11 września 2008

11 września trwa do dziś

Minęło 7 lat od pamiętnych wydarzeń z 2001 roku. Pamiętam dobrze, co robiłem w ten dzień. Kiedy siedziałem sobie na poddaszu swojego podkarpackiego domu, radio podało informacje o samolocie, który wbił się w Twin Towers w Nowym Jorku. Zszedłem wtedy z siostrą na dół, by włączyć raczkujący wówczas TVN 24. Zobaczyliśmy wszyscy szokujące zdjęcia i przez parę godzin obserwowaliśmy tragedię. Upadek wpierw pierwszej, a potem i kolejnej wieży. Doniesienia z Pentagonu. Opinie i komentarze. Przez parę dni temat ten nie schodził z afisza szkolnych rozmów. Kiedy minął szok, widać było, że Stany Zjednoczone rozpoczynają działania odwetowe. Dało się wyczuć, że skończył się wiek XX i zaczął XXI. Wiek, który rozpoczął się wstrząsająco i w którym napięcie da się wyczuć po dziś dzień.

Atak terrorystyczny na Nowy Jork i Waszyngton dla wielu wydał się niewyobrażalny. Zaczął się wydawać takim, kiedy można było zaobserwować jego skutki - w Afganistanie i w Iraku. Okazał się wygodnym pretekstem do opanowania terenów roponośnych i kluczowych dla tranzytu surowców z Azji Środkowej. Zmienił globalny układ sił, prowadząc wpierw do rozszerzenia hegemonii USA, a następnie do zrujnowania reputacji tego kraju w oczach świata. Stany przestały się kojarzyć z wolnością, a zaczęły - z bezpardonowym dążeniem do globalnej dominacji. Sfingowane dowody na dysponowanie przez Irak bronią masowego rażenia wcale nie zmieniły tego postrzegania mocarstwa przez innych. Niedawne doniesienia, że administracja Busha byłaby w stanie posunąć się nawet do prowokacji, byle wymusić wojnę z Iranem, nie napawa optymizmem...

Kiedy popatrzymy się na fakt, że na "Globalnej Północy" od czasu NYC, Madrytu i Londynu nie dochodzi do zamachów terrorystycznych, wygląda na to, że nie trzeba aż w tym celu było najeżdżać na Kabul czy Bagdad. Przykład Somalii, która powoli zaczęła stawać na nogi, rządzona przez muzułmańskich fundamentalistów, jak nazwał ich Waszyngton, jest tu nad wyraz wymowny. Po inwazji Etiopii, wspieranej dyplomatycznie przez rząd USA, do kraju powrócił chaos, rząd nie panuje nawet nad stolicą - Mogadiszu, a piraci, których islamiści wyeliminowali, teraz znów porywają zagraniczne statki. Benjamin Barber słusznie określił tego typu politykę mianem niszczenia żywiciela, a nie pasożyta (terroryzmu), który najzwyczajniej w świecie ulega przemieszczeniu. Nikt o zdrowych zmysłach - na szczęście! - nie zaatakuje posiadającego broń atomową Pakistanu, a jednocześnie wszyscy wiedzą, że na terenach niekontrolowanych przez rząd terroryści mogą nadal knuć swoje plany.

Amerykański rząd wykorzystał 11 września do podsycenia strachu. Strach ten przez spory okres czasu pozwalał trzymać świat w swych ryzach. Korzyści, jakie przez jakiś czas odnosił skłaniały wielu ludzi do widzenia w tym spisku służb specjalnych. Nie mamy narzędzi, by jednoznacznie przesądzić ten fakt - na filmy w rodzaju "Loose Change", mające na celu zdemaskowanie tego procederu, odpowiadają kolejne setki stron internetowych, które pragną wykazać, że poruszane tam argumenty są wyssane z palca. Spora grupa lewicowych publicystów uważa, że wszelkie teorie spiskowe nt. 9/11 mają pewien podświadomy podtekst rasistowski - nie wierzymy, że największą światową potęgę mogli na parę chwil obezwładnić osobnicy, uzbrojeni w noże do cięcia tektury. Nie da się też ukryć, że gdyby któregoś dnia teorie te miały okazać się prawdą, to byłby to koniec świata, jaki znamy, a w USA wybuchłaby prawdziwa rewolucja.

Terroryzm jest faktem, tak jak był nim przez ostatnie wieki. Jeśli chcemy go zwalczyć i uniknąć powtórki z 11 września 2001, powinniśmy działać na rzecz bardziej sprawiedliwego porządku społecznego na całym świecie. Nikt, kto ma rodzinę, dach nad głowę, pełny brzuch i dobrą pracę nie będzie wysadzał się w powietrze - będzie mu zwyczajnie żal. Ameryka cierpi, bo niegdyś wspierała islamski fundamentalizm i niedemokratyczne reżimy w świecie arabskim (i nie tylko) jako kontrę do przesiąkniętego socjalizmem panarabizmu. Rozwiązaniem problemów "Globalnego Południa" nie są kolejne bomby, "tarcze" i wojny. Tym rozwiązaniem jest realna pomoc w tworzeniu, niekiedy od podstaw, zdrowych, zrównoważonych społeczeństw. To inwestowanie w ich infrastrukturę, w odnawialne źródła energii, naturalne rolnictwo, gwarantujące bioróżnorodność. Jeśli Zachód samolubnie będzie tego odmawiał reszcie świata, sam skaże się na życie w zamkniętej, oblężonej twierdzy. Mam jednak nadzieję, że tym razem okażemy się mądrzejsze i mądrzejsi.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bardzo dobry tekst - naprawdę. Zgadzam się z Tobą, kolego. Państwa powinny zacząć wspierać rozwój innych państw, które tej pomocy potrzebują. Zniweluje to problem terroryzmu, bo i po co i o co będą się bić? Wtedy zostaną tylko bojówki stricte religijne a i tak one same ucierpią na brak ludzi...

Beniex pisze...

Dziękuję za ciepłe słowa - chciałem Ci skomentować posta na Twoim blogu o Zeitgeiście ale Blogger mi powiedział że jestem brzydki albo jakoś tak więc nie mogę;)

USA na swoją obronę wydają 512 mld $ rocznie. Globalny koszt walki ze zmianami klimatycznymi (i ich skutkami - np. konfliktami o wodę) to 300 miliardów. Daje do myślenia, czyż nie?

Pozdrawiam ciepło:)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...