możliwości wyboru między pozostaniem w obrębie uregulowań dyrektywy unijnej, co w świetle prawa jest nielegalne. Nieprawidłowości w stosowaniu przez brytyjskich pracodawców możliwości "opt-outu" były tak duże, że Komisja Europejska zdecydowała się procesować w tej sprawie z ówczesnym rządem Tony'ego Blaira. Szef Partii Pracy tłumaczył swoją pozycję (której sprzeciwiali się nawet eurodeputowani jego własnej partii) "zapewnieniem elastyczności brytyjskiego rynku pracy", który miał stać się wzorem do naśladowania dla reszty krajów UE. Szczęśliwie się nie stał, bowiem nie ma on wiele wspólnego ani z elastycznością, ani tym bardziej - ze zrównoważonym rozwojem.
Wystarczy spojrzeć na garść danych statystycznych, związanych z kosztami zdrowotnymi przepracowania. Długie godziny pracy, ograniczające ilość czasu na odpoczynek i samorealizację, skutkuje 66.000 przypadkami chorób serca rocznie w samej Wielkiej Brytanii. Podwyższa się ciśnienie krwi, zwiększa się możliwość urazów układu kostno-szkieletowego, a pracujący ponadnormatywnie mają o 61% większe prawdopodobieństwo nabawienia się urazu cielesnego niż ci, którzy pracują do 48 godzin tygodniowo. Co trzeci pracownik/pracownica uważa, że z powodu pracy pogorszył się im stan zdrowia, 43% - że jest przeładowanych pracą. Efektem takiej sytuacji jest olbrzymi wzrost stresu, obniżającego odporność i pogarszającego zdrowie psychiczne - tym bardziej, że wraz z nowoczesnymi technologiami coraz bardziej zacierają się granice pomiędzy czasem pracy a wypoczynku. Badania WHO wskazują, że poziom stresu z powodu pracy jest w Wielkiej Brytanii trzykrotnie wyższy niż w mających bardziej propracownicze regulacje Niemczech.
Nie trzeba dodawać, że koszty społeczne tego typu sytuacji (dotyczącej 7,4 miliona osób w UK) przenoszone są na społeczeństwo poprzez wzrost kosztów obsługi opieki zdrowotnej. Działania profilaktyczne, jeśli mają być skuteczne, muszą obejmować także miejsca pracy, które są źródłem olbrzymich stresów i zmęczenia. Szacuje się, że od 1/4 do 1/3 wypadków drogowych jest w jakiś sposób związanych z pracą, np. wykonywaniem obowiązków w jej trakcie. Polski rząd bardzo chciał możliwości dłuższego tygodniowego czasu pracy, tłumacząc to m.in. sytuacją lekarzy i lekarek. Zapomniał dodać, że trzymanie ich na nocnej zmianie sprawia, że popełniają 20% więcej pomyłek, a czas wykonywania zadań jest o 14% dłuższy niż przy standardowym dyżurze. Pomysły na uznawanie za czas odpoczynku dyżurów telefonicznych w sytuacji, kiedy w ciągu nocy osobę dyżurującą budzą zgłoszenia wydają się - nie bez powodu - kuriozalne.
Przepracowywanie pracowników odbija się rykoszetem na tracących zyski pracodawcach. Truizmem - niestety rzadko słuchanym - jest stwierdzenie, że nie da się utrzymać pracownicę czy pracownicę "na pełnych obrotach" przez więcej niż 48 godzin tygodniowo. Świetnie ujął to cytowany w publikacji dziennikarz Financial Times, Michael Skapinker: "Nieszczęśliwi pracownicy powinni niepokoić szefostwo firm. Jak zareagowałoby ono na odkrycie, że połowa urządzeń biurowych ma usterki?". Poprawa warunków pracy wpływa na wzrost wydajności i na mniejszą ilość zwolnień lekarskich. Regulacje rządowe na szczeblu krajowym i unijnym powinny iść w parze ze wsparciem dla przedsiębiorstw - szczególnie tych małych i średnich - w promowaniu dobrych praktych, metod elastycznego podziału pracy dorych tak dla pracowników, jak i pracodawców, wsparciu finansowym dla pracodawców, wdrażających programy ograniczania stresu etc.
Proste zasady, wspierane przez Zielonych w Europie - 48-godzinny maksymalny tydzień pracy, 8-godzinny dzień pracy, minimum jeden dzień wolny w tygodniu i 11 godzin odpoczynku między poszczególnymi zmianami w pracy, min. 20-minutowe przerwy na każde 6 godzin pracy - są niezbędne w zapewnianiu równowagi między czasem wolnym a pracą. Już dziś z powodu przygniatającego poczucia obowiązku wiele ozób zostaje po pracy, by dokończyć zobowiązania, za co im się nie płaci. Państwowa Inspekcja Pracy w naszym kraju notuje tysiące przypadków łamania kodeksu pracy w najróżniejszy sposób, w tym poprzez niedokładne ewidencjonowanie czasu pracy i nieodpowiednie wynagradzanie osób pracujących. To dostateczne argumenty za tym, by nie dać sobie wmówić, że im dłużej pracujemy, tym lepiej dla naszej gospodarki.
1 komentarz:
Ciężka praca nie koniecznie jest odzwierciedlana w zarobkach, to jest najgorsze. Pracujący ciężej zarabiają mniej niż Ci za biurkiem... Irytujące!
Prześlij komentarz