Kiedy zastanawiamy się nad naszymi wyborami życiowymi i temu, z jakiego powodu postępujemy tak a nie inaczej, kultura nie wydaje się oczywistą odpowiedzią. Bardziej jesteśmy skłonni uwierzyć bądź to w ślepy los, bądź też jakąś formę kalwińskiej predestynacji. Kulturę w jakiej się poruszamy z reguły pojmujemy w kategoriach teatru telewizji albo koncertu sylwestrowego na Placu Konstytucji, nie za bardzo przekonując się do uznania, że tego typu byty mogą decydować o tym, jak żyjemy. Zawężając pojęcie, trudniej nam dostrzec, że przecież podpada pod nie w praktyce wszelki - materialny bądź duchowy - wytwór rąk ludzkich. Z kultury wyradza się na przykład polityka. I choć wiele osób utrzymuje, że ta ostatnia nie ma wpływu na ich życie, to jest to bardziej myślenie życzeniowe niż realnie istniejąca rzeczywistość.
Tworzymy rozliczne zakazy i nakazy, jednocześnie wierząc, że to "nasze" (w zależności od kontekstu - polskie, europejskie, zachodnie) wartości są tymi najlepszymi. Z uporem maniaka gotowi jesteśmy uznać za tradycyjne modele współżycia społecznego, istniejące raptem 100 lat - to casus rodziny wielopokoleniowej, produktu mieszczańskiego końca XIX wieku. Ubolewa się nad "upadkiem obyczajów", często bez zastanowienia się, czemu właściwie one służyły. Zżyma się na okrywanie twarzy kobietom w krajach i społecznościach muzułmańskich, a jednocześnie z dumą podkreśla się przynależność do "cywilizacji śródziemnomorskiej" i do ideałów antycznej Grecji, w której mężatki zamykało się na klucz w domach albo zmuszało... do zakrywania twarzy przy okazji wychodzenia na zakupy. Zabawne, czyż nie?
To, w jaki sposób się zachowujemy, jest w dużej mierze wynikiem socjalizacji do funkcjonowania w danej kulturze. Nie będziemy zatem bekać przy stole, mimo, iż w Tybecie byłoby to sporą pochwałą kuchni goszczących nas ludzi. To może banalny przykład, ale ilustruje dobrze, że nasza paleta wyboru nie jest wcale tak duża, jak się nam wydaje. Owszem, żyjemy w liberalnej kulturze, w której można nam trochę więcej niż w kulturach pierwotnych. Tam, jak pisał Emil Durkheim, przekroczenie danego tabu we wspólnocie mechanicznej, oralnej, niepiśmiennej - zagraża funkcjonowaniu całej wspólnoty i musi zostać ukarane. W społecznościach organicznych, takich jak nasza, istnieją alternatywy, umożliwiające dokonywanie wyborów.
We wspólnocie pierwotnej (a pamiętajmy, że też nią kiedyś byliśmy) nie ma miejsca na innowacje z powodu wiary w przenikającą egzystencję mistyczność świata - to z kolei opinia Luciena Levy-Bruhla. Tam nie zmienia się nawet kształtu łuku albo ostrza noża, istnieje bowiem obawa, że zmiana ta oznaczałaby wyjście spod ludzkiej kontroli mocy, które "napędzają" dany przedmiot. Widać zatem wyraźnie, że jako społeczność mamy nieco większe pole do popisu, a jako jednostki - szersze możliwości samorealizacji.
Popatrzmy na pierwszą z brzegu kwestię - różnicę płci. Co sprawia, że za tę samą pracę kobieta w naszym kraju otrzymuje o 15% niższe pensje niż mężczyzna? Czy nie jest to o tyle ciekawe, że rzekomo nie ma takich zjawisk, jak "szklany sufit" czy też "lepka podłoga"? Co sprawia, że obiektami seksualnymi na większości billboardów są kobiety właśnie, a odsetek pań w polskim Sejmie to okolice 20%? Bo chyba nie o kompetencje tu chodzi, w sytuacji, kiedy statystyczna kobieta jest lepiej wykształcona od statystycznego mężczyzny? Jak wiele kobiet ma możliwość, po urodzeniu dziecka, realnego wyboru pomiędzy pozostaniem w domu a powrotem do aktywności zawodowej? I czy nie jest to efekt trwania kulturowo upiornego przekonania, że to mężczyzna jest od przynoszenia jedzenia/pieniędzy do domu, a obrębem zainteresowania "nadobnej niewiasty" winny być tylko kościół, kuchnia i dzieci?
Podobnych pytań można mnożyć wiele. Nagle okazuje się, że kwestie naszego wyboru są dużo bardziej zdeterminowane przez to, w jakim otoczeniu się wychowujemy. To, kim są nasi rodzice często (ale szczęśliwie nie zawsze) wskazuje, do jakiego kina - i na co - pójdziemy, jakich będziemy mieli znajomych i jaki poziom dobrobytu będzie dla nas satysfakcjonujący. Kij i marchewka, stosowane przy wychowaniu, często przeniosą się na to, jakie mamy przekonania światopoglądowe i estetyczne. Wychowanie będzie zatem wpływać na to, czy spędzimy wieczór na kręglach czy też na slamie poetyckim, a może po prostu na wspólnym piciu taniego wina.
Warto zatem na chwilę przystanąć i zastanowić się nad swoimi zachowaniami i ich źródłami - nie chodzi tu o jakąś moralną ich ocenę, a raczej o rozpoznanie ich źródeł. Tego typu refleksja może całkiem nieźle pomóc w zrozumieniu siebie i swojego funkcjonowania w społeczności.
Tworzymy rozliczne zakazy i nakazy, jednocześnie wierząc, że to "nasze" (w zależności od kontekstu - polskie, europejskie, zachodnie) wartości są tymi najlepszymi. Z uporem maniaka gotowi jesteśmy uznać za tradycyjne modele współżycia społecznego, istniejące raptem 100 lat - to casus rodziny wielopokoleniowej, produktu mieszczańskiego końca XIX wieku. Ubolewa się nad "upadkiem obyczajów", często bez zastanowienia się, czemu właściwie one służyły. Zżyma się na okrywanie twarzy kobietom w krajach i społecznościach muzułmańskich, a jednocześnie z dumą podkreśla się przynależność do "cywilizacji śródziemnomorskiej" i do ideałów antycznej Grecji, w której mężatki zamykało się na klucz w domach albo zmuszało... do zakrywania twarzy przy okazji wychodzenia na zakupy. Zabawne, czyż nie?
To, w jaki sposób się zachowujemy, jest w dużej mierze wynikiem socjalizacji do funkcjonowania w danej kulturze. Nie będziemy zatem bekać przy stole, mimo, iż w Tybecie byłoby to sporą pochwałą kuchni goszczących nas ludzi. To może banalny przykład, ale ilustruje dobrze, że nasza paleta wyboru nie jest wcale tak duża, jak się nam wydaje. Owszem, żyjemy w liberalnej kulturze, w której można nam trochę więcej niż w kulturach pierwotnych. Tam, jak pisał Emil Durkheim, przekroczenie danego tabu we wspólnocie mechanicznej, oralnej, niepiśmiennej - zagraża funkcjonowaniu całej wspólnoty i musi zostać ukarane. W społecznościach organicznych, takich jak nasza, istnieją alternatywy, umożliwiające dokonywanie wyborów.
We wspólnocie pierwotnej (a pamiętajmy, że też nią kiedyś byliśmy) nie ma miejsca na innowacje z powodu wiary w przenikającą egzystencję mistyczność świata - to z kolei opinia Luciena Levy-Bruhla. Tam nie zmienia się nawet kształtu łuku albo ostrza noża, istnieje bowiem obawa, że zmiana ta oznaczałaby wyjście spod ludzkiej kontroli mocy, które "napędzają" dany przedmiot. Widać zatem wyraźnie, że jako społeczność mamy nieco większe pole do popisu, a jako jednostki - szersze możliwości samorealizacji.
Popatrzmy na pierwszą z brzegu kwestię - różnicę płci. Co sprawia, że za tę samą pracę kobieta w naszym kraju otrzymuje o 15% niższe pensje niż mężczyzna? Czy nie jest to o tyle ciekawe, że rzekomo nie ma takich zjawisk, jak "szklany sufit" czy też "lepka podłoga"? Co sprawia, że obiektami seksualnymi na większości billboardów są kobiety właśnie, a odsetek pań w polskim Sejmie to okolice 20%? Bo chyba nie o kompetencje tu chodzi, w sytuacji, kiedy statystyczna kobieta jest lepiej wykształcona od statystycznego mężczyzny? Jak wiele kobiet ma możliwość, po urodzeniu dziecka, realnego wyboru pomiędzy pozostaniem w domu a powrotem do aktywności zawodowej? I czy nie jest to efekt trwania kulturowo upiornego przekonania, że to mężczyzna jest od przynoszenia jedzenia/pieniędzy do domu, a obrębem zainteresowania "nadobnej niewiasty" winny być tylko kościół, kuchnia i dzieci?
Podobnych pytań można mnożyć wiele. Nagle okazuje się, że kwestie naszego wyboru są dużo bardziej zdeterminowane przez to, w jakim otoczeniu się wychowujemy. To, kim są nasi rodzice często (ale szczęśliwie nie zawsze) wskazuje, do jakiego kina - i na co - pójdziemy, jakich będziemy mieli znajomych i jaki poziom dobrobytu będzie dla nas satysfakcjonujący. Kij i marchewka, stosowane przy wychowaniu, często przeniosą się na to, jakie mamy przekonania światopoglądowe i estetyczne. Wychowanie będzie zatem wpływać na to, czy spędzimy wieczór na kręglach czy też na slamie poetyckim, a może po prostu na wspólnym piciu taniego wina.
Warto zatem na chwilę przystanąć i zastanowić się nad swoimi zachowaniami i ich źródłami - nie chodzi tu o jakąś moralną ich ocenę, a raczej o rozpoznanie ich źródeł. Tego typu refleksja może całkiem nieźle pomóc w zrozumieniu siebie i swojego funkcjonowania w społeczności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz