Rozliczni przeciwnicy "nowego, zielonego ładu" często twierdzą, że jeden z jego elementów - całościowe przejście na odnawialne źródła energii - zdaje się być niewykonalny. Na potwierdzenie swych tez podają przykład naszego kraju, w którym - przy obecnym poziomie technologicznym - jedynie 68% energii mogłoby być czerpane z takich źródeł, jak biomasa, energia wiatrowa, geotermia czy fotowoltaika. Często - zbyt często - zapomina się o fakcie, że jesteśmy częścią Unii Europejskiej, a postulowana przez nas solidarność energetyczna, mająca uniezależnić nas od dostaw ropy i gazu z Rosji, może być osiągnięta na wiele różnych sposobów. Jednym z nich jest ERENE - koncept powołania Europejskiej Wspólnoty Energii Odnawialnej. W jego szczegóły wtajemnicza nas publikacja Fundacji imienia Heinricha Boella, która przy okazji Szczytu Klimatycznego w Poznaniu przygotowała wersję angielską - tradycyjnie dostępną do pobrania - a mam też nadzieję, że już wkrótce do sieci trafi już wydrukowana edycja polska.
Na czym zatem miałby opierać się ów koncept? Z grubsza rzecz biorąc na tym, na czym EURATOM - powstała w latach 50. XX wieku wspólnota europejska, służąca skoordynowaniu i promowaniu tego typu energetyki. Dziś, kiedy wiemy już, że można inaczej - bez ryzyka ataków terrorystycznych, centralizacji produkcji i odpadów radioaktywnych - nadszedł już czas na nowe spoiwo integracji europejskiej, o czym piszą Michaele Schreyer i Lutz Mez. Pokazują oni, że warunki produkcji energii - zróżnicowane w każdym z państw członkowskich - skłaniają do stworzenia narzędzi, ułatwiających produkcję i handel energią odnawialną. Dajmy na to Hiszpania, mająca kolosalne możliwości w dziedzinie energii fotowoltaicznej dzięki inwestycjom w przebudowę sieci energetycznych i poprawie ich jakości mogłaby eksportować swoje nadwyżki do Francji, która takich nadwyżek mieć nie będzie.
Rzecz jasna jest to długofalowy plan, który musi iść w parze z ograniczaniem zużycia energii i podnoszeniem efektywności energetycznej. Wiązać się to będzie z poprawą jakości życia (obniżenie ceny prądu w dłuższym okresie) bez wyrzeczeń co do komfortu ludzkiej egzystencji. Dodatkowo autorka i autor sugerują, że samowystarczalność energetyczna Europy może być wzmocniona poprzez ściślejszą kooperację z państwami regionu śródziemnomorskiego. Nakłonienie ich do instalacji paneli słonecznych na Saharze i na eksport energii do UE pozwoliłoby im otrzymać kolejne, pewne źródło dochodów, które mogłyby iść na zielony, zrównoważony rozwój społeczny, ekologiczny i ekonomiczny tych krajów.
Ważnym pytaniem dotyczącym tego pomysłu jest to, w jaki sposób wprowadzić go w życie. Najbardziej spektakularnym - ale i chyba najtrudniejszym do zrealizowania - byłoby zastąpienie EURATOMU przez ERENE. Bardziej prawdopodobne byłoby jednak bądź to wydzielenie osobnej Wspólnoty Europejskiej, bądź też przygotowanie tego typu programu w ramach samej Unii. Być może na samym początku nie wszystkie państwa członkowskie byłyby nim zainteresowane, jednak wraz z osiągnięciem pewnej "masy krytycznej" i pierwszych sukcesach do tej pory sceptyczne państwa zaczęłyby wchodzić w ten projekt.
Na czym polegałaby jego atrakcyjność? Przede wszystkim opierałby się na zasadach subsydiarności, a więc wspierałby działania nakierowane bądź to na współpracę transgraniczną, bądź też takie, które nie są na tyle opłacalne z punktu widzenia wspólnoty lokalnej lub inwestycji pojedynczego państwa. Większość przychodów tego projektu nie pochodziłaby bezpośrednio z budżetów samych państw uczestniczących w nim, ale z zysków z tytułu handlu emisjami. Im więcej dane państwo włożyłoby do wspólnego worka, tym miałoby większą szansę na wyciągnięcie większej ilości pieniędzy na projekty rozwojowe. Wsparcie dla projektów badawczych, prawo do tworzenia jednolitych standardów prawnych, instalacji demonstracyjnych czy też podnoszenia jakości sieci energetycznej - to tylko niektóre z narzędzi, w które ERENE powinna zostać wyposażona.
Istotną kwestią będzie przyjęcie harmonogramu, który umożliwiłby stworzenie ERENE już w 2010 roku. Kluczowym zatem będzie rok przyszły - niezbędna jest debata publiczna w państwach członkowskich UE. Obywatelki i obywatele tych państw w wielu sondażach wypowiadają się na rzecz zwiększenia roli energetyki odnawialnej i zmniejszaniu udziału energetyki jądrowej w miksie energetycznym. Wybory do Parlamentu Europejskiego są dobrą okazją do poruszania tego tematu - do którego Zieloni są wybitnie predystynowani - a następnie do tworzenia nacisku na instytucje krajowe i europejskie odpowiedzialne za politykę energetyczną. Kluczowa będzie tu prezydencja Hiszpanii w 2010 roku - kraj ten okazuje spore zainteresowanie energetyką odnawialną, jest zatem szansa na pozytywne przekonywanie reszty Europy do tego pomysłu.
Choć publikacja o ERENE nie należy do najprostszych w świecie, jeśli nie jest się specjalistą od energetyki, to jednak warto się z nią zaznajomić. Być może właśnie okres świąteczny, dający nieco więcej czasu nam wszystkim, pozwoli komuś na przebrnięcie 100 stron broszury i zainteresowanie się projektem, który zazieleni europejską energię, zmniejszy emisję gazów szklarniowych i zapewni większą niezależność od sytuacji politycznej w krajach, z których obecnie importuje się paliwa kopalne.
Na czym zatem miałby opierać się ów koncept? Z grubsza rzecz biorąc na tym, na czym EURATOM - powstała w latach 50. XX wieku wspólnota europejska, służąca skoordynowaniu i promowaniu tego typu energetyki. Dziś, kiedy wiemy już, że można inaczej - bez ryzyka ataków terrorystycznych, centralizacji produkcji i odpadów radioaktywnych - nadszedł już czas na nowe spoiwo integracji europejskiej, o czym piszą Michaele Schreyer i Lutz Mez. Pokazują oni, że warunki produkcji energii - zróżnicowane w każdym z państw członkowskich - skłaniają do stworzenia narzędzi, ułatwiających produkcję i handel energią odnawialną. Dajmy na to Hiszpania, mająca kolosalne możliwości w dziedzinie energii fotowoltaicznej dzięki inwestycjom w przebudowę sieci energetycznych i poprawie ich jakości mogłaby eksportować swoje nadwyżki do Francji, która takich nadwyżek mieć nie będzie.
Rzecz jasna jest to długofalowy plan, który musi iść w parze z ograniczaniem zużycia energii i podnoszeniem efektywności energetycznej. Wiązać się to będzie z poprawą jakości życia (obniżenie ceny prądu w dłuższym okresie) bez wyrzeczeń co do komfortu ludzkiej egzystencji. Dodatkowo autorka i autor sugerują, że samowystarczalność energetyczna Europy może być wzmocniona poprzez ściślejszą kooperację z państwami regionu śródziemnomorskiego. Nakłonienie ich do instalacji paneli słonecznych na Saharze i na eksport energii do UE pozwoliłoby im otrzymać kolejne, pewne źródło dochodów, które mogłyby iść na zielony, zrównoważony rozwój społeczny, ekologiczny i ekonomiczny tych krajów.
