Wystarczy kryć w sobie możliwie nawet jedną czwartą światowych zasobów ropy i gazu, by nie być obiektem troski, a stawać się - pożądania. W obliczu walki o wpływy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znika troska o planetę, a zaczyna twarda, ekonomiczna kalkulacja. Tak być nie musi - należy zrobić wszystko, by przenieść dyskusję o Arktyce na poziom globalny i zabezpieczyć te rejony przed bezmyślną eksploatacją, mającą na celu oddalenie w czasie niezbędnych przemian w światowej gospodarce i energetyce. To ważna rola dla Unii Europejskiej, a zalecenia dla niej przygotowali wspólnie Roderick Kefferpütz i Danila Bochkarev w swej gotowej do ściągnięcia i zapoznania się z nią publikacji brukselskiego biura Fundacji Boella "Zwiększając możliwości instytucjonalne Unii Europejskiej w rejonie arktycznym".
W najbliższym czasie, jeśli nie podejmiemy działań zaradczych, temperatura za północnym kołem podbiegunowym wzrośnie nawet o 7 stopni Celsjusza. Oznacza to, że do 2040 roku możemy doczekać się sytuacji, kiedy na Biegunie Północnym nie będzie lodu w zimie. Będzie to tragedią nie tylko dla lokalnego ekosystemu, ale także dla mieszkającej tam ludności autochtonicznej. Następstwa tej sytuacji będą miały także szeroki oddźwięk globalny, prowadząc do podniesienia się stanu wód i zagrożenia zalaniem nie tylko wysp na Pacyfiku, ale też wielu obszarów przybrzeżnych, w tym na przykład Gdańska.
W tym samym czasie państwa, mające swoje terytoria pod kołem podbiegunowym (USA, Kanada, Dania, Norwegia i Rosja) toczą ze sobą zażarte spory o wyznaczenie granic wpływów. Stany Zjednoczone nie chcą uznawać praw Kanady do wód Przejścia Północno-Zachodniego, zarazem zazdrośnie strzegąc własnych wpływów. Norwegia kłóci się z Rosją o "szarą strefę", Kanada z Danią zaś - o maleńką wysepkę Hans. Pomimo podpisania przez wszystkie strony w 1997 roku układu, na mocy którego ograniczyły swoje roszczenia do wyłącznej strefy ekonomicznej, położonej do 200 mil morskich od brzegów danych państw, to jednak pozostawiona wtedy furtka ułatwia im eskalację żądań. Furtka ta mówi, że strefa ta będzie mogła zostać poszerzona, jeśli dane państwo udowodni, że obszar o który zabiega należy geologicznie do platformy kontynentalnej danego państwa. Efektem tego są m.in. duńskie i rosyjskie ekspedycje "naukowe", chcące maksymalnie rozszerzyć strefę wpływów tych krajów.
Powołane przez "arktyczną piątkę" instytucje dialogowe nie zostały (być może celowo) wyposażone we własne siedziby, kompetencje i budżety, dzięki czemu są one w dużej mierze martwymi bytami. Rada Arktyczna, która powstała w 1991 roku, mogłaby uczynić wiele, zrzesza bowiem także Islandię, Szwecję i Finlandię, a Unia Europejska i Chiny są zainteresowane udziałem w jej pracach. Dodatkowy udział reprezentantów ludów autochtonicznych czyni z tę instytucję nad wyraz perspektywiczną, jednak żadnej ze stron biorących udział w jej pracach nie zależy na jej wzmocnieniu w roli regulatorki sytuacji za kołem podbiegunowym. W obliczu rosnącego zainteresowania Państwa Środka i Japonii nie da się ukryć, że być może Arktyka stanie się "Bałkanami XXI wieku", a zatargi w tamtym rejonie nie będą wpływać pozytywnie na wzrost współpracy międzynarodowej.
UE ma tu zatem do odegrania bardzo ważną rolę. Od jej zaangażowania zależy, czy przestrzeń wspólna, jaką do tej pory była Arktyka, zostanie rozparcelowana dla totalnego wyeksploatowania tamtych rejonów, czy też zdoła aktywnie włączyć się w działania na rzecz uratowania planety. Z jednej strony, zobowiązując się do redukcji emisji gazów szklarniowych, przyczynia się do zachowania dziewiczych warunków za kołem podbiegunowym, które w naturalny sposób utrudniają wyzysk środowiska naturalnego. Z drugiej z kolei może włączyć się w działania dyplomatyczne, takie jak sugerowany przez autorów okrągły stół UE-Dania-Grenlandia czy też strategiczne partnerstwo z Norwegią. W tej sprawie można i warto zrobić wiele, czas zatem, by Bruksela baczniej przyglądała się wydarzeniom na dalekiej północy naszego globu.