Ważnym pytaniem dotyczącym tego pomysłu jest to, w jaki sposób wprowadzić go w życie. Najbardziej spektakularnym - ale i chyba najtrudniejszym do zrealizowania - byłoby zastąpienie EURATOMU przez ERENE. Bardziej prawdopodobne byłoby jednak bądź to wydzielenie osobnej Wspólnoty Europejskiej, bądź też przygotowanie tego typu programu w ramach samej Unii. Być może na samym początku nie wszystkie państwa członkowskie byłyby nim zainteresowane, jednak wraz z osiągnięciem pewnej "masy krytycznej" i pierwszych sukcesach do tej pory sceptyczne państwa zaczęłyby wchodzić w ten projekt.
Na czym polegałaby jego atrakcyjność? Przede wszystkim opierałby się na zasadach subsydiarności, a więc wspierałby działania nakierowane bądź to na współpracę transgraniczną, bądź też takie, które nie są na tyle opłacalne z punktu widzenia wspólnoty lokalnej lub inwestycji pojedynczego państwa. Większość przychodów tego projektu nie pochodziłaby bezpośrednio z budżetów samych państw uczestniczących w nim, ale z zysków z tytułu handlu emisjami. Im więcej dane państwo włożyłoby do wspólnego worka, tym miałoby większą szansę na wyciągnięcie większej ilości pieniędzy na projekty rozwojowe. Wsparcie dla projektów badawczych, prawo do tworzenia jednolitych standardów prawnych, instalacji demonstracyjnych czy też podnoszenia jakości sieci energetycznej - to tylko niektóre z narzędzi, w które ERENE powinna zostać wyposażona.
Istotną kwestią będzie przyjęcie harmonogramu, który umożliwiłby stworzenie ERENE już w 2010 roku. Kluczowym zatem będzie rok przyszły - niezbędna jest debata publiczna w państwach członkowskich UE. Obywatelki i obywatele tych państw w wielu sondażach wypowiadają się na rzecz zwiększenia roli energetyki odnawialnej i zmniejszaniu udziału energetyki jądrowej w miksie energetycznym. Wybory do Parlamentu Europejskiego są dobrą okazją do poruszania tego tematu - do którego Zieloni są wybitnie predystynowani - a następnie do tworzenia nacisku na instytucje krajowe i europejskie odpowiedzialne za politykę energetyczną. Kluczowa będzie tu prezydencja Hiszpanii w 2010 roku - kraj ten okazuje spore zainteresowanie energetyką odnawialną, jest zatem szansa na pozytywne przekonywanie reszty Europy do tego pomysłu.
Choć publikacja o ERENE nie należy do najprostszych w świecie, jeśli nie jest się specjalistą od energetyki, to jednak warto się z nią zaznajomić. Być może właśnie okres świąteczny, dający nieco więcej czasu nam wszystkim, pozwoli komuś na przebrnięcie 100 stron broszury i zainteresowanie się projektem, który zazieleni europejską energię, zmniejszy emisję gazów szklarniowych i zapewni większą niezależność od sytuacji politycznej w krajach, z których obecnie importuje się paliwa kopalne.
4 komentarze:
Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.
Myślę, że bardzo dobrym wyborem nadal jest posiadanie np. gazu. Dlatego ja jestem zdania, że odkąd posiadam ofertę taniego gazu do firmy https://poprostuenergia.pl/gaz-dla-firmy/to przede wszystkim jestem ekologiczna i oczywiście płacę dużo mniej za rachunki za gaz.
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
Moim zdaniem powinno się coraz bardziej rozwijać fotowoltaike. montaż paneli słonecznych, Wrocław i okolice są obsługiwane przez coraz większą liczbę firm. Sam nie wiem na kogo się zdecydować
Prześlij komentarz