W najbliższym czasie, jeśli nie podejmiemy działań zaradczych, temperatura za północnym kołem podbiegunowym wzrośnie nawet o 7 stopni Celsjusza. Oznacza to, że do 2040 roku możemy doczekać się sytuacji, kiedy na Biegunie Północnym nie będzie lodu w zimie. Będzie to tragedią nie tylko dla lokalnego ekosystemu, ale także dla mieszkającej tam ludności autochtonicznej. Następstwa tej sytuacji będą miały także szeroki oddźwięk globalny, prowadząc do podniesienia się stanu wód i zagrożenia zalaniem nie tylko wysp na Pacyfiku, ale też wielu obszarów przybrzeżnych, w tym na przykład Gdańska.
W tym samym czasie państwa, mające swoje terytoria pod kołem podbiegunowym (USA, Kanada, Dania, Norwegia i Rosja) toczą ze sobą zażarte spory o wyznaczenie granic wpływów. Stany Zjednoczone nie chcą uznawać praw Kanady do wód Przejścia Północno-Zachodniego, zarazem zazdrośnie strzegąc własnych wpływów. Norwegia kłóci się z Rosją o "szarą strefę", Kanada z Danią zaś - o maleńką wysepkę Hans. Pomimo podpisania przez wszystkie strony w 1997 roku układu, na mocy którego ograniczyły swoje roszczenia do wyłącznej strefy ekonomicznej, położonej do 200 mil morskich od brzegów danych państw, to jednak pozostawiona wtedy furtka ułatwia im eskalację żądań. Furtka ta mówi, że strefa ta będzie mogła zostać poszerzona, jeśli dane państwo udowodni, że obszar o który zabiega należy geologicznie do platformy kontynentalnej danego państwa. Efektem tego są m.in. duńskie i rosyjskie ekspedycje "naukowe", chcące maksymalnie rozszerzyć strefę wpływów tych krajów.
Powołane przez "arktyczną piątkę" instytucje dialogowe nie zostały (być może celowo) wyposażone we własne siedziby, kompetencje i budżety, dzięki czemu są one w dużej mierze martwymi bytami. Rada Arktyczna, która powstała w 1991 roku, mogłaby uczynić wiele, zrzesza bowiem także Islandię, Szwecję i Finlandię, a Unia Europejska i Chiny są zainteresowane udziałem w jej pracach. Dodatkowy udział reprezentantów ludów autochtonicznych czyni z tę instytucję nad wyraz perspektywiczną, jednak żadnej ze stron biorących udział w jej pracach nie zależy na jej wzmocnieniu w roli regulatorki sytuacji za kołem podbiegunowym. W obliczu rosnącego zainteresowania Państwa Środka i Japonii nie da się ukryć, że być może Arktyka stanie się "Bałkanami XXI wieku", a zatargi w tamtym rejonie nie będą wpływać pozytywnie na wzrost współpracy międzynarodowej.
UE ma tu zatem do odegrania bardzo ważną rolę. Od jej zaangażowania zależy, czy przestrzeń wspólna, jaką do tej pory była Arktyka, zostanie rozparcelowana dla totalnego wyeksploatowania tamtych rejonów, czy też zdoła aktywnie włączyć się w działania na rzecz uratowania planety. Z jednej strony, zobowiązując się do redukcji emisji gazów szklarniowych, przyczynia się do zachowania dziewiczych warunków za kołem podbiegunowym, które w naturalny sposób utrudniają wyzysk środowiska naturalnego. Z drugiej z kolei może włączyć się w działania dyplomatyczne, takie jak sugerowany przez autorów okrągły stół UE-Dania-Grenlandia czy też strategiczne partnerstwo z Norwegią. W tej sprawie można i warto zrobić wiele, czas zatem, by Bruksela baczniej przyglądała się wydarzeniom na dalekiej północy naszego globu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